Wydarzenia
Melchior Wańkowicz. Fotoreporter - wystawa nieznanego dorobku reportera literackiego
77%
Cyfrowy następca kompaktowej konstrukcji z 1973 roku to nie tylko stylowy, ale również zaawansowany bezlusterkowiec z matrycą APS-C, szybkim AF i świetną ergonomią. Czy zdobędzie serca - i przede wszystkim portfele - wymagających użytkowników?
Prostota i minimalizm - te słowa najlepiej oddają charakter najnowszej Leiki CL. Choć wykonano ją z wysokiej jakości materiałów, producent dołożył starań, by aparat stylistycznie nawiązywał do budżetowej CL-ki. Korpus dzieli bagnet z serią TL, ale pod wieloma względami - również wzornictwa - bliżej mu do topowych M-ek i przede wszystkim uwielbianej przez fanów „streeta” Leiki Q.
Bardzo dobre pierwsze wrażenia potęgują świetnie zaprojektowane detale. Frezowane pokrętła górnego panelu są wyraźnie zaakcentowane, obracają się też z odpowiednim oporem i skokiem. Natomiast duże i dobrze wyczuwalne przyciski ułatwiają wybór przypisanych pod nimi ustawień. Podobać się może także okleina korpusu.
Obudowę wykonano z aluminium (górna i dolna ścianka) oraz z magnezu (front i tył). Całość jest bardzo starannie dopracowaną i zwartą konstrukcją o ostro poprowadzonych krawędziach. Dopasowanie poszczególnych elementów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Czujemy, że w rękach trzymamy pięknie zaprojektowany i świetnie wykonany sprzęt. Szkoda tylko, że body nie jest uszczelnione.
Leica CL to także całkiem niewielki korpus, który mierzy 131 x 78 x 45 mm i waży 403 g (z baterią i kartą SD). Mamy więc do czynienia z jednym z bardziej kompaktowych bezlusterkowców, które obecnie możemy nabyć na rynku. W segmencie systemowych aparatów z matrycą APS-C wciąż niedościgniony pod tym względem pozostaje Sony A6500.
Warto także wspomnieć, że aparat korzysta z mocowania L. Oznacza to, że współpracuje z coraz szerszą gamą obiektywów z rodziny TL - szkła pokrywają obecnie zakres ogniskowych od 17 do 200 mm. Co więcej, Leica CL jest także kompatybilna (bez żadnego adaptera) z pełnoklatkowymi konstrukcjami optycznymi z serii SL, jak również z obiektywami Leica M i Leica R - w przypadku tych ostatnich musimy jednak skorzystać z dedykowanych adapterów. Niemniej jednak nie powinniśmy narzekać na brak interesujących szkieł.
Minimalizm objawia się też w standardowym wyposażeniu i komunikacji. Zrezygnowano z wbudowanej lampy błyskowej, aparat nie oferuje też portu microUSB, miniHDMI czy złącza mikrofonowego, pod klapką znajdziemy też tylko jeden slot na kartę SD.