Wydarzenia
Melchior Wańkowicz. Fotoreporter - wystawa nieznanego dorobku reportera literackiego
74%
Tokina pewnie wkroczyła na rynek reporterskich zoomów. Nowym modelem AT-X 24-70 mm f/2.8 PRO FX ma przekonać do siebie wymagających profesjonalistów.
Już przy pierwszym zetknięciu z Tokiną zwraca uwagę jej kompaktowa budowa - obiektyw mierzy 107.5 x 89.6 mm. Jest więc mniejszy od systemowych odpowiedników Nikona i Canona. Ten pierwszy (największy w zestawieniu) mierzy 133 x 83 mm, drugi 113 x 88.5 mm. Niemniej jednak w segmencie standardowych zoomów, to nie Tokina a Sigma może pochwalić się najbardziej zwartą konstrukcją o wymiarach zaledwie 94.7 x 88.6 mm.
Natomiast zupełnie inaczej obiektyw prezentuje się w kwestii wagi. Okazuje się, że Tokina jest najcięższa (1010 g) spośród konkurencyjnych szkieł - porównywaliśmy z Nikonem, Canonem, Tamronem i Sigmą. Różnica w wadze może nie jest zatrważająca – około 200 g - niemniej jednak może być już odczuwalna podczas długich plenerowych sesji zdjęciowych. W szczególności, gdy obiektyw podepniemy do pełnoklatkowego korpusu - zestaw z Canonem EOS 5D Mark III waży prawie 2 kg.
Zaawansowane konstrukcje Tokiny charakteryzują się niemal pancernym wykonaniem. Nie inaczej jest w przypadku modelu AT-X 24-70 mm f/2.8 PRO FX, który sprawia wrażenie niezwykle wytrzymałego. Został wytworzony głównie z metalu i tworzyw sztucznych najwyższej klasy. Niemniej jednak do pełni szczęścia zabrakło uszczelnień. Dlatego też podczas pracy w wymagających warunkach będziemy musieli uważać - wnętrze w żaden sposób nie jest chronione przed warunkami atmosferycznymi. Wielka szkoda, ponieważ dodatkowe zabezpieczenie tubusu stanowiłoby perfekcyjne dopełnienie konstrukcji pozycjonowanej, jako zoom do reporterskich zastosowań. Na uwagę jednak zasługuje fakt, że wszystkie elementy są bardzo dobrze spasowane, co w pewnym sensie - i przy rozsądnym użytkowaniu - może kompensować brak uszczelnień.
Osoby, które w momencie premiery AT-X 24-70 mm f/2.8 nastawiły się na jakikolwiek lifting tubusu będą rozczarowane. Design - od dobrych kilkunastu lat - nie uległ zmianie i jest taki sam, jak pozostałe konstrukcje producenta. Nie oznacza to jednak, że obiektyw nie może się podobać. Na obudowie znajdziemy charakterystyczną dla Tokiny czcionkę w złotym kolorze, białe i czytelne oznaczenia oraz okienko ze skalą odległości wyrażoną w metrach i stopach. Co więcej, ogólna stylistyka jest spójna z profesjonalnymi lustrzankami Nikona, czy Canona, dzięki czemu obiektyw powinien się z nimi dobrze komponować. Warto pochwalić także czarną, matową obudowę, która jest odporna na zabrudzenia.
Niestety ogólnie dobre estetyczne wrażenie psuje złoty pierścień okalający przód obiektywu, który w przypadku testowanego egzemplarza okazał się daleki od perfekcji. Wydawać by się mogło, że jest on wykonany z metalu. Nic bardziej mylnego. To tak naprawdę okleina, która w dodatku podczas testów zaczęła się odczepiać. Takie zachowanie nie powinno mieć w ogóle miejsca w konstrukcji, której cena wyraźnie przekracza 4 tys. zł.
Na tubusie znajdziemy pierścień ustawiania ostrości wykorzystujący mechanizm One-touch Focus Clutch. Jest to rozwiązanie charakterystyczne dla konstrukcji Tokiny, które opiera się na zmianie trybu z AF na MF poprzez przesunięcie całego pierścienia ostrości w stronę bagnetu. Kilku producentów korzysta z takiego rozwiązania, jednak w wykonaniu Tokiny jest ono najsłabiej dopracowane. Wystarczy powiedzieć, że szybkie przejście w tryb manualnego ustawiania ostrości graniczy niemal z cudem. Pierścień wielokrotnie się zacinał lub ustawiał pod nieodpowiednim kątem. W efekcie jest to jedno ze słabiej zaprojektowanych rozwiązań tego typu jakie testowaliśmy.
Jednak - porównując do innych modeli producenta – trzeba podkreślić, że w przypadku AT-X 24-70 mm f/2.8 PRO FX działa ono sprawnie i wyjątkowo płynnie - jak na standardy oferowane przez Tokinę. Sam pierścień pracuje z odpowiednim oporem, a przeostrzenie przez cały zakres odległości wymaga obrotu o nieco ponad 45°. Niestety jest to zbyt mało, by mówić precyzyjnym ręcznym ostrzeniu. Ponadto w trybie autofokusu wciąż nie mamy możliwości drobnej korekty ostrości za pomocą pierścienia, co również musimy uznać za wadę.
Drugi z pierścieni został pokryty dobrze zaakcentowanymi żłobieniami i obraca się go z wyczuwalnym oporem, choć niektórzy mogą już uznać go za zbyt duży zwłaszcza w przedziale 50 - 70 mm, gdzie zmiana ogniskowej staje się mało wygodna. Funkcjonalne za to okazały się wyraźne i czytelne oznaczenia wskazujące wybraną ogniskową.
Układ optyczny Tokiny – niestety pozbawiony stabilizacji – został zbudowany z 15 elementów rozmieszczonych w 11 grupach. Wykorzystano w nim trzy soczewki asferyczne oraz trzy elementy ze szkła SD. Jak podkreśla producent, ich zadaniem jest zminimalizowanie występowania aberracji. Co więcej, ma umożliwić uzyskanie lepszej jakości obrazu. Z kolei dzięki wielowarstwowym powłokom antyrefleksyjnym nie powinniśmy się skarżyć na występowanie blików i flar. Ponadto, obiektyw wyposażono w 9-listkową przysłonę, która ma gwarantować okrągłe bokeh i ładne rozmycie dalszego planu. Z kolei kąty widzenia obiektywu mieszczą się w zakresie 84.20°-34.49°.
W zestawie - poza obiektywem - otrzymujemy przedni i tylny dekielek oraz nakręcaną osłonę przeciwsłoneczną. Dodatkowe elementy są dobrze wykonane i korzystanie z nich nie stanowi żadnego problemu. Tak naprawdę jedyne, do czego możemy mieć jakiekolwiek zastrzeżenia względem oferowanego zestawu handlowego, to brak jakiegokolwiek etui lub pokrowca, w którym bezpiecznie moglibyśmy przechowywać lub przenosić obiektyw.