Basia Sokołowska - o fotografii subiektywnie: O radościach podglądania

Autor: Basia Sokołowska

19 Wrzesień 2010
Artykuł na: 6-9 minut
Fotografia i podglądanie - jedno przenika się z drugim i czasem nie wiadomo co służy czemu. Basia Sokołowska, nasza stała felietonistka, poświęciła temu zagadnieniu swój najnowszy tekst. Zapraszamy.

Wszyscy lubimy podglądać. Podglądanie jest niezaprzeczalnie przyjemne - ekscytuje radością myśliwego, który z ukrycia tropi zwierzynę. Jest to przyjemość z natury erotyczna, która daje wgląd w sferę prywatną, ukrytą i wstydliwą i naznaczona jest pewną władzą. Będąc na zewnątrz, niewidoczni, niezangażowani i nietykalni jesteśmy świadkami czegoś ekscytującego i dramatycznego. Grupa przypadkowych gapiów zbierająca się wokół wypadku doświadcza emocji i dramatu, wiedząc, że jest bezpieczna i często robiąc zdjęcia temu co się dzieje. Paradoksalnie, fotografowanie wypadku, powoduje że jako naoczni świadkowie czujemy się uczestnikami dramatu, a jednocześnie ustanawia bezpieczną strefę która definiuje nas jedynie jako dokumentujących obserwatorów.

ca. 1950s, Gelatin silver print, International Center of Photography, New York, Gift of Wilma Wilcox, 1993, (c) Weegee / International Center of Photography / Getty Images]

Tak się dzisiaj dzieje, że wszyscy podglądamy i jesteśmy podglądani. Żyjemy w epoce powszechnego podglądactwa - i jest to tendencja wzrostowa. Nowa epoka zaczęła się od telewizyjnego Big Brothera, a teraz jest Internet w każdym domu, a więc i You Tube i Facebook i Twitter i blogi gdzie można podglądać co robią inni i samemu być podglądanym. Miłość do podglądania stworzyła instytucję celebryty, którego racją bytu bardzo często jest jedynie to, że chcemy jego lub ją podglądać - w internecie, w prasie plotkarskiej i na ekranach informacyjnych w warszawskim metrze, które regularnie serwują informacje o celebrytach którzy właśnie przytyli, albo schudli, byli w Egipcie, albo odwołali wyjazd do Egiptu, rozwiedli się, albo mimo poprzednich oświadczeń i ogólnych oczekiwań właśnie że się nie rozwiedli, albo że niedawno rozwiedzeni akurat się zeszli, albo mają taki zamiar, chociaż nic jeszcze nie jest przesądzone. Sądząc po rosnącej oglądalności programów telewizyjnych z celebrytami w roli głównej podglądactwo społeczeństwa przybiera na mocy. Ale coraz bardziej podglądani jesteśmy także my. Ciągle zwiększa się ilość kamer rejstrujących non stop życie w centrach handlowych, biurowcach, na skrzyżowaniach, drogach i w bankomatach i domofonach. Choć, tak jak celebrytom, zupełnie nam to nie przeszkadza. Wręcz to lubimy. Na facebooku czy blogach jesteśmy podglądaczami samych siebie, zamieszczając zdjęcia z własnego, mniej lub bardziej banalnego życia. To, że jest banalne nie dyskwalifikuje go w żaden sposób. To, że jest prywatne, osobiste, małe - gwarantuje autentyczność - i to wystarcza.

Fotografowanie ludzi w sytuacjach prywatnych, bez pozwolenia czy też po prostu bez ich świadomości, że robi im się zdjęcia jest tak stare jak sama fotografia. Teraz każdy może komórką zrobić zdjęcia kompletnie niepostrzeżenie, zresztą nikt na to specjalnie nie zwraca uwagi, bo się przyzwyczailiśmy do tego, że każdy fotografuje każdego. Kilkadziesiąt lat temu kiedy sprzęt był wielki i ciężki - aby móc fotografować niezauważonym instalowano miniaturowe aparaty w laskach i obcasach butów. Gdy sprzęt się zmniejszył i film przyśpieszył fotografowanie znienacka okazało się łatwiejsze i stało się osobnym gatunkiem, który sprecyzował i zdefiniował Henri Cartier-Bresson, fotografując ukradkiem rzeczywistość, gdy spontanicznie ułożya się w kadrze w precyzyjnie zaskakującą całość. Ważne było żeby nacisnąć spust migawki w "decydującym momencie". Równie istotne wdług mistrza, wręcz konieczne do zrobienia dobrego zdjęcia była właśnie ukradkowość działania, gwarantująca "niewidzialność" fotografa. Cartier-Bresson mawiał, że nie miesza się wody w rzece w której ma się zamiar łowić ryby. Od tego czasu, teoria "decydującego" momentu stała się dla wielu fotografujących biblią. Według tej zasady działają rzesze reporterów i "streetowców". Ale ta kategoria, mimo że ideologicznie najbliższa Cartier-Bressonowi nie wyczerpuje gatunku fotografujących podglądaczy. Rodzajów fotograficznego voyeryzmu jest wiele. Portrety - zarówno osób znanych, robione przez śledzących ich dniem i nosą paparazzi, jak i zdjęcia anonimowych przechodniów na World Time Square fotografowanych zdalnie sterowanym aparatem przez Phillipa-Lorca diCorcia. Podglądactwo to także fotografia erotyczna. Od rozmazanych prób zaglądania kobietom na ulicach pod spódnice, czemu całe życie poświęcił Miroslav Tichy, robiąc to swoim nieporadnym, własnoręcznie skonstruowanym aparatem po wyrafinowaną erotykę chłodnego, męskiego spojrzenia Helmuta Newtona. Osobną kategorią jest fotografia przemocy, czy to wojny czy innych miejsc zbrodni, która rozwinęła się w dużym stopniu na potrzeby prasy. I oczywiście powszechna obecnie moda na bycie paparazzim wąskiego kręgu znajomych i zdarzeń z własnego życia czego niedoścignioną mistrzynią jest Nan Goldin.

Wystawa:

Exposed: Voyerism, Surveillence & The Camera,

Tate Modern, Londyn,

do 3 października 201

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0
Powiązane artykuły