Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Położony w azjatyckiej części Rosji półwysep Kamczatka to wymarzona destynacja wielu fotografów dzikiej przyrody. Na niedźwiedzie i uchatki grzywiaste zapolował tam niedawno fotograf National Geographic Marcin Dobas.
Każda moja wyprawa fotograficzna zaczyna się od tego samego pytania: dokąd? Miejsc, do których chciałbym pojechać jest wiele. Możliwości mniej, ale i tak za każdym razem muszę rozwiązać problem osiołka, co to mu w żłoby dano. W jednym owies, w drugim siano. Szukam miejsc dzikich, zazwyczaj odległych i jak najmniej skażonych działalnością człowieka, a zatem odludnych i odległych.
Kiedy pojawiła się wizja wzięcia udziału w Olympus Wildlife Project mój wybór padł na Półwysep Kamczacki. Wymyśliłem sobie, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Nurkując w Pacyfiku będę fotografował uchatki grzywiaste, a później przeniosę się na ląd i “zapoluję” na niedźwiedzie. Wiedziałem oczywiście, że stwarzam sobie dodatkowe problemy. Dwa odległe rejony (Pacyfik i Jezioro Kurylskie), dwa zupełnie różne środowiska i oczywiście dwa różne zestawy sprzętu. Uznałem jednak, że warto. Już sam fakt, że musiałem przelecieć kilkanaście tysięcy kilometrów, aby się tam dostać powodował, że chciałem maksymalnie wykorzystać swój pobyt.
Zaczęliśmy od Pacyfiku. Na Kamczatkę pojechaliśmy we dwóch. Moim towarzyszem był Krystian Bielatowicz. Ja robiłem zdjęcia, on kręcił film. Odległy wyjazd z nieznanym wcześniej partnerem często niesie ryzyko, choć ma również swoje plusy. O Krystianie mogę powiedzieć jedno - jeśli kiedyś znów zajdzie taka potrzeba i możliwość, bez wahania zaproponuję mu udział w wyprawie.
Przez pierwsze kilka dni naszym domem stał się katamaran. Sposób fotografowania był oczywisty. Klasyczne zdjęcia podwodne w piance i z akwalungiem oraz zdjęcia z Zodiaka - pontonu z silnikiem zaburtowym. Chciałem płynąć wokół stada bawiących się uchatek i fotografować je niemal z poziomu wody, czyli tak, jak one widzą siebie nawzajem.
1/1000 s, f/5.6, ISO 200, ogniskowa: 85 mm
1/250 s, f/3.5, ISO 200, ogniskowa: 8 mm
Uchatek grzywiasty to największy przedstawiciel uchatkowatych. Samce osiągają 3 metry długości, a największe osobniki ważą prawie 1200 kilogramów. Samice są “malutkie” - ważą “zaledwie” czterysta kilogramów. Polska nazwa gatunku nawiązuje do nieco dłuższych włosów na karku i szyi zwierzęcia. W swoim środowisku ma, oprócz człowieka, tylko jednego wroga - orkę. Zwierzęta na lądzie wydają się być leniwe i ociężałe, ale w wodzie są bardzo szybkie i zwinne. Wejście do wody ze zwierzęciem ważącym kilkaset kilogramów zawsze budzi wielkie emocje. Wprawdzie ataki na ludzi zdarzają się ekstremalnie rzadko, ale sama świadomość nurkowania z drapieżnikiem dodaje dreszczyku emocji.
Minimalna liczba naturalnych wrogów i charakterystyczna dla istot rozumnych ciekawość w połączeniu z wesołym usposobieniem powodują, że często zdarza się, iż podpływają i zębami łapią nurka za ramię, dotykają nosem obiektywu, gryzą lampy błyskowe czy nawet biorą głowę nurka do paszczy. Brzmi to przerażająco, zwłaszcza gdy popatrzymy na zęby tych drapieżników, ale robią to nad wyraz delikatnie i z wyczuciem. Można to porównać do zabawy szczeniaka, który mimo, że gryzie robi to tak, by nie wyrządzić krzywdy.
Takie spotkanie to niezwykłe przeżycie, warte każdej ceny. Nigdy nie zapomnę chwil spędzonych w towarzystwie tych przemiłych zwierząt. Często sobie żartuję mówiąc, że i one będą mnie pamiętać i jeszcze wnuki moich towarzyszy będę słuchały legend opowiadanych przez swoje matki o przedziwnej dwunożnej istocie, która spadła z góry i przez jakiś czas towarzyszyła ich dziadkom.W takich chwilach łatwiej zrozumieć, że niezależnie od gatunku, który reprezentujemy, wszyscy zamieszkujemy tę samą planetę i nie mamy żadnego prawa, aby niszczyć środowisko czy wybijać innych mieszkańców naszego świata.
Mimo że samo fotografowanie zwierząt było dość trudne ze względu na słabą przejrzystość wody i szybkość poruszania się uchatek i tak było to jedno z ciekawszych nurkowań jakie odbyłem. Zwierzęta zachęcały do zabawy, gryzły lampy błyskowe, wkładały nos w obiektyw, a nawet ukradły fajkę mojemu nurkowemu partnerowi. Co ciekawe, oddały ją kilka minut później, wypluwając ją tuż przed nami. Zaciekawione tym „nowym dziwnym ssakiem” z metalową butlą na plecach i dwiema błyskającymi lampami, starały się zachęcić mnie do zabawy. Pływały w kółko, rozpędzały się płynąc gromadą i kilkanaście centymetrów przede mną każda z nich zmieniała kierunek, a ja oddychałem z ulgą, że ani jedna nie wpadła na mnie z pełnym impetem.
1/250 s, f/4, ISO 200, ogniskowa: 8 mm
1/250 s, f/7.1, ISO 200, ogniskowa: 8 mm
Po kilku dniach spędzonych na oceanie, wróciliśmy do Pietropawłowska Kamczackiego. Po krótkim odpoczynku i przepakowaniu sprzętu wyruszyliśmy nad Jezioro Kurylskie. Jezioro od stolicy regionu dzieli zaledwie 200 kilometrów, jednak jeśli nie ma się dostępu do śmigłowca podróż jest długa i wyczerpująca. Transport drogą powietrzną, mimo iż wygodny i szybki jest bardzo mocno uzależniony od warunków atmosferycznych. Lotna pogoda nie zdarza się niestety zbyt często. Na szczęście dzięki skromnej sieci dróg szutrowych, nad jezioro można dostać się terenowym samochodem ciężarowym.
Przejazd Kamazem zajmuje kilkanaście godzin, zaś po drodze trzeba pokonać wiele brodów i przepraw promowych równie niezapomnianych, co sama podróż. Oczywiście na samym transporcie logistyka się nie kończy. Aby fotografować w tamtym rejonie potrzebne są zgody, pozwolenia, komunikator satelitarny, broń, flara, czy wreszcie doświadczony inspektor, który ma zadbać o nasze bezpieczeństwo.
1/60 s, f/4, ISO 200, ogniskowa: 300 mm
Pierwsze spotkanie z niedźwiedziem wywarło na mnie wielkie wrażenie, zwłaszcza że nie było przy mnie inspektora i nie miałem broni. Wychodząc z namiotu, zobaczyłem w krzakach kilkanaście metrów dalej gapiącego się na mnie “potwora”. Jedyne, co mnie dzieliło od drapieżnika, to 5 milimetrowy drut rozciągnięty dookoła obozowiska. Sądzę, że obie strony były zaskoczone spotkaniem ale na szczęście samica zachowywała się spokojnie. Pozwoliło mi to na założenie długoogniskowego obiektywu M.Zuiko 40-150 mm f/2.8 PRO, i zabranie ze sobą „trzysetki” (M.Zuiko 300 mm f/4 IS PRO).
Zacząłem fotografować zwierzaka, co jakiś czas wystawiającego głowę ponad krzaki. Wprawdzie nie było go widać w całej okazałości, ale wypełniające cały kadr zdjęcie łba ukrytego między liśćmi miało swój klimat. Pokazywało też, jak blisko może być niedźwiedź, o którego obecności nawet nie wiemy. Następnego dnia spotkania te nie robiły już na mnie wrażenia i niedźwiedzie chowające się w krzakach całkowicie ignorowałem. Po całym dniu zdjęciowym, gdzie dookoła mnie w niewielkiej odległości znajdowało się kilkanaście niedźwiedzi stałem się po prostu bardziej wybredny.
1/500 s, f/5.6, ISO 200, ogniskowa: 300 mm
Pod koniec lata przez Jezioro Kurylskie przepływają łososie pacyficzne płynące na tarło. To podstawowe źródło pożywienia dla zwierząt i ludzi. Szacuje się, że w ciągu roku przez jezioro przepływa około 4 milionów osobników. Gdy zaczyna się tarło, rozpoczyna się „wielkie żarcie”. Setki niedźwiedzi wiedzione odwieczną wiedzą gromadzi się na brzegach rzek i jezior. To uczta nie tylko dla nich, ale również dla każdego fotografa będącego w okolicy. Fotografując je korzystałem zarówno z krótko- jak i z długoogniskowych obiektywów. Szeroki kąt wykorzystywałem głównie w fotopułapce, choć i tak zdarzało mi się być tak blisko tych zwierząt, że nie mieściły mi się w kadrze. Ponieważ bezpieczeństwo, zarówno własne, jak i niedźwiedzi jest sprawą najważniejszą, starałem się, aby fotografie wykonane szerokokątnymi obiektywami nie powodowały sytuacji niebezpiecznych.
W specjalnej solidnej plastikowej skrzynce miałem zamknięty aparat z obiektywem 12 mm i z bezpiecznej odległości wyzwalałem go za pomocą smartfona, wykorzystując łączność Wi-Fi. Bardzo wygodny sposób, zwłaszcza że na ekranie smartfona widać dokładnie to, co widzi aparat. Mamy możliwość wyboru pola AF i zmiany wszelkich parametrów ekspozycji. Drugi sposób wyzwalania to zastosowanie popularnej czujki ruchu, znanej z systemów alarmowych. Po drobnych przeróbkach czujka działa tak, że gdy wykryje ruch, zwierane są styki. Zamknięcie obwodu powoduje wyzwolenie migawki.
1/400 s, f/4, ISO 200, ogniskowa: 300 mm
Wydawać by się mogło, że nie ma nic łatwiejszego niż ustawienie fotopułapki i czekanie aż zdjęcie życia zrobi się samo. Ale to tylko teoria. Pokazuje to kilka sytuacji w jakich się znalazłem. Pierwsza wydarzyła się, gdy podjąłem decyzję, że “na dziś już wystarczy” i zdemontowałem cały zestaw. W momencie gdy pakowałem obiektywy do torby, w miejscu, w którym wcześniej stała fotopułapka pojawiła się niedźwiedzica z czwórką małych. Gdyby aparat został tam kilka minut dłużej, miałbym świetne kadry.
Druga frustrująca sytuacja to moment, w którym dorosły osobnik zaciekawiony pułapką podszedł bardzo blisko. Chwilę później położył na pułapce łapę i zaczął przewracać skrzynkę. Marzyłem tylko o tym, aby skrzynka obróciła się otworem i obiektywem w stronę niedźwiedzia - już obmyślałem jak szybko zmienić parametry ekspozycji, aby wykonać udaną fotografię, ale oczywiście niedźwiedź przewrócił pułapkę tak, że na ekranie smartfona ujrzałem piasek i wodę, a chwilę później moja skrzynka wraz z aparatem i zasilaniem płynęła po powierzchni jeziora, powoli nabierając wody. Na szczęście sprzęt przetrwał, a cały zestaw nadawał się do późniejszej pracy. Zatem praktyka pokazuje, że potrzebujemy nie tylko pułapki, ale też mnóstwa czasu i szczęścia, by zdjęcia się udały.
1/400s, f/8, ISO 400, ogniskowa: 12 mm
1/640 s, f/5.6, ISO 400, ogniskowa: 12 mm
Oczywiście sama fotografia zdalna stanowiła znikomy odsetek naszych zdjęć. Krystian filmował z ręki, statywu i z powietrza, korzystając z drona, ja zaś fotografowałem - z ręki, lub ze statywu. Chyba najciekawszym wydarzeniem dla każdego z nas było polowanie niedźwiedzi na łososie. Z łatwością można zaobserwować różne techniki u różnych osobników. Jedne niedźwiedzie wypatrują swej ofiary ze skarpy, inne stają na dwóch łapach, by dostrzec z daleka płynące ryby, a jeszcze inne leżą leniwie na brzegu, czekając aż zauważą rybę.
Samo polowanie jest bardzo dynamicznym wydarzeniem, w związku z czym korzystałem z trybu szybkich zdjęć seryjnych w Olympusie OM-D E-M1 Mark II, ciągłego autofokusa i długoogniskowego obiektywu. Głównie zoomu 40-150 mm o świetle f/2,8 oraz obiektywu 300 mm o świetle f/4 (ekwiwalent 80-300 mm i 600 mm dla małego obrazka). OM-D EM-1 Mark II ma duży bufor i pozwala na fotografowanie z prędkością 15 klatek na sekundę w trybie migawki mechanicznej, tak więc byłem w stanie całą sekwencję polowania na łososia ująć krok po kroku, bardzo dokładnie pokazując moment od wskoczenia niedźwiedzia do wody, do wyciągnięcia ryby. Jak zwykle fotografowałem w trybie RAW + JPG. Dość często sięgałem też po funkcję Pro Capture.
W trybie Pro Capture aparat zapisuje w buforze to, co „widzi”, zanim jeszcze naciśniemy spust migawki. Cały czas, od momentu gdy wciśniemy spust do połowy, aparat rejestruje zdjęcia w pętli z prędkością 60 kl./s Gdy naciśniemy spust do końca, na karcie zapisywane jest wykonane zdjęcie oraz 14 klatek je poprzedzających. Obserwując niedźwiedzie stojące na brzegu, miałem wciśnięty spust migawki do połowy, a gdy któryś wyskakiwał złapać rybę, naciskałem spust do końca. Takie fotografowanie pozwoliło mi na zapisanie całej sekwencji.
1/640 s, f/4.5, ISO 640, ogniskowa: 300 mm
1/500 s, f/4.5, ISO 200, ogniskowa: 300 mm
1/800 s, f/4.5, ISO 250, ogniskowa: 300 mm
Dla mnie cała zabawa w fotografii przyrodniczej polega na ukazaniu pewnych rzeczy w sposób inny niż zwykle. Im bardziej zdjęcie jest zaskakujące i nieprzewidywalne, tym lepiej dla mnie, mojego fotoedytora i odbiorców. Zdjęcie samego niedźwiedzia stojącego w wodzie będzie dużo mniej ciekawe niż wyłapywanie jakichś smaczków. Polujący niedźwiedź, niedźwiedź z rybą w pysku, zdjęcie wykonane kontrastowo pod słońce zawsze będzie ciekawsze niż fotografia zwierzęcia stojącego niczym krowa przy drodze. Dlatego warto sięgać po fotopułapki, lampy błyskowe, obudowy podwodne, długie czasy czy filtry.
Tak naprawdę to są rzeczy, które przybliżą nas do ciekawych kadrów bardziej niż ślepa pogoń za coraz to doskonalszymi aparatami z coraz lepszymi wynikami w tabelkach DxO. W moim odczuciu, realizując każdy materiał warto łamać zasady wpajane nam w podręcznikach, ale oczywiście świadomie. Mimo iż na każdym kursie fotografii usłyszycie, aby nie robić zdjęć pod światło, moje ulubione zdjęcie z Olympus Wildlife Project to fotografia wykonana pod słońce. Słońce, niedźwiedź i ja byliśmy dokładnie w jednej linii. Sama scena jest bardzo mocno niedoświetlona przez co nabiera graficznego charakteru. Ciemne fragmenty toną w czerniach, zamieniając się w aplę, a jedyne naświetlone fragmenty fotografii to odblaski na wodzie i podświetlone od tyłu futro niedźwiedzia.
1/8000 s, f/4, ISO 125, ogniskowa: 300 mm
Eksperymentujcie i wykorzystujcie fakt, że fotografia cyfrowa daje nam możliwość wykonywania w terenie masy zdjęć. Zwłaszcza przy dynamicznej fotografii przyrodniczej grzechem jest nie wykorzystywać zdjęć seryjnych. Często boimy się przyznać ile kadrów wykonaliśmy podczas danej sesji czy wyjazdu, jednak tak naprawdę widza czy fotoedytora nie interesuje zbytnio czy wykonując świetne zdjęcie zrobiliście tysiąc ujęć, aby wykonać “to jedno” czy tylko kilka. Liczy się fakt, że zrobiliście świetne zdjęcie. Im więcej pomysłów i odwagi w eksperymentowaniu, tym lepiej dla Was i Waszych fotografii. Nawet jeśli zdecydowana większość zdjęć powstałych w ramach takich eksperymentów trafi do kosza i tak zawsze czegoś się nauczycie i będziecie bogatsi o nową wiedzę.
Jeśli macie ochotę dołączyć do wyprawy na Kamczatkę w 2019 roku, szczegółowe informacje na temat tej i innych fotowypraw znajdziecie na stronie wyprawyfoto.com.pl.