Sto lat temu, podczas targów w Lipsku, zaprezentowano aparat Leica 1. Był to aparat na film 35 mm z wbudowanym obiektywem 50 mm, który spotkał się z tak entuzjastycznym przyjęciem, że wyznaczył standard dla aparatów małoobrazkowych na kolejne sześć dekad. Od tamtej pory Leica ugruntowała swoją pozycję jako jedna z najważniejszych marek w świecie fotografii — ekskluzywna i z górnej półki, z rzeszą oddanych fanów i szeroko wykorzystywana przez profesjonalistów. Niektórzy z nich pomagają uczcić ten jubileusz, wśród nich fotoreporterka Barbara Davidson.
Kiedy postanowiłaś zostać fotoreporterką? Kto był dla Ciebie wtedy wzorem?
Fotografia i jej siła pociągały mnie od najmłodszych lat. Już w wieku 15 lat postanowiłam, że zostanę fotografką, choć wtedy jeszcze nigdy nawet nie zrobiłam zdjęcia. To mój dziadek w Irlandii był pierwszym fotografem w naszej rodzinie. Na studiach pracowałam w studenckiej gazecie McGill Daily i pokochałam cały proces – od robienia zdjęć, przez wywoływanie, aż po oglądanie ich w druku. Od razu zakochałam się w sztuce fotoreportażu. Na początku moimi mistrzami byli Eugene Richards, wspaniały fotograf dokumentalny, James Nachtwey, Robert Frank, Margaret Bourke-White, Diane Arbus, Irving Penn, Gordon Parks i W. Eugene Smith. To oni ukształtowali moje fotograficzne początki.
Kiedy zaczęłaś używać aparatów Leica?
Jakieś 25 lat temu mój chłopak podarował mi Leikę M4-P. Byłam zachwycona tym prezentem, ale radość szybko prysła – jego samochód został skradziony, a w bagażniku była moja nowiutka Leica, która przepadła razem z autem. Przez większość mojej kariery pracowałam jako etatowa fotografka prasowa w The Dallas Morning News i The Los Angeles Times, ale niestety w tych redakcjach fotografowaliśmy czym innym. Dopiero w czasie pandemii, niedługo po tym, jak odeszłam z redakcji, zakochałam się w modelu Leica Q2. Niedawno przesiadłam się na Q3 i teraz to mój podstawowy aparat.
Czemu Q3?
Wiele moich zdjęć to łapanie chwil w niekontrolowanych warunkach, a Leica Q3 świetnie się do tego nadaje – ma szybki autofokus, doskonale radzi sobie w słabym świetle i jest mała oraz cicha, co uwielbiam. To dla mnie ogromne ułatwienie przy pracy w intymnych czy wrażliwych miejscach – zwłaszcza jako fotoreporterki – bo to aparat dyskretny, niepozorny, który nie onieśmiela osób, które fotografuję. Dzięki Q3 mogę działać cicho i niezauważenie.
Niektóre z Twoich projektów dotyczyły dokumentowania skutków przemocy ze strony mężczyzn. Czy to, że jesteś kobietą, sprawia, że ludzie inaczej reagują na Ciebie w tak trudnych sytuacjach?
Myślę, że niezależnie od tego, czy fotografem jest kobieta, czy mężczyzna, ludzie reagują przede wszystkim na energię, jaką emanuje fotograf. To nie kwestia płci, a właśnie tej energii. Jako fotoreporterka jestem bardzo wyczulona na potrzeby osób, które fotografuję – zwłaszcza tych, którzy doświadczyli traumy. Zawsze staram się zachowywać tak, żeby jej nie pogłębiać. Wiele osób czuje się nieswojo przed obiektywem, szczególnie gdy stoi przed nimi fotograf obwieszony sprzętem, więc mam to na uwadze i staram się nie być onieśmielająca. Buduję też zaufanie, nawet poprzez kontakt wzrokowy, a zanim zrobię zdjęcie, wysłuchuję ich historii.
Z którego ze swoich projektów albo cykli zdjęć jesteś najbardziej dumna – czy są takie, które poruszają Cię szczególnie?
Jako fotoreporterka przez ostatnie 25 lat dokumentowałam konflikty zbrojne, kryzysy humanitarne i przewroty polityczne na całym świecie. Ale projektem, który leży mi najbardziej na sercu, jest opowieść o przemocy z użyciem broni palnej i jej konsekwencjach w połu-dniowym Los Angeles. Przemoc z użyciem broni to w Stanach Zjednoczonych prawdziwa plaga. Od 15 lat opowiadam historie o tym, jak niszczy to rodziny i całe społeczności. Mój najnowszy reportaż o tym, jak przemoc z użyciem bronią dotyka dzieci – które są dziś w USA najczęstszymi ofiarami śmiertelnymi – została opublikowana w The Guardian.
Patrząc na to, jak wielu ludzi w USA sprzeciwia się zaostrzeniu przepisów dotyczących broni, pewnie jeszcze długo będziesz wracać do tego tematu…
Niestety. Uważam, że naszym zadaniem jako dziennikarzy jest budowanie świadomości. To my rzucamy światło tam, gdzie panuje mrok. Pozostałam wierna tej historii, bo głęboko porusza mnie los ludzi, których życie na zawsze rozbiło użycie broni. Ich opowieści i niesprawiedliwość, jaka ich spotkała, są tym, co daje mi siłę, żeby dalej to dokumentować.
Czy sądzisz, że pokazywanie na zdjęciach przemocy ze strony mężczyzn naprawdę pomaga zwiększyć świadomość społeczną?
Moją rolą jako fotoreporterki jest to, żeby zwracać uwagę na problem, a co dalej z tym zrobi społeczeństwo, to już nie zależy ode mnie. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy moja praca faktycznie coś zmienia, ale mimo to chcę nagłaśniać te historie i budować świadomość. Jako społeczeństwo musimy wziąć odpowiedzialność za skutki posiadania broni i wypracować strategie, które pozwolą zapobiegać przemocy z jej użyciem, oraz znaleźć skuteczne sposoby, by pomagać ofiarom i wspierać proces ich leczenia. Dorastałam w Kanadzie, gdzie nie miałam styczności z takim rodzajem przemocy. To po prostu nie jest część naszej kultury, bo jako społeczeństwo na to nie pozwalamy. Myślę, że to też jeden z powodów, dla których tak bardzo angażuję się w ten temat – on wciąż jest dla mnie obcy, mimo że w Stanach widzę go na co dzień. I cały czas wydaje mi się to głęboko niewłaściwe.
Masz duże doświadczenie w relacjonowaniu katastrof klimatycznych. Jakie wrażenie zrobiły na Tobie ostatnie pożary w Los Angeles?
To była jedna z najgorszych rzeczy, jakie widziałam. Skala zniszczeń jest trudna do ogarnięcia, dopóki nie zobaczy się tego z bliska. Zwykle wsiadam w samolot, żeby relacjonować tego typu tragedie, ale tym razem wszystko działo się zaledwie 15 mil od mojego domu. W pewnym sensie żyję tą historią na co dzień, bo to Los Angeles – miasto, w którym mieszkam i które kocham. Ogólnokrajowe media już prawie o tym zapomniały, ale dla nas, mieszkańców LA, to wciąż bardzo bolesny temat. To prawdziwy cud, że w tych okolicznościach nie zginęło więcej ludzi. Nigdy wcześniej nie widziałam zniszczeń od ognia w takiej skali.
Co według Ciebie stanowi fundament dobrej wizualnej opowieści?
Zawsze szukam prawdziwej, autentycznej historii. Staram się dotrzeć do jej sedna, najpierw słuchając, a dopiero potem sięgając po aparat. Dziennikarstwo jest dla mnie tak samo ważne, jak sama fotografia. Kluczowe są zaangażowanie, ciekawość i to, by szanować ludzi, których fotografuję, a nie ich wykorzystywać. Ważne jest, aby osoby, które stają przed obiektywem, miały realny wpływ na proces powstawania zdjęć. Jeśli jesteś nieszczery i zależy Ci tylko na zdjęciu na pierwszą stronę gazety, ludzie to wyczują i nie otworzą się przed Tobą. Bardzo ciężko pracowałam, by stać się fotografką, która potrafi opowiadać intymne historie w oparciu o zaufanie. Zajęło mi naprawdę dużo czasu, by robić to dobrze.
Ta dekada jest jak dotąd pełna wyzwań — geopolitycznych, społecznych, klimatycznych. Jaką rolę mogą odegrać zdjęcia poruszające te tematy?
Żyjemy w czasach, w których to wideo w mediach społecznościowych dyktuje narrację, ale nigdy się przy nim na dłużej nie zatrzymujemy — oglądamy i idziemy dalej. Zdjęcie natomiast zmusza nas do zatrzymania się, przyjrzenia się temu, co dokładnie się na nim dzieje. Fotografia ma moc, by nas poruszyć, zmusić do myślenia o świecie, w którym żyjemy, i zainspirować do działania. Zdjęcia przekraczają bariery językowe i mogą popychać do zmian. Sto lat temu Leica stworzyła pierwszy aparat małoobrazkowy, a dziś, po całym stuleciu, fotografia wciąż pozostaje jednym z najpotężniejszych środków przekazu na świecie.
Miejmy nadzieję, że mimo TikToka i tej całej mody na krótkie formy wideo, dla fotografii nadal znajdzie się miejsce na rynku. Czy martwi Cię rosnąca rola AI?
Jako fotoreporterka zawsze szukam prawdziwych, autentycznych obrazów, więc oczywiście niepokoi mnie to, że sztuczna inteligencja zaczyna wkraczać w obszar, w którym prawda jest kluczowa. Mamy technologie pozwalające wykrywać zmanipulowane zdjęcia, ale myślę, że przez jakiś czas będzie to zabawa w kotka i myszkę. W świecie sztuki AI to piękne, nowe narzędzie dla twórców, natomiast w fotoreportażu to zamach na prawdę.
Leica wprowadziła do swoich aparatów funkcję Content Credentials — czyli wbudowane metadane, których nie da się zmienić.
Fotoreporterzy są za to naprawdę wdzięczni. Co ważne, inne firmy zaczynają iść tym śladem. Posiadanie cyfrowego odcisku palca ma dziś ogromne znaczenie, zwłaszcza w czasach, gdy w mediach społeczno-ściowych „alternatywne fakty” są przedstawiane jako prawda. Firmy takie jak Leica mają świadomość swojej odpowiedzialności i stoją na pierwszej linii obrony prawdy. A kiedy decydują się tworzyć narzędzia, które pozwalają wyłapywać fałszerstwa i eliminować nieuczciwe działania dzięki technologii — to przecież coś bardzo dobrego, prawda?
i The Washington Times.Davidson to fotoreporterka nagrodzona Pulitzerem i Emmy, dwukrotnie wyróżniona tytułem Międzynarodowego Fotografa Roku przez POYi. W 2020 roku otrzymała prestiżowe stypendium Guggenheima. Na co dzień mieszka w Los Angeles. Instagram: @photospice
Wywiad został opublikowany w magazynie Digital Camera Polska 2/2025.