"To aparat, którym zrobię 80% swoich zdjęć"- Michał Warda o Fujifilm GFX100RF [TechTalk]

O nowym Fujifilm GFX 100RF, fotografowaniu w podróży, Neapolu, doświadczaniu i o tym, co jest dziś w fotografii naprawdę ważne, rozmawiamy z Michałem Wardą

Skomentuj Kopiuj link
Posłuchaj
00:00

Rok temu powiedziałeś mi, że jedyne, czego Ci brakuje w systemie Fujifilm, to średnioformatowe X100. Można powiedzieć, że się doczekałeś. A może wiedziałeś już, że coś jest na rzeczy?

Nie, absolutnie. To były moje pobożne życzenia. Tylko i wyłącznie.

Jakie więc musiało być Twoje zaskoczenie...

To była raczej kwestia czasu i tego, kto zrobi to pierwszy.

fot. Michał Warda

Wydaje się, że dziś tylko Fujifilm ma odwagę, żeby robić tego typu produkty.

Ja mam wrażenie, że Fujifilm specjalnie idzie pod prąd obecnym trendom. Rynek jest z jednej strony bardzo interesujący, bo nie ma tygodnia, żeby nie pojawiło się coś nowego, ale z drugiej — większość producentów oferuje wciąż ten sam zestaw cech, które pasują wszystkim. I tylko je udoskonala, nie wprowadzając specjalnych innowacji.

W Fujifilm też widzimy coś w rodzaju „skapywania technologii”. Mamy kilka korpusów zbudowanych wokół 100-milionowej matrycy i kilka w oparciu o ten sam, 40-milionowy sensor APS-C. Do tego ten sam

fot. Michał Warda

procesor, wizjer, system AF...

Tak, ale jest też coś, czego nie robi nikt. Nikt nie ma na tyle — nie wiem, czy to wydrukujesz — jaj, żeby zrobić coś, o czym ludzie będą rozmawiać. I czym będą chcieli po prostu fotografować. A Fujifilm to zrobiło. Także to była tylko kwestia czasu, kiedy będziemy mieć w średnim formacie coś małego, z dużym sensorem i naprawdę dobrym obiektywem. Obiektyw w „RF-ce” jest moim zdaniem bardzo niedoceniany.

A czy nie jest trochę tak, że Fujifilm stawia dziś na nostalgię? I w sytuacji, gdy technologicznie w kolejnych modelach niewiele się już zmienia, uderza właśnie w sentymentalne tony? Tworzy aparaty, które ludzie chcą mieć, bez względu na, cenę i specyfikacje?

Wczoraj dostałem bardzo ciekawy komentarz pod jednym z postów na TikToku. W ogóle założyłem TikToka, żeby mówić rzeczy, które są niepopularne. To mi za bardzo nie wyszło, ale może do tego jeszcze też dojdziemy (śmiech). Ale dostałem dziś ciekawy komentarz, że jesteśmy świadkami śmierci fotografii.

Oj, nie wiem, czy mamy tyle czasu...

Obserwujemy to tu i teraz. Więc jeśli mówisz, że Fujifilm gra na sentymencie...

Ja nie, to mówią ludzie.

Tak, czytałem takie komentarze. Mi się wydaje, że Fujifilm jest taką firmą, która robi sprzęt przeznaczony dla fotografów. Po prostu. I ok, może jest to sentyment, ale umówmy się — to, co zostało wymyślone kilkadziesiąt lat temu, do dziś jest aktualne. Najbardziej ergonomiczne aparaty to były dla mnie stare analogowe lustrzanki czy dalmierze. Autofokus działał czasem nawet lepiej, aparaty miały szybko reagujący spust, wszystko było pod ręką. I były stworzone tylko po to, żeby skupić się na kadrze i fotografować. A potem zaczęły wchodzić wielostronicowe menu...

fot. Michał Warda

Nie wiem, jak inni, ale ja 90% potencjału swoich aparatów nie wykorzystuję. Tyle jest tam napakowanych funkcji, które są mi po prostu niepotrzebne. Ustawiam aparat raz i chcę nim robić zdjęcia. Bez sytuacji, że coś przestawię i przez dwa dni muszę później dochodzić, jak go znowu uruchomić. I wydaje mi się, że Fujifilm zrobiło właśnie aparat dla ludzi, którzy oczekują prostoty i chcą się skupiać na tym, co ich naprawdę rajcuje, czyli na robieniu zdjęć. W innych systemach często mamy bardzo zaawansowane korpusy, które bierzesz do ręki i nie czujesz nic, żadnej frajdy z fotografowania.

Czyli GFX 100RF to jest aparat do sprawiania sobie przyjemności?

Nie, jest to po prostu narzędzie, które ma zestaw cech dla konkretnej grupy odbiorców. O tym, jaka to jest grupa, możemy jeszcze porozmawiać. Ale jest to aparat, który pomaga zrealizować naszą wizję. Po prostu. Jest to aparat fotograficzny, a nie narzędzie, które ma być jednocześnie wszystkim.

Porozmawiajmy o tym od razu. Dla kogo jest ten aparat?

Na pewno dla ludzi, którzy dużo podróżują. I chcą podróżować na lekko. Jest to aparat dla ludzi, którzy swoją fotografię opierają na doświadczaniu. Bo „RF-ka” jest naprawdę fajnym kompanem. Jest mała, jest lekka, daje tę średnioformatową jakość. X100 zabieraliśmy wszędzie, często był to nasz jedyny aparat na wyjeździe. I nie raz było tak, że powstawał fajny materiał, ale czuliśmy, że przydałby się większy sensor, chcielibyśmy mieć te zdjęcia w lepszej jakości.

I stawaliśmy pod ścianą — czy powinniśmy brać dwa aparaty? Czy powinniśmy brać też GFX-a  i dodatkowe obiektywy? Minimalistyczny setup zaczynał się powiększać do rozmiarów plecaka foto, który trzeba wszędzie nosić. GFX 100RF jest odpowiedzią. Z jednej strony możemy mieć notatnik do naszych codziennych spostrzeżeń, a kiedy przychodzi taka potrzeba, mamy po prostu pełnoprawne narzędzie. Duże możliwości, a nie duży rozmiar.

A nie wolałbyś nowej generacji GFX 50R, czyli nadal małego body, ale do którego możesz podpiąć też inne obiektywy?

Podoba mi się koncepcja centralnej migawki, czyli to, że mogę na 1/4000 sekundy błysnąć małym fleszem, nawet w słoneczny dzień — tak jak robiliśmy to w Neapolu.

Czy to nie jest trochę mało, żeby obronić niewymienny obiektyw?

Nie uważam, że trzeba go bronić. Znów to bardzo indywidualne. Ale ja się wychowałem na szerokim kącie. Na ogniskowych 28 i 35 mm. Myślę, że 90% moich zdjęć na przestrzeni ostatnich 20 lat zrobiłem właśnie szerokim kątem. To jest pytanie o to, czego faktycznie używamy, a co nam się tylko wydaje, że potrzebujemy. To kwestia pewnej uczciwości wobec samego siebie. Oczywiście to nie jest aparat, który zastąpi wszystkie inne, ale może być wystarczający do wielu tematów.

fot. Michał Warda

No tak, do reportażu może się wydawać nieco za wolny. Tylko 6 klatek na sekundę, blackout w wizjerze...

A jak powstały te wszystkie ikoniczne zdjęcia, o których się uczyliśmy w szkole fotografii?

Będziemy teraz wracać do tego, że kiedyś nawet sport robiono na manualu? Oczywiście, że można, ale żyjemy w innych czasach. Inne są dziś oczekiwania.

Nie wiem, czy widziałeś — kilka lat temu na World Press Photo wyróżniono fotografa za zdjęcia sportowe zrobione wielkim formatem.

David Burnett, zrobiliśmy z nim wtedy wywiad.

Podejście i forma. Ugryzienie tematu i wrażliwość wizualna — to jest ważne. Rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Jak szybko jest wystarczająco szybko? 

fot. Michał Warda

Może po prostu nie ma sensu przekonywać, że to aparat dla zawodowców?

Czyli mówisz, że zawodowiec to jest osoba, która musi mieć 20 klatek na sekundę?

Nie, mówię, że zawodowiec to jest człowiek, który bierze na siebie odpowiedzialność za realizację zlecenia i musi polegać na narzędziach, którymi pracuje.

Ale jakie zlecenia? Bo fotografia nie opiera się wyłącznie na szybkości. Jest cała rzesza fotografów, którzy mają na zrobienie tematu więcej niż ułamek sekundy. Bo to, o czym mówisz, to jest raczej wydarzeniówka, newsy... Zwróć uwagę, co się dzieje w modowych magazynach. Od kilku lat dominują odbitki ciemniowe, które są skanowane. Jest tam dużo niedoskonałości. A więc wracamy do momentu, gdzie mamy wizję autora i kraftowe podejście, gdzie ważniejsze są współpraca z drugim człowiekiem, kompozycja, wcale nie szybkość. Z drugiej strony wziąłem ostatnio na paradę aparat, który ma 21 lat. Jest bardzo wolny. I zrobiłem nim wszystko, co chciałem zrobić.

Nowe pokolenie fotografów czasem za bardzo bazuje na tym, co daje nam sprzęt. Zamiast rozwijać pewne umiejętności, które są ponadczasowe

To wymaga doświadczenia.

Oczywiście. Ale dochodzimy do tego, że to nowe pokolenie fotografów czasem za bardzo bazuje na tym, co daje nam sprzęt. Zamiast rozwijać pewne umiejętności, które są ponadczasowe, jak chociażby umiejętność przewidywania.

Włącz detekcję, wyłącz myślenie.

Dokładnie. Obserwacja rzeczywistości, mindfulness — te tematy wracają. Także RF-ka nie jest najszybszym aparatem, ale zdecydowanie najszybszym aparatem średnioformatowym. Zanim kupiłem pierwszego GFX-a, widziałem projekt „Home”, realizowany przez Fujifilm wspólnie z Magnum Photos.

fot. Michał Warda

Widziałem tę wystawę. Mam też książkę. Piękny projekt. Zdaje się, że towarzyszył premierze GFX 50R w 2019 roku.

Więc fotografowie Magnum dostali wolnego — na tamte czasy — GFX-a 50R i robili swoje autorskie projekty. Niczego tym materiałom nie brakuje. Wolniej czasami znaczy lepiej. GFX 100RF to jest aparat nieporównywalnie szybszy od 50R. I jeszcze mniejszy. Dla mnie ma też najfajniejszy spust, jeśli chodzi o czas reakcji. O tym ludzie też specjalnie nie myślą — jak ten aparat reaguje na nasze polecenia. Czyli właśnie jak responsywny jest spust, jak szybko się wybudza, jak szybko jesteśmy w stanie zrobić kolejne zdjęcie. I przede wszystkim, pracując z RF zapominamy, że pracujemy średnim formatem.

Miałem okazję pobawić się nim tylko przez kilka chwil, ale muszę się zgodzić, że operacyjnie jest naprawdę szybki. Termin „snappy” oddaje to chyba najlepiej. A czy Twoim zdaniem to jest aparat do fotografii ulicznej? Do rasowego streeta?

A czym jest rasowy street, powiedz?

To jest taki street, który nie polega na staniu w jednym miejscu, gdzie akurat ładnie pada światło, i czekaniu, aż wejdzie nam ktoś w kadr i dopełni kompozycję. Tylko wchodzimy w środek zdarzeń, między ludzi, jesteśmy blisko, liczy się ten jeden moment.

Fotografowałem tak w Neapolu. Robiliśmy sesję z modelką, ale robiłem też streeta — właśnie takiego spontanicznego. Miałem aparat ustawiony w trybie AF-C, czyli ciągłego śledzenia, z wykrywaniem obiektów. I wszystkie zdjęcia były zdjęciami jednego strzału, czyli klasyczne „point and shoot”.

Śledziłem, co pisałeś o tym aparacie w „socialach”, i pamiętam też naszą rozmowę sprzed 7 czy nawet 10 lat. Powiedziałeś wtedy, że do zdjęć streetowych masz aparat Micro 4/3, bo mały sensor to duża głębia i dzięki temu wszystkie „warstwy” zdjęcia masz ostre. Średnioformatowy GFX wydaje się być na drugim biegunie. Tu pewnie musisz przymknąć przysłonę do f/11 albo i mocniej.

Przymykałem do f/16.

A to sprawia, że musisz podbijać mocno czułość. W słabszym świetle łatwo pewnie wywindować ISO do jakichś szalonych wartości.

Robiłem maksymalnie na ISO 6400. I pliki wyglądają ładnie. Nocne zdjęcia oczywiście robiłem już z otwartą przysłoną i szum jest naprawdę akceptowalny.

fot. Michał Warda

Czyli większy sensor trochę nam oddaje? Możemy bezkarnie wejść na wyższe ISO?

Zdecydowanie tak. Ale odpowiadając na Twoje pytanie — oczywiście im mniejszy sensor, tym większa głębia i to ma swoje zalety, ale odbywa się kosztem plastyki. Tutaj mamy po prostu więcej możliwości. Też samo kadrowanie na sensorze o proporcjach 4:3 jest trochę inne niż w przypadku matryc 3:2. Inaczej się podchodzi do komponowania ujęć.

Format 4:3 w aparatach GFX zupełnie zmienia nasz sposób fotografowania. Inaczej się kadruje, inaczej dobiera dystans

Też jestem fanem proporcji 4:3. To jest coś, o czym faktycznie Fujifilm powinno mówić częściej.

Format 4:3 w aparatach GFX zupełnie zmienia nasz sposób fotografowania. Inaczej się kadruje, inaczej dobiera dystans. Gdy pracowałem jeszcze na lustrzankach, lubiłem korzystać z funkcji podglądu 4:3. Zwłaszcza przy portretach, bo okładki do magazynów miały zazwyczaj proporcje zbliżone właśnie do 4:3. Format, w jakim pracujemy, często definiuje nam to, jak podchodzimy do tematu i jak w ogóle zaczynamy budować historię.

fot. Michał Warda

Skoro już o tym wspomniałeś. W wideo z Neapolu mówisz, że GFX 100RF to jest aparat do opowiadania historii. Wszyscy dziś chcą tylko opowiadać historie.

Wracamy do punktu, w którym zaczęliśmy, czyli do budowania pewnej autentyczności. To nie będzie może jeszcze trend na 2025, ale może już na 2026 rok. Odrzucenie sztuczności na rzecz autentyczności. A opowiadanie historii to jest opowiadanie o swoich doświadczeniach przede wszystkim. I "RF-ka" jest fajnym do tego kompanem, bo jest aparatem, który może być przy Tobie cały czas.

fot. Michał Warda

Pojechałeś do Neapolu z tym aparatem i co poczułeś? W jaki sposób był to dla Ciebie lepszy aparat?

Dobre pytanie. W Neapolu codziennie chodziliśmy ponad 20 km, bo pojechaliśmy tam przede wszystkim spędzić fajny czas. Pamiętam, kiedy na wyjazdach chodziłem z dwoma aparatami. Do tego kilka obiektywów, żeby mieć więcej opcji. Wiesz, jak to jest — musisz wziąć wszystko, żeby móc zrobić wszystko. A teraz daliśmy sobie takie pozwolenie, na to żeby chodzić na lekko. Aparat, butelka wody i otwarta głowa. Do plecaka wrzuciliśmy tylko mały flesz. Mieliśmy jeden aparat, który sobie z Dorotą trochę wyrywaliśmy. Nie tworzyliśmy konkretnej historii, pojechaliśmy tam robić sesję z modelką, ale była to sesja lifestyle’owa i szukaliśmy sobie jakichś swoich miejsc i dużo chodziliśmy. Ten aparat przez swój minimalizm po prostu bardzo nam w tym pomagał.

Opowiadasz w tej chwili trochę o każdym aparacie Fujifilm X.

Tak, ale wróćmy do tego, że to jest średni format, który daje Ci inny obrazek. Dlatego mówiłem, że brakuje nam takiej zamkniętej konstrukcji z szerokim kątem w świecie GFX. Bo 28 mm w średnim formacie to coś, czego nie da Ci 28 mm na pełnej klatce czy na APS-C — obraz wolny od zniekształceń i przerysowań na brzegach. Masz po prostu cały czas bardzo elegancki look. I to jest ważne.

fot. Michał Warda

A jesteś w stanie przyznać, że obiektyw powinien być jaśniejszy? Przynajmniej do poziomu f/2,8?

Nie, nie uważam tak, bo byłby na pewno większy. Wiesz, że jak zdejmiesz osłonkę przeciwsłoneczną, to możesz schować ten aparat do kieszeni?

Dużej kieszeni.

Do moich spodni wejdzie.

No tak, teraz znów nosi się szerokie.

Wiesz, wydaje mi się, że wszystko zależy od tego, jaki masz styl. Nie mówię o spodniach! (śmiech) Producenci sprzętu cały czas wmawiają nam, że potrzebujemy wszystkiego. Musimy być bardzo uniwersalni, musimy być gotowi na każdą okazję, musimy być przygotowani na każde zlecenie itd. W świecie filmu operatorzy nie mają swojego sprzętu, bo każde zlecenie jest tak unikalne, że wymaga innego zestawu narzędzi. A do swoich prywatnych rzeczy mają jakąś małą kamerkę z jednym obiektywem, traktują ją jako notatnik.

fot. Michał Warda

I takie podejście również mi zaczyna być coraz bardziej bliskie. Mi jako fotografowi, który ma różne zlecenia, ale chce mieć jeden mały aparat, który ma przy sobie zawsze. Którym może robić notatki, ale też projekt długoterminowy. A jeśli do zlecenia potrzebuję bardzo długiej ogniskowej albo dużej szybkostrzelności, to ten sprzęt wypożyczam. Więc to jest pytanie o to, czego naprawdę potrzebujemy do rozwoju fotograficznego. Czy musimy mieć każdy sprzęt na każdą możliwą okazję? Raczej nie. Ale mieć aparat, który daje Ci wspaniałą jakość, jest mały, lekki i zrobisz nim 80% swoich zdjęć — dla mnie ma to sens.

Na swój egzemplarz nadal czekasz. Jak będziesz z niego korzystał?

Jako aparatu na co dzień. Wiesz, ja mam dużo takich projektów, które są na wiele lat. I często te zdjęcia powstają w różnych dziwnych miejscach. Albo spotkam kogoś wyjątkowego, albo zobaczę coś interesującego na ulicy czy w przyrodzie. Cały czas fotografuję bardzo dużo krzaków! (śmiech).

fot. Michał Warda

Przestrzenie.

Przestrzenie, krzaki i tak dalej. I to jest aparat, który jest do tego idealny. Mam oczywiście całe mnóstwo starych aparatów, które są fajne i mógłbym je nosić, ale chciałbym jednak mieć spójność. A to jest taki aparat, który na przestrzeni lat da mi tę spójność. Więc myślę, że będzie dla mnie idealny.

Spójność też z innymi GFX-ami.

Dokładnie. Nawet nie chodzi o kolory czy workflow, ale właśnie format 4:3 i możliwość docinania, czego często brakowało mi w X100VI. Gdzieś tam z tyłu głowy była ta myśl, że kurczę, fajnie, jakby to był jednak średni format, bo zdjęcie zasługuje na duży wydruk albo na dokadrowanie, bo zmienia się koncepcja. A tych 100 milionów daje sporą swobodę.

fot. Michał Warda

Płynnie przechodzimy do kolejnego tematu, bo unikalną cechą tego aparatu jest pokrętło szybkiej zmiany proporcji kadru. Zwłaszcza do panoramy. Panorama. W czasach pionowych ekranów? Czy to nie jest znów nostalgia?

To ja też zadam Ci pytanie. Czy uważasz, że nie będziemy chodzić więcej do kina?

Będziemy, ale mniej.

Ale czy będą powstawały filmy w pionie?

Pewnie nieprędko.

No właśnie. A czy fotografowie będą nadal robić wydruki na ścianę?

Pewnie będą.

Ten aparat moim zdaniem został wypuszczony jako aparat panoramiczny, w którym dodali opcję pracy w 4:3. To jest taka moja dziwna teoria. I tym aparatem najlepsze portrety zrobiłem właśnie w formacie panoramicznym. Świetnie wychodzą te formaty poziome. Wspaniale, naprawdę wspaniale. I pytanie, czy to jest nostalgia, czy to jest powrót do starych czasów. Wiesz, jeżeli byśmy myśleli tylko kontekstem social mediów promowanych przez jedną firmę, to bylibyśmy naprawdę szaleńcami. Tak nie można.

A wracając do pokrętła formatów — ja bym go nie traktował jako cyfrowego zooma, ale jako możliwość pracy w innej kompozycji. Bo nic nie zastąpi kadrowania zdjęcia w momencie, gdy patrzymy w wizjer. Możesz sobie dociąć zdjęcie w Lightroomie czy w jakimś innym programie graficznym po fakcie, ale ono będzie zawsze, lub prawie zawsze, gorsze niż celowo skomponowane w danym momencie w formacie, który Cię interesuje — w panoramie, w pionie, jakkolwiek.

Coś w tym jest. Na koniec powiedz, co przywiozłeś z Neapolu?

Kilka energetycznych portretów. Kilka fajnych, streetowych kadrów. Ale przede wszystkim przywiozłem totalną zajawkę na robienie znowu zdjęć na ulicy. Totalnie wkręciłem się w chodzenie i szukanie. Nie miałem takiej zajawki od czasów pandemii. W Neapolu to wróciło. To przywiozłem z Neapolu.

Dzięki za rozmowę!

Michał Warda
Doświadczenie zdobywał pracując dla agencji prasowych i magazynów. Ambasador Fujifilm. Wraz z Dorotą Kaszubą założył w 2006 roku WhiteSmoke Studio. Od 2012 prowadzą autorskie warsztaty fotograficzne, są również właścicielami butikowego domu produkcyjnego WardaKaszuba. @whitesmokestudio
Komentarze
Zobacz więcej z tagiem: Fujifilm
logo logo
Magazyny
Zamów