Wydarzenia
Vive la Résistance! W oku patrzącego - Marta Bogdańska w IFF
Jesteś fotografką portretową, a ponoć czasem czujesz się trochę jak terapeutka
To przyszło do mnie samo. Kobiety po sesji mówiły do mnie, że spotkanie ze mną wniosło jakąś zmianę w ich życiu, bądź było podsumowaniem jakiegoś etapu. Miało terapeutyczną moc. Mnie to bardzo wzrusza, bo prawda jest taka, że od dawna chciałam być terapeutką. Nie ciągnie mnie jednak tradycyjna zachodnia psychologia, za to pojawia się pomysł spotkań terapeutycznych w postaci medytacyjnej i połączenia tego z ruchem.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
A uważasz, że rzeczywiście udaje Ci się rozebrać Twoje bohaterki nie tylko z ubrań, ale też z przebrań?
Nie mogę być sędzią w tej sprawie. Myślę, że tylko moje bohaterki mogą się na ten temat wypowiedzieć. To, co ja widzę, to jest mój pryzmat, filtr, moje okulary. Mi się może wydawać, że ja już ją rozebrałam i odkryłam wszystko, a to wcale nie musi być prawda. Natomiast potwierdzam, że to fizyczne zdejmowanie ubrań ma moc. Nasza polska kultura jest taka, że się zasłaniamy. Jest dużo wstydu. Ja na przykład byłam wychowana we wstydzie, u mnie w domu się nie chodziło nago. Wiele lat zajęło mi, żeby w ogóle zaakceptować swoje ciało i czuć się komfortowo nagą. Myślę więc, że samo to rozebranie powoduje, że człowiek naprawdę się odsłania i pokazuje swoje “słabości “- choć ja nie uważam, że to słabość, a raczej wrażliwość.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
Pamiętasz pierwszą sesję, na której ktoś Ci się rozebrał?
Mogę zdradzić, że ja już się rozbierałam jako nastolatka do autoportretów. Uwielbiałam pracować z ciałem. Żałuję, że straciłam dysk z tymi zdjęciami. Potem przyszedł moment, że wkręciłam się w fotografię mody. Organizowałam wtedy dużo sesji, w tym kilka z nagością. To rozbieranie nie było autentyczne. To było bardziej poszukiwanie kontrowersji. A teraz robię to z szacunku i uwielbienia dla ciała, fascynacji fizycznością. Kiedyś jeszcze bardzo mocno te zdjęcia retuszowałam i czerpałam inspiracje od innych fotografów, czasem też kopiowałam ich prace. Teraz uważam, że to była forma nauki i etap rozwoju, choć był moment, że się tego bardzo wstydziłam.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
Czy odkąd zostałaś mamą zmieniło Ci się postrzeganie ciała, nie tylko swojego, ale też innych?
Na pewno. Ciekawe jest to, że przed ciążą miałam większą otwartość żeby się odkrywać. A po ciąży, ponieważ to dziecko tak bardzo naginało moje granice - karmienie piersią, wieczne dotykanie - że odsłanianie się stało się dla mnie trudne. Na przykład karmienie w miejscach publicznych: zawsze myślałam, że będą tą otwartą mamą, która się nie chowa. A tak nie było. Nie chciałam żeby ktoś patrzył na moje piersi, ale nie chodziło o wstyd, a raczej o potrzebę uszanowania swoich granic. Teraz jakby na nowo uczę się akceptować swoje ciało. Ale jeżeli chodzi o innych ludzi, to ich nagość jest dla mnie tak samo naturalna, jak ubranie. Nie odczuwam różnicy, nie oceniam, nie obserwuję. Ludzie to czują.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
Twoja nowa książka Truth obejmuje okres 7 lat. Czy w tym czasie miały miejsce jakieś ważne wydarzenia, które wpłynęły na Twój sposób fotografowania?
Punktem zapalnym, który się wydarzył siedem lat temu, było rozstanie z moim mężem, z którym spędziłam 15 lat, czyli wtedy połowę swojego życia. Pracowałam z nim przez wiele lat i poczułam potrzebę żeby się usamodzielnić, również fotograficznie. Wtedy stworzyłam pierwszy kobiecy projekt, z Netflixem, inspirowany serialem o Ani z Zielonego Wzgórza. Nazwałam go: "We are all Anne". Każdy z nas potrzebuje się wyrwać z tych stereotypów, kim jest w ogóle kobieta, dziewczyna? Możemy powiedzieć, że to był swego rodzaju początek takiej “mojej” fotografii. Z czasem zaczęłam odchodzić od retuszowania i godzić się z tym, jak wygląda nasze surowe ciało.
Zrezygnowałam z mody, zarówno fotograficznie jak i dosłownie, bo miałam wtedy markę odzieżową. Nie czułam się tam dobrze. Nie chciałam fotografować w świetle sztucznym, w studiach, przy wielkich produkcjach. Ja lubię pracować jeden na jeden. Pojechałam wtedy na trzy tygodnie do Londynu w moją pierwszą samotną podróż,. Nigdy wcześniej sama nie podróżowałam, bo nie miałam odwagi, a miałam, uwaga, 27 lat. Czułam się po prostu zamrożoną w ciele i umyśle nastolatki kobietą. Z czasem zaczęłam dojrzewać jako kobieta i jako fotografka. Zamieszkałam u znajomych, robiłam streetowe zdjęcia na Fashion Weeku, pracowałam z modelkami w świetle naturalnym, w domowych warunkach. Poczułam, że sama mogę wszystko. Nie potrzebuję tej poduszki powietrznej, która będzie mnie łapała, jak spadnę. Mogę być autentycznie sobą i robić to, czego zawsze pragnęłam.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
W książce jest ponad 500 zdjęć. Jak wyglądała selekcja, miałaś jakieś wsparcie?
Dotykasz bardzo czułego punktu, bo trochę podważam to, czy mój wybór jest odpowiedni, ponieważ nie miałam wsparcia żadnego doświadczonego fotoedytora. Gdy zaczęłam projektować książkę mieszkałam częściowo w Urugwaju i potrzebowałam osoby na miejscu, która będzie koordynować pracę z drukarnią, wybierze papier. Pomagała mi w tym wszystkim Natalia Miedziak-Skonieczna, moja przyjaciółka i również fotografka, ale zamiast coś odrzucić to mówiła, że wszystkie zdjęcia są świetne (śmiech). Siedziałam na urugwajskiej wsi i przeglądałam wszystkie moje dotychczasowe zdjęcia, odrzucając głównie te, z którymi już się nie utożsamiam.
Pewnej osobie poświęciłam dużą część albumu. To moja przyjaciółka, która w pewnym momencie poprosiła mnie, żebym usunęła jej wszystkie zdjęcia z internetu. A była przez wiele lat moją główną modelką! Miałam setki, jak nie tysiące jej zdjęć z naszych wspólnych podróży. Usunęłam zdjęcia, choć nie było to łatwe. i Aż się wzruszam jak o tym myślę ile razem przeżyłyśmy jako kobiety i jestem wdzięczna, że mogłam zawrzeć nasze fotografie w albumie. Jest w nim też kilka sesji, które powstały specjalnie na potrzeby tej publikacji i nie były dostępne wcześniej w internecie.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
Zysk ze sprzedaży albumu chcesz przeznaczyć na realizację kolejnego projektu, “Moje ciało nie jest moje”. Opowiedz o nim.
W Urugwaju budowałam swoją tożsamość jako świeżo upieczona matka. Zaczynałam wtedy rozumieć na czym polega macierzyństwo, do czego służy moje ciało, gdzie są moje granice, kiedy są one przekraczane. Byłam wykończona. Nockami, ssaniem mojego sutka, gryzieniem go, dotykaniem mnie cały czas, kopaniem. Oberwałam od córki w oko i miałam zagrożenie, że stracę wzrok. Osiągnęłam taką frustrację, że pojawiła się myśl: oddajcie mi moje ciało! I w którymś momencie po prostu przyszła do mnie myśl, że moje ciało już nie jest moje. Ale nie czułam w tym żalu, czy pretensji do dziecka, to było bardziej stwierdzenie stanu faktycznego.
Fot. Nat Orce, z projektu "Moje ciało nie jest moje"
Nagle zaczęły spływać pomysły. Wyobraź sobie starą chatę, pośrodku niczego, na wzgórzu. Dziecko się tapla w błocie, ja rozmawiam z teściową, która ma afrykańskie korzenie i mówię: Czuję, że my kobiety, matki mamy wiele wspólnego i nierzadko czujemy, że nasze ciało nie jest już nasze. Chcę opowiedzieć poprzez tekst i fotografie historie innych osób, dać im przestrzeń, aby podzieliły się swoimi doświadczeniami wokół relacji z ciałem. Sfotografuję cię nago, co Ty na to? Na co ona: “Ok, kiedy?” Wow! Kompletnie się tego nie spodziewałam. Myślałam, że będę musiała ją urabiać, a ona po prostu się rozebrała i zrobiłyśmy pierwsze zdjęcia do projektu. To było piękne. Potem dołączyła do niej moja córka, Luana.
Te zdjęcia są proste, ale w tej prostocie jest siła. Zresztą, trudno żeby przy trzydziestu osobach, które wzięły już udział w projekcie każde zdjęcie było spektakularne. Tu raczej chodzi o skalę. Ten projekt nauczył mnie ogromnej pokory, dystansu i braku oczekiwań wobec efektów. Takie zaufanie spowodowało, że spędziłam magiczny czas jeżdżąc po świecie i fotografując od połowy sierpnia do końca listopada. Projekt ewoluował z każdą kolejną historią, nabierał kształtów, klarował się. Dziś już wiem, że chcę przedstawić jak najwięcej możliwych perspektyw na macierzyństwo - tego które było, jest i nigdy nie będzie.
Fot. Nat Orce, z projektu "Moje ciało nie jest moje"
Czy jest jakieś spotkanie, które specjalnie zapadło Ci w pamięć?
Portugalia była wspaniałym doświadczeniem. Pojechałam do pięknego miejsca i poznałam trzy przyjaciółki, które dziesięć lat temu zrobiły sobie zdjęcia na cześć swojej przyjaźni. Teraz, dziesięć lat później, jedna z nich była w ciąży, a inna pokonała raka. I ja przeleciałam na ich prośbę tyle kilometrów, żeby je sfotografować. Ale tak naprawdę każda z tych historii była niesamowita i zostanie we mnie na długo, a z każdą spotkaną osobą stworzyłam niezwykłą, transcendentną więź.
Fot. Nat Orce, z projektu "Moje ciało nie jest moje"
Czy ten projekt też chciałabyś zamknąć w formie książki?
Ideą jest połączenie fotografii z tekstem, także książka się tu idealnie sprawdzi. Ale też wystawa - pierwsze, co zobaczyłam oczami wyobraźni, to wielkie wydruki w wielkiej przestrzeni.
Masz już na koncie jedną książkę, the Bowl Book. Czym proces jej wydawania różni się od tego, przez który teraz przechodzisz?
Mogę powiedzieć, że teraz jest pierwszy raz, kiedy robię to sama. Sama napisałam teksty, sama zrobiłam selekcję, sama zrobiłam zdjęcia i sama napisałam te wszystkie teksty, które są w książce. Tam jest nawet takie hasło, że “to wszystko o mnie jest”. Nie ma dla mnie nic bardziej osobistego i intymnego, niż ten album. Natomiast The Bowl Book wydałam w duecie z Natalią Kusiak. Ten album był zabawą z gotowaniem, pasją do jedzenia i fotografowania i pierwszą realizacją tego nieśmiałego pomysłu o wydaniu swojej książki. Przy The Bowl Book miałyśmy pomoc wydawnictwa Helenka, które zajęło się drukiem i organizacją. A teraz, moją książkę wydaję całkiem sama. Muszę ponieść wszystkie koszta, stąd pomysł pre-orderu.
Fragment książki TRUTH, Nat Orce
Mam wrażenie, że to ostatnio dość częsty sposób na wydanie książki fotograficznej.
Tak i to jest wspaniałe, bo w końcu możesz sobie na wszystko pozwolić, żadne wydawnictwo nie narzuca ci ram. Co może być zbawieniem ale i utrapieniem, bo musisz zaufać sobie bezgranicznie, a to nie jest łatwe.
Czy coś cię zaskoczyło przy self-publishingu?
Koszt wydruku. Jest po prostu horrendalny. Planowałam 100-200 sztuk albumu, wiedziałam, że znajdę tyle chętnych na zakup. Okazało się jednak, że żeby opłacało się drukować w offsecie, muszę wydać 500 sztuk. To mnie przeraziło. To ciekawostka dla osób, które by chciały drukować swój album fotograficzny, a jeszcze nie mają doświadczenia. Druk cyfrowy będzie miał inną jakość niż offset. W cyfrowym czernie zawsze będą się błyszczały, niezależnie jaki papier wybierzesz, kolory również nie będą dobrze kontrolowane. Dla mnie jedyny słuszny to papier matowy, który się nie ślizga, ma strukturę, jest lekko chropowaty. Dlatego musiałam zdecydować się na offset i tym samym ponieść większe koszta.
Fot. Nat Orce, z książki TRUTH
Poprosimy o więcej porad. Fotograf chce wydać swój pierwszy album. Jak w ogóle ma się za to zabrać?
Myślę, że najważniejszy jest koncept. Bawi mnie, że to mówię, bo u mnie było inaczej: ja znałam treść, wiedziałam, że chcę opublikować swoje zdjęcia, ale nie miałam na to konceptu. Wszystko to, co napisałam o albumie, powstało dopiero po jego złożeniu. A prawdopodobnie słuszną koleją rzeczy powinno być, że najpierw jest pomysł, konkretna wizja. Co ja chcę zrobić, w którym kierunku iść? Kto jest moim odbiorcą? Jakie nam będą potrzebne narzędzia do tego, żeby to zrealizować?
Są na przykład fantastyczne konkursy wspierające realizację projektów fotograficznych. Można zdobyć budżet, jest tak zwany mentorship. Trzeba znaleźć studio graficzne, które nam to wszystko złoży. Jak najszybciej warto wybrać drukarnię, bo ona nam powie jakie są możliwości druku. Uwaga na kwestię papieru, bo te wyprzedawane są po prostu na pniu. Jeżeli jesteśmy pewni co do rodzaju papieru, to warto go kupić z wyprzedzeniem, a druk robić za kilka miesięcy, czy nawet rok.
Jaki jest Twój wymarzony odbiorca albo odbiorczyni tego albumu?
Wokół mojego profilu zebrała się bardzo zróżnicowana grupa obserwatorów. Myślę, że wymarzonym odbiorcą byliby ludzie podobni do mnie, którzy piszą, tworzą, doceniają sztukę, są wrażliwi na poezję. Wiem za to, kogo nie chcę jako mojego odbiorcę. To trochę niesmaczny temat, ale warto go poruszyć. Niestety ten album może też być zamówiony przez osoby, które po prostu chcą sobie popatrzeć na nagie ciała w celach pornograficznych. To jest w ogóle ta ciemna strona fotografii kobiet. Niestety miałam kilka takich dziwnych, mrocznych, sytuacji. Zdarzały mi się telefony od kolesi, którzy mi sapali do słuchawki. Chcieli, żebym im opowiadała jakie robię sesje z dokładnymi szczegółami. Czułam się zgwałcona przez telefon. To jest ta ciemna strona internetu. Nie jest też łatwo szeroko promować takie zdjęcia, ze względu na politykę Mety (Facebooka i Instagrama) dotyczącą nagich ciał. Moje reklamy są blokowane, więc jak mam trafić do potencjalnych odbiorców?
Jakie kroki Cię teraz czekają?
Zbieram fundusze, puszczam druk. Później zajmę się sprzedażą stacjonarną. Taka książka robi największe wrażenie na żywo. Chciałabym żeby była dostępna w kilku pięknych miejscach, przyciągała oko i karmiła poczucie estetyki.
Trzymam kciuki!
Więcej zdjęć fotografki znajdziecie na jej profilu na Instagramie: @natorce
Książkę "Truth" można nabyć w przedsprzedaży na stronie autorki.
Urodzona w 1989 roku w Polsce i pracująca jako fotografka od 16 roku życia. Stypendystka Warszawskiej Szkoły Filmowej. Zorganizowała indywidualne wystawy w Warszawie, m.in "I don’t want realism. I want magic!" oraz "We are all Anne" we współpracy z Netflix. W 2022 roku wzięła udział w wystawie zbiorowej "Freebody" w Mediolanie.
Była częścią nowej fali fotoreporterów ślubnych w Polsce, zmieniających obraz tej dziedziny fotografii. Poprowadziła dziesiątki warsztatów i wykładów z fotografii, od podstaw, przez reportaż, portrety po tożsamość artystyczną. Tworzy teledyski muzyczne i modowe, jako autorka, operatorka i montażystka. Od siedmiu lat głównym tematem jej fotograficznych zainteresowań są kobiety.
Nat Orce jest wszechstronną przedsiębiorczyni z wieloma projektami na swoim koncie: agencją modelek, marką bielizny i odzieży damskiej oraz kawiarnią wegańską. Jest współautorką książki pt. „The Bowl Book”, wegańskiego przewodnika z przepisami i fotografiami wydanej w 2021 roku.