Psi oddech, psie pazury. „Dogbreath” Matthew Genitempo [RECENZJA]

Autor: Kamila Snopek

17 Luty 2025
Artykuł na: 6-9 minut

Po arizońskim Tucson Genitempo oprowadzają lokalni nastolatkowie i to o świecie z ich perspektywy opowiada „Dogbreath”. Nowa książka Amerykanina różni się od swoich poprzedniczek, jest trudniejsza, szorstka. Nam, którzy poszliśmy już w swoim życiu o kilka kroków dalej, zadaje niewygodne pytania.

O narratorze „Dogbreath” wiadomo niewiele. Przedstawia się jako Dove, jest konstruktorem i zna wszystkie miejscowe tajemnice. Wie, gdzie znajduje się krater po meteorycie, gdzie pod ziemią spotykają się wyznawcy pogańskiego kultu i ile są warte części zepsutego radia. Mówi, że chce wydostać się z miasta. To jemu Genitempo dedykuje książkę. „Dla Dove, gdzieś tam”, pisze na tylnej okładce. Czy to oznacza, że chłopakowi udało się uciec? Nie potrafię zgadnąć. Właściwie nie wiem, czy w ogóle istnieje.

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Wszystkie publikacje amerykańskiego fotografa cechuje pewien rodzaj eteryczności. Taki był jego debiut, „Jasper”, opowieść inspirowana poezją Franka Stanforda, poświęcona ludziom żyjącym w odosobnieniu na Wyżynie Ozark. „Mother of Dogs”, druga, bardziej osobista książka, powstawała podczas wieczornych pandemicznych spacerów wzdłuż linii kolejowej. Ją Matthew Genitempo złożył z pół-realnych obrazów pożyczonych ze swojej codzienności. „Dogbreath” jest przesycona nierzeczywistością, a nawet niesamowitością jeszcze innego gatunku. Budują ją wypowiedzi nastoletniego przewodnika i fotografie, i jeszcze coś: muzyka. Ale o niej za chwilę.

Gdy przechodzę przez tę książkę strona po stronie, na myśl przychodzi mi bezcelowa włóczęga po mieście, w którym nie ma już nic do zobaczenia. Ta część Tucson, w której fotografuje Genitempo, to rewers świata – betonowe parkingi przez marketami, mury pomazane graffiti, widma zamkniętych sklepów z plamami po szyldach, chwasty w bocznym zaułku. Życie? Trochę zostało go jeszcze w naturze, która zawsze poddaje się ostatnia. Poza nią miasto sprawia wrażenie opuszczonego; tylko psy uwięzione za ogrodzeniem z siatki i dzieciaki u progu dorosłości, dla których ta okolica trochę z konieczności nadal jest domem.

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

 

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Fotograf wspomina, że część swoich bohaterów poznał przypadkowo, podczas treningowego biegania po Tucson, w którym wówczas mieszkał. Z portretów, pięknych, bardzo intymnych, można wyczytać, że nastolatkowie obdarzyli go zaufaniem. Żaden z nich nie ma w oczach uśmiechu, są zamyśleni, jakby pół-obecni, odsłonięci. Niektórzy patrzą spode łba. Poczucie wyobcowania, bezsensu, dyskomfortu dominuje przekaz „Dogbreath” i jest tym projekcie najbardziej poruszające. Sami znamy je zresztą – ja znam – z tamtych, własnych lat aż za dobrze.

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath" 

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Obok fotografii ludzi i pejzażu w książce pojawia się jeszcze jedna grupa zagadkowych obrazów, które wzbogacają wymowę książki o wątek autobiograficzny. Jako nastolatek Matthew Genitempo pasjonuje się muzyką. Gra w kapeli, później w college’u uczy się grafiki, żeby projektować okładki płyt; od tamtego momentu stopniowo wciąga się też w fotografię. Dawna pasja pozostaje jednak żywa. Gdy Amerykanin podejmuje pracę nad „Dogbreath”, początkowo planuje fotografować lokalne koncerty punkowe. Później zmienia zdanie. Pewnego dnia spontanicznie ustawia aparat przed telewizorem i zaczyna uwieczniać zatrzymane kadry ze starych nagrań (także koncertowych) na kasetach VHS. W książce stopklatki grają z portretami i pejzażami, wprowadzają element niepokoju, nieostrości, brudu, buntowniczej, surowej estetyki. - Lubię myśleć, że łączą moją młodość z młodością opowiedzianą w książce - tłumaczy Genitempo w rozmowie z podcasterką Sashą Wolf.

 

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Nagrania z koncertów punkowych trafiają też na ścieżkę dźwiękową książki – bo tak, „Dogbreath” towarzyszy własny soundtrack. Prawie trzydziestominutowy utwór został skomponowany przez Michaela A. Mullera z przenikających się dźwięków natury, miasta i instrumentów muzycznych (wysłuchacie go na stronie: tucsonpagan.us). Dzięki ścieżce dźwiękowej książka zaczyna istnieć w jeszcze jednym wymiarze i oddziałuje mocniej. Muzyka umożliwia integrację z doświadczeniem bohaterów w takim stopniu, jaki rzadko zdarza się w fotografii. Przy okazji zanotuję jeszcze jeden świetnie pomyślany bonus: ci, którym się poszczęściło, mogli zakupić publikację w wersji limitowanej ze ścieżką dźwiękową dołączoną na kasecie magnetofonowej. Poprzez nawiązanie do wspomnień o dorastaniu w analogowym świecie, Genitempo wskazuje na uniwersalną wymowę „Dogbreath”. Byliśmy tam, gdzie są oni. A może wciąż jesteśmy.

 

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Fot. Matthew Genitempo, z książki "Dogbreath"

Koncepcja książki jest wspólnym dziełem duetu kreatywnego: Genitempo-Cody Haltom. Fotograf wydał ją w wydawnictwie Trespasser, które założył wraz z Bryanem Schutmaatem (wywiad z tym twórcą mogliście przeczytać niedawno na Fotopolis). „Dogbreath” jest dostępna w trzech wersjach kolorystycznych oprawy i przygotowana z wielką dbałością o jakość druku. Dzięki naprawdę dużemu formatowi fantastyczne kadry wykonane przez Matthew (również wielkoformatowym) aparatem 4 x 5" dostają dokładnie tyle miejsca, ile powinny.

„Dogbreath”, Matthew Genitempo

Zobacz wszystkie zdjęcia (9)

  • Liczba stron: 108
  • Liczba zdjęć: 55
  • Oprawa: twarda
  • Format: 292×381 mm
  • Wydawca: Trespasser

Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie wydawnictwa Trespasser.

O aktualnych projektach Matthew Genitempo przeczytacie na jego stronie internetowej (matthewgenitempo.com) i Instagramie (instagram.com/genitempo).

Skopiuj link

Autor: Kamila Snopek

Absolwentka archeologii i fotografii na Uniwersytecie Warszawskim, trochę archiwistka, trochę dziennikarka. Nałogowo ogląda (stare) zdjęcia i dzieli się opowieściami na ich temat; kiedyś ma nadzieję napisać o tym wszystkim książkę. W wolnym czasie lubi fotografować analogiem i wędrować po filmowych i literackich światach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Sigma 300-600 mm f/4 DG OS Sports - opinia Wojciecha Sobiesiaka
Sigma 300-600 mm f/4 DG OS Sports - opinia Wojciecha Sobiesiaka
Nowy imponujący telezoom Sigmy to święty Graal fotografów sportowych, ale i przyrodniczych. Jego możliwości w terenie sprawdził fotograf natury Wojciech Sobiesiak.
8
Elinchrom ONE na sesji u Jakuba Gąsiorowskiego - mała lampa, duże możliwości!
Elinchrom ONE na sesji u Jakuba Gąsiorowskiego - mała lampa, duże możliwości!
Elinchrome ONE to przenośna lampa generatorowa łącząca jakość z uniwersalnością. O jej możliwościach opowiada fotograf portretowy, ślubny i modowy Jakub Gąsiorowski.
14
Zaglądając pod podszewkę świata. „Solid Maze” Piotra Zbierskiego
Zaglądając pod podszewkę świata. „Solid Maze” Piotra Zbierskiego
Siła fotografii Zbierskiego nie polega na tym, że odbywa on dalekie podróże, często do miejsc trudno dostępnych. Jej istota tkwi w tym, co w tych miejscach odnajduje. W jego ostatnim...
7
Powiązane artykuły