Wydarzenia
Vive la Résistance! W oku patrzącego - Marta Bogdańska w IFF
Lwia część specyfikacji zapożyczona z X-T3, wyraźnie poprawiony AF z funkcją wykrywania oka oraz dobrze znany korpus z jeszcze bardziej uproszczoną obsługą - czy to wystarczy, by X-T30 odniósł sukces w tym mocno obsadzonym segmencie bezlusterkowców?
Kluczowe podzespoły zapożyczone z topowych modeli, zamknięte w bardziej kompaktowym i wciąż solidnym body - to właśnie takie połączenie zapewniło modelom X-T10 i X-T20 zainteresowanie ambitnych fotoamatorów. Po premierze Fujifilm X-T3 kwestią czasu było więc pojawienie się na rynku jego odchudzonej i jednocześnie bardziej przystępnej cenowo wersji.
Fujifilm X-T30 odziedziczył przede wszystkim 26-megapikselową matrycę APS-C opracowaną w technologii BSI X-Trans CMOS, którą wspiera czwartej generacji procesor X-Processor Pro. Do tego zyskujemy 425-punktowy system AF ze znacznie usprawnioną funkcją wykrywania twarzy i oka, możliwość fotografowania w serii 20 kl./s z pełnym wsparciem ciągłego AF (w trybie migawki elektronicznej) zapis 4K 30p lub Full HD w zwolnionym tempie 120 kl./s. Otrzymujemy także poprawiony wizjer i ekran oraz odmienioną ergonomię ze znaną chociażby z modelu X-E3 funkcją rozpoznawania gestów.
Za to wszystko zapłacimy 4100 zł, co biorąc pod uwagę możliwości aparatu wydaje się dziś całkiem rozsądną ceną. W tym segmencie X-T30 ma jednak poważną konkurencję. Tylko Sony ma aż trzy modele, które mogą być godnymi rywalami - A6500 (4900 zł), A6400 (4050 zł) i nieco starszy A6300 (2600 zł) - a w ofercie Canona znajdziemy model EOS M5 (2900 zł). Niemniej interesujące dla amatora wydają się również reprezentanci systemu Mikro Cztery Trzecie: Olympus OM-D E-M10 Mark III (2400 zł), OM-D E-M5 Mark II (3800 zł) oraz Panasonic Lumix GX9 (2650 zł). Nie możemy też zapomnieć o poprzedniku X-T30, modelu X-T20, który wciąż jest dostępny w sprzedaży w cenie 2800 zł za samo body.