Branża
Canon zmienia sposób świadczenia usług gwarancyjnych i serwisowych w Polsce - od teraz aparaty będą naprawiane w Niemczech
Szybkie, średnioformatowe 100 Mp w kompaktowym body? I to w cenie profesjonalnej pełnej klatki? Fujifilm GFX100S II to zdecydowanie najlepszy wybór dla fotografa w aktualnej ofercie producenta.
Oficjalna prezentacja modelu GFX100S II nie rozgrzała internetowych forów tak, jak wrześniowa premiera nowego flagowca, a dla wielu komentatorów stała się co najwyżej okazją, by powtórzyć starą mantrę: „Producenci nie oferują nam już dzisiaj nic nowego”.
Jest to oczywiście krytyka nietrafiona (tym razem), bo wynika z nieznajomości strategii rozwoju linii GFX. A ta jest przecież dość czytelna. W przypadku nowych modeli „S” zamiast „co nowego” należałoby zapytać raczej „co zostało”. Bo „eska” ma być z założenia odchudzoną i bardziej przystępną wersja flagowca.
Fujifilm GFX100S II wprowadza więc kluczowe dla fotografów zmiany (przeprojektowany sensor, nowy procesor, znacznie szybszy system AF, lepsza stabilizacja), ostro obcinając jednocześnie parametry istotne dla filmowców (4K, 30 kl./s, jak u poprzednika). Przystopowano też nieco tryb seryjny a całość opiera się nadal o ten sam korpus co model GFX100S.
Nie zapominajmy jednak o cenie, bo to ona decyduje często o rynkowym sukcesie lub porażce danego modelu. Nowy GFX debiutuje w cenie 25 999 zł, a więc znacznie niższej od topowego modelu GFX100 II (aktualnie 38 999 zł). Jest też „tylko” o 6 tys. zł droższy od GFX100S, co również zachęca do zainwestowania w ten właśnie model.
Jest to w końcu cena na pułapie pełnoklatkowego flagowca i to właśnie użytkowników tego segmentu Fujifilm chciałoby łowić przede wszystkim. Jakie ma na to szanse? Kilka dni spędzonych z tym aparatem nieco przybliża nas do odpowiedzi na to pytanie.
Fujifilm wykorzystało ten sam, sprawdzony i solidnie uszczelniony magnezowy korpus co w przypadku pierwszej generacji modelu GFX100S. Z pewnością pozwoliło to obniżyć koszty produkcji, ale fotografowie nie zgłaszali też większych zastrzeżeń, zwyczajnie nie było więc impulsu do zmiany.
Nie jest to z pewnością konstrukcja tak zgrabna i finezyjna jak topowy GFX100 II, ale ten prosty i surowy design również ma swoich zwolenników. Jedynym wizualnym połączeniem jest nowa okleina korpusu, która w GFX100S II zastępuje imitację skóry.
Materiał Bishamon-Tex, którym pokryto elementy chwytne, wzorowany jest na tradycyjnym motywie graficznym Bishamon (Bishamon kikkō). To faktura szeroko stosowana w japońskim rękodziele zarówno ze względu na jej walory dekoracyjne, jak i funkcjonalne. Hexagonalny wzór poprawia przyczepność, a w tym przypadku pewność chwytu aparatu.
I faktycznie w bezpośrednim porównaniu z korpusem pierwszej generacji różnica jest wyraźnie odczuwalna. Nawet po kilku godzinach fotografowania w słoneczny dzień, korpus nie ślizga nam się w spoconej dłoni. Paradoksalnie ten klasyczny wzór nadaje też obudowie bardziej nowoczesny sznyt.
Dla wielu użytkowników istotne będzie również to, że „eska” od flagowca jest zdecydowanie mniejsza. To nadal duży aparat, ale na tle zaawansowanych korpusów pełnoklatkowych dziś już się nie wyróżnia. Rozsądna wydaje się również waga (883 g), choć tu oczywiście pod uwagę należy brać również obiektywy. A te, ze względu na większy sensor również będą na ogół większe.
Oparta o klasyczne koło trybów PASM, dwa pokrętła sterowania i joistick pozwala pracować szybko i wygodnie. Na plus trzeba zaliczyć fizyczną dźwignię trybu AF, przycisk AF-ON na tylnej ściance i pomocniczy wyświetlacza na górnym panelu. Na minus, umieszczone obok niego dwa funkcyjne przyciski, do których nie sposób wygodnie sięgnąć bez wykręcania sobie palców.
Kultura pracy jest na niezłym poziomie. Przyciski mogłyby być nieco twardsze, podobnie jak skok pokręteł, ale nie odczuwamy dyskomfortu, również joistick ma wyraźną ostrą fakturę i nie ucieka spod kciuka. Satysfakcjonujący jest z pewnością dźwięk zwalnianej migawki. Zwłaszcza dziś gdy z aparatów znikają już nie tylko lustra ale coraz częściej również fizyczne, mechaniczne migawki.
Pochwalić trzeba też za tylny ekran (3,2”; 2,36 Mp) który wiernie oddaje kolor, jest duży i użyteczny. Odchyla się w dwóch płaszczyznach, dzięki czemu wygodnie możemy fotografować również w pionie. I to bez łamania sobie paznokci.
Wizjer OLED ma nieco lepsze parametry (5,76 Mp; 0,84x) niż GFX100S (3,69 Mp; 0,77x), ale nadal zachowuje bezpieczny dystans do rewelacyjnego panelu zastosowanego w GFX100 II (9,44 Mp; 1,0x), który można również zdemontować lub, dzięki opcjonalnej przystawce, odchylać do góry.
Lepsza specyfikacja objawia się głównie gładszym obrazem w słabym świetle. Nie szumi w momencie blokowania ostrości i nie smuży. Co ciekawe delikatne klatkowanie zauważamy jednak po włączeniu trybu zwiększonej wydajności (Boost) z priorytetem słabego oświetlenia.
Musimy zmartwić też tych, którzy liczyli na wygodniejsze ostrzenie w trybie manualnym. Niestety nie zauważamy tu żadnej różnicy, nawet z wykorzystaniem powiększenia. Peaking działa świetnie, ale w przypadku papierowej głębi ostrości bardzo jasnych szkieł, margines błędu jest nadal spory. Wyraźną różnicę odczujemy dopiero z GFX100 II.
Najważniejsze zmiany zaszły oczywiście pod maską, bo nowa „eska” kluczowe układy dziedziczy po flagowcu. Przeprojektowana matryca z 2x szybszym odczytem danych i natywnym ISO 80, procesor piątej generacji i znacznie udoskonalony AF ze skutecznym systemem śledzenia i wspieraną przez AI detekcją. Brzmi wspaniale. Ale po kolei.
Aparat operacyjnie zachowuje się bez zarzutu. Dzięki rodzinie GFX zapomnieliśmy już, że uruchamianie średniego formatu potrafiło trwać dobrych kilka sekund. Start, poruszanie się po menu, przeglądanie i powiększanie 100-milionowych zdjęć – wszystko odbywa się bardzo płynnie i bez opóźnień. Aparat nie zawsze natychmiast się wybudza z uśpienia, ale to akurat wspólna cecha wszystkich aparatów Fujifilm. Nierozwiązywalność tego problemu nadal pozostaje zagadką.
Tryb seryjny zablokowano na maksymalnym poziomie 7 kl./s. To niewiele mniej niż w GFX100 II (8,7 kl./s) i odczuwalnie więcej niż w GFX100S (5 kl/s). Nie jest to oczywiście wynik, który choćby zbliżał ten aparat do najszybszych pełnych klatek, ale w zupełności wystarczy już do większości zastosowań, w tym także sportu czy przyrody.
Trzeba też pamiętać, że mamy do czynienia z potężnymi plikami 100-milionowymi, a to oznacza, że w trybie JPEG+RAW zapełniamy kartę w tempie ok. 1 GB na sekundę. Spust warto więc wciskać rozważnie. W GFX100S II stopuje nas również pojemność bufora oraz (lub) szybkość zapisu na karcie. Z pełną prędkością zapisaliśmy średnio 17 par zdjęć lub 22 skompresowane RAW-y.
Do testu użyliśmy szybkiej karty SDXC II Lexar Professional U3 V90. Korpus nie posiada niestety wejścia na szybsze karty CFExpress, co wynika zapewne również z braku filmowych ambicji tego modelu.
Ważnym atutem GFX100S II jest stabilizacja sensora. 5-osiowy IBIS ma deklarowaną wydajność 6 EV co w praktyce przekłada się na 100% ostrych zdjęć przy 1/10 s i nawet 70% przy ekspozycji trwającej 1 s (z obiektywem 55 mm f/1,7). Użyteczna jedna sekunda w średnim formacie? Wow.
Wreszcie autofocus, czyli zapora, której Fujifilm długo nie mogło pokonać. Małą wyrwę zrobił tu na pewno wyposażony w detekcję fazy GFX100S ale to dopiero GFX100 II ostatecznie zrównał średni format z aparatami pełnoklatkowymi. Być może jeszcze nie o zwycięstwo, ani nawet podium, ale GFX z pewnością gra już w tej samej lidze.
1/3500 s, f/1,7, ISO 80, 55 mm
Główna różnica to użyteczny w końcu tryb ciągły AF-C oraz skuteczna detekcja oka i obiektów. Czyli coś, co w GFX100S nadal wyraźnie kulało. GFX100S II świetnie radzi sobie nawet w trudnych sytuacjach, a więc nie tylko gdy obiekt przemieszcza się horyzontalnie, ale również szybko zbliża się i oddala od aparatu.
Problemy do rozwiązania są jednak co najmniej dwa. Pierwszy, być może prostszy, to niedokładność detekcji i skłonność do dostrzegania obiektów tam gdzie ich nie ma. W efekcie AF dość często ucieka nam na wzorzyste elementy tła, które nie-taki-znów-inteligentny system rozpoznaje jako twarz.
Drugi, to niestety krótka ławka obiektywów, które nadążają za nowymi możliwościami korpusów. Fujifilm nadal wypuszcza równolegle optykę z szybkimi silnikami liniowymi (jak 32-64, 50, 110, 120 czy nowe 500 mm) jak i mozolnymi i hałaśliwymi, elektrycznymi silnikami krokowymi (45, 63, 80 czy nowe 55 mm). Dodatkowy czujnik magnetyczny GMR poprawia może celność ale raczej nie szybkość ostrzenia.
W połączeniu z „wolnym” obiektywem nie wykorzystujemy więc pełni możliwości korpusu. Nawet jeśli w wizjerze widzimy ramkę AF bezbłędnie przyklejoną do obiektu, przy nieco bardziej dynamicznym ruchu ostrość będzie niemal napewno spóźniona.
Zupełnie przeciętnie wypada również wydajność akumulatora. Nowy procesor być może poprawił zarządzanie energią, ale tylko na tyle, by przy bardziej prądożernych podzespołach utrzymać wynik na poziomie 360-380 zdjęć. Mały plus to dobra, końcówka baterii – gdy ikonka zaświeci się na czerwono, nadal przed nami co najmniej kilkadziesiąt zdjęć.
Za bezużyteczną – o ile nie korzystamy ze statywu – uznać należy też migawkę elektroniczną. Mimo znacznie szybszego odczytu sensora nadal trzeba się dobrze postarać by wykonać udane zdjęcie z ręki. Minimalny czas otwarcia migawki mechanicznej to 1/4000 s a to znacznie ogranicza możliwość korzystania z jasnej optyki w pełnym słońcu. Nowe natywne ISO 80 niewiele tu pomaga.
Aparat wykorzystuje tę samą co flagowiec, 102-milionową matrycę średnioformatową CMOS. Nie ma pewności czy jest to zupełnie nowa architektura, czy jedynie częściowo przeprojektowany sensor z GFX100S (co bardziej prawdopodobne), faktem jest jednak, że w połączeniu z nowym procesorem otrzymujemy wyraźnie lepsze rezultaty.
1/5400 s, f/1,7, ISO 80, 55 mm
Widać to już gołym okiem w postaci lepszej kolorystyki (ładniejsze zielenie i błękity w zdjęciach krajobrazu, ale też naturalne tony skóry i lepszy balas bieli w słabym świetle i zaraz po zmroku) oraz na powiększeniach, gdy przyglądamy się jakości na wysokich czułościach.
Szum jest drobny, jednorodny i aż do ISO 25600 nie degraduje wyraźnie szczegółów. Więcej dowiemy się zapewne z pomiarów w naszym laboratorium DxO. To co robi wrażenie, to też rozdzielczość zdjęć z natywną optyką. 100 milionów pikseli sprawia, że pracujemy w dużym komforcie świadomości, że mamy naprawdę spory zapas. Poniższe zdjęcie prezentuje pełny kadr oraz wycinek 100%, który nadal ma ponad 2000 px na długim boku - wystarczająco dużo do większości zastosowań internetowych.
Fujifilm GFX100S II to w tej chwili najlepszy aparat dla fotografa w systemie. Otrzymujemy niemal wszystkie możliwości topowego modelu w sprawdzonym i wygodnym body. Choć ma on swoje wady i niedociągnięcia, jakość obrazu wynagradza nam to z nawiązką. Jeśli GFX100 II był dla wielu zawodowych fotografów zbyt drogi, GFX100S II znacznie obniża już próg wejścia.
Królem pozostaje oczywiście GFX100 II, ale jest to model, który należy zaliczyć raczej do kategorii potężnych hybryd foto-wideo. Dla większości twórców, których ruchomy obrazek w ogóle nie interesuje, dopłacanie 15 tys. zł za możliwości wideo może dziś wydawać się nieuzasadnione.
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy w połączeniu z nowym obiektywem Fujinon GF 55 mm f/1,7 R WR w trybie JPEG najwyższej jakości, z włączonymi funkcjami optymalizacji optycznej i wyłączoną redukcją szumów dla wysokich ISO. By lepiej ocenić potencjał plików, polecamy pobrać rownież zestaw plików RAW.
>> Pobierz paczkę plików RAW (uwaga! 4 GB!) <<