Nie przesadzę chyba, gdy napiszę, że Sony A7 to najważniejsza współczesna seria aparatów. To ona w dużej mierze sprawiła, że wszyscy producenci bazują dziś na systemach bezlusterkowych i to ona zdemokratyzowała rynek, pokazując jak powinien wyglądać współczesny, uniwersalny korpus. W końcu, to ona udowodniła też, że zwykły aparat pełnoklatkowy może być swobodnie wykorzystywany do realizacji ambitnych produkcji wideo.
W dużym skrócie, Sony A7 było dla współczesnego rynku tym, czym 20 lat temu stał się Canon 5D - uniwersalną pełną klatką, która przełamywała rynkowe schematy. Czy jednak dzisiaj seria ta nadal jest w stanie utrzymać swój pęd? Pokazane w 2021 roku A7 IV początkowo prezentowało się całkiem imponująco, ale w kilku aspektach tylko doganiało konkurencję i dość szybko zostało przyćmione przez kolejne premiery. Oczywiście to świetny aparat nawet i dziś, ale nie był już rewolucją na miarę A7 III. Czy więc jest nią Sony A7 V?
Sony A7 V rozwija znaną konstrukcję. Zmiany są niewielkie, ale tworzą jeszcze bardziej komfortową i wszechstronną jednostkę
Na to pytanie możemy odpowiedzieć w zasadzie od razu. Sony obecnie jest w pewnym sensie więźniem własnej strategii. Firma oferuje aparaty dla każdego i na każdą okazję, ale ta zatłoczona oferta sprawia, że na rewolucję nie ma w niej miejsca. Nowy aparat z serii A7 nie może być zbyt konkurencyjny ani dla A7R V, ani dla A1 II, ani dla A9 III. Nie może też zjechać z ceną tak nisko, jak niektórzy - w cenie poniżej 10 tys. złotych katalog producenta gęsto upakowany jest konstrukcjami APS-C i starszymi generacjami pełnych klatek. A7 V mogło być więc jedynie tak dobre, na ile pozwolili księgowi. Niemniej ten kompromis i tak przynosi nam jedno z najbardziej kompletnych i wszechstronnych body w historii.
Jeżeli chodzi o samą budowę zmieniło się niewiele, ale małe zmiany robią tu akurat dużą różnicę. W dużym skrócie, Sony A7 V otrzymuje niemal identyczne body, co A7R V. Wreszcie otrzymujemy tu więc odchylano-obracany mechanizm ekranu, który łączy zalety obydwu rozwiązań, zaspokajając potrzeby każdego typu użytkownika.
Dodatkowo ekran dostosowuje teraz interfejs względem orientacji aparatu, a także otrzymuje tryb niskiej jasności, który oszczędza baterię bez usypiania monitora. Pojawia się także funkcja obsługi gestów, gdzie przeciągnięcie palcem po ekranie wysuwa menu pomocnicze lub interfejs „vlogowy”, który znamy już modeli ZV-E1 czy ZV-E10. Przyjemny i wygodny dodatek, który z pewnością doceni wielu twórców.
Aparat nadal oferuje podwójny slot kart z jednym slotem obsługującym również karty CFexpress A, ale odświeża zestaw portów - oferuje wreszcie pełnowymiarowe złącze HDMI a także dodatkowy, drugi port USB-C, który zastępuje wysłużone i nieużywane już dzisiaj złącze microUSB. Dzięki temu, aparat pozwolić ma wygodną pracę w sytuacjach gdy potrzebujemy jednoczesnej łączności i stałego zasilania aparatu. Warto jedynie pamiętać, że choć obydwa gniazda używają złącza USB-C i obydwa obsługują zasilanie w ramach Power Delivery, to tylko górne oferuje szybkie transfery w ramach interfejsu 3.2 Gen 2 (10 Gb/s). Dolne złącze to nadal USB 2.0 o przepustowości 480 Mb/s.
Nowe body to także lepsza optymalizacja poboru mocy. Choć wykorzystuje tę samą baterię NP-FZ100, nowy, bardziej energooszczędny procesor pozwoli wyciągnąć nam ok. 750 zdjęć na jednym ładowaniu (w porównaniu do 580 w modelu A7 IV). Korpus ma również lepiej odprowadzać ciepło, co zauważymy podczas filmowania w wyższych temperaturach. Tego nie mieliśmy jeszcze okazji rzetelnie sprawdzić, ale producent informuje, że podczas gdy A7 IV w temperaturze 40° przegrzewał się już po 10 minutach pracy, tak A7 V będzie mógł nieprzerwanie rejestrować w takich warunkach przez ok. 60 minut.
Jeżeli chodzi o body, to w zasadzie tyle. Nie ma tu rewolucji, ale zarazem trudno się do czegoś przyczepić - otrzymujemy kompletny korpus, oferujący swobodę pracy w każdych warunkach, który dzięki nowemu ekranowi jest jeszcze wygodniejszy. Oczywiście, względem najwyższych modeli aparat uszczuplony jest o pokrętło trybów seryjnych, ale dostęp do tej funkcji otrzymujemy niemal równie szybko poprzez wciśnięcie kierunku tylnego pokrętła (co wydaje mi się nawet wygodniejsze).
Trochę szkoda jedynie, że wizjer to nadal ten sam moduł o rozdzielczości 3,67 Mp, co wcześniej. W końcu sporo tańszy Nikon Z6 III oferuje już celownik 5,7 Mp. Nie ma jednak co przesadnie narzekać. Aparat musi utrzymać dystans do wyższych serii, a trudno też powiedzieć, żeby obecny moduł EVF był niewygodny. Jest wystarczająco duży, jasny i kontrastowy, by zapewnić komfort pracy nawet przez wiele godzin.
Jedyną niewykorzystaną szansą przez Sony wydaje mi się tu brak implementacji łączności ze słuchawkami bezprzewodowymi - czy to w celu monitorowania audio podczas rejestracji wideo czy wykorzystania w roli mikrofonów bezprzewodowych. Dziś funkcjonalność tę oferuje już kilka kamer sportowych i na pewno wielu twórców chętnie zobaczyłoby ją wreszcie w aparacie. Dla Sony mogłaby być to z kolei rzecz, którą mogłoby się wyróżnić na tle mocnej przecież konkurencji. Niestety, choć Sony debiutuje z aparatem nowej generacji jako ostatni z głównych producentów, funkcji tej jeszcze się nie doczekaliśmy.
Nowy silnik z turbosprężarką. Seria A7 wreszcie staje się naprawdę szybka
Dużo więcej nowości skrywa wnętrze aparatu. Pozornie nie zmieniło się tak dużo, bo Sony A7 V nadal bazuje na 33-megapikselowej matrycy i oferuje prawie identyczną specyfikację wideo, co wcześniej. Matryca to jednak nowo opracowany, częściowo-warstwowy sensor, który napędzany jest zupełnie nowym procesorem Bionz XR II. Główna zaleta tego zestawu to oczywiście większa wydajność.
Tryb seryjny nowego aparatu wreszcie wychodzi poza 10 kl./s i w trybie migawki elektronicznej zapewni nam prędkość do 30 kl./s z pełnym wsparciem śledzenia oraz funkcją Pre Capture, która zachowa do 1 sekundy materiału sprzed dociśnięcia spustu migawki. Tryb seryjny oferuje również wygodną opcję Boost, w ramach której przyspieszenie serii do 30 kl./s możemy dynamicznie wyzwalać przy pomocy określonego przycisku tak, aby nie zapychać karty w sytuacjach, które tego nie wymagają.
W jednej serii 30 kl./s przed zapełnieniem bufora zapiszemy zaś do 185 zdjęć JPEG lub 95 (skompresowanych) RAW-ów, co daje nam 3-6 sekund ciągłej rejestracji - do większości zadań w zupełności wystarczy. Gdyby jednak było nam mało, możemy obniżyć prędkość serii (aparat pozwala na regulowanie tego parametru) lub też przejść na migawkę mechaniczną, która nadal pracuje z maksymalną szybkością 10 kl./s i z którą możemy liczyć na nieograniczone serie RAW + JPEG. (Niestety tylko w przypadku korzystania z kart CFExpress. W przypadku karty SD V90, przy serii RAW+JPEG z prędkością 10 kl./s aparat zaczął spowalniać po około 9 sekundach.)
To oczywiście nadal sporo mniej, niż w przypadku konkurencyjnego Canona R6 Mark III czy Nikona Z6 III, co w obliczu warstwowego sensora oraz nowego procesora trochę rozczarowuje, ale przynajmniej w każdym trybie mamy tu do czynienia z pełnymi 14-bitowymi RAW-ami. Trudno tez powiedzieć, żeby były to osiągi niewystarczające. Jeśli kilkusekundowe serie to dla kogokolwiek za mało, być może warto popracować nad stylem pracy.
W tym miejscu warto też wspomnieć o drobnych porządkach w menu. Producent przewietrzył m.in. zakładkę opcji zapisu RAW, zamykając wszystko w 3 pozycjach: RAW bezstratnie skompresowany (najwyższa jakość), RAW skompresowany HQ (mały rozmiar pliku, wysoka jakość) i RAW skompresowany (mały rozmiar pliku, zoptymalizowany pod tryb seryjny). To z pewnością bardziej zrozumiały podział, niż wcześniej, choć niektórych może nieco zaskakiwać wycięcie opcji RAW-ów nieskompresowanych. Producent tłumaczy to tym, wcześniej RAW nieskompresowany i skompresowany bezstratnie oferowały identyczną jakość obrazu i nie ma potrzeby stosowania obydwu tych formatów. Od dłuższego czasu nieskompresowanego zapisu nie oferuje także chociażby Canon, także nie powinno to nikogo specjalnie dziwić i nie powinno odbić się w negatywny sposób na pracy.
Nowy silnik i matryca to także zmiana na plus w zakresie przetwarzania i wydajności. Wcześniej niektóre z wyższych modeli, jak A7R V czy A1 II, oferowały odrębną jednostkę AI, odpowiadającą m.in. za poprawę osiągów AF czy większą dokładność balansu bieli. Teraz układ ten zintegrowany jest w procesorze Bionz XR II, dzięki czemu z opcji tych może korzystać także podstawowa linia A7. A jeśli wierzyć producentowi, w kwestii przetwarzania koloru ma być tu nawet lepiej, gdyż nowy procesor m.in. kalkuluje źródła oświetlenia i współczynniki odbicia w ramach danej sceny tak, aby w każdej sytuacji zapewnić możliwie jak najwierniejszy obrazek i ograniczyć czas spędzany na postprodukcji.
Aby to sprawdzić wykonałem kilka porównań 1:1 z modelem A7R V. W przypadku większości sytuacji różnica jest praktycznie niezauważalna - bazowe przetwarzanie pozostaje w zasadzie identyczne - dostrzeżemy jednak drobne benefity w zakresie reprodukcji poszczególnych tonów i w przypadku pracy w naprawdę słabych warunkach oświetleniowych. Dwa ostatnie zdjęcia wykonałem przy najgorszej jakości oświetleniu LED-owym, jakie byłem w stanie znaleźć w okolicy. Jak można zauważyć, nowy A7 V nieco lepiej poradził sobie z oddaniem koloru kurtki. Tak samo wierniej został oddany kolor bluzy na pierwszym zdjęciu. Trudno też powiedzieć dlaczego, ale przy tych samych ustawieniach, zdjęcia z A7 V są delikatnie jaśniejsze.
To drobne niuanse, ale na dłuższą metę widocznie ułatwiają pracę. Fotografując Warszawę po zmroku, byłem zaskoczony tym, jak dobrze i wiernie aparat radził sobie z balansowaniem bieli i kolorystyki. Praktycznie nie mamy tu sytuacji, by obraz wpadał w widoczne dominanty, czy gubił się w sytuacjach światła mieszanego.
A jak wypada ogólna jakość obrazu? Pojawienie się matrycy częściowo-warstwowej, może rodzić pytania o zakres dynamiczny czy pracę na wysokim ISO. Producent uspokaja jednak, że w przypadku A7 V otrzymamy nawet lepsze osiągi niż wcześniej, a aparat będzie mógł pochwalić się 16-stopniowym zakresem dynamicznym i czystym obrazkiem w całym natywnym zakresie ISO.
Z racji tego, ani Lightroom ani Sony Imaging Edge Desktop nie obsługuje jeszcze profili nowego aparatu o jakości plików RAW się nie wypowiem, ale poniższe porównanie dla plików JPEG pokazuje, że praca na wysokich czułościach nie powinna stwarzać większego kłopotu. Szumy zaczynają uwidaczniać się mocniej przy ISO 6400, ale w pełni używalny obrazek uzyskamy jeszcze przy ISO 12800. W przypadku RAW-ów prawdopodobnie będzie wyglądać to lepiej. Bierzcie też pod uwagę, że panująca na zdjęciu mgiełka stwarza wręcz idealne warunki do tego, żeby szumy jak najbardziej "wylazły". Oświetlone partie obrazu prezentują się zupełnie nieźle jeszcze przy ISO 25600.
Równie imponująco prezentuje się nowy układ Real Time Recognition AF, który oferuje teraz tryby rozpoznawania obiektów i który bazuje na najnowszych algorytmach śledzenia. Na papierze jedyną różnica względem topowego modelu A1 II pozostaje tu fakt, że flagowy model dokonuje 120 kalkulacji AF na sekundę, podczas gdy w A7 V liczba ta wynosi 60. Dodatkowo A1 II oferuje także krótszy minimalny czas migawki elektronicznej (1/32000 s vs 1/16000 s). W najbardziej ekstremalnych scenariuszach A7 V będzie więc prawdopodobnie nieco odstawać, ale będą to różnice istotne pewnie wyłącznie dla najbardziej wymagających profesjonalistów zajmujących się fotografią sportową.
Jeżeli chodzi o praktykę, autofokus „przykleja” się do obiektów niczym rzep do psiego ogona i skutecznie śledzi nawet w bardzo słabych warunkach oświetleniowych. Skuteczność pomiaru AF w przypadku trybu seryjnego oscyluje tu na poziomie 85-90% i powinna być w zupełności wystarczająca w większości wymagających sytuacji. Mieszane uczucia pozostawia jedynie kwestia trackingu w przypadku, gdy obiekt chwilowo znika za większymi przeszkodami. W niektórych sytuacjach aparat potrafi gubić sylwetkę nawet w przy najbardziej „rozluźnionych” ustawieniach przełączania ostrości i nie łapie jej z powrotem, gdy ta na nowo pojawia się w kadrze. Na szczęście z tym możemy bardzo łatwo poradzić sobie lekko odpuszczając palec i dociskając go w momencie gdy obiekt znów staje się widoczny - AF zwykle bezbłędnie wyłapuje nasze intencje.
Co ważne, w ustawieniach AF znajdujemy teraz dodatkowe opcje kontroli punktu AF. Dla trybów elastycznych i trackingu, poza standardowymi trybami S, M i L otrzymujemy teraz możliwość skorzystania z jeszcze mniejszego lub większego punktu XS i XL. Dodatkowo pojawia się również możliwość precyzyjnego zaprogramowania własnej strefy w dowolnym formacie.
W całym układzie obrazowania przeciętne wrażenie robi jedynie układ stabilizacji. Choć jego skuteczność wzrosła na papierze do 7,5 EV, to w praktyce, na tle całej konkurencji wypada on zwyczajnie słabo. Podczas gdy na przykład nowe aparaty Lumixa pozwalają utrzymać z ręki kilkusekundowe ekspozycje, w przypadku A7V na ogniskowej 50 mm raczej nie wyjdziemy poza 1 sekundę. Nieco lepiej jest na szerokim kącie, gdzie nieporuszone zdjęcia przy stabilnej postawie wykonamy jeszcze przy czasie 1,3 s, ale na więcej raczej nie ma co liczyć. W większości sytuacji to oczywiście wystarczy, ale nie da się ukryć, że konkurencja robi to po prostu lepiej.
Oprócz tego, wraz z A7 IV debiutuje bazująca na AI funkcja inteligentnego upscalingu zdjęć RAW w aplikacji Imaging Edge, która pozwoli uzyskać zdjęcie o rozszerzonej rozdzielczości bez konieczności łączenia kilku kadrów wykonanych z przesunięciem matrycy. Miły dodatek, ale biorąc pod uwagę, że to samo możemy zrobić w Lightroomie, Photoshopie czy Adobe Camera RAW, raczej mało prawdopodobne, by ktoś w tym celu uruchamiał dedykowaną apkę Sony.
What's the matter, Sony? You've barely even touched your movie mode
Na koniec parę słów o trybie filmowym. Tez z grubsza pozostał niezmieniony, oferując w zasadzie identyczne opcje zapisu z rejestracją 10-bit 4:2:2 All-i w rozdzielczości 4K na czele. Nowością jest opcja zapisu 4K 120 kl./s w trybie APS-C oraz pojawiający się nareszcie pełnoklatkowy zapis 4K 60 kl./s. W obydwu tych przypadkach mamy jednak do czynienia z pewnymi kompromisami. Otóż rezultaty te otrzymywane są w trybie o delikatnie obniżonej jakości, który znajdziemy pod nazwą Angle of view Priority. W trybie standardowym, oferującym najwyższą jakość obrazu, w obydwu przypadkach nadal będziemy mieć do czynienia z niewielkim cropem (producent nie podaje jakim, ale na oko, to około 1,2x). Dodatkowo zapis 4K 120 kl./s możliwy jest wyłącznie w kompresji Long GOP.
Biorąc pod uwagę to, co oferuje konkurencyjny, bazujący na zwykłej matrycy Canon EOS R6 Mark III, zaczynamy zastanawiać się, jaki rzeczywisty wpływ na osiągi ma nowy procesor i cześciowo-warstwowy sensor. I nie mówię tu nawet o braku opcji zapisu wideo RAW, której w mojej opinii, w realiach zleceń, gdzie używa się aparatów - wybaczcie za takie określenie - będą używać głównie masochiści. Chodzi też o to, że Sony oferuje niższe od konkurencji maksymalne bitrate’y (tak samo, jak w A7 IV max. 250/500 Mb/s dla 25/50 kl./s - zbliżone do Canona w trybie Light Intra) i nadal nie pozwala na zapis w formacie DCI 17:9. Nie mówiąc już nawet o rejestracji Open Gate, która powoli staje się standardem.
Zamiast skupiać się na rzeczach istotnych, producent dorzuca tu jeszcze mocniej cropujący obraz tryb cyfrowej stabilizacji Dynamic Active, znaną już chociażby z modelu ZV-E1 funkcję auto framing (ramka cropa podąża za obiektem podczas rejestracji Full HD) i poprawia tłumienie szumów we wbudowanym mikrofonie (czy ktoś w ogóle go używa?). Jedynym naprawdę istotnym usprawnieniem jest tu możliwość importowania własnych profili LUT, a także zapisywania wideo S-Log od razu z naniesionym profilem (pokolorowany obrazek prosto z aparatu).
Wszystko to sprawia, że tryb filmowy raczej nie będzie głównym tematem przekazu PR-owego na temat nowego aparatu i mamy wrażenie, że padł on właśnie ofiarą wspomnianej na początku klęski urodzaju w katalogu Sony. To mówiąc, warto jednak zadać sobie pytanie czy w takiej formie tryb filmowy w jakikolwiek realny sposób nas ogranicza. Prawdę mówiąc, możliwości filmowe A7 V, wraz z wreszcie używalnym zapisem 4K 60 kl./s, powinny w zupełności wystarczyć większości twórców, do których kierowany jest aparat. Tym bardziej, że trudno narzekać tu na jakość. Choć nie miałem jeszcze czasu rzetelnie przetestować trybu wideo w różnych sytuacjach, wystarczy rzut oka na powyższe szybkie porównanie wysokich czułości, by być spokojnym o otrzymywane rezultaty. Jak widzimy, na używalny obrazek możemy liczyć jeszcze przy czułościach rzędu ISO 25600-51200.
Jeżeli chcecie zobaczyć nieco więcej nagrań, wróćcie tu niedługo. Właśnie jesteśmy na wydarzeniu premierowym, gdzie postaramy się dograć parę dodatkowych ujęć wideo. Powinny pojawić się tu wieczorem.
Podsumowanie
Sony A7 V z pewnością nie ma łatwego zadania. W obliczu wypasionego Canona R6 Mark III może się wydawać, że Sony złapało lekką zadyszkę i zamiast, jak dotychczas, wyznaczać trendy - jedynie goni konkurencję. Bo w gruncie rzeczy Sony A7 V to w większości ten sam aparat, co wcześniej, polepszony o szybszy tryb seryjny, nowy mechanizm ekranu, drobne usprawnienia trybu filmowego i autofokus zaktualizowany do poziomu nowszych korpusów systemu Sony E.
Jeżeli mielibyśmy bazować jedynie na twardych danych ze specyfikacji, przy cenie 12999 zł nowe body nie wydaje się przesadnie imponującą konkurencją ani dla wspomnianego R6 III, ani dla Nikona Z6 III, który być może w niektórych aspektach nieco odstaje, ale zarazem kosztuje prawie 5 tysięcy złotych mniej. Jednocześnie trzeba zauważyć, że Sony A7 V to także korpus w pełni dojrzały, który oferuje w zasadzie wszystko, co do szczęścia może być potrzebne twórcom sięgającym po aparat tej klasy.
Nowe A7 staje się wreszcie naprawdę szybkie i oferuje świetną matrycę, która nie wydaje się być widocznie obciążona charakterystycznymi dla sensorów warstwowych kompromisami. Do tego doskonale działający system balansu bieli i autofokus, który pozwala skutecznie fotografować praktycznie wszystko bez zbędnego gimnastykowania się. A drobne usprawnienia na poziomie ergonomii i interfejsu sprawiają, że jest to korpus wygodniejszy, niż kiedykolwiek.
Nie można też zapominać, że system Sony to także dostęp do największego katalogu szkieł ze wszystkich systemów bezlusterkowych, gdzie obok rekordowych, profesjonalnych szkieł z serii G Master, otrzymujemy dostęp do całej galaktyki obiektywów firm trzecich. Nawet więc jeśli nowa piątka nie dorównuje w każdym aspekcie swojej konkurencji, na dzień dzisiejszy i tak pozostaje jednym z najbardziej sensownych wyborów dla twórców hybrydowych, którzy w swojej pracy łączą film i fotografię. I jeśli dzisiaj stałbym przed wyborem systemu pełnoklatkowego, prawdopodobnie wybrałbym Sony, gdyż znając dobrze ofertę producentów optyki wiem, że praktyczny zestaw fotograficzny byłbym w stanie zbudować tu sporo taniej niż w systemach konkurencji.
Sony A7 V to wiec zdecydowanie aparat godny polecenia, którym nikt nie powinien być rozczarowany. Trochę szkoda być może, że producent nie docisnął mocniej pedału gazu w zakresie filmowania (nie musiał mieć RAW-a, wystarczyłby chociaż tryb Open Gate i równoległy zapis 9:16 do social mediów), ale też nie można powiedzieć, żeby aparat jakoś przesadnie nas ograniczał (4K 10-bit 4:2:2 All-i w S-logu i tak wygląda świetnie). Właściwie jedyną rzeczą, która wypada tu naprawdę marnie jest stabilizacja matrycy, poddająca się już przy czasach rzędu 1”. Z tym jednak również da się żyć.
- Znacznie zwiększona wydajność (do 30 kl./s)
- Tryb Pre Capture
- Bardzo dobra jakość obrazu z nowej matrycy
- AF na poziomie najnowszych korpusów
- Świetny pomiar balansu bieli
- Wierniejsze odwzorowanie barw
- Odchylano-obracany mechanizm ekranu
- Usprawnienia interfejsu
- Dwa porty USB-C
- Pełnowymiarowe złącze HDMI
- Przeciętna wydajność stabilizacji
- Tracking C-AF miewa problemy z przeszkodami
- Brak rejestracji wideo Open Gate i RAW
- Brak trybu DCI 17:9
- Maksymalna jakość zapisu 60 i 120 kl./s nadal z cropem
- Nadal ten sam wizjer
- Nieograniczony bufor przy 10 kl./s tylko z kartą CFexpress
Zdjęcia przykładowe
Poniżej prezentujemy galerię zdjęć wykonanych aparatem Sony A7 V i obiektywem Sony FE 28-70 mm f/2.0 GM, w najwyższej jakości pliku JPEG, z wyłączonym odszumianiem i standardowymi profilami korekcji. Dla zainteresowanych również paczka z plikami RAW.
Zdjęcia przykładowe do pobrania: