Jacob Aue Sobol: „Gdy patrzę dziś na swoje aparaty, nawet nie chcę ich dotykać”

O powodach odwieszenia aparatu na kołek, nowych początkach i łowieniu ryb, z fotografem Magnum Jacobem Aue Sobolem rozmawia Joanna Kinowska.

Autor: Joanna Kinowska

4 Październik 2018
Artykuł na: 9-16 minut

Mam deja vu. Spotykam Cię w Leica Gallery, na montażu Twojej wystawy. Montażyści Ci sami. Też jest jesień. Tylko minęło 5 lat. Czy czujesz się w Polsce już jak w domu? Która to Twoja wizyta u nas?

Na pewno miałem wystawę w Warszawie z projektem „Sabine” w Yours Gallery...

Potem był pokaz w Krakowie i Koninie. Potem Bielsko Biała...

...I ostatnim razem Warszawa właśnie 5 lat temu. Była też podróż przez północną Polskę w trakcie realizacji serii „Arrivals and Departures”. Taki roadtrip do Moskwy. Ale wiesz, nawet nie miałem czasu, żeby obejrzeć i wyedytować te zdjęcia. Właściwie połowa mojego archiwum leży nietknięta. Jeśli w całości mam 400 tysięcy zdjęć, to 200 tysięcy nigdy nie widziałem. I to jest świetne! Jakbym miał ukryty skarb i mógł po kawałku wyjmować coś z tej skrzyni.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Pewnie większość wywiadów, których udzielasz w tym roku zaczyna się od pytania o motywy rzucenia fotografii. Nie będę próbowała być oryginalna. W czerwcu ogłosiłeś odwieszenie aparatu. Co się wydarzyło?

Tak, faktycznie wtedy ogłosiłem, że nie zrobię więcej zdjęć. Ale ostatnie zdjęcie tak naprawdę wykonałem półtora roku wcześniej, to było 1 kwietnia 2017 roku. Na Syberii. Wtedy oczywiście nie zdawałem sobie sprawy, że to koniec. Myślałem, że zaraz znów będę jeździć, poznawać ludzi, robić zdjęcia. Ale to wszystko znacznie większa historia, chcesz całą? Jest naprawdę długa...

Mamy mnóstwo czasu...

(ciężkie westchnienie) Kiedy wróciłem z Syberii do domu, od razu zacząłem edytować materiał. Przygotowywaliśmy się do dużej wystawy na festiwal w Arles. Miało tam być 150 zdjęć. Tak jak tutaj! Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po tym wyjeździe. Arles okazało się wielką sprawą! Sprzedaliśmy setki zdjęć, rozmawiałem z tysiącami ludzi, adrenalina pompowała. Otwierało się mnóstwo nowych możliwości, spotkałem świetnych ludzi, działy się wspaniałe rzeczy! Ale kiedy wróciłem do domu byłem niespokojny i zestresowany. Nie miałem przerwy od wielu lat...

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Potrzebowałeś wakacji?

Pewnie tak. Ale przyszedł taki moment, kiedy próbowałem się uspokoić, ale nie mogłem. Adrenalina napędzała mnie ciągle przez wiele lat, odsuwała ciemne strony. Wtedy zacząłem budować domek na plaży, żeby w nim spędzić lato, odpoczywając i łowiąc ryby. Wtedy też rzuciła mnie dziewczyna. I nagle… zapadłem się. Miałem ataki paniki. Przeszedłem przez ciężką depresję. Przez pół roku nie mogłem zrobić nic. Ludzie, którzy mają lub mieli depresję, będą wiedzieć o czym mówię. Nie jesteś w stanie podnieść się, żeby iść do sklepu po mleko. Takie wrażenie, że musisz wspiąć się na wielką górę, żeby znaleźć się w otoczeniu innych ludzi.

Nic nie miało sensu. Rzeczy, które wcześniej wydawały się piękne, zdjęcia, podróże, ludzie wokół, nawet rodzina - nic nagle nie miało sensu. Dla mnie to było najgorsze doświadczenie. Ludzie zwykle nie mówią o swojej depresji. A inni mówią - pewnie jest zestresowany albo za dużo się zamartwia. Ja zawsze mówiłem o wszystkim, co się działo w moim życiu. Zawsze robiłem zdjęcia wszystkiego. Zawsze prosiłem ludzi o otwarcie się przede mną, a to wymaga wzajemnego zaufania i mówienia o wszystkim. Te intymne chwile musiały być dzieleniem się wszystkim, tak żeby nikt się nie poczuł samotny.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

A nie próbowałeś zwalczyć depresji swoją fotografią?

Niemożliwe! Jasne, są tacy artyści, którzy muszą być w depresji, żeby robić zdjęcia. Mieć ciężkie życie, żeby tworzyć… Ale ja mam odwrotnie! Kiedy jestem zakochany - wtedy robię zdjęcia! Kiedy podróżuję - robię zdjęcia. Też dlatego, że kiedy jeżdżę, zakochuję się. Spotykam nowych ludzi, widzę nowe miejsca.

Ale też wspominałeś niejednokrotnie, że nie możesz robić zdjęć, kiedy jest wiosna czy lato. A potem nadeszła zima - wydawałoby się, że dla Ciebie najlepszy czas…

Zgadza się. Kłopot w tym, że w odróżnieniu od większości ludzi, ja nie jestem przygnębiony w zimie. Uwielbiam zimę! Lubię ciemność, zimno, surowość pogody. Jeśli spojrzysz na moje prace, większość z nich pochodzi z miejsc, gdzie ludzie żyją w trudnych i zimnych warunkach.

No, poza Bangkokiem…

Tak, tam też były ciężkie warunki, ale wynikały z czego innego. Dla mnie to ważna kombinacja tego szorstkiego klimatu i ciepła ludzkiego, ich miłości, bliskości, ciepła skóry. To zderzenie zimnego i ciepłego występuje w niemal wszystkich moich zdjęciach. Zaczęło się od „Sabine”. Więc ja nigdy nie fotografowałem, kiedy byłem w złym stanie. Ale warto podkreślić różnicę: bycia zdołowanym a przechodzeniem depresji. Raz na jakiś czas każdy z nas ma zły moment, ale depresja to realna choroba. Musi być leczona. Wiele osób cierpi na depresję, ale nie mówi o tym. Ale pytałaś mnie o to, dlaczego nie robię zdjęć w tym stanie. Jeśli nie mogę iść po mleko, jak mam się komunikować z innymi ludźmi, jak miałbym się dzielić czymkolwiek w tej sytuacji? Widzę ludzi, którzy boją się mnie w tym stanie, widzą to coś w oczach, wyczuwają zapach, wiedzą, że jestem w straszliwym miejscu.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Ważne jest to, że kiedy przechodzisz to piekło, następuje moment odrodzenia. Wracamy. Jeśli jesteś w tej ciemności, w końcu wychodzisz po drugiej stronie. Masz nowe życie. Wszystko wygląda pięknie. Jest zupełnie odwrotnie niż było w depresji. Budzi się wdzięczność, cieszysz się, że masz wodę w kranie, zaczynasz patrzeć na kwiaty, cieszyć się z małych rzeczy.

Więc, kiedy powróciłem stamtąd, odczułem, że oddano mi życie. Wtedy zrozumiałem, że muszę robić coś innego niż robienie zdjęć. Wszystko, co robiłem w życiu, brało się ze mnie, ze środka. To nie tak, że siedziałem w domu i się zastanawiałem co tu zrobić, że może przestanę robić zdjęcia. Nie! To po prostu stało się niemożliwe.

Nie miałeś wyboru…

Tak. Nie przestałem pracować z fotografią. Dalej robię wystawy. Ale potem idę łowić ryby. Buduję miejsce na wsi, „Brothas Centre of Arts and Fishing”, które ma być centrum rybołóstwa i fotografii. Tak, śmiej się, wszyscy myśleli, że to jest żart. Ale to jest połączenie moich dwóch wielkich pasji życiowych.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Wspominałeś, że zostałeś na powrót rybakiem. Tylko okazuje się, że życie codzienne rybaka, to otwieranie wystaw, edycja zdjęć, prowadzenie warsztatów…

Próbujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieniło…

Zmieniło się najważniejsze: nie ma nowych zdjęć.

Tak, to ogromna różnica. To było ważne powiedzieć głośno, że właśnie zaczynam nowy rozdział życia. Ostatnie 17 lat było robieniem zdjęć, teraz kolejne 17 poświęcę na budowanie rodziny, oraz „karierę” rybaka. Z mojego doświadczenia wynika, że potrzeba dekady na stworzenie języka czy sposobu życia i pracy, które będą zawierać swoisty podpis. Teraz zamierzam oddać tyle czasu łowieniu ryb, żeby zbudować coś, co przetrwa, będzie silne. Sposób, w jaki zamierzam połączyć te wątki, to właśnie program centrum. Będę tam prowadził warsztaty. Ludzie mogą tam przyjechać, mam nadzieję, że pomogę im w edycji materiału. Ale chciałbym robić to w bardziej intymny sposób. Dotąd, jeśli miałem warsztat, brało w nim udział 15-20 osób. To z jednej strony było samo z siebie wyczerpujące, a z drugiej jeszcze frustrujące, bo nie mogłem dać każdemu tyle samo uwagi. Jeśli masz jedną osobę na warsztatach, może się zdarzyć coś zupełnie innego.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Poza tym, wiesz, musimy sprzedać trochę zdjęć, żeby móc zbudować to centrum, żeby móc zaoferować takie warsztaty jeden do jeden. Łowię dużo ryb. To w ogóle jest naszym celem, żeby być samowystarczalnym gospodarstwem z rybami, warzywami. Uczę się tego jeszcze. Nie masz pojęcia, jak właśnie zakochałem się w swoim ogrodzie i morzu. To cudowne miejsce i niesamowite doznanie widzieć jak rośnie, nawadniać je.

Czyli używasz swojej fotografii jako źródła finansowania nowego centrum?

Można tak powiedzieć. To może nie jest do końca biznes-przedsiębiorstwo, ale z pewnością pomaga zbierać pieniądze. Ja ciągle kocham fotografię. Po prostu nie jestem już w stanie jej uprawiać jak kiedyś: wychodzić i poznawać ludzi tak, jak robiłem to kiedyś. To stało się niemożliwe. I to nie jest wcale zła rzecz. To była piękna rzecz, tyle że wykańczająca i tak bardzo intensywna. To było stawianie się w zagrożeniu, w sytuacji dzielenia się wszystkim. A ja nie umiem robić niczego w pół drogi. Że może zacznę robić zdjęcia w inny sposób? Nie! Bo umiem to robić tylko dzieląc się wszystkim z innymi.

fot. Jacob Aue Sobol, z wystawy "With and without you"

Czyli to zamknięty rozdział. Ale może właśnie, rozdział, który powróci za kolejne 17 czy więcej lat?

Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Rzeczy i sytuacje przychodzą do mnie jak błyskawica z nieba. Tak nagle. Ale teraz, patrzę na swoje aparaty i nawet nie chcę ich dotykać. Wcześniej praktycznie spałem z nimi. To jak ze związkiem, bardzo intensywną relacją, która się skończyła. Nie ma sensu próbować wskrzeszać tego, trzeba zacząć coś nowego.

To dopiero połowa naszego wywiadu. Całość przeczytacie w listopadowym wydaniu Digital Camera Polska.

Wystawę „With and Without You” możecie oglądać do 25 listopada 2018 w Leica 6×7 Gallery Warszawa, przy ul. Mysiej 3 (II piętro).

Skopiuj link

Autor: Joanna Kinowska

Z wykształcenia historyk sztuki. Pracuje w Służewskim Domu Kultury gdzie odpowiada za program fotograficzny. Niezależna kuratorka wystaw fotograficznych.  Prowadzi autorskiego bloga  na temat kultury fotograficznej miejscefotografii.blogspot.com

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
19
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (4)