Panasonic Lumix LX100 - Budowa, ergonomia i użytkowanie

Zaprezentowany niedawno Lumix LX100, to odważna koncepcja zbudowania kompaktu o możliwościach bezlusterkowca mikro 4/3. Poza dużą matrycą Panasonic bezkompromisowo wyposażył swój aparat w jasny zoom o profesjonalnych parametrach. Sprawdziliśmy jak ten zestaw sprawdza się w praktyce i w laboratorium testowym.

Autor: Michał Sułkiewicz

28 Listopad 2014
Artykuł na: 49-60 minut
Spis treści



Wykonanie
Firma Panasonic w designie swoich aparatów całkiem niedawno odeszła od kolorowych napisów określających poszczególne funkcje aparatu. Teraz kolorystyka jest mocno stonowana. LX100 w wersji czarnej (testowanej przez nas) to właściwie czarna, matowa bryła z delikatnymi białymi napisami. To może się podobać. Nam przypomina konstrukcje projektowane przez designerów firmy Leica, a także nawiązuje do pierwszych zaawansowanych aparatów Panasonika, jak pierwsza lustrzanka Panasonic DMC L1. Wadą takiego wykończenia jest to, że aparat bardzo przyciąga kurz i inne drobinki, co niestety uwidoczniło się też na naszych zdjęciach. Osoby bardzo dbające o czystość będą miały z LX100 ból głowy.

Zobacz wszystkie zdjęcia (4)

Aluminiowa, matowa obudowa świetnie łączy się z plastikowymi elementami. To ważne osiągnięcie, bo konieczność wyprowadzenia anten do łączności bezprzewodowej Wifi i NFC spowodowała, że całą prawą krawędź aparatu mamy wykonaną z tworzywa. Nie razi to jednak.

Konstruktorzy wybrali raczej opcję "miękką" w designie. Nie mamy wrażenia, że aparat jest pancerny. Często zastanawialiśmy się czy dany element to metal, czy tworzywo sztuczne. Pokrętła i przyciski przeskakują miękko, ale z odpowiednim oporem - nie ma metalicznego "szczęknięcia". Nie ma to jednak znaczenia, bo wszystko wygląda i działa bardzo porządnie - budzi zaufanie.

Nie do końca do tego obrazu pasuje tworzywo uchwytu, które mimo że jest lepszej jakości niż w egzemplarzu przedprodukcyjnym opisywanym w naszych pierwszych wrażeniach, to jednak nie dorównuje reszcie materiałów obudowy. Myśleliśmy, że to samo będziemy musieli napisać o zewnętrznej lampie błyskowej, którą otrzymujemy w zestawie (przy braku wbudowanego flesza), a która w wersji przedprodukcyjnej wyglądała bardzo tanio. Całe szczęście wersja, którą znaleźliśmy w pudełku finalnego egzemplarza wygląda już przyzwoicie.
Zobacz wszystkie zdjęcia (5)

Wizjer aparatu wykończony jest dosyć twardą gumą, ale w praktyce jest całkiem wygodny. Twarda guma jest za to trwała i nie grozi odpadnięciem. Z boku wizjera mamy pokrętło ustawiania dioptrii. Niestety nie ma ono zaznaczonej pozycji "0". Całe szczęście trudno je przypadkiem przestawić, więc po jednorazowym ustawieniu możemy o nim zapomnieć.

Ekran LCD jest płasko zamocowany w korpusie. Nie ma możliwości odchylania. Zazwyczaj w konstrukcjach, w których położony jest nacisk na kompaktowość nie oceniamy tego bardzo negatywnie - to często wybór konstruktorów. Jednak biorąc pod uwagę to, że część - nawet bardzo kieszonkowej - konkurencji ma odchylane ekrany, to musimy ten brak wytknąć w wadach LX100.

Panasonic zdecydował się na zastosowanie zwykłego dekielka, do którego w zestawie dostajemy smyczkę. Nie jest to wygodne rozwiązanie, tym bardziej, że aparat nie sygnalizuje przy uruchomieniu, że obiektyw jest zakryty. Można sobie z tym problemem poradzić na dwa sposoby. Dokupić akcesorium dodatkowe w postaci automatycznie otwierającego się dekielka (DMW-LFAC1), albo założyć filtr ochronny o średnicy 43 mm. Sugerujemy to drugie rozwiązanie.

Przygotowanie do pracy
LX100 korzysta z klasycznego rozwiązania w postaci oddzielnej ładowarki do akumulatora. Nie ma możliwości ładowania przez USB. Czy to wada, czy zaleta nie będziemy wyrokować. Każdy musi to rozsądzić biorąc pod uwagę własne potrzeby. Ładowanie przez USB jest wygodniejsze i nie wymaga dodatkowych urządzeń, możemy też załadować aparat za pomocą powerbanku. Dedykowana ładowarka to z kolei możliwość ładowania akumulatora większej pojemności i o większym napięciu, a także możliwość korzystania z aparatu podczas ładowania zapasowego, drugiego ogniwa.

Sam akumulator ma pojemność 1025mAh i 7,4Wh, co w praktyce przełożyło się w trakcie testu na jakieś dwa - niezbyt intensywne - dni zdjęciowe, z kilkukrotnym użyciem lampy, co oznacza jakieś 150-200 zdjęć. To nie najgorszy wynik w tej klasie, a na pewno lepszy od większości modeli ładowanych przez USB. Akumulator wkładamy klasycznie, od spodu (razem z kartą pamięci) w otwór w uchwycie aparatu. Kształt otworu wyklucza włożenie baterii odwrotnie, a zabezpieczenie zapobiega samoczynnemu wysunięciu się.
Zobacz wszystkie zdjęcia (2)

Dla porządku musimy dodać, że LX100 może być także zasilany z dodatkowego zasilacza sieciowego.

Jak już wspominaliśmy LX100 ma naprawdę dużo przycisków i pokręteł umieszczonych na obudowie. Po wyjęciu aparatu z pudełka, wszystkie mają nadane z góry funkcje. Jednak aż trzy: Fn1, Fn2 i Fn3 możemy zdefiniować według własnych potrzeb nadając im praktycznie dowolną funkcję. Działanie pozostałych przycisków i pokręteł możemy zmieniać tylko w niewielkim zakresie lub wcale. Na przykład dźwigienka zoomu może działać w sposób ciągły lub przeskakując automatycznie na "okrągłe" ekwiwalenty ogniskowych: 24 mm, 28 mm, 35 mm itd. To fajne, sprytne rozwiązanie, które jest ukłonem dla wielbicieli stałek, ale też przyspiesza działanie elektrycznego zoomu.
Zobacz wszystkie zdjęcia (6)

Dedykowane przyciski mają nawet tryb iA (inteligentna automatyka) i filtry artystyczne. W tym pierwszym przypadku osobom preferującym manualny wyrób trybów pracy aparatu radzimy, żeby wybrały w menu tryb włączania przez przytrzymanie, gdyż przycisk iA znajduje się dosyć blisko (za blisko) często używanych elementów jak włącznik, spust migawki czy korekta ekspozycji i pada ofiarą przypadkowego naciśnięcia. W menu głównym aparatu znajduje się oddzielna zakładka zbierająca wszystkie ustawienia użytkownika (custom), więc nie musimy nurkować głęboko w menu, żeby zdefiniować jakąś funkcję.

Pisaliśmy już LX100 nie ma zbudowanej lampy błyskowej. Ma za to gorącą stopkę, do której możemy podłączyć małą lampę, którą otrzymujemy w zestawie lub całkiem duży flesz systemowy np. DMW-FL360L kupowany oczywiście oddzielnie. Szkoda, że konstruktorom firmy nie udało się jednak wcisnąć do obudowy nawet małego flesza, który powinien być w każdym kompakcie. Poradzili sobie z tym konstruktorzy Sony w modelu RX100III czy Fujifilm w modelu X30, - oba te aparaty mają i elektroniczny wizjer, i wbudowaną lampę. Rozumiemy, że w LX100 jest większa matryca, ale Panasonic ma już świetne osiągnięcia pod tym względem w niewiele większym, "wszystkomającym" - mimo wymiennej optyki - GX7. Na pocieszenie można jedynie dodać, że założenie lampy wymaga zdjęcia jedynie - i tak zasadniczo niepotrzebnej - zaślepki gorącej stopki. Nie ma żadnych dodatkowych złącz, jak na przykład w Olympusach.
Zobacz wszystkie zdjęcia (7)

Egzemplarz lampy, którą otrzymaliśmy z testowanym egzemplarzem aparatu zaliczył niestety małą wpadkę. Przełącznik On/Off działał odwrotnie. Lampa była włączona na pozycji Off (patrz zdjęcie powyżej).

Praca
Lumix LX100 ma bardzo klasycznie rozwiązany system sterowania ekspozycją. Nie ma programów, a czas i przysłonę wybiera się na pokrętłach: przysłonę na obiektywie, czas na pokrętle obok spustu migawki. Tryb w pełni automatyczny osiągamy wybierając położenie A na obu pokrętłach. Całe szczęście inżynierowie firmy Panasonic nie dali się skusić, jak konstruktorzy Sony RX1 i nie połączyli "analogowego" pierścienia przysłony z trybami PASM sterowanymi za pomocą pokręteł. W LX100 przysłonę i czas ustawiamy ręcznie tylko w jeden sposób i wskazania, które widzimy na pierścieniu i pokrętle są obowiązujące. Szkoda tylko, że tryb A na pokrętle czasów nie został wyraźniej oznaczony w ruchu pokrętła. Nie patrząc na wartości czasów naprawdę trudno uchwycić moment wyboru automatyki. Tym bardziej, że w wizjerze pojawiają się wszystkie wartości czasów oprócz... A.
Zobacz wszystkie zdjęcia (4)

Ogólnie jednak do umiejscowienia przycisków i pokręteł potrzebnym do kontroli ekspozycji ciężko się przyczepić. Panasonic sięgnął tu po stare, sprawdzone wzorce uzupełnione o nowe rozwiązania. Na przykład nie mamy klasycznego koła nastaw pod kciukiem, ale bez odrywania palców z gripu i oka od wizjera możemy obsługiwać kółko wielofunkcyjne z tyłu aparatu. Musimy co prawda podeprzeć wtedy aparat drugą ręką, ale za to uzyskujemy pełen dostęp do nastawów wyciągniętych na tylną ściankę aparatu. Możemy nawet w ten sposób zmieniać ustawienia w menu - wszystko widzimy w wizjerze aparatu bądź na LCD. Podsumowując, poza wymienionymi powyżej drobnymi wadami obsługa funkcji parametrów ekspozycji jest w LX100 świetna i aparatem pracuje się naprawdę wygodnie.

Korzystając z dedykowanych przycisków w przypadku niektórych funkcji możemy także je modyfikować bez konieczności korzystania z menu głównego. Na przykład wybierając zdjęcia seryjne wyświetli nam się informacja, że klikając wybierakiem w górę lub w dół można dokonać modyfikacji danego trybu. Tak wiele możliwości wejścia w daną opcję może być z początku przytłaczające i powodować zagubienie, jednak z czasem użytkownik powinien sobie wyrobić ulubione ścieżki dotarcia do potrzebnych opcji. Ogólnie możliwość zmiany parametrów bez grzebania się w przepastnym menu głównym oceniamy pozytywnie.
Zobacz wszystkie zdjęcia (3)

Ustawienia, do których nie mamy dedykowanych pokręteł, ani przycisków możemy łatwo zmienić za pomocą przycisku Q.MENU. Tam znajdziemy między innymi takie ustawienia jak: tryby kolorystyczne zdjęć, standard pliku wideo, kompresja pliku wideo czy ustawienia zdjęć seryjnych i trybu pracy AF.

Menu główne LX100 składa się z pięciu podstawowych zakładek poświęconych kolejno: fotografowaniu, filmowaniu, ustawieniom własnym, ustawieniom aparatu i odtwarzaniu. Taki podział wydaje się logiczny, jednak z początku trudno zdecydować czy daną funkcję znajdziemy w ustawieniach własnych, czy ogólnych aparatu. Trzeba też zwrócić uwagę czy szukając jakiejś funkcji w menu nie jesteśmy w trybie iA. Wtedy liczba opcji staje się mocno ograniczona. Na pochwałę zasługuje możliwość zapisania zestawów ustawień własnych - mamy możliwość zapisania aż trzech banków ustawień i wywołania ich z poziomu menu. Warto wspomnieć o funkcji nadruku daty i godziny na zdjęciu (pliku zdjęciowym) - taka opcja przyda się wielu osobom wykonującym zdjęcia dokumentacyjne. Możemy tę opcję wybrać i zdefiniować w menu odtwarzania.
Zobacz wszystkie zdjęcia (3)

Samo odtwarzanie zdjęć i inne operacje na nich wykonywane odbywają się całkiem szybko. W trybie odtwarzania za pomocą przycisku DISP możemy przełączać się między poszczególnymi ekranami pokazującymi parametry ekspozycji, użyte funkcje czy histogram. Aparat zwalnia i zacina tylko w miejscach, gdzie konstruktorzy zaszaleli i dołożyli - zupełnie niepotrzebne - animacje, jak na przykład przy wyświetlaniu miniaturek zdjęć.
Zobacz wszystkie zdjęcia (5)

Tym samym przyciskiem wybieramy, co chcemy widzieć na głównym ekranie LCD i w wizjerze aparatu. Opcje są dosyć standardowe, czyli mamy wybór od czystego ekranu, poprzez informację o podstawowych parametrach zapisu obrazu czy opcję elektronicznej poziomicy, a kończąc na ekranie informacyjnym. Z poziomu głównego menu możemy także wybrać dodatkowo między innymi wyświetlanie histogramu (na żywo), prześwietleń czy linii siatki. W tym ostatnim przypadku świetną funkcją jest możliwość dostosowywania punktu przecięcia linii. Możemy w ten sposób łatwo kontrolować czy najważniejsze elementy naszego kadru są w silnych punktach lub ułatwić sobie powtarzanie takich samych ujęć.

Więcej na temat osiągów wbudowanego obiektywu będziemy pisali w dziale Optyka, jednak teraz warto ocenić pracę systemu zmiany ogniskowej. Sterujemy nią elektrycznie (elektronicznie) i podstawowym narzędziem jest dźwigienka zoomu umieszczone pod spustem. Jednak możemy też tę funkcję zdefiniować na pierścieniu wokół obiektywu, co jest dobrym pomysłem i polecamy takie ustawienie. Od razu jednak możemy ocenić, że wolelibyśmy, żeby elektryczny zoom działał szybciej. Przejście od szerokiego kąta 24 mm do 75 mm zajmuje według naszych pomiarów około 2,70 s. Co ciekawe, na ten, dosyć przeciętny, wynik nie wpływa sama praca silnika, ale pewne zawahanie przy starcie ze skrajnych pozycji. Od przesunięcia dźwigienki zoom do oporu, do rzeczywistego ruchu obiektywu mija około 0,4 sekundy. W przypadku środkowych ustawień, takie opóźnienie nie występuje. Na minus trzeba zaliczyć także, że zakres wychylenia dźwigienki nie ma wpływu na szybkość pracy zoomu (a przynajmniej jest to nie wyczuwalne). Na dobrą sprawę wystarczyłby jej znacznie mniejszy skok.
Zobacz wszystkie zdjęcia (5)

Całe szczęście - i ucieszy to także osoby lubiące fotografować stałkami - w menu głównym możemy zdefiniować aby zoom przeskakiwał do ustalonych, "standardowych" pozycji: 24 mm, 28 mm, 35 mm, 50 mm, 70 mm i 75 mm. Takie ustawienie znacznie przyspiesza pracę z obiektywem, a jednocześnie uczy kadrowania na klasycznych ogniskowych. Na dużą pochwałę dla konstruktorów zasługuje możliwość oddzielnego zdefiniowania trybu pracy skokowo/płynnie dla pierścienia i dla dźwigienki zoomu. Dzięki temu możemy mieć "klasyczne" ogniskowe na pierścieniu i szybko je zmieniać, a w razie konieczności bardziej precyzyjnego doboru ogniskowej, możemy skorzystać z dźwigienki.
Zobacz wszystkie zdjęcia (2)

Na koniec tej części chcieliśmy pochwalić rzecz, którą zazwyczaj od razu wyłączamy - dźwięki. Dźwięk symulujący pracę migawki czy dźwięk samowyzwalacza są naprawdę świetnie dobrane, brzmią wiarygodnie i nie budzą odruchu natychmiastowego wyciszenia. Gdyby jednak zaszła taka konieczność, to w menu znajdziemy opcję wyciszającą natychmiast całą pracę aparatu, łącznie z wyłączeniem lampy błyskowej - to taki tryb do dyskretnej fotografii. Co więcej, tryb cichy wymusza działanie elektronicznej migawki, więc aparat przestaje wydawać z siebie jakiekolwiek mechaniczne i elektroniczne dźwięki.

Większość fotografujących LX100 będzie zapewne często korzystała z trybu A na obu pokrętłach - czasu i przysłony. Dlatego też przetestowaliśmy te tryby bardzo dokładnie. Musimy przyznać, że aparat bardzo chętnie sięga po dłuższe czasy, rzędu 1/30s czy nawet 1/20s. Nawet wybierając automatyczne ISO (ISO Auto) LX100 nie zwiększa szybko czułości poświęcając szybkość czasu naświetlania. To trochę niekorzystne, jeżeli fotografujemy w gorszych warunkach oświetleniowych szybko poruszające się obiekty jak zwierzęta czy dzieci. Trzeba liczyć się z tym, że mogą wyjść poruszone. Czyżby inżynierowie nie wierzyli w jakość wyższych czułości swojej konstrukcji? W każdym razie możemy temu zapobiec wybierając na stałe wyższą czułość lub ustawić ręcznie czas na pokrętle czasów. Po raz kolejny potwierdza się, że LX100, to bardzo "tradycyjny" aparat w swoim działaniu - dla świadomych użytkowników.

Funkcje dodatkowe
Obecnie wprowadzenie na rynek aparatu bez łączności WiFi, to poważne zaniedbanie producenta i raczej nikt sobie na to nie pozwoli. Co innego sposób zaimplementowania tej funkcji. Do tej pory wzorem tutaj był Olympus, który jako pierwszy wykorzystał kody QR do parowania aparatu ze smartfonem lub tabletem. Z tej technologii zaczął także korzystać Panasonic i obecnie połączenie Lumiksa nie stanowi już problemu, a nie moglibyśmy tego napisać jeszcze jakiś rok temu.
Zobacz wszystkie zdjęcia (4)

Podstawową aplikacją do łączności z aparatem jest Panasonic Image App i umożliwia ona nie tylko ściąganie i przeglądanie zdjęć z aparatu, ale też dosyć zaawansowane zdalne sterowanie LX100. Oprócz tego aplikacja może nam służyć między innymi do geotagowania zdjęć (LX100 nie ma wbudowanego GPS-u), a także do tworzenia prostych kolaży ze ściągniętych zdjęć - również tych, które już mamy w bibliotece telefonu. Na pochwałę zasługuje bardzo szybkie odświeżanie poglądu obrazu z aparatu na ekranie smarfona. Zarówno aplikacja jak i współpraca z nią aparatu są naprawdę świetne, co sprawia, że całość jest bardzo użyteczna i stanowi realną konkurencję dla fotografowania samym smartfonem.
Zobacz wszystkie zdjęcia (7)

Warto wspomnieć, że istnieje możliwość wysyłania plików bezpośrednio do komputera za pomocą WiFi korzystając z aplikacji PHOTOfunSTUDIO dostarczonej z aparatem. Co prawda w tej chwili znacząca większość urządzeń posiada wbudowane czytniki kart SD i jest to szybsza metoda transferu, ale doceniamy, że Panasonic udostępnił także także opcję bezprzewodowego przesyłania danych, która może się przydać w specyficznych warunkach - np. w studio lub w plenerze.

Jedną z najnowszych funkcji w jakie zaopatrzył swój nowy aparat Panasonic jest 4K Photo, o której pisaliśmy szerzej podczas premiery na targach Photokina 2014. W skrócie, funkcja ta umożliwia wybranie z nagranego filmu w rozdzielczości 4K jednej klatki i zapisanie jej w postaci pełnoprawnego zdjęcia z datą, EXIF-em itp. Fotografia ma rozdzielczość 8Mp i jest zapisywana oddzielnie na karcie. Zastosowanie tej funkcji może być różne. Przede wszystkim może to zastąpić szybkie zdjęcia seryjne rzędu kilkudziesięciu klatek na sekundę (w zależności od wybranego trybu filmowania). Ułatwia też jednoczesne filmowanie i fotografowanie, co może być cenne przy tym jak pracują obecnie media - mając mniejsze budżety na dodatkowych operatorów czy fotografów muszą jednocześnie dostarczać zarówno wideo jak i foto.

Musimy przyznać, że po prezentacji firmy na targach Photokina byliśmy bardzo zainteresowani funkcją 4K Photo. Trochę nasz zapał jednak opadł, gdy zaczęliśmy tej opcji szukać w aparacie - bez instrukcji obsługi się nie obędzie i trzeba trochę pogrzebać w gąszczu menu i opcji. Okazuje się, że tryb 4K Photo musi być specjalnie uruchomiony. Przestawia on parametry nagrywania filmu na odpowiednie do "wyłuskiwania" zdjęć z klatek oraz zmienia działanie spustu migawki. Od tej chwili możemy tylko nagrywać film i zapisywać poszczególne klatki. Nie działa standardowe fotografowanie w pełnej rozdzielczości z użyciem spustu - nawet gdy zatrzymamy nagrywanie filmu. To trochę upierdliwe, tym bardziej, że standardowo funkcja ta znajduje się dosyć głęboko w menu. Na plus zaliczamy, że sama "fotografia 4K" rzeczywiście działa jak obiecywano, a dodatkowo możemy wybierać klatki z już nagranego materiału - nie trzeba tego robić "na żywo".

Filtry artystyczne w zaawansowanych kompaktach i aparatach systemowych to już standard. Również LX100 nie ustępuje niczym konkurencji. Ma naprawdę bogaty zakres gotowych "modyfikatorów" zdjęć mieszczących się w menu na kilku stronach. Dodatkowo wiele z nich możemy jeszcze dodatkowo dostosować do własnego gustu. Mamy oczywiście standardowy wybór filtrów typu sepia, czerń i biel, podbijających kolory, symulujących zabawkowe aparaty itp. Filtry są dobrej jakości (patrz przykłady niżej - pełne rozdzielczości do ściągnięcia na końcu tego testu), choć czasami testując mieliśmy wrażenie, że efekt mógłby być mocniejszy. Najwyraźniej konstruktorzy postawili na bardziej subtelne działanie.
Zobacz wszystkie zdjęcia (8)


podsumowanie tej części:

+ bardzo dobra jakość wykonania
+ ładny, minimalistyczny design
+ wzorcowa ergonomia
+ duże możliwości personalizacji ustawień
+ użyteczny pierścień zoomu na obiektywie
+ działanie łączności WiFi
+ tryb 4K Photo

- odstająca od całości jakość uchwytu
- brak odchylanego ekranu
- brak wbudowanej lampy
- szybkość i praca dźwigienki zoomu
- zachowawczy algorytm doboru ekspozycji w trybie Auto

Dodaj ocenę i odbierz darmowy e-book
Digital Camera Polska
Spis treści
Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
21
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
41
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
41
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (10)