Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Całe zamieszanie i pytania o przyszłość systemów bezlusterkowych wywołał raport brytyjskiego oddziału firmy badawczej GfK, który pokazywał znaczny spadek popytu na "kompaktowe aparaty systemowe" (Compact System Cameras - takiej nazwy używa GfK). Raport został następnie zinterpretowany przez stronę tygodnika Amateur Photographer.
W skrócie, badania wykazały, że sprzedaż bezlusterkowców w 2013 roku spadła o prawie 46 000 sztuk w stosunku do rekordowego 2012 roku. To było zaskoczenie, bo do tej pory te wartości rosły z roku na rok. Co ciekawe, jednocześnie lekko wzrosła sprzedaż lustrzanek - głównie w segmencie amatorskim (wszystkie dane dotyczą rynku brytyjskiego). A przecież media technologiczne ewidentnie lansują bezlusterkowce jako następców lustrzanek. Czytelnicy mediów branżowych i lifestylowe'ych co jakiś czas natykają się na teksty sponsorowane wychwalające zalety bezlusterkowców. Ponadto właśnie w tym segmencie mamy obecnie do czynienia z największą liczbą innowacji. Postanowiliśmy w fotopolis.pl przeanalizować sytuację zadając sobie proste pytania: Co takiego dzieje się z bezlusterkowcami? Co mogło wpłynąć na spadek sprzedaży? Dlaczego ten segment nie zdobywa rynku jak burza? I co musi się zmienić, żeby sprzedaż znowu wzrosła? Oto nasza analiza.
Wizerunek czyli co ja tak naprawdę kupuję i dlaczego
Mimo bardzo aktywnych działań na polu marketingowym producentom bezlusterkowców nadal nie udało się wyedukować sporej grupy fotografujących. Znamienne jest, że spośród dziesiątek osób starających się o pracę dziennikarza foto w fotopolis.pl - czyli osób interesujących się fotografią i sprzętem - żadna nie posiadała bezlusterkowca, a bardzo niewiele kiedykolwiek używało takiego sprzętu. Dostajemy też od czytelników sygnały, że w niektórych szkołach fotograficznych wymogiem na zajęciach jest posiadanie "lustrzanki" rozumianej dosłownie. Wynika z tego, że osoby, które powinny być najlepiej wyedukowane w temacie sprzętu fotograficznego nadal postrzegają lustrzankę jako jedyną opcję dla fotografa aspirującego do roli profesjonalisty. Bezlusterkowiec częściej natomiast zastępuje kompakt niż lustrzankę, a że rynek kompaktów się kurczy, może to oznaczać problemy również dla bezlusterkowców.
Tak to wygląda z punktu widzenia specjalistów. Niektóre badania pokazują jednak, że przeciętni konsumenci tak naprawdę nie odróżniają takiego segmentu jak "bezlusterkowce" i nie do końca wiedzą dlaczego mieliby odróżniać. Dlaczego brak czegoś w budowie, co świadczyło o tym, że aparat był "poważny" ma być taką znowu zaletą? Część konsumentów mniejsze aparaty z tego segmentu odbiera jako kompakty, a większe (zapewne tych z wyróżnionym "pryzmatem") jako lustrzanki. Biorąc pod uwagę, że w obu segmentach bezlusterkowce są zazwyczaj droższe od zaawansowanych kompaktów i od amatorskich lustrzanek, trudno się dziwić wyborom konsumentów.
Czytaj także: Targi CP+ 2014 - podsumowanie i prognozy na nadchodzący rok
Duopol czyli czym fotografuje profesjonalista
Wizerunek marki bardzo zyskuje, gdy jest ona wykorzystywana profesjonalnie. Dlaczego tak trudno dostać się na rynek profesjonalnego sprzętu foto? Bo jest już w dużej mierze zajęty przez dwie firmy: Canona i Nikona. Jeżeli od wykonania zdjęć zależy Twoja wypłata, to najlepiej, żebyś miał sprzęt jednej z tych firm, bo jak coś się zepsuje, to zawsze znajdziesz kogoś, kto Ci pożyczy korpus lub obiektyw - masz 50% szans, że koleś stojący koło Ciebie będzie miał akurat sprzęt w Twoim systemie. Co więcej, Ci dwaj producenci oferują na większości dużych wydarzeń prasowych szybki serwis z możliwością wypożyczenia sprzętu zastępczego. Po co ryzykować inną markę? Tym bardziej, że topowe lustrzanki Canona i Nikona to prawdziwe woły robocze przez lata doskonalone do pracy - z dopracowaną ergonomią, pojemnymi bateriami i doskonałymi, wysokorodzielczymi matrycami. Tu inni producenci nie mają czego szukać.
Pozostaje jednak kilka innych profesjonalnych segmentów rynku, gdzie wymagania sprzętowe nie są tak wyśrubowane jak w fotografii prasowej, a niektóre cechy jak na przykład niewielki rozmiar i waga mają znaczenie. Dlatego też coraz częściej bezlusterkowce znajdują swoje miejsce w fotografii podróżniczej, ulicznej czy nawet modowej. Szczególnie od kiedy pojawiły się modele z uszczelnieniami i dobrymi wizjerami.
Błędy przeszłości czyli rozmiar i waga
Mimo pozornej oczywistości przekazu lansowanie tematu lekkie/stylowe nie sprawdziło się w takim stopniu jak zakładali producenci. Niska waga, która obiektywnie jest zaletą, wcale nie musi być postrzegana jako plus. Według amerykańskich badań, klienci nie chcą kupować bezlusterkowców dlatego właśnie bo są małe i... niepoważne. To oczywiście jest specyfika amerykańskiej kultury, gdzie duże i pancerne zawsze wygrywa z małym i delikatnym (odwrotnie niż np. w Japonii, co wpisywałoby się w sukces bezlusterkowców w Azji). Tak naprawdę użytkownicy w pierwszym kontakcie z aparatami bez lustra doceniają inne rzeczy - szybki liveview, możliwość oceny zdjęcia od razu w wizjerze, odchylany ekran, dyskrecję i poręczne rozmiary korpusu i optyki. Znaczenie ma też dostęp do niedrogich, dobrej jakości jasnych szkieł. Wiele tych cech oczywiście wiąże się z rozmiarem samego aparatu czy systemu. Jednak to nie jest dla konsumenta wartością samą w sobie, lecz to co może zyskać. A to już o wiele trudniej zakomunikować potencjalnemu fotografującemu niż prosty przekaz "mały/lekki". Najwyraźniej producenci rozminęli się w swoich przekazach z oczekiwaniami rynku.
Osiągi czyli autofokus i wizjer
Pod względem takich parametrów jak szybkość i trafność autofokusa czy szybkość odświeżania w wizjerze przez dłuższy czas bezlusterkowce mogły konkurować co najwyżej z najlepszymi kompaktami. Braliśmy do ręki nawet podstawowy model lustrzanki i momentalnie okazywało się, że układ AF pracuje znacznie szybciej i pewniej niż w bezlusterkowcu. O wizjerze nawet nie wspominając, bo przecież wizjer optyczny działa z prędkością... światła. Dopiero niedawno takie modele aparatów jak Olympus OM-D czy Panasonic GH3 pokazały, że bez lustra też można osiągnąć poziom autofokusa średniej klasy lustrzanek. Z samym wizjerem było nadal słabo, bo dopiero zeszłoroczny Olympus OM-D E-M1 podciągnął jakość wizjera na profesjonalny poziom, a pokazany w tym roku Fujifilm X-T1 po raz pierwszy wyraźnie przewyższył wizjer optyczny pod względem funkcjonalności. To jednak jest tylko ważne dla pewnej grupy fotografujących, pozostała kadruje na ekranie LCD i tu raczej to lustrzanki muszą dogonić bezlusterkowce niż odwrotnie.
Z kolei nadal przy obecnym stanie technologii nie mamy dostępu do tak szybkich i bezpośrednich układów AF jak w lustrzankach profesjonalnych.
Czytaj także: Stabilizacja. Korpus czy obiektyw - OM-D i GH3
Jakość zdjęć czyli mniejszy aparat już robi tak samo dobre zdjęcia
Tutaj właściwie nie ma o czym mówić. Już bardzo trudno udowodnić, że pod względem jakości generowanych obrazów bezlusterkowce odbiegają w jakiś sposób od swoich lustrzankowych odpowiedników. Czołowi producenci systemu Micro 4/3, czyli Olympus i Panasonic doskonale oprogramowali swoje - stosunkowo małe - matryce i oferują w swoich produktach obraz na poziomie matryc APS-C. Razem z producentami pozostałych bezlusterkowców APS-C bez problemu konkurują na tym polu z lustrzankami. Potwierdzają to testy wykonywane w redakcji fotopolis.pl. Kropkę na "i" postawiła firma Sony, która w zeszłym roku pokazała system bezlusterkowy z pełnoklatkową matrycą - aparaty A7/A7R. Mimo to we wspomnianych już badaniach, konsumenci na pytanie o to, który aparat ich zdaniem daje lepszą jakość zdjęć wskazywali na lustrzankę. Trudno wybić z głowy istniejący od lat schemat: jakość = lustrzanka. Tu producenci bezlusterkowców mają jeszcze dużo do zrobienia, tym bardziej, że jakość zdjęć oferowana przez dostępne na rynku lustrzanki jest praktycznie wystarczająca dla większości konsumentów.
Innowacje czyli jak lustrzanka, a nawet lepiej
Nie ma wątpliwości, że w tej chwili większość ważnych innowacji w branży foto powstaje w segmencie bezlusterkowców. 5-osiowa stabilizacja matrycy, hybrydowy AF z pomiarem detekcji fazy na matrycy, wysokorozdzielcze wizjery, efektywny tryb LiveView, tryby artystyczne, rozwój designu, lepsza integracja łączności WiFi - to wszystko nowości, które powstały z myślą o rozwoju tego właśnie segmentu aparatów. W lustrzankach próżno z kolei szukać takich udogodnień jak AF podczas filmowania, bieżąca ocena szumów i ekspozycji w wizjerze, histogram na żywo, detekcja twarzy i tak dalej - rzeczy, które są oczywiste nawet już dla użytkowników zaawansowanych kompaktów, o bezlusterkowcach nawet nie wspominając. Niestety część osób postrzega większość z tych innowacji jako próbę dorównania lustrzankom. Napotykamy więc kolejny problem wizerunkowy - konserwatywny entuzjasta fotografii, długoletni użytkownik lustrzanek, który zainwestował spore pieniądze w optykę i akcesoria broniąc swojego wyboru z łatwością przekuje te potencjalne zalety bezlusterkowców w próbę stworzenia protezy oferującej osiągi, które przecież w lustrzankach są od dawna. Kto nie wierzy, niech zajrzy na niektóre polskie portale fotograficzne znane z hejterskich komentarzy. Trzeba przyznać, że producenci bezlusterkowców często sami podstawiają sobie nogę używając nieświadomie porównań typu "jak lustrzanka" czy "podobnie jak w lustrzance" sugerując, co jest wzorem i celem.
Czytaj także: Mała rzecz, ale czy cieszy? - o Sony NEX-6
Rynek czyli wszyscy chcą zarobić
Tymczasem dla producentów wejście nowych systemów bezlusterkowych oznacza większy zarobek. Sprowadza się to nie tylko do sprzedaży nowych korpusów, ale przede wszystkim nowe aparaty systemowe oznaczają konieczność zakupu nowej optyki. Tym bardziej, że branża foto nie rośnie już tak szybko jak kiedyś i trudno zachęcić konsumentów do wydawania pieniędzy na kolejne aparaty i obiektywy. Nic dziwnego, że firmy naprawdę zaangażowane w rynek bezlusterkowców ochoczo zalały półki sklepowe doskonałymi i wcale nie tak drogimi jasnymi szkłami stałoogniskowymi. Marzeniem każdego producenta jest, żebyśmy mieli torbę wypchaną obiektywami, na co większość pasjonatów ochoczo odpowiada większymi zakupami optyki. Nowy segment daje też szansę zaistnienia stosunkowo nowym graczom na zaawansowanym rynku foto. Swoją szansę w tym nowym rozdaniu upatruje na przykład taki gigant jak Samsung. Warto zaryzykować, bo w przyszłości można ugrać dla siebie spory kawałek tego nowego "bezlusterkowego" tortu.
A co z producentami którzy zaangażowali się w rynek bezlusterkowców "na niby" jak Canon, czy bardzo "ostrożnie" jak Nikon czy Pentax? Nie chcą zarobić na nowym segmencie? Może i chcieliby, ale na razie mają swoją "dojną krowę" i po co grać na rynku, gdzie zasady wyznacza konkurencja. Robimy świetne lustrzanki, nikt nam nie jest w stanie na tym rynku dorównać, więc po co nam zmiany. Nic dziwnego, że niektórzy przedstawiciele producentów z obozu bezlusterkowego otwarcie przyznają, że marzą, żeby Canon aktywnie się zaangażował w rynek bezlusterkowców, a Nikon wypuścił poważnego bezlusterkowca. Wtedy świat uwierzy, że aparat bez lustra to nie tylko zabawka.
Tymczasem czołowi producenci lustrzanek patrzą i czekają czy rozwijający się segment jest tylko bańką rynkową, czy raczej jest czymś co zagrozi pozycji ich czołowych produktów, które nadal świetnie się sprzedają. Mimo że nie wymagają już drogich nakładów na badania i rozwój. Jestem przekonany, że jeżeli pojawi się cień szansy, że rynek lustrzanek dla zaawansowanych amatorów zacznie radykalnie spadać, Canon i Nikon szybko odpalą swoje "prawdziwe" bezlusterkowce. Tymczasem mogą siedzieć z założonymi rękami i czekać czy innym producentom uda się przekonać entuzjastów fotografii, że bezlusterkowiec, to nie tylko taki lepszy kompakt, ale poważne i bardzo dobre narzędzie. Rozstrzygnięcie tej gry jeszcze przed nami, a producenci aparatów bezlusterkowych muszą wykonać sporo pracy nad wizerunkiem swoich produktów.
Czyli...
Podsumowując, rynek bezlusterkowców przypomina to, co pod koniec XX wieku działo się z telewizorami i monitorami. Mieliśmy wtedy na rynku doskonałe telewizory kineskopowe (czyli obecnie lustrzanki), które w zasadzie wystarczały konsumentom i profesjonalistom. Z drugiej strony na rynek wchodziły płaskie ekrany LCD (bezlusterkowce), które poza rozmiarem nie miały wielu znaczących przewag, a nadal w kilku parametrach, jak na przykład kąt widzenia, odstawały od topowych kineskopów. Do tego były droższe. Ludzie nie bardzo wiedzieli z czym mieli do czynienia: plazma czy LCD (bezlusterkowiec, a może kompaktowy aparat systemowy) i trudno im było odróżnić płaski telewizor kineskopowy od ekranu LCD (to mała lustrzanka czy może już bezlusterkowiec). Tak naprawdę poza paroma entuzjastami nie wiedzieli czy ta różnica ma dla nich znaczenie. Wreszcie czołowi producenci utożsamiani z profesjonalnym sprzętem wcale nie palili się do wejścia na nowy rynek (wtedy Sony, dzisiaj Canon i Nikon). Płaskim ekranom pomogła rewolucja w postaci telewizji HD i rozwój przenośnych komputerów. Co przekona fotografujących dzisiaj? Nie ma łatwej odpowiedzi. Łatwe hasła się nie sprawdziły. Trzeba mozolnie przekonywać klientów jakością swoich produktów - nie dlatego, że to są bezlusterkowce, tylko dlatego, że to bardzo dobre aparaty. Niech producenci wreszcie przestaną ścigać się z lustrzankami i zaczną po prostu komunikować co zyskuje fotografujący. Raczej trudno sobie wyobrazić odwrót od rewolucji bezlusterkowej, pytaniem pozostaje tylko jak się ona potoczy i kto pozostanie na placu boju