Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Artykuł powstał we współpracy z firmą Olympus
Mimo, że na rynku istnieją już od ponad 8 lat, a w swojej pracy wykorzystuje je coraz więcej fotografów, bezlusterkowce wciąż nie mogą pozbyć się łatki “amatorskich” aparatów. Początkowo faktycznie nie mogły nadążyć za lustrzankami, ale dziś można odnieść wrażenie, że w wielu aspektach to one narzucają tempo i wyznaczają kierunki. Topowe modele, takie jak zaprezentowany niedawno Olympus OM-D E-M1 Mark II mają dziś ambicje rywalizować z profesjonalnymi lustrzankami, oferując porównywalne osiągi w znacznie mniejszym i bardziej poręcznym body.
O doświadczenia w pracy z bezlusterkowcami postanowiliśmy więc zapytać fotografów, którzy korzystają z nich na co dzień w swojej zawodowej pracy. O zaletach i wadach systemu bezlusterkowego opowiedzieli nam Piotr Bławicki, Wiktor Franko i Rafał Krasa – fotografowie, którzy jako jedni z pierwszych mieli okazję testować najnowszego E-M1 Mark II.
fot. DR5000
Bezlusterkowiec pojawił się w naszej pracy dokładnie w momencie, gdy poszukiwaliśmy kompaktu, który umożliwiałby fotografowanie w RAW-ach, z ustawieniami manualnymi i możliwością wyzwalania lampy na stopce. Przewertowaliśmy wtedy wszystkie zaawansowane kompakty Canona oraz Nikona. Nikon P7000 wydawał nam się strzałem w dziesiątkę - zaczyna Rafał Krasa, 1/2 dobrze znanego, ślubnego duetu DR5000. - Do momentu, w którym odkryliśmy Olympusy. Małe aparaty o jakości obrazu dorównującej lustrzankom, ale w obudowie tylko odrobinę większej niż zaawansowane kompakty.
Jak w przypadku wszystkich nowości, z bezlusterkowcami trzeba się oswoić. - Początkowo ciężko było mi się przestawić na elektroniczny wizjer. Muszę jednak przyznać, że jego jakość w używanym przeze mnie aparacie Olympusa jest bardzo dobra. Podgląd dokładnie pokazuje jak będzie wyglądało zdjęcie jeszcze przed jego zrobieniem i rzetelnie odwzorowuje zarówno ekspozycję, jak i balans bieli. Bardzo wygodną funkcją jest możliwość przeglądania w nim wcześniej wykonanych fotografii i wyświetlenia menu. Choć na początku wydaje się to tylko ciekawostką, po pewnym czasie staje się regularnie używaną funkcją. Świetnie sprawdza się w mocnym słońcu, gdy na tylnym ekranie nie widzimy prawie nic - wspomina jeden z najciekawszych polskich fotografów modowych młodego pokolenia, Wiktor Franko.
fot. Wiktor Franko
Podobne wrażenie miał fotoreporter, były kierownik Działu Foto i szef Agencji Fotograficznej Super Expressu, Piotr Bławicki. - Dla kogoś kto od 30 lat fotografuje lustrzankami, pierwszą rzeczą która zwraca uwagę jest możliwość bezpośredniego podglądu korekcji ekspozycji w wizjerze i na ekranie aparatu, na bieżąco podczas fotografowania. To mega-wygodne i pożyteczne rozwiązanie, którego bardzo mi brakuje w aparatach Canona i Nikona, gdyż oszczędza sporo czasu, którego w zawodzie fotografa często brakuje.
Artykuł kontynuowany na następnej stronie