„Wciskając spust migawki, musisz wiedzieć czego szukasz” - rozmowa z Tomaszem Lazarem

O najnowszych projektach, przejściu z ulicy do studia, pracy z aparatem średnioformatowym i tym co robić, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji w fotografii ulicznej rozmawiamy z Tomaszem Lazarem.

Autor: Maciej Luśtyk

19 Czerwiec 2019
Artykuł na: 9-16 minut

Ostatnio miałeś okazję fotografować Yukę Ebiharę, primabalerinę Opery Narodowej. Czy sesja z Yuką jest częścią jakiegoś większego projektu, czy może było to zlecenie czysto komercyjne?

Wszystko to po części związane jest z moją pasją. Przez 13 lat zajmowałem się tańcem towarzyskim i zawsze fascynowało mnie to jak podczas tańca pracuje ciało. Yuka jest naprawdę niesamowita tancerką, która łączy tę pasję z kulturą japońską - kolejną rzeczą, która bardzo mnie interesuje. Zapytałem więc Yuki czy byłaby zainteresowana wspólnym projektem. Efektem jest właśnie ta sesja, która powstała w Studiu Tęcza.

Będziesz dalej rozwijać temat związany z tańcem?

Temat ten co jakiś czas do mnie wraca. Miałem już na przykład okazję fotografować Dorothy Gilber do plakatu z okazji 350-lecia powstania Opery Paryskiej, teraz fotografowałem Yukę. Wydaje mi się, że na pewno w przyszłości powstanie więcej tego typu projektów, które wspólnie mogą złożyć się na jakiś większy projekt związany z samym tańcem.

Do tańca nawiązuje wielu artystów. Temat ten pojawia się często chociażby w najnowszym dokumencie o fotografie ulicznym Garrym Winograndzie. Czy ty dostrzegasz taniec w fotografii?

Sądzę, że jak najbardziej w fotografii jest obecny taniec. W przypadku fotografii ulicznej obserwujemy pewnego rodzaju rytmy, zależności które się wydarzają. W tańcu one się dzieją do muzyki, na ulicy tą muzykę nazywamy życiem. Podobnie, chociaż na innym poziomie dzieje się w dokumencie czy projektach autorskich. Koniec końców szukamy harmonii, harmonii zdarzeń, która jak najbardziej istnieje w fotografii.

Publika za cię głównie ze zdjęć ulicznych czy też reportaży z tygodni mody. Teraz częściej pracujesz w studiu?

Obecnie wykonuję dużo sesji i projektów komercyjnych. W Polsce jestem reprezentowany przez agencję Bluebird Artists, natomiast za granicą przez Rogues Artists management. Piękne fotografie można zarejestrować zarówno w studio jak i na ulicy czy przy realizacji dokumentu, lub jakiegoś projektu. W przypadku ulicy i dokumentu mamy do czynienia ze światłem dziennym i sytuacjami, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Dzieją się one spontanicznie tak, jak to się odbywa w strumieniu życia. W przypadku studia to my kreujemy te sytuacje i mamy pełną kontrole nad efektem końcowym. Jest to bardzo ważne w pracy komercyjnej. Ostatnio robiłem na przykład kampanię dla Pierre Cardin w Paryżu.

fot. Tomasz Lazar

Musiałeś zmienić swoje nawyki?

Nie do końca. Kiedyś miałem już okazję pracować w studio jako asystent. Wiem jak rysują światła studyjne i jaką plastykę pozwalają uzyskać. Największym wyzwaniem jest to, że w przypadku dokumentów ulicznych, reportaży i ogólnie zdjęć niepozowanych, wszystkie te sytuacje dzieją się wokół ciebie i nie masz możliwości ich zaplanowania. W przypadku projektów studyjnych to ty tworzysz całą narrację i jesteś odpowiedzialny za to jak będzie wyglądać ta opowieść.

Lubisz ten tryb pracy?

Tak. Jest to coś zupełnie innego, ale też proces, który bardzo rozwija. Warto próbować różnych rzeczy, bo nigdy nie wiemy do czego nam się mogą przydać. Im więcej rzeczy zrobimy, im więcej zdobędziemy doświadczenia, tym bardziej nasza głowa będzie otwarta na nowe sposoby rejestracji.

fot. Tomasz Lazar

Sesję wykonywałeś aparatem Fujifilm GFX 50R. Miałeś wcześniej dużą styczność z aparatami średnioformatowymi?

Miałem przez chwilę Phase One’a, natomiast nie pracowałem z nim na tyle długo, by móc porównywać ze sobą te dwa sprzęty. GFX 50R jest natomiast moim własnym aparatem, który bardzo polubiłem za to, że jest mobilny i można zabrać go ze sobą w teren. To aparat w stylu dawnych konstrukcji analogowych, takich jak Fujifilm 6x9 (GW690) - jak na średni format bardzo wygodny i ergonomiczny. Zwłaszcza ze stałkami pokroju GF 63 mm f/2.8 R WR czy 45 mm f/2.8 R WR, z którymi tworzy fajny zestaw do realizowania zarówno portretów, dokumentów, jak i projektów komercyjnych.

Jak aparat sprawdził się w studio? Względem modelu 50S, którym też zresztą miałeś okazję fotografować, oferuje nieco uboższą ergonomię. Nie przeszkadzało ci to w pracy?

W sytuacjach, w których go wykorzystywałem sprawdził się bardzo dobrze. Do pracy w studio jest to aparat w zupełności wystarczający, który spełnia moje wymagania. Fotografując na niskich czułościach naprawdę możemy zobaczyć jak duża jest rozpiętość tonalna średniego formatu. Poza tym jest to aparat bardzo wygodny ze względu na swoją mobilność.

fot. Tomasz Lazar

Na filmie zza kulis widzimy, że korzystaliście z funkcji tetheringu w programie Capture One. Wsparcie dla aparatów Fujifilm pojawiło się w C1 stosunkowo niedawno. Nie napotkałeś na żadne problemy?

Wszystko przebiegało bezproblemowo. Tethering w programie Capture One wykorzystywałem już nie pierwszy raz. Oczywiście te pliki są bardzo duże, wobec czego spływanie materiału na ekran monitora jest nieco spowolnione, ale ogromnym ułatwieniem jest to, że otrzymujemy wygodny podgląd i możemy dokładnie zobaczyć czy wszystko przebiega tak, jak to sobie zaplanowaliśmy.

Jakie widzisz główne różnice pomiędzy modelami 50S i 50R. Czy jest jeszcze w ogóle sens inwestować w GFX 50S, który pod względem wnętrza jest właściwie identycznym aparatem?

Różnica jest taka, że GFX 50S to aparat nieco bardziej rozbudowany. Jest więcej elementów, które można wymieniać, jak choćby odchylany moduł wizjera. To taki typowy aparat do studia - taka zresztą była chyba myśl inżynierów Fujifilm. Natomiast R-ka bazuje na podobnej koncepcji co model X-Pro 2 - przeznaczona jest nie tylko do studia, ale także do dokumentu, reportażu czy fotografii lifestyle’owej. Myślę, że obydwa aparaty mają sens. Ważne jest także to jak aparat leży w ręce. Jednym spodoba się bardziej S-ka, innym R-ka. Kwestia gustu. Poza tym 50-milionowa matryca na pewno jeszcze przez długi czas będzie budziła spore zainteresowanie.

Tylko, że dzisiaj zdjęcia oglądamy głównie w internecie, w niewielkich rozdzielczościach. Podobnie reklamy, billboardy też nie są drukowane w rozdzielczościach, do których konieczny by był średni format. Jaki więc sens ma w ogóle tego typu aparat? Czy otrzymujemy coś, czego nie da nam pełna klatka?

Matryca średnioformatowa to też tzw. większa jakość piksela. Obraz jest inaczej reprodukowany, ma lepszą tonalność. Poza tym, o ile billboardy drukowane są w bardzo niskiej rozdzielczości, to już na przykład w przypadku citylightów wymagania pod tym względem są bardzo duże. I taką rozdzielczość jest właśnie w stanie dostarczyć nam średni format.

fot. Tomasz Lazar

Do tego dochodzi praca z klientem. Ja pracuję zarówno na małym obrazku, jak i na średnim formacie, ale gdy pojawi się sytuacja, w której klient będzie chciał wykorzystać jedynie kawałek zdjęcia, to zwykły 24-milionowy aparat nie da nam takiej możliwości. Na średnim formacie, nawet w przypadku niewielkiego wycinka zdjęcia uzyskamy jakość obrazu na wysokim poziomie.

Zabierasz go ze sobą na ulicę? Czy w takich warunkach nie przeszkadza ci niższa wydajność aparatu?

Czasem tak. Nie jest to może aparat, który zabieram, gdy chcę po prostu się przejść - choć to też się zdarza. Wykorzystuję go natomiast do konkretnych projektów, które realizuję w plenerze. Teraz mniej zajmuję się reportażem, a bardziej projektami długoterminowymi toteż kwestie autofokusu czy zdjęć seryjnych mniej mnie dotyczą. Oczywiście jest wolniej niż w przypadku aparatów małoobrazkowych, ale dzięki temu fotografujemy bardziej świadomie. Gdy wciskasz spust migawki, musisz wiedzieć czego szukasz. To nie aparat, którym fotografujesz na ilość.

Co daje nam fakt, że mamy w tym wypadku do czynienia z bezlusterkowcem?

Przede wszystkim mobilność i wygodę. Jak na średni format jest to aparat całkiem kompaktowy. Oczywiście w cudzysłowiu, ale przynajmniej bez problemu mogę go włożyć do plecaka i zabrać w podróż.

W rzeczywistości ma wielkość przeciętnej cegły. Czy tak duży format nie budzi dyskomfortu u ludzi, których fotografujesz na ulicy?

Wydaje mi się, że nie. Nawet w przypadku używanej kiedyś przeze mnie Mamiyi 7 nie miałem tego problemu. Bardziej chodzi o to, jak ty podchodzisz do ludzi. Oczywiście średni format zawsze będzie robił wrażenie na ludziach, ale w tym wypadku aparat wielkością jest zbliżony do przeciętnych lustrzanek, których używa bardzo wiele osób. Nie powiedziałbym, że wzbudza nadmierne sensacje.

fot. Tomasz Lazar

Mówisz o podejściu fotografa. Czy masz jakąś receptę na to, jak na ulicy oswajać ludzi ze swoją obecnością?

Najważniejsze to być naturalnym, dużo się uśmiechać i nie spinać, traktować wszystkich na równi. Nawet gdy przydarzy się nam jakaś konfrontacja, zazwyczaj wystarczy się uśmiechnąć, podejść i porozmawiać. Na tym to polega - jeśli my nie robimy problemu, ludzie też nie mają problemu.

Często przydarzają ci się takie sytuacje? Czy widzisz jakąś konkretną różnicę między Polską, a zachodem czy Japonią?

Jeśli mam być szczery, tego typu sytuacje przytrafiają mi się raczej rzadko. Różnica jest taka, że w Polsce mówimy po polsku, a ludzie rozpoznają, że jesteśmy Polakami i od razu się do nas zwracają. W Japonii jest trochę inna kultura, do ludzi zza granicy podchodzi się z wyższą tolerancją, ale jeśli bardziej tę kulturę zrozumiemy, to też zobaczymy, że bycie fotografowanym na ulicy nie jest dla nich wcale bardziej komfortowe niż u nas. Myślę zresztą, że to się tyczy każdego kraju. Jeśli podchodzimy do każdego człowieka z należnym szacunkiem i szukamy sytuacji naprawdę interesujących, wtedy tego rodzaju problemów nie napotkamy.

Sylwetka autora

 

Tomasz Lazar -  urodzony w 1985 roku w Szczecinie. Fotograf niezależny, ukończył Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny na wydziale Informatyki. Zwycięzca wielu konkursów w Polsce i za granicą (World Press Photo, POY, CHIPP, Sony World Photography Award, the International Photography Award, BZWBK Press Photo, Grand Press Photo, Lumix Festival for Young Journalism). Jego prace były publikowane w takich gazetach i magazynach na świecie jak: New York Times, Newsweek International, Sunday Times Magazine, New Yorker  i  Los Angeles Times. Miłośnik kawy oraz entuzjasta dobrej muzyki. Czerpie przyjemność ze spędzania czasu z innymi osobami i poświęca się w pełni fotografii. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików.

  • Produkcja sesji: Film Produkcja 
  • Studio Fotograficzne: Tęcza 
  • Fotograf: Tomasz Lazar (Bluebird artists)
  • Asystent fotografa: Katarzyna Gołąbska 
  • Charakteryzacja: Paula Celińska (Bluebird artists)
  • Stylizacje i projekt kimona: Pati Fitzet
  • Projekt i wykonanie pozostałych strojów: Khava Soldaeva 
  • Retusz zdjęć: Aleksandra Śmigielska

Artykuł powstał we współpracy z firmą Fujifilm

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
18
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)