Nikon P1100 to aparat kompaktowy tylko z nazwy. Owszem, ma zintegrowany obiektyw, ale przy wymiarach 146 x 119 x 181 mm i wadze aż 1.4 kg wygląda jak duża pełnoklatkowa lustrzanka albo Nikon Z8 z obiektywem 24-70/2.8.
Choć wagę ma słuszną, w ręce sprawia wrażenie zaskakująco lekkiego. To prawdopodobnie zasługa dobrego wyważenia i potężnego gripa, który jest świetnie wyprofilowany i bardzo wygodny. Spoczywa na nim cała dłoń, a w dodatku gumowa okleina z przodu i z tyłu przyjemnie przylega do skóry. Środek ciężkości zmienia się wyraźnie podczas zoomowania. Jednak dla stabilności i tak wtedy podtrzymujemy aparat lewą ręką, więc z czasem się do tego przyzwyczajamy.
Całość nie jest uszczelniona, ale wykonana dość solidnie z twardych kompozytów. Wszystkie elementy są sztywno połączone, nic nie trzeszczy, nie ugina się. Nawet przy maksymalnym wysunięciu, tubus obiektywu zachowuje zaskakująco dobrą sztywność. Miłym akcentem są aluminiowe pokrętło trybów i górne sterujące.
Przyciski i menu
W porównaniu do pierwotnej wersji w zakresie menu i elementów sterujących praktycznie nic się nie zmieniło. Mamy tu dość klasyczny układ przycisków, z pewnymi dodatkami, takimi jak pierścień funkcyjny, przełącznik zoomu i przycisk szybkiego wyboru ogniskowej na obiektywie, czy też dźwignia AF/MF w zakresie kciuka.
Dwa pokrętła sterujące dają sporą swobodę zmiany parametrów, ale dolne pokrętło mogłoby być twardsze, szersze lub bardziej wystające, bo w tej postaci przy obracaniu kciukiem, często zdarza się przypadkiem wcisnąć którąś z czterech przypisanych mu funkcji bocznych.
Warty podkreślenia jest też przycisk funkcyjny obok spustu migawki. Można mu przypisać np. tryb migawki lub ISO, aby za każdym razem nie trzeba było wchodzić do menu. Okazuje się jednak, że np. zmiana czułości i tak wymaga dodatkowego klikania - po wciśnięciu przycisku pojawia się aktywne opcja na wyświetlaczu, należy nacisnąć przycisk w prawo i potem klikając w dół można aktywować wybraną wartość.
Samo menu jest dość proste, trochę już archaiczne, ale całkiem czytelne. Niewątpliwie przydałoby się jednak dodatkowe “szybkie” menu z siatką najważniejszych opcji.
Wyświetlacz i wizjer
Po swoim poprzedniku P1100 dziedziczy także wyświetlacz i wizjer. Dostajemy więc na bocznym przegubie trochę już przestarzały, ale nadal czytelny 3.2-calowy panel TFT LCD o rozdzielczości 921 tys, który nie wspiera funkcji dotykowych. Prawdę mówiąc dziś brak dotyku w nowych aparatach jest nie do pomyślenia.
Próbę czasu przetrwał jednak wizjer elektroniczny. Jest duży, wygodny i jasny. Ten jednocentymetrowy OLED oferuje rozdzielczość na poziomie 2,4 Mp. Pewnie, że mogłaby być większa, ale to nadal poziom jaki oferują dziś amatorskie aparaty.
Komunikacja i zasilanie
Główne zmiany w porównaniu do pierwszej wersji obejmują złącza. Nowością, w związku z unijnymi wymaganiami, jest tu port USB-C. Obok niego są także złącze mikrofonowe, micro HDMI (Type D) oraz gniazdo wężyka spustowego.
Nikon P1100 zyskał też nowocześniejsze moduły Wi-Fi WPA3-SAE i Bluetooth 5.1. Łączność z aplikacją SnapBridge przebiega bez problemu. Aplikacja pozwala na pobieranie zdjęć z aparatu oraz wyświetlanie podglądu obrazu na żywo. Można też sterować zoomem i wyzwalać migawkę, ale zdalna zmiana parametrów ekspozycji czy innych ustawień jest nieaktywna.
Aparat zasilany jest akumulatorem EN-EL20a o małej pojemności 1110 mAh, choć duży grip bez problemu zmieściłby jednostkę dwa razy pojemniejszą, zasilającą bezlusterkowce Nikona. W efekcie jedno ładowanie wystarcza tylko na 200-300 zdjęć i kilka krótkich filmów. Decydując się na P1100 warto więc od razu kupić 1-2 zapasowe baterie. Owszem, aparat można teraz ładować przez USB-C, np. z power banka, ale trwa to długo (pełne ładowanie do 3h) i w trakcie aparat jest nieaktywny.
P1100 nadal nie ma też osobnego gniazda pamięci. Do karty SD dostajemy się otwierając klapę zasilania.