Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"

O poszukiwaniu tematów, świadomym budowaniu narracji, pułapce mediów społecznościowych i szansach oraz zagrożeniach, które stawiają przed nami nowe technologie, rozmawiamy z nagradzanym fotografem ulicznym i dokumentalnym Tomaszem Lazarem.

Autor: Maciej Luśtyk

4 Listopad 2024
Artykuł na: 29-37 minut

Spotykamy się przy okazji twojej obecności na Busan International Photo Festival. To dosyć niecodzienne miejsce dla fotografa z Polski. Jak się tam znalazłeś?

Na festiwal w Busan zostałem zaproszony przez głównego kuratora. Tematem przewodnim był „Sen nocy letniej”. Pamiętał mój projekt „Teatr życia”, stwierdził, że doskonale pasuje do tej idei i poprosił, żeby stał się częścią tegorocznego programu głównego.

To jednak dość stary projekt. Czy uważasz, że nadal aktualny? Jak patrzysz na tamte zdjęcia z perspektywy lat?

Według mnie, to zawsze kwestia tego, o czym projekt opowiada. Tego czy są to tematy reportersko-dokumentalne, które dotyczą wydarzeń bieżących, czy też uniwersalne, dotykające tematów, które są cały czas obecne. Wydaje mi się, że w przypadku „Teatru życia” ten wydźwięk się nawet nasilił. Obserwujemy coraz większy wpływ mass mediów i technologii na człowieka, tego jak stajemy się przez nie coraz bardziej pochłonięci.

Fot. Tomasz Lazar, z projektu "Teatr Życia"

Mimo wszystko mam wrażenie, że na przestrzeni lat twoje podejście nieco się zmieniło. Większość twoich najnowszych projektów to serie z mocnym zacięciem dokumentalnym. Jak ewoluowały twoje zainteresowania?

Zawsze starałem się obserwować to, co działo się dookoła mnie. Szukałem tematów, które mnie interesują. A że w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z wieloma wydarzeniami, które odcisnęły piętno na całym społeczeństwie, to i moje poszukiwania skoncentrowały się na takich tematach. Pandemia, wojna w Ukrainie - to ważne wydarzenia, które warto dokumentować i pokazywać innym ludziom, jak zmieniają one życie codzienne. Moim głównym zainteresowaniem zawsze był człowiek i jego życie, a że raz to życie wygląda lepiej, a raz gorzej, to staram się pokazywać różne jego odcienie.

Oglądając twoje ostatnie projekty, odnoszę wrażenie, że twoja fotografia w pewien sposób się uspokoiła. Dynamiczne, kontrastowe kadry ustąpiły miejsca statyczności i kontemplacji…

W życiu wszystko się zmienia i na pewno ja sam też się przez te lata zmieniłem. Estetyka „Teatru życia” nadal jest mi bliska i zamierzam jeszcze do niej wrócić, natomiast zacząłem też szukać balansu pomiędzy opowiadaną historią, a doborem odpowiednich środków. W przypadku projektów dokumentalnych jest to bardzo ważne, w przypadku osobistych - trochę mniej. Istotne jest, by przekaz wizualny korespondował z podejmowaną tematyką.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

A jak to wygląda z drugiej strony? Czy w jakiś sposób zmieniły cie także projekty, które realizowałeś?

Każdy projekt, który realizowałem w jakiś sposób na mnie wpłynął. Czasami wystarczy usłyszeć jedno słowo czy zobaczyć jedno miejsce, by zupełnie zmienić pogląd na dany temat.

Z pewnością wpływ na to mają też właśnie miejsca, w których fotografujesz. Czym różni się dla ciebie fotografowanie - dajmy na to - Azji i Nowego Jorku?

Różni się to o tyle, że mamy do czynienia z odmiennymi kulturami i innymi ludźmi. Samo fotografowanie pod względem technicznym, sposoby budowania narracji, pozostają takie same, natomiast każde miejsce wymaga innego podejścia do człowieka i tematu. Trzeba w pewien sposób zgłębić daną kulturę, by móc złapać kontakt i stworzyć jakąś relację. Dzięki temu projekty - a zwłaszcza te dokumentalne - nabierają większego znaczenia. Często w ten sposób odkrywamy rzeczy, dzięki którym stają się głębsze i bardziej uniwersalne.

Wróćmy jeszcze na chwilę do festiwalu. Podczas pobytu w Korei robiłeś także zdjęcia...

Podczas dwutygodniowego wyjazdu fotografowałem zarówno w Busan, jak i Seulu. To był rodzaj kontemplacyjnego dziennika z podróży. To piękny kraj, na pewno w przyszłości chciałbym tam wrócić.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Wiem, że od pewnego czasu fotografujesz średnioformatowym aparatem Fujifilm GFX. Nie jest to chyba typowy aparat do zabrania na ulicę? Jak wpływa to na twoją pracę?

Zdjęcia wykonuję obecnie modelem GFX 100S II oraz trzema obiektywami: GF 45 mm f/2.8 R WR, GF 50 mm f/3.5 R LM WR i GF 63 mm f/2.8 R WR. Choć może się tak nie wydawać, to relatywnie kompaktowy aparat, porównywalny wielkością z lustrzankami. Jest to więc zestaw zupełnie wygodny do przemieszczania się. Nie jest ciężki, nie zwraca też przesadnej uwagi - zwłaszcza w połączeniu z kompaktowym obiektywem 50 mm. Jak dla mnie, to idealny wybór do fotografii dokumentalnej, podróżniczej czy nawet streeta.

I z pewnością także do zleceń komercyjnych…

Jak najbardziej, obecnie wszystkie sesje komercyjne wykonuję na średnim formacie. Zwłaszcza, że dziś klienci wymagają dużych rozdzielczości.

Jak oceniasz zmiany w tej serii aparatów? Gdy ostatnio rozmawialiśmy, fotografowałeś modelem GFX50R, który mimo wszystko nie wydawał się jeszcze aparatem, do wymagającej, dynamicznej pracy.

To były początki bezlusterkowych średnich formatów. Bardzo ciekawy czas, choć rzeczywiście konstrukcjom tym brakowało jeszcze szybkości, szczególnie pod względem autofokusa. Natomiast teraz zostało to już diametralnie poprawione. Fujifilm GFX 100S II, którym obecnie pracuję, oferuje znacznie większą swobodę łapania dynamicznych sytuacji przy kreowaniu zarówno projektów osobistych, jak i komercyjnych. Komfort pracy nie odbiega już widocznie od zwykłego aparatu pełnoklatkowego.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Ostatnio często słyszę od znajomych z branży, że system GFX staje się obecnie standardem zleceń komercyjnych wyższego szczebla.

Z tego, co udało mi się zauważyć, rzeczywiście modele GFX 100  i GFX 100 II stały się jednymi z głównych aparatów na wyposażeniu profesjonalnych studiów. Nie można też zapominać, że system GFX to nie tylko duże matryce i rozdzielczości, ale także świetna optyka. Do tej pory producent zaprezentował już naprawdę rozbudowaną gamę obiektywów, wliczając w to nawet obiektywy tilt-shift. Naprawdę jest więc z czego wybierać i łatwo znaleźć model odpowiadający naszemu zleceniu.

Czy jednak ten średni format to rzeczywiście aż taka różnica względem pełnej klatki?

Swoją przygodę z cyfrowym średnim formatem zacząłem głównie dlatego, że kiedyś bardzo lubiłem robić zdjęcia na analogowej Mamiyi 7. Gdy pojawił się GFX i zobaczyłem pierwsze obrazki, to mi się to przypomniało. Poza tym zawsze miałem też z tyłu głowy to, że mały obrazek w pewien sposób ogranicza nas pod względem rozpiętości tonalnej. Z jednej strony GFX przypomina więc pracę z tradycyjnym średnim formatem, a z drugiej daje też większe możliwości w zakresie pracy z obrazem. A co dla mnie szczególnie ważne, ogromna rozdzielczość modelu GFX 100S II to także możliwość drukowania jeszcze większych zdjęć w jakości archiwalnej.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Czy jako ambasador bierzesz udział w procesie rozwoju kolejnych generacji aparatów? Możesz zdradzić jak to wygląda?

Raz na jakiś czas otrzymujemy na przykład pytania odnośnie tego, jak sprawdza się funkcjonalność danego aparatu i czy coś byśmy w nim zmienili. Raz też, w okresie projektowania korpusu X-Pro3 byłem w gronie 5 osób, które prowadziły rozmowy z projektantami na temat tego, jaki kształt powinna przybrać konstrukcja i co powinno zmienić się względem poprzednika. Trudno mi dziś powiedzieć jaka część z rzeczy, o których rozmawialiśmy trafiła do finalnego korpusu, ale świetnie, że producent stwarza w ogóle takie możliwości. Tak więc mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Fujifilm to firma, która buduje swoją ofertę w oparciu o wnikliwą analizę zapotrzebowań fotografów.

Z punktu widzenie osoby, którą charakteryzuje mocny wizualny styl, jak zapatrujesz się na symulacje filmów oferowane przez producenta. Czy według ciebie to coś przydatnego dla profesjonalisty?

Używanie profili symulacji ma najwięcej sensu przy fotografowaniu w formacie JPG, co nieco ogranicza użyteczność dla fotografii zawodowej. Natomiast te pliki są tak bogate w informacje i oferują taką rozpiętość tonalną, że gdy te zdjęcia naświetlamy od razu tak, jak byśmy tego finalnie chcieli, to można otrzymać naprawdę świetne efekty. Choć zwykle pracuję w RAW-ach i edytuję zdjęcia na spokojnie, to zdarzają się sytuacje, gdy wymagany jest pośpiech. Czy chodzi o wrzucenie ich na media społecznościowe czy wysłanie materiału poglądowego do gazety - wtedy przydają się dobrze wyglądające JPEG-i.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

A propos pośpiechu… Mam wrażenie, że dziś cała branża pracuje na znacznie zwiększonych obrotach. Jak się w tym odnajdujesz ze swoim stylem pracy?

Praca komercyjna zawsze wymagała pewnej elastyczności. Choć większości klientów da się wytłumaczyć, że na niektóre rzeczy potrzeba czasu, to zdarzają się też kampanie, gdzie zdjęcia potrzebne są na przysłowiowy ASAP. I nie ukrywam, że jest ich całkiem sporo. Na szczęście również w takich sytuacjach można skutecznie pracować. Często udaje się zrobić tak, że klient czy agencja wybierają poszczególne kadry do finalnej obróbki już w trakcie sesji - wtedy potrafi to pójść bardzo sprawnie.

Najważniejsze, to umieć dostosować się do warunków, jakie napotykamy. Najwięcej trudności rodzi się bowiem w sytuacjach, gdy uznajemy, że coś jest niemożliwe, lub jest problemem. Ale zwykle tym problemem jest tylko na tyle, na ile nie chcemy zobaczyć możliwych rozwiązań.

A jak to wygląda na polu kreacji i balansowania pomiędzy własnym stylem, a oczekiwaniami klienta? Często musisz się w tej kwestii naginać?

Bywa bardzo różnie. Mam to szczęście, że dostaję wiele zapytań komercyjnych właśnie ze względu na to, jak fotografuję. Wtedy klienci dają mi pewnego rodzaju wolność i większe pole manewru (choć oczywiście na zasadzie wspólnych ustaleń). Zdarzają się jednak sytuacje, gdy klient od razu mówi czego potrzebuje i jak ma to wyglądać od A do Z. Wtedy przydatna jest wspomniana umiejętność dostosowywania się. To po prostu rzeczywistość zleceń komercyjnych.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Czy tego typu działania traktujesz zupełnie pobocznie, czy może jednak i przy zleceniach komercyjnych starasz się coś ugryźć dla siebie?

Zawsze staram się robić coś więcej, prócz tego, czego oczekuje klient. Niekiedy fotografie te się podobają i trafiają do finałowej puli. A jeżeli chodzi o same zlecenia, to raczej nie ukrywam tego, nad czym pracuję. Często robię też w takich sytuacjach zdjęcia, które wrzucam na Instagram, będący dla mnie swojego rodzaju dziennikiem - mamy tam zarówno zdjęcia z projektów osobistych, fotograficzne notatki czy obrazy z kampanii.

Nie jesteś jednak przesadnie aktywnym użytkownikiem Instagrama, choć wielu twierdzi, że to dzisiaj niezbędne. Czy rzeczywiście?

To chyba bardziej pytanie do klientów, bo dziś Instagram jest przede wszystkim wielką machiną marketingową. Są klienci, którzy wyszukują fotografów wyłącznie w ten sposób i na podstawie projektów, które opublikowałeś będą decydować czy zatrudnić cię do danego zlecenia. Dla wielu ważne jest też to, że ktoś jest aktywny i czy udostępnia modne rzeczy, bo to rodzi dodatkowy ruch i zaangażowanie. Pozostaje kwestia tego, czy chce się za tą modą podążać. Na szczęście są też klienci, którzy chcą zobaczyć coś więcej, poza tym, co widzą na twoim profilu. Wydaje mi się, że jeżeli zaczynamy poświęcać zbyt dużo uwagi mediom społecznościowym, to pozostaje mniej czasu na rzeczywistość i to, co dzieje się dookoła nas.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Wydaje mi się, że dziś zmieniła się także sama rola Instagrama. Pamiętam, jak w 2016 roku byłem na warsztatach Jobs World Masterclass i już wtedy dużo o tym rozmawialiśmy. Jak z serwisu do dzielenia się zdjęciami stał się platformą do wszystkiego. On zresztą cały czas się zmienia, natomiast wydaje mi się, że nadal spełnia swoją rolą. Choć walka o oglądalność staje się coraz trudniejsza, to w pewien sposób wyzwala to kreatywność w sposobie jego używania. Tak więc wspiera to na pewno pewnego rodzaju rozwój i pozwala wiele rzeczy odkrywać. Ale czy można funkcjonować w ogóle bez niego? Wydaje mi się, że jak najbardziej tak, zwłaszcza jeśli obracamy się w jakiejś niszy.

Mam wrażenie, że obecnie widzimy trend specjalizacji mediów społecznościowych czy może raczej specjalizowania się naszych nawyków. Od dzielenia się wszystkim i wszędzie przeszliśmy do bardziej szczegółowej selekcji, kreowania określonych nisz, poszukiwania własnych odbiorców…

Na moich zajęciach zawsze dużo rozmawiamy na temat podejścia do projektów i wybierania tematów. O tym jak media społecznościowe zmieniły nasze podejście do odbioru wizualnego. Bo teoretycznie oglądając zdjęcia na telefonie nie oglądasz ich w taki sposób, w jaki powinieneś. Także już samo to mocno wpłynęło na fotografowanie, zmieniło nasze przyzwyczajenia do kadrowania czy budowania narracji.

Paradoksalnie jednak popularność zyskują dziś projekty długoterminowe…

Żyjemy w czasach, gdzie wszystko mocno pędzi. Wydaje mi się, że nie jest to dobre i coraz więcej osób to zauważa. Dlatego też właśnie praca nad projektami długoterminowymi wydaje mi się wartościowa, gdyż mamy możliwość zbliżenia się do ludzi, opowiedzenia szerszej historii; możemy obserwować ewolucję tych tematów. Na naprawdę dobre projekty potrzeba czasu. Weźmy np. takie „Café Lehmitz” Andersa Petersena. To było dobrych kilka lat jego pracy. Dopiero kiedy poświęcamy ten czas, zaczynamy widzieć, a nasz projekt ma szansę nabrać dużo większej głębi.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Jak nie stracić zainteresowania projektem, nad którym pracujemy tak długo? Miewałeś takie momenty?

Wydaje mi się, że dobrym sposobem jest szukanie różnych podtematów, które mogą się pojawić w trakcie realizowania projektu i które mogą w ciekawy sposób go rozbudować oraz odnaleźć w nim coś nowego. Zazwyczaj jest też tak, że projekty długoterminowe są projektami dodatkowymi, które wykonujemy w wolnym czasie, stając się dla nas pewną odskocznią od codziennego życia i zleceń komercyjnych. Staje się to pewnego rodzaju hobby i powoduje, że rzadko się tym nudzimy.

Myślę, że najważniejsze to nie tracić ciekawości, ale nie mieć też nadmiernych oczekiwać. Nie myśleć od razu nad tym, co z tym projektem zamierzamy finalnie zrobić czy jak długo powinien on trwać. To przyjdzie samo. Oczywiście książka, wystawa czy inna forma publikacji to ciekawa rama dla naszego projektu, ale warto pamiętać, że w trakcie jego realizacji wiele rzeczy może się zmienić. Projekt będzie ewoluować, a te ramy będą się systematycznie naginać. Warto więc kolejny raz zachować elastyczność i być otwartym na to, co do nas przychodzi. Jeśli będziemy w stanie to utrzymać, raczej nie stracimy zainteresowania.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Jeżeli chodzi o mnie, miałem na przykład sytuacje, gdzie w trakcie realizacji projektu zmieniłem formę narracji. Albo gdy seria, która miała dotyczyć tylko jednego tematu przerodziła się w dużo bardziej uniwersalną opowieść. Jednym z przykładów jest mój projekt covidowy, który początkowo miał skupiać się wyłącznie na przestrzeniach i życiu codziennym. To jednak ewoluowało w momencie, gdy jako pierwszy fotograf dostałem się do szpitala MSWiA. Nagle stało się to bardzo ważnym elementem narracji, bo pokazywało to życie codzienne z zupełnie innej perspektywy.

Od twojego ostatniego większego projektu mijają dwa lata. Czym się dzisiaj głównie zajmujesz?

Rzeczą, która ostatnio sprawia mi dużo radości są portrety. Fotografuję m.in. znane osobistości kultury. Takie zdjęcia robiłem też w Korei, ale więcej będę mógł powiedzieć dopiero, gdy ten materiał się ukaże. Myślę też coraz więcej nad kontynuacją „Teatru Życia”. Daję jednak temu czas, żeby zobaczyć jak to będzie ewoluować.

Fot. Tomasz Lazar, z projektu "Teatr Życia"

Czy będąc wykładowcą i wykonując więcej pracy komercyjnej czujesz, że masz na to wszystko mniej czasu? Jak udaje ci się gospodarować nim na projekty osobiste?

Chciałbym się nad tym troszkę bardziej pogimnastykować. Natomiast wszystko jest sztuką możliwego, więc jeżeli czegoś chcemy, to jest to jak najbardziej możliwe i ten czas zawsze można gdzieś znaleźć. Jeśli natomiast chodzi o zainteresowania, to wydaje mi się, że cały czas obracają się one wokół ludzkiego umysłu, tego jak działa, jak my postrzegamy naszą rzeczywistość. To tematy, które zawsze mnie interesowały i ciągle staram się je zgłębiać. „Teatr Życia” był właśnie pierwszym projektem, który tego dotknął i wydaje mi się, że jego kontynuacja pozwoli mi opowiedzieć o tym szerzej. Tematyka więc pozostaje ta sama, ale staram się na to wszystko spojrzeć pod różnymi kątami, żeby zacząć to też lepiej rozumieć. Bo jak mówiłem na początku, im głębiej wnikamy w dany temat, tym pojawia się więcej narzędzi, które pozwalają nam o nim opowiedzieć.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Skoro jesteśmy przy narzędziach, jak zapatrujesz się na systemy AI, które zaczynają podbijać rynek przekazu wizualnego? Gdzie leży granica między inwencją i sztuką, a matematyczną kreacją?

Miałem oczywiście z nimi styczność, natomiast nie korzystałem z nich dużo. Będąc w miejscu, w którym jestem wolę zwyczajnie pozostać fotografem używającym klasycznych środków wyrazu. Mam za to znajomych, którzy wykorzystują AI bardzo intensywnie i łamią dzięki temu różne dogmaty. Wystarczy wspomnieć chociażby o Borisie Eldagsenie, którego „zdjęcie” nagrodzone w zeszłorocznej edycji Sony World Photography Awards wywołało niemały szum w branży. Teraz zapraszany jest na wystawy i różnego rodzaju wykłady dotyczące sztucznej inteligencji. Wydaje mi się, że AI w przypadku filmu i fotografii jest narzędziem, które można w bardzo ciekawy sposób wykorzystać i które może nam pozwolić kreować różnego rodzaju poboczne rzeczywistości. Tak, jak w projekcie Phila Toledano o innej wizji Ameryki czy Michaela Christophera Browna, byłego fotografa agencji Magnum, który stworzył fikcyjny projekt o Kubie, pokazując jak można zwrócić uwagę odbiorców prezentując wizję alternatywnej rzeczywistości.

Na pewno należy pamiętać, że jest to tylko narzędzie i nie dać się temu nadmiernie pochłonąć, gdyż nie wiemy czy na pewno pójdzie to w dobrym kierunku. Oglądając obrazy AI zawsze odnoszę wrażenie, że brak im jeszcze duszy. Jeśli zaś chodzi o komercję, to już zupełnie inna historia. Z tego co wiem, sporo firm wykorzystuje już generatory grafiki i różnego rodzaju systemy AI do kreowania reklam i wspierania swoich usług.

Nie myślisz, że rozwój tych technologii w jakiś sposób dewaluuje fotografię?

Wydaje mi się, że fotografia w pewien sposób i tak uległa już sporej dewaluacji w skutego tego, że każda osoba która ma smartfona uważa się dzisiaj za fotografa. Ale tak nie jest - choć każdy z nas ma noże w kuchni, nie oznacza to, że każdy jest kucharzem. Samo pojęcie i rozumienie fotografii uległo więc pewnej degradacji. Natomiast czy AI bardziej temu zaszkodzi? Wydaje mi się, że nie. Wszystko zależy od tego czy pójdziemy drogą na skróty i pozwolimy, by to sztuczna inteligencja kreowała nam doznania czy jednak będziemy tworzyć je sami.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Niemniej dużo prościej podrobić właśnie fotografię nacechowaną mocnym stylem czy wizją kreatywną. Czy nie obawiasz się momentu, w którym w zalewie wygenerowanych obrazów odbiorcy przestaną sobie cenić ludzką kreatywność?

Na pewno mają do tego prawo. Jako ludzie chcemy, żeby pewne rzeczy były trwałe i się nie zmieniały, ale wszystko cały czas ulega zmianie. Nieważne czego chcemy, rzeczywistość i tak pokaże nam swoje. Jeśli tak się stanie, to znaczy, że tak po prostu musiało być. Kolejny raz odniosę się do kwestii tego, jak będziemy te narzędzia wykorzystywać, bo jest to dla mnie chyba najważniejsze pytanie w całej tej dywagacji. Jeśli będziemy ich używać z głową, to mogą powstać naprawdę ciekawe projekty, eksplorujące różne ważne tematy. Jeśli natomiast sami nie będziemy starali się pogłębiać naszych refleksji, to te projekty mogą okazać się zwyczajnie płytkie. Pogłębianie symboliki i tego, jak łączy się ona z emocjami, to klucz do tworzenia rzeczy wielowymiarowych. Gdy sam twórca nie ma o tym pojęcia, to zawsze będzie poruszał się na pewnej płyciźnie.

Dotyczy to zresztą nie tylko AI, ale całej sztuki. Ostatnio miałem możliwość spędzenia dłuższego czasu z Rogerem Ballenem, bardzo świadomym artystą wizualnym, który ponad 50 lat spędził używając klasycznego narzędzia fotograficznego. Ale tu nie chodzi o to, że on ma świadomość używania aparatu, ale rozumie sztukę i łączącą się z nią psychologię. Dzięki temu tworzy obrazy wielowątkowe, które działają na wielu płaszczyznach. I to samo można odnieść do każdego środka wyrazu.

Tu jednak problem dotyczy też świadomości samych odbiorców. Tego, na ile oni sami będą chcieli te refleksje pogłębiać.

Wydaje mi się, że pewne grono osób zawsze pozostanie świadome i będzie chciało eksplorować różne tematy. Przy dzisiejszym tempie życia trudno znaleźć czas na wyrwanie się z kołowrotku codziennych spraw i odkrywanie czegoś więcej. Ale paradoksalnie myślę, że to właśnie projekty świadomych twórców są w stanie w nas coś poruszyć i zmusić do tej refleksji. To jest właśnie piękno prawdziwej sztuki - oddziaływuje na nas na wielu poziomach i czasem wystarczy obejrzenie jednego zdjęcia, obrazu czy rzeźby, by aktywować w nas coś, co spowoduje większą zmianę.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Skoro już rozmawiamy o zmianach w fotografii i sposobach narracji… Właśnie patrzę na twoje zdjęcia z Korei i zauważam, że wszystkie są wykonane w pionie. Czy to także znak czasów?

Pracując nad tymi zdjęciami chciałem, żeby miały jak najbardziej kontemplacyjny charakter i postanowiłem zbudować tę narrację na bazie pionowych kadrów. Wiem oczywiście do czego chciałeś nawiązać, tutaj natomiast chodziło mi o samą formę ułożenia obrazu i to, w jaki sposób ona oddziałuje. Robiłem też zdjęcia w poziomie, ale okazało się, że nie współgrały z tym, co chciałem opowiedzieć.

A czy dostrzegasz jakąś zmianę w podejściu do fotografii u młodego pokolenia?

Mam to szczęście, że mam bardzo fajnych studentów, którzy starają się poszukiwać tematów w świadomy sposób i nie boją się eksperymentować. Na pewno wydają się bardziej otwarci, wysyłają swoje prace na festiwale i próbują realizować się w bardzo różnych formach.

Chodziło mi też o to, na ile fotografia artystyczna wśród młodych osób jest dziś w modzie.

Powiedziałbym, że to zależy. Są osoby, które już przychodząc na studia wiedzą, że chcą zająć się stricte fotografią komercyjną. Natomiast często na przestrzeni studiów ich sposób opowiadania potrafi się zmienić i zaczyna zahaczać o formy związane ze sztuką. Inni ciekawi są z kolei możliwości, jakie dają im różne formy wizualne, a kończą na projektach stricte dokumentalnych. Trudno więc to procentowo ocenić. W mojej pracowni skupiamy się też głównie wokół budowania narracji i opowiadania historii, co też w pewien sposób określa sferę w jakiej poruszają się moi studenci.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Co więc uważasz za najważniejsze w budowaniu narracji fotograficznej?

Przede wszystkim posiadanie świadomości na temat tego, co chcemy opowiedzieć. Bo nie wystarczy jedynie wymyślić sobie temat i zacząć robić zdjęcia. Trzeba zrozumieć, co nasze zdjęcia mają przekazać. W jaki sposób dobrać formę wizualną i przeprowadzić selekcję, by to wszystko połączyło się w spójną całość. To bardzo wiele elementów, które składają się wspólnie na finalny obraz. Celem jest to, by oglądając zdjęcia danego fotografa rozumieć jego zamysł i tę świadomość dostrzegać.

Nigdy nie myślałeś, żeby zamknąć jakieś swoje poszukiwania w książce?

Wiele osób mnie o to pyta. Oczywiście jak najbardziej o tym myślałem i chciałbym w przeciągu kilku najbliższych lat wydać tak właśnie „Teatr Życia” oraz kilka innych projektów. Natomiast obecnie mam wiele spraw, które muszę poodmykać zanim przejdę do tematu książki. Myślę jednak, że to bardzo ciekawy sposób zamknięcia jakiegoś etapu, nawet jeśli jest to prosta forma, jak zin. Mamy coś namacalnego, do czego możemy wracać. Dla mnie wartość mają też same wydruki. Kiedy mamy do czynienia z papierem, inaczej patrzymy na strukturę obrazu. Natomiast to też musi czemuś służyć. Wydawanie książki dla samego faktu wydawania do mnie nie przemawia.

Fot. Tomasz Lazar, Korea, 2024

Czy w Polsce mamy na to w ogóle wystarczającą przestrzeń? Ostatnio ukazała się nowa książka Daido Mariyamy, który swoje fotograficzne dzienniki od lat wydaje cyklicznie w formie zinów i tam to działa. Mam wątpliwości czy ktoś byłby tym u nas szerzej zainteresowany.

To, ile publikacji wydał Moriyama czy Araki pokazuje, że z każdego tematu można zrobić książkę. Jeśli tylko będzie to ciekawe, myślę że jest to jak najbardziej możliwe. Zauważ też, że te dwie postacie są wyjątkowo mocno ukierunkowane. Praktycznie od początku podążają ze swoją fotografią w tym samym kierunku i wiedzą, co mają do powiedzenia. I tak, jak przy budowaniu narracji, ta pewność i świadomość ma także ogromny wpływ na publikację książki, albumu czy zina.

Wydaje mi się, że w Polsce ten rynek się dopiero rozwija i ma szansę rozwinąć się dużo bardziej. Na ile, to pozostaje nam tylko obserwować.

Czy fotografia kiedykolwiek cię znudziła?

Chyba nie. Miałem czasami momenty, gdy byłem zmęczony ilością zleceń i robiłem sobie przerwę od fotografowania. Natomiast nigdy nie czułem się się znudzony samą fotografią. Zawsze, gdy oglądam czyjeś zdjęcia, w jakiś sposób mnie to inspiruje. Gdy brakuje nam weny, warto przyjrzeć się pracom innych i docenić to, jak ludzie potrafią być kreatywni, jakich historii się dzięki nim dowiadujemy; że każdy odnajduje to fotograficzne piękno w czymś zupełnie innym. Pod tym względem fotografia zawsze dawała mi dużo radości. Myślę, że gdyby zaczęło mnie to nudzić, szybko zrezygnowałbym z pracy w tym medium.

Sylwetka autora:
Tomasz Lazar

Urodzony w 1985 roku w Szczecinie. Fotograf niezależny, ukończył Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny na wydziale Informatyki. Zwycięzca wielu konkursów w Polsce i za granicą (World Press Photo, POY, CHIPP, Sony World Photography Award, the International Photography Award, BZWBK Press Photo, Grand Press Photo, Lumix Festival for Young Journalism). Jego prace były publikowane w takich gazetach i magazynach na świecie jak: New York Times, Newsweek International, Sunday Times Magazine, New Yorker i Los Angeles Times. Miłośnik kawy oraz entuzjasta dobrej muzyki. Czerpie przyjemność ze spędzania czasu z innymi osobami i poświęca się w pełni fotografii. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików.

tomaszlazar.pl | instagram.com/tomaszlazar/

 

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Mimo młodego wieku, jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. Meksykańska artystka pochyla się nad skutkami nadmiernej stymulacji...
12
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
15
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Z Katowic na Times Square. O niepewnych początkach, subkulturze amerykańskich skejtów końca lat 90. oraz o tym, jak dzieciństwo w Polsce wpłynęło na jej karierę w USA, rozmawiamy z Magdaleną...
12
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (5)