Lekcja dyscypliny Ralpha Gibsona. Photographs 1960-2024 [RECENZJA]

Ralph Gibson lubi patrzeć pod światło. Posługuje się wysokim kontrastem, skraca rzeczywistość do rzeczy tak prostych, jak łuk ramienia czy graficzny cień na ścianie. I robi to konsekwentnie od ponad 60 lat. Nowa książka to najpełniejsza jak dotąd monografia fotografa.

Skomentuj Kopiuj link
Posłuchaj
00:00

Urodził się w 1939 roku w Hollywood. Wychowywał się na planach filmowych, gdzie jego ojciec pracował jako asystent reżysera (m.in. u Hitchcocka). Być może już tam rozwijał umiejętność patrzenia kadrem, ale prawdziwą szkołą okazała się marynarka wojenna. W dniu swoich siedemnastych urodzin trafił do Navy i do wojskowej szkoły fotografii.

W 1959 roku odszedł z Marynarki, uzbrojony w podstawy warsztatu i technik ciemniowych. Przeniósł się do San Francisco Art Institute, gdzie szlifował warsztat fotografa komercyjnego i nasiąkał abstrakcyjnym ekspresjonizmem, jazzem i poezją.

Na uczelni wytrwał niecały rok. Palił się, by rozpocząć zawodową pracę. Gibson lubi opowiadać, że początki były skromne. W albumie wraca wspomnieniami do taniego pokoiku w North Beach, gdzie za cztery dolary tygodniowo dostawał świeżą pościel, a na ścianie przypinał pierwsze odbitki.

Jak wielu - zaczynał od zaangażowanego społecznie dokumentu. Na początku fotografował swoim Rolleiflexem, ale szybko przekonał się, że do fotografii ulicznej znacznie lepiej nadaje się mała, dalmierzowa Leica na film 35 mm. To aparat i format, którym pozostał wierny do dziś.

Fot. Ralph Gibson

We wstępie przeczytamy też o ogromnym wpływie, jaki na jego fotografię miała Dorothea Lange, u której w tamtych latach miał szansę uczyć się w roli asystenta. Przeglądając któregoś dnia jego zdjęcia, miała powiedzieć: „Brakuje tutaj tezy, punktu wyjścia”. Poleciła mu, by zaczynał zawsze od intencji - klucza, który uporządkuje zdjęcia i poprowadzi widza przez sekwencję ujęć.

Dla Gibsona był to moment zwrotny. Zupełnie zmienił podejście i metodykę pracy (i wyrzucił większość swoich wczesnych zdjęć). Takim wyjściowym założeniem stały się później wyłącznie pionowe kadry w The Vertical Horizon, subtelne światło i linia w I Photograph Women, mocny kontrast w Dakar czy znak i symbol w cyklu Korea.

W 1967 roku, z trzema aparatami Leica i 200 dolarami w kieszeni, wyruszył do Nowego Jorku. Zameldował się w hotelu Chelsea i nie wymeldował się przez kolejne trzy lata. Pracy było dość. W popularnym wówczas stylu edytorialowym fotografował wszystko - od zleceń magazynowych po sesje modowe. Gdy akurat nie miał zleceń, przesiadywał w MoMA lub jeździł bez celu metrem i autobusami, przyglądając się miastu. „Zdjęcia były wszędzie, Nowy Jork był prawdziwym niebem dla fotografa” - wspomina w książce.

Dojrzewała w nim też ważniejsza decyzja: założyć własne wydawnictwo, by mieć pełną kontrolę nad procesem powstawania książki - edycją zdjęć, wyborem papieru czy samego formatu. Tak, w 1969 roku narodziło się Lustrum Press, którego nakładem ukazały się m.in. The Somnambulist, Déjà-vu i Days at Sea - tzw. „czarna trylogia”, która uczyniła z Gibsona klasyka i utorowała fotografii reportażowej drogę do topowych galerii.

Książka Photographs 1960–2024 w porządku chronologicznym prezentuje okresy i cykle, co pokazuje rozwój stylu (a od pewnego momentu raczej konsekwentne trwanie), okresowe fascynacje artysty a także liczne późniejsze podróże.

Osobny, obejmujący ponad 40 lat rozdział poświęcony został kobietom. Mało tam jednak klasycznego portret i aktu, nie jest to też opowieść erotyczna (choć nie stroni od nagości). Ponownie dominują tu: gest, łuk ramienia, napięcie skóry, praca z linią, światłem i głębokim cieniem.

W kolejnych rozdziałach wyczuwamy ten sam rytm, powracają ulubione motywy: diagonalne przejścia, dłonie, okno, mur, profil. Gibson kadruje ciasno, wymusza wysoki kontrast, bawi się geometrią. Jego zdjęcia są zarazem formalne i abstrakcyjne. Jak wspomina, to podczas pracy przy filmach Roberta Franka zobaczył, jak zestawienie wycinków rzeczywistości może budować sens mocniej niż opowiadanie linearnych historii.

Czterdziesta czwarta już książka Gibsona (!) to imponujące, ponad 500-stronicowe archiwum opracowane przez Taschen przy ścisłej współpracy z artystą. To dobry „punkt wyjścia” dla tych, którzy chcą poznać i zgłębić jego styl, i z pewnością świetna lekcja fotografii - "gibsonowskie" ćwiczenie z geometrii, rytmu, sztuki upraszczania i pracy nad sekwencją - od pojedynczego obrazu do całości, która „zaczyna grać” dopiero w książce.

Ralph Gibson Photographs 1960–2024

Komentarze
Przeczytaj także
Zobacz więcej z tagiem: Ralph Gibson
logo logo
Magazyny
Zamów