Leica Q2 na ulicach Londynu - test autorski

Szybka i kompaktowa Leica Q to dziś jeden z ulubionych aparatów fotografów ulicznych.  W drugiej generacji udoskonalono ergonomię i podwojono rozdzielczość matrycy. Jak przełożyło się to na możliwości Q2? Sprawdziłem podczas kilkudniowego testu.

Autor: Maciej Zieliński

15 Październik 2019
Artykuł na: 23-28 minut

Zdjęcia ilustrujące artykuł poddane zostały podstawowej korekcji w programie Adobe Lightroom. Link do pobrania oryginalnych plików w pełnej rozdzielczości znajdziecie na końcu artykułu.

Fotograf uliczny nie oczekuje od aparatu zbyt wiele ale w kilku kwestiach nie uznaje kompromisów. „Streetowy” korpus musi być szybki, dyskretny i przede wszystkim niezawodny. W profil ten znakomicie wpisała się zaprezentowana w czerwcu 2015 roku Leica Q - pełnoklatkowy kompakt z niewymiennym, jasnym obiektywem 28 mm f/1,7. Zachwycił niezwykłą szybkością układu AF, znakomitą jakością obrazu i prostą, intuicyjną ergonomią. W ubiegłym roku pojawiła się jego aktualizacja z jeszcze cichszą migawką (Leica QP), ale to pokazany w marcu model Leica Q2 wprowadza naprawdę istotne zmiany. Zmiany, które z jednej strony cieszą, z drugiej jednak rodzą pewne pytania.

Przede wszystkim, w uszczelnionym tym razem body umieszczono sensor o 2-krotnie większej rozdzielczości, ale obsługiwany przez ten sam, co w pierwszej generacji procesor obrazu Maestro II. Więcej pikseli to większa swoboda kadrowania (efektywne stosowanie ramek, o czym później) i zwyczajnie lepsza szczegółowość zdjęć, z drugiej jednak znacznie większa ilość danych do przetworzenia i większe ryzyko spadku jakość przy wysokich czułościach.

Q2 jest też o 3,5 tys. zł droższa niż poprzednik, i choć to nadal stosunkowo niedużo jak za pełnoklatkowy aparat z czerwoną kropką (pamiętajmy, że to body + obiektyw), przekracza już psychologiczną granicę 20 tys zł. Biorąc pod uwagę, że pierwszy model, to aparat, któremu trudno cokolwiek zarzucić, dla wielu fotografów wybór Q2 może wydać się nieuzasadniony.

Dzięki uprzejmości polskiego oddziału Leica (leicastore.pl) aparat mogłem zabrać na przedłużony weekend do Londynu. Wielka metropolia to w końcu najlepszy poligon dla „streetowego” aparatu. Fotografując intensywnie w zróżnicowanych warunkach, starałem się poszukać odpowiedzi na wszystkie nasuwające się pytania. Oto garść twardych danych i jeszcze więcej subiektywnych odczuć, z tych kilkudniowych testów.

Budowa i wykonanie

Do wykonania - wzornictwa czy zastosowanych materiałów - trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. To nadal niezwykle solidna i zwarta konstrukcja a dbałość o szczegóły stoi na niemal jubilerskim poziomie. Od zawsze zadziwia mnie to jak wiele uwagi designerzy marki poświęcają detalom wykończenia - każdy przycisk, dźwignia, czy pokrętło są nie tylko precyzyjne, z wyraźnie słyszalnym i wyczuwalnym skokiem, ale też po prostu piękne. Niemiecka szkoła wzornictwa przemysłowego, surowa i minimalistyczna, od zawsze była bliższa memu sercu niż nowoczesny styl japoński. Aparaty Leica M to już zresztą dzisiaj ikona designu i wzór do naśladowania, dla wszystkich, którzy sięgają po stylistykę retro.

Wróćmy jednak do modelu Q. Wszystko wydaje się dobrze przemyślane. Forma, przywodząc filozofię Bauhausu (świętuje właśnie 100 lat!), w każdym przypadku podąża tutaj za funkcją. Wystarczy wspomnieć superwygodne wgłębienie na kciuk na tylnej ściance, tylne pokrętło zintegrowane z przyciskiem, czy autorski system szybkiej wymiany akumulatora.

Q2 jest na tyle lekka, że choć nie ma w zasadzie żadnego gripu, trzymamy ją zaskakująco wygodnie. Fakturowana guma na froncie i wspomniany już profil tylnej ścianki zapewniają całkiem pewny chwyt. Fotografując na ulicy prawie przez cały czas trzymam aparat w ręce z paskiem owiniętym wokół nadgarstka, by w razie potrzeby szybko unieść go do oka. Nawet po dłuższym czasie nie czułem zmęczenia, aparat nie ślizgał się też w spoconej już nieco dłoni.

Korpus wykonano głównie z lekkich stopów aluminium a całość usztywniają magnezowa górna i dolna ścianka. Tym razem aparat został również uszczelniony. Standard IP52, oznacza, że obudowa będzie odporna na zachlapania, kurz i niskie temperatury. W Londynie, jak to w Londynie, dosyć często fotografowałem w deszczu, ale tym razem martwiąc się jedynie o to by samemu za bardzo nie zmoknąć. 

Fotografowanie

Q2 startuje i wybudza się z uśpienia bardzo sprawnie, i co ważne, szybko przekazuje obraz z tylnego ekranu do wizjera. To cecha, która na tle konkurencji wyróżniała już pierwszy model Q. Jeśli polujemy na momenty, nie możemy pozwolić sobie na blackout w wizjerze, a ten nie jest rzadkością nawet wśród bardziej zaawansowanych modeli bezlusterkowców. Tutaj podnosimy aparat do oka i jak w lustrzance niemal natychmiast  mamy jasny i klarowny podgląd sceny.

Skoro już o tym mowa – aparat zyskał nowy wizjer. O tej samej rozdzielczości (3,6 Mp) ale tym razem wykonany w technologii OLED. Dzięki temu jest wyraźnie jaśniejszy, co nie wpływa jednak na ocenę ekspozycji – po zrzuceniu zdjęć, na ekranie komputera zobaczyłem to czego się spodziewałem. Dobrze świadczy to też o samym systemie pomiaru światła. W pochmurne dni, większość systemów ma tendencję do niedoświetlania ujęć, tu ekspozycja wydaje się niemal zawsze w punkt. Dobrze spisuje się też w sytuacjach mocno kontrastowych, choć w słoneczne dni i tak zazwyczaj fotografuję na niedużej podekspozycji (ok -1 EV) by tworzyć mocne cienie chroniąc jednocześnie jasne partie przed przepaleniami.

I jeszcze jedno. Jestem okularnikiem, przez co bardzo ważny jest dla mnie punkt oczny wizjera. Fotografując Q2 nie gubię rogów ramki i nie muszę się „rozglądać” by ogarnąć całą scenę. Bez problemu, precyzyjnie komponuję każdy kadr. To dla mnie ważne, bo staram się nie docinać zdjęć w postprodukcji, lubię gdy kadr pozostaje taki jakim go widziałem wciskając spust migawki.

Muszla oczna nieco mocniej odstaje od tylnej ścianki, dzięki czemu nie musimy się tak mocno przytulać do aparatu, ale nadal jest płytka i nie wysłania idealnie przed bocznym światłem. Tę potyczkę, podczas prac projektowych wygrali designerzy. Aha, jeszcze jeden smaczek. Pokrętło korekcji dioptrii tym razem objawia się w postaci wciskanego, chowającego się w obrys korpusu pokrętła. Kolejny przykład udanego połączenia formy i funkcji. Takie rozwiązanie zabezpiecza przed przypadkową zmianą pozycji i zwyczajnie robi świetne wrażenie.

Kilka słów o zmianach w obsłudze. Na górnej ściance uproszczono funkcję przełącznika okalającego spust - teraz służy on tylko do włączania i wyłączania, a opcja trybu seryjnego została przesunięta do menu. Trudno powiedzieć co kierowało projektantami, bo było to rozwiązanie całkiem praktyczne. Być może fotografowie skarżyli się na przypadkowe przełączanie trybu pracy migawki. Mnie osobiście podczas korzystania z Leiki Q nigdy się to nie przytrafiło, za to szybko mogłem się przełączyć w tryb serii, gdy sytuacja tego wymagała.

Na plus z pewnością zaliczam implementację rozwiązania które po raz pierwszy zastosowano w modelu Leica CL. Chodzi oczywiście o programowalny przycisk zintegrowany z pokrętłem. Odpowiadające za korekcję ekspozycji po wciśnięciu górnego przycisku przez chwilę odpowiada np. za ustawienie wartości ISO. Tak przynajmniej skonfigurowałem to ja. Możliwości jest wiele. Dodatkowy, ergonomiczny przycisk na górnej ściance, pozwolił też ograniczyć ilość elementów sterujących na tylnym panelu. Obecnie obok ekranu znajdziemy już nie 5 a 3 przyciski. W zupełności Wam to wystarczy.

Menu Leiki nigdy nie przytłaczało, bo też funkcje aparatów tego producenta zazwyczaj ograniczały się do zupełnie niezbędnych. Również Leica Q, choć jest aparatem na wskroś cyfrowym, a za technologiczną stronę odpowiada w znacznym stopniu Panasonic, nie stwarza żadnych problemów. Szkoda tylko, że nadal nie możemy liczyć na menu w j. polskim.

Wady? Tylne pokrętło, do którego naturalnie przypisujemy korekcję ekspozycji, moim zdaniem wysunięte jest teraz nieco za daleko na zewnątrz, przez co przyczepność łapałem krawędzią a nie całym kciukiem. Wydaje mi się, że w modelu Q było jednak wygodniejsze. Wykonane jest też z aluminium i na frezowanej fakturze dość szybko pojawiają się błyszczące przetarcia czarnego lakieru. Takie ślady użytkowania niektórym mogą oczywiście się podobać, nadając konstrukcji charakteru (przypomina mi się zaprojektowana przez Lennego Kravietza, celowo postarzana, specjalna edycja Leica M-P Correspondent).

Szybkość pracy

Nowa Leica znów jest piekielnie szybka. Start, poruszanie się po menu, przewijanie zdjęć, kasowanie, powiększanie, gdy chcemy ocenić ostrość – wszystko odbywa się bez zbędnej zwłoki. Przyciski i pokrętła są bardzo responsywne. Dotykowy ekran nie oferuje jeszcze czułości typowej dla nowoczesnych smartfonów, ale nie oszukujmy się, to nadal przede wszystkim dodatek, który dla odbiorcy tego aparatu nie ma większego znaczenia.

Autofokus pozostaje dużą zaletą aparatu. To z pewnością zasługa japońskiego partnera, który w dużym stopniu odpowiada za technologiczną stronę konstrukcji - AF zachowuje się zresztą podobnie do systemu DFD znanego z zaawansowanych bezlusterkowców Panasonika. Bez wątpienia inżynierom sytuację ułatwił również stałoogniskowy i przede wszystkim  niewymienny obiektyw.

1/500 s, f/1.7, ISO 100

1/640 s, f/5, ISO 100

System jest naprawdę szybki a ustawianie ostrości płynne, bez typowego dla detekcji kontrastu „szarpania” podczas przeszukiwania zakresu. Oczywiście jego precyzja zależy od sytuacji i wybranych parametrów. Nietrafione kadry zdarzały mi się w zasadzie jedynie gdy fotografowałem z otwartą maksymalnie przysłoną, a fotografowany obiekt zbliżał się lub oddalał względem aparatu. Tak jak na poniższym zdjęciu. Dziewczynę chroniącą się kurtką przed deszczem dostrzegłem kątem oka. Odwróciłem się szybko i wcisnąłem spust kilka razy. Ani jedno ujęcie nie było idealnie ostre. Ale ostrość przecież nie zawsze jest najważniejsza.

1/200 s, f/1.7, ISO 100

Rzecz, która faktycznie utrudniała mi fotografowanie to brak możliwości szybkiego powrotu do centralnego punktu ostrości. W aparatach większości producentów, wystarczy wcisnąć dżojstik wyboru pola AF by ramka szybko wróciła na środek. Tu, jeśli zmienimy położenie aktywnego punktu AF, by ustawić go ponownie w centrum musimy się za każdym razem „przeklikać”. To rzecz moim zdaniem do poprawienia.

Wydajność

To kwestia która budziła chyba największe obawy. I jak się okazuje nie były one nieuzasadnione. Za przetwarzanie danych odpowiada ten sam co w modelu Q procesor obrazu Maestro. Tym razem musi on jednak obsłużyć matrycę a dwukrotnie większej rozdzielczości. Plik RAW z 47-milionowego sensora waży już ok. 85 MB (JPEG 6-23 MB), a to oznacza, że w przypadku fotografowania krótką nawet serią natłok danych do przetworzenia jest ogromny.

1/60 s, f/1.7, ISO 100

1/60 s, f/2, ISO 100

Efekt? Nawet z bardzo szybką kartą (Sony SDXC II U3, zapis do 299 MB/s), dusi się już po wykonaniu kilku zdjęć. Z pełną prędkością 10 kl./s zapiszemy 13 par plików RAW+JPEG a przenoszenie ich na kartę pamięci potrwa 30 sekund. Identycznie sytuacja wygląda gdy rejestrujemy tylko pliki RAW. Zwłaszcza, że nawet w trybie zdjęć pojedynczych Q2 łapie zadyszkę już po 8 szybkich wciśnięciach spustu. Sytuacja wygląda nieco lepiej jeśli fotografujemy tylko w formacie JPEG, niemniej to nadal nie jest wynik którego bym oczekiwał.

Można bronić Leiki Q, mówiąc, że nie jest to aparat do fotografii sportu, z drugiej jednak strony reportaż, a to właśnie tu ma podobno sprawdzać się najlepiej, to również często dynamiczna akcja. Moim zdaniem w tej kwestii nie należy mu więc pobłażać.

1/1000 s, f/5.6, ISO 100

1/640 s, f/5, ISO 100

Na koniec tej części dwa słowa o pracy migawki. Choć nie ma ona bezpośredniego wpływu na jakość zdjęć, kultura jej pracy często dla fotografów ma ogromne znaczenie. Tak jak fani motoryzacji lubią słuchać mruczenia silnika, fotografowie wsłuchują się w dźwięk klapiącego lustra czy zamykających się lamelek migawki. No więc Q brzmi po prostu świetnie - jest cicha i zdecydowanie miła dla ucha. Dyskretna i precyzyjna. To drobiazg ale jakże ważny.

Ramki kadrowania

Słynne ramki. Jedno z najczęściej pojawiających się w kontekście Leiki Q pytań brzmi: dlaczego nie 35 mm? Podobno jest to najbardziej lubiana przez fotografów ulicznych ogniskowa, ja osobiście wolę właśnie 28 mm, które pozwala zawrzeć w zdjęciu więcej kontekstu, a tym robionym z niedużej odległości nadaje ciekawą dynamikę. Jest też na tyle szeroka by od czasu do czasu popełnić jakiś „widoczek”. Kto tego nie robi?

1/250 s, f/1.7, ISO 100

1/50 s, f/1.7, ISO 640

Ale wróćmy do ramek. Zastosowanie sensora o tak dużej rozdzielczości ma pogodzić wszystkich. Dyskretny przycisk pod lewym kciukiem pozwala nam wyświetlić w wizjerze ramkę, która zawęzi kadr do popularnych ogniskowych 35, 50 i 75 mm. To po prostu wyjątkowo wygodny cyfrowy zoom a dzięki matrycy 47 Mp, nawet po przycięciu otrzymujemy pliki o rozdzielczości odpowiednio 30, 15 i 7 Mp. Jak w swoim tekście argumentował Michał Warda, wreszcie używalny staje się dla niego crop 50 mm, bo zdjęcia które otrzymuje wciąż może drukować w postaci rozkładówek w albumach.

1/200 s, f/4, ISO 100

1/640 s, f/1.7, ISO 100

W praktyce korzystanie z ramek jest bardzo wygodne. Wizjer jest na tyle duży i klarowny, że ramki 35 i 50 mm pozwalają nam efektywnie komponować kadr. 75 mm jest już naturalnie mniej wygodne, ale wciąż może być przydatne. Zaletą pracy z ramką, o czym wcześniej nie pomyślałem, jest fakt, że dobrze widzimy nie tylko co zmieści się w kadrze ale również co z niego wykluczymy - możemy naprawdę precyzyjnie zaplanować kompozycję ujęcia. Zwłaszcza, że w przypadku cyfrowego wizjera nie borykamy się z problemem paralaksy jak ma to miejsce w przypadku dalmierzy i wizjerów lunetkowych (czyli na przykład korpusów z koronnej linii M).

To na co należy zwrócić uwagę, to pomiar światła. W przypadku pomiaru matrycowego system uśrednia informacje zawarte w kadrze. Gdy zmienia się kadr, zmieniają się również jego składowe. Musimy się więc liczyć z tym, że pomiar dla całego kadru będzie inny niż dla zawężonego obszaru i po zastosowaniu ramki konieczna może okazać się zmiana wartości kompensacji ekspozycji.

1/100 s, f/3.2, ISO 100

1/400 s, f/1.7, ISO 100

Jak wygląda to od strony formalnej? Pliki JPEG docinane są automatycznie, z poziomu aparatu. RAW-y zapisywane są w oryginale, ale po imporcie plików do Lightrooma program wyświetla nam ramkę, która pozwoli szybko skadrować zdjęcie w ten sam sposób.

Optyka

Tu żadnych zmian. Niewymienny obiektyw to Leica Summilux 28 mm f /1.7 ASPH.  Świetny optycznie i piekielnie ostry. W połączeniu z matrycą 47 Mp dostarcza bardzo szczegółowy i „soczysty” obraz. Obiektyw dobrze koryguje też typowe wady optyczne - aberracji chromatycznej musiałem naprawdę dobrze poszukać - nawet w bardzo kontrastowych sytuacjach i przy maksymalnie otwartej przysłonie purpurowe i zielonkawe obwódki są ledwie widoczne. Usunięcie ich w postprodukcji nie będzie też stanowiło najmniejszego problemu. Nie zauważyłem też przesadnego winietowania (choć przy f/1,7 niewątpliwie jest widoczne) ani problemów podczas pracy pod ostre słońce. Optyka dobrze przenosi też kontrast i kolory. Parametry optyczne precyzyjnie zmierzymy gdy aparat trafi do naszego studia.

1/1000 s, f/1.7, ISO 100

1/6400 s, f/1.7, ISO 1600

Co ciekawe, obiektyw oferuje również tryb makro. Na tubusie znajdziemy pierścień, którego obrót skraca minimalną odległość ogniskowania z 30 do 17 cm. Nie mam zbyt wielu pomysłów na zastosowanie tego trybu, ale w połączeniu z tak dużą rozdzielczością matrycy pozwala na abstrakcyjne zabawy z wzorami i fakturami. Aha, pierścień nie ma wyraźnego kliku i zdarzało mi się przestawić przypadkowo jego pozycję (znajduje się najbliżej korpusu). To oczywiście blokuje funkcje aparatu co bywa irytujące jeśli chcemy zrobić szybkie podchwycone zdjęcie. A nie możemy.

Obiektyw jest też bardzo jasny. Pozwala uzyskać całkiem przyjemne nieostrości ale przede wszystkim sprawdza się w słabym świetle. Zwłaszcza, że Q2 nie oferuje stabilizacji matrycy, która u większości producentów staje się już normą. Optyczny system stabilizacji niestety nie może równać się z układami stosowanymi przez Olympusa, Sony czy Panasonika. Fotografując Q2, by zagwarantować sobie ostrość ujęć, trzeba profilaktycznie stosować nieco krótsze czasy otwarcia migawki. Może oznaczać to konieczność stosowania wyższych wartości ISO, a to niestety zawsze odbija się na jakości zdjęć.

1/250 s, f/1.7, ISO 800

W tym miejscu warto wspomnieć o funkcji ISO Auto. Jeśli zamierzamy wykorzystywać aparat w celach reporterskich, warto skonfigurować je samodzielnie. Domyślnie automat dobiera zazwyczaj zbyt niską wartość, przez co początkowo sporo zdjęć okazywała się nieostra. Na szczęście, wzorem innych producentów, aparat pozwala nam samodzielnie określić minimalny czas otwarcia migawki, do którego dopasowana zostanie wartość ISO.

Jakość zdjęć

Kolejne ważkie pytanie - jak podwojenie ilości pikseli na sensorze o tych samych fizycznych wymiarach przekłada się na jakość obrazu? Dobra wiadomość jest taka, że zaszumienie obrazu przy wysokich czułościach wydaje się być nawet mniejsze. Zła - nadal jest dość duże. Pod tym względem matryca Leiki Q2 wyraźnie przegrywa z wysokorozdzielczymi, pełnoklatkowymi sensorami konkurencji. Obraz ma zdecydowanie mniej szczegółów, a cyfrowe ziarno, choć, przyjemne dla oka, jest znacznie bardziej widoczne. Różnicę zauważymy już od niskich wartości ISO 400-800, ale szczególnie uwidacznia się ona powyżej ISO 1600.

Ważniejszy od poziomu szumu wydaje mi się jednak sam charakter obrazu. A pod tym względem Leica Q2 zdecydowanie zdobyła moje serce. Nie chodzi zresztą tylko o ten model, ale o sposób, w jaki inżynierowie z Wetzlar oprogramowują wszystkie pełnoklatkowe sensory. Odwzorowanie kolorów, balans bieli i przede wszystkim tony skóry, to bardzo mocne strony w aparatach Leica. Cyfrowe aparaty z czerwoną kropką nigdy nie brylowały pod względem pracy na wysokich czułościach, nadrabiając to jednak dynamiką i tonalnością zdjęć.

1/1600 s, f/1.7, ISO 1600

Zasilanie

W pełni naładowany akumulator LEICA BP-SCL4 Li-ion (1860 mAh) wystarczy do wykonania ok 550-580 zdjęć. To znacznie więcej niż deklarowane 350 ale nadal wynik dość przeciętny. Najnowsze modele konkurencji coraz częściej zbliżają się już do 1000 ujęć na jednym ładowaniu. Po pojawieniu się komunikatu o słabej baterii możemy się spodziewać, że aparat zarejestruje jeszcze maksymalnie 20 ujęć. Warto więc zaopatrzyć się w przynajmniej jedno dodatkowe ogniwo.

1/100 s, f/1.7, ISO 100

1/2500 s, f/1.7, ISO 100

Podsumowanie

5-dniowy wyjazd to zbyt krótko, by sprawdzić wszystkie funkcje aparatu, z pewnością można już jednak wyciągnąć pewne wnioski. Najprostszy jest taki, że jest to bez wątpienia konstrukcja udana i godny następca pierwszego modelu. Przemawia za nią lepsza ergonomia z pokrętłem na wzór modelu CL, cicha migawka, jasny wizjer OLED, superszybki AF i przede wszystkim jakość obrazu, która w Q2, mimo większej rozdzielczości (ale też za jej sprawą) jest jeszcze lepsza. Nareszcie użyteczne stają się też ramki co zaspokoi potrzeby przynajmniej części fanów dłuższych ogniskowych.

Wady? Większych nie widzę. Leica Q to też aparat, któremu naprawdę można wiele wybaczyć. To co mnie irytowało, to mało wydajny bufor, który mimo korzystania z najszybszych kart pamięci nieco się dusił i brak możliwości wygodnego sterowania punktem AF (zwłaszcza szybkiego przywołania go do centrum).

Nie bez znaczenia jest też oczywiście cena. Wizjer i matryca to najdroższe układy każdego aparatu więc jej podniesienie w pewnym stopniu można uznać za uzasadnione. Z drugiej strony, pierwsza Leica Q to wciąż znakomity aparat, który w zupełności zaspokoi potrzeby wymagających fotografów. Czy warto więc dopłacić? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
16
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
40
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
28
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (7)