Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Najnowsze korpusy Nikona obiecują wiele, ale z pozoru nie wnoszą rewolucji w temacie bezlusterkowej pełnej klatki. Jak wypadają w rzeczywistości? Nowe puszki trafiły w nasze ręce jeszcze przed premierą.
Od premiery modeli Z6 i Z7 minęły nieco ponad 2 lata. Już od początku bezlusterkowy system Z odznaczał się prokonsumenckim podejściem do kwestii ergonomii, a także oferował dobrze zrównoważoną specyfikację debiutanckich korpusów. W obliczu błyskawicznie rozwijanej technologii konkurentów, body producenta zaczęły jednak nieco odstawać pod względem wydajności. I właśnie tą kwestią zajęli się głównie projektanci najnowszych modeli.
Debiutujące dzisiaj aparaty Nikon Z6 II i Z7 II na pierwszy rzut oka nie stanowią przełomu - w doskonałej części otrzymujemy w końcu to samo, co przed dwoma laty, okraszone bardziej wydajnym procesorem, który pozwolił na zwiększenie osiągów w zakresie trybu seryjnego i pracy AF oraz kilka pomniejszych dodatków.
Czy oznacza to, że producent się nie postarał? A może po prostu wyszedł z założenia, że nie ma co na siłę poprawiać rzeczy, które działają dobrze? Przedstawiciele producenta tłumaczyli nam, że nadrzędnym założeniem przy projektowaniu drugiej generacji serii było podjęcie kwestii wytykanych przez użytkowników przy okazji pierwszej odsłony „Zetek”, a nie wymyślanie koła na nowo. W końcu aparat ma przecież służyć fotografującym, a nie bić po oczach wodotryskami w specyfikacji. Jak więc nowe body wypadają w praktyce?
Jeżeli chodzi o same korpusy nie zmieniło się prawie nic. Być może bezpośrednie porównanie z poprzednikiem ukazałoby lekko zmieniony profil gripu czy samej bryły aparatu (niestety nie mieliśmy okazji na takie porównanie), ale z grubsza nowe body prezentują się identycznie jak te sprzed dwóch lat.
Co jednak najważniejsze, nikt nie będzie chyba z tego powodu płakał. Jak wspomnieliśmy na początku, pod względem ergonomii aparatom producenta nic specjalnie nie brakowało. Od zarania systemu Z widać zresztą, że producent przykłada dużą wagę do unifikacji interfejsu nowych aparatów - pod względem rozmieszczenia poszczególnych kontrolerów każdy korpus wygląda niemal identycznie, a modele budżetowe są tylko nieznacznie uboższe pod tym względem od topowych przedstawicieli serii. To strategia lubiana przez użytkowników i możemy ją tylko pochwalić.
Właściwie jedyną rzeczą, do której można się przyczepić to fakt, że kontrola punktu AF za pomocą joysticka nadal jest nieco powolna i wymaga „przeklikiwania” się przez cały kadr.
Oprócz tego, trudno nam zrozumieć obecność osobnego przycisku kontroli ekspozycji, który w sytuacji gdy mamy pod ręką dwa pokrętła funkcyjne wydaje się zupełnie zbędny i tylko utrudnia szybką pracę z aparatem, co zresztą dobitnie pokazuje fakt, że w zupełności obchodzą się bez niego inni producenci. Dużo chętniej w jego miejscu zobaczylibyśmy dedykowany przycisk trybu seryjnego lub regulacji pomiaru AF. Oczywiście w menu ustawień osobistych możemy przypisać kontrolę ekspozycji do pokrętła, a także przeprogramować wspomniany przycisk, ale mimo wszystko upór producenta związany z takim, a nie innym podstawowym układem przycisków nieco dziwi.
Co ciekawe, wraz z modelami Z6 II i Z7 ii producent porzuca upór w innej, charakterystycznej dla siebie kwestii. Od teraz w menu aparatu możemy bowiem zmienić kierunek obrotu pokrętła pierścienia ostrości obiektywów, co będzie miłym ukłonem zwłaszcza w stronę osób filmujących, które od zawsze twierdziły, że w przypadku Nikona trzeba „kręcić w drugą stronę”.
Choć nowe modele nie wprowadzają zmian pod względem ergonomicznym, sama konstrukcja korpusów skrywa kilka istotnych nowości. Przede wszystkim jest to możliwość stałego zasilania aparatu poprzez złącze USB-C podczas pracy, a także obecność dwóch slotów na karty pamięci.
Charakterystycznie dla Nikona otrzymujemy jeden slot na karty CFExpress/XQD i jeden na karty SD. Biorąc pod uwagę, że generalnie wygodniej zbudować system pracy w oparciu o jeden typ kart, może się to wydawać mało atrakcyjne, ale warto wziąć pod uwagę fakt, że choć karty CFExpress nadal są droższe od nośników SD to jednak są od nich także bardziej wytrzymałe i wiele fotografów będzie skłonnych za to dopłacić.
W końcu pojawia się też możliwość podłączenia pełnoprawnego pionowego battery gripa, który nie tylko zagwarantuje dłuższą pracę aparatu, ale także pozwoli na wygodniejsze fotografowanie w pionie.
Oprócz tego, wraz z nowymi modelami debiutuje opcjonalny kontroler do bezprzewodowego sterowania systemem lamp. Na tym jednak kończą się nowości konstrukcyjne nowych model. Otrzymujemy dokładnie taki sam 3,6-megapikselowy wizjer elektroniczny (notabene bardzo dobry i klarowny) oraz odchylany ekran dotykowy o rozdzielczości 2,1 mln.
Obydwa te komponenty bardzo dobrze sprawdzały się już w poprzedniej generacji, także ich aktualizacja nie była konieczna, ale jednak konkurencja już rozpieszcza nas 5,7- a nawet 9-megapikselowymi wizjerami, przy których kompletnie już tracimy poczucie tego, że spoglądamy w wyświetlacz, a nie wizjer optyczny.
To samo tyczy się responsywności dotyku - najnowsze panele Canona wydają się jednak reagować na ruchy palca bardziej natychmiastowo (nadal jednak system Nikona jest bardziej użyteczny niż ułomna implementacja dotyku w aparatach Sony).
Gdzie więc upatrywać tych najbardziej istotnych zmian? Jak pisaliśmy na początku, najważniejsze usprawnienia dotyczą wydajności korpusów. Dzięki wyposażeniu aparatów w podwójny procesor Expeed 6, producentowi udało się zwiększyć szybkość i skuteczność pomiaru AF (-4,5 EV w przypadku modelu Z6 II i -3 EV w modelu Z7 II), 3-krotnie zwiększyć pojemność bufora (Z6 II: 124 pliki RAW w serii, Z7 II: 77 plików RAW w serii), a także, choć nieznacznie, przyspieszyć tryb seryjny (14 kl./s w przypadku Z6 II i 9 kl./s w przypadku Z7 II), który teraz będzie współpracował z lampą błyskową nawet przy pełnej prędkości.
Pojawia się też możliwość włączenia trybu wykrywania twarzy i oka w przypadku rozszerzonego pomiaru punktowego, a wizjer w przypadku fotografowania z maksymalną prędkością odznaczać ma się teraz zerowym opóźnieniem wyświetlania podglądu.
Jak przekłada się to na pracę w praktyce? Na ten temat niestety póki co nie możemy się rzeczowo wypowiedzieć, gdyż aparaty, z którymi mieliśmy okazję się zapoznać były modelami przedprodukcyjnymi, a producent zabronił nawet fotografowania menu.
Ze wstępnych oględzin wydaje się jednak, że system AF, choć skuteczny i widocznie bardziej dynamiczny w słabszym świetle, nadal nie jest równie szybki jak w najnowszych modelach Canon czy Sony, zwłaszcza jeśli chodzi o śledzenia oka i twarzy. Oczywiście należy brać poprawkę na to, że dysponowaliśmy jedynie obiektywem Nikkor Z 50 mm f/1.8, a aparaty pracowały na niefinalnej wersji firmware’u, ale taki obraz sytuacji specjalnie nie dziwi.
W końcu bazowa specyfikacja systemów AF pozostaje identyczna jak u poprzedników (273 punkty detekcji fazy w modelu Z6 II i 493 punkty w modelu Z7 II). Wydaje się natomiast, że aparaty lepiej radzą sobie z automatycznym ostrzeniem w trybie filmowym.
Nie zmieniła się także specyfikacja matryc (24,5 Mp w modelu Z6 II, 47,5 Mp w modelu Z7 II) toteż raczej nie należy spodziewać się rewolucji w systemie obrazowania, choć prawdopodobnie ze względu na większa moc obliczeniową i usprawnienia software’owe możemy spodziewać się lepszych wyników podczas pracy w słabym świetle. Na tę chwilę nie byliśmy jednak w stanie tego obiektywnie sprawdzić.
Dość ważne usprawnienia otrzymuje natomiast tryb filmowym, w którym to będziemy mogli rejestrować materiały 4K z prędkością nawet 60 kl./s, a także zapisywać wideo o rozszerzonej dynamice w formacie HLG. Niestety nowe modele nie zwiększają możliwości w zakresie rejestracji filmów w zwolnionym tempie (maksymalnie Full HD 120 kl./s), a dodatkowo póki co nie wiemy czy zapis 4K nie jest obarczonym cropem.
Osłodą może być fakt, że teraz podczas nagrywania będziemy mogli także skorzystać z trybu wykrywania oka. Mamy też profil N-log na pokładzie, a producent obiecuje aktualizację, która pozwoli na rejestrację filmów w formacie ProRes RAW na rekordery Atomos Ninja. Ostatnią istotną nowością, wprowadzoną wraz z nowymi aparatami jest możliwość aktualizacji firmware’u aparatu za pośrednictwem aplikacji Snapbridge. Rzecz niewielka, ale pokazująca, że jednak można tę kwestię rozwiązać w bardziej przystępny dla użytkownika sposób.
Nie ma co ukrywać, że modele Z6 II i Z7 II to dość skromna aktualizacja serii. Prawdę mówiąc dużo bardziej pasowałaby do nich nawiązująca do lustrzankowych linii nomenklatura Z6s i Z7s. W końcu oprócz udogodnień wynikających z dołożenia drugiego procesora nie zmieniło się prawie nic. Czy jednak nowe korpusy są przez to mniej warte uwagi? Jestem daleki od takiego twierdzenia.
Nowe body, choć specjalnie nie zaskakują, oferują dokładnie to, czego oczekiwali użytkownicy i wydają się być bardzo dobrze skrojone pod względem zawodowej pracy fotograficznej (i filmowej), która w przypadku systemu Z będzie teraz z pewnością bardziej efektywna. Podoba mi się to, że nowe Nikony nie starają się udawać czegoś czym nie są.
Nikon nie próbuje kusić nas wodotryskami, których większość użytkowników i tak w pełni nie wykorzysta. Zamiast tego będziemy mogli cieszyć się wrażeniem, że specyfikacja dokładnie zaspokaja nasze potrzeby, co sprawi, że raczej nie będziemy zadręczać się myślami iż przepłaciliśmy za funkcje, których w rzeczywistości nie używamy.
Dodatkowo, niewielkie zmiany dają nam nadzieję na to, że producent skupił więcej sił na rozwoju systemowej optyki, której rozbudowa wydaje się być bardziej istotną kwestią niż nowe możliwości korpusów, które na tę chwilę i tak odpowiadają zapotrzebowaniom doskonałej większości użytkowników.
Właściwie jedynym żalem, jaki można mieć do producenta jest to, że choć otrzymujemy opcjonalny battery grip a także lepiej zoptymalizowany pobór mocy, to inżynierzy nie zdecydowali się na implementację bardziej wydajnej baterii. Bo choć osiągi modeli Z6 i Z7 i tak prezentowały się zupełnie nieźle, to jednak konkurencja oferuje dziś pod tym względem znacznie więcej.
Szkoda też, że producentów nie utrzymał startowych cen, które towarzyszyły premierom debiutanckich modeli. Nowe korpusy są jednak nieznacznie (ale jednak) droższe (9999 zł za body Z6 II i 14999 zł za body Z7 II), przez co będą miały nieco trudniejsze zadanie do odegrania na rynku. Warto zwrócić chociażby uwagę na fakt, że za cenę nowej siódemki kupimy dziś już korpus Sony A7R IV.
Z drugiej strony Z6 II wyceniony został podobnie jak nieco uboższe pod wieloma względami modele Sony A7C czy Lumix S5 i to ten model będzie zapewne cieszył się większa popularnością.
Na koniec dobra wiadomość dla tych, którzy nie spieszą się z kupnem aparatu. Pierwsza generacja modelu Z6 i Z7 pozostaje w ofercie, dzięki czemu możemy spodziewać się iż niebawem jeszcze bardziej stanieją.