„To nie była miłość od pierwszego spojrzenia” - Wojtek Wieteska o Fujifilm GFX 50R

Autor: Redakcja Fotopolis

3 Wrzesień 2019
Artykuł na: 9-16 minut

„Wreszcie mogę być w jednym systemie, a nie żonglować pomiędzy kilkoma”. Wojtek Wieteska, znakomity polski artysta, pisze o wrażeniach z pracy z Fujifilm GFX 50R,  który towarzyszył mu w podróży po Japonii.

Materiał powstał we współpracy z firmą Fujifilm

Współczesne newsy ze świata fotografii coraz bardziej przypominają doniesienia z frontu Gwiezdnych Wojen. Orbitowanie kolejnych milionów pikseli może przyprawić o zawrót głowy najbardziej profesjonalnego profesjonalistę. O ile w ogóle jeszcze tacy są w czasach, kiedy wszyscy fotografują. W czasach, kiedy niedzielny fotograf zniknął bezpowrotnie. A szkoda, bo urok takiej odświętnej postaci pobudzał wyobraźnię niejednego małolata. W tym i moją!

Dlatego tegoroczne wakacje dobrowolnie spędzone w mieście, w Warszawie, przypomniały mi czasy pierwszych uniesień miłosnych do aparatów i obiektywów fotograficznych. Myślałem, że minęły bezpowrotnie w epoce cyfry. Tymczasem, od lutego tego roku przeżywam foto-przygodę emocjonalną, która nie wydaje mi się skazana na krótkotrwałe zauroczenie nowinką technologiczną. Więcej! To uczucie utrwaliło się po miesięcznym pobycie w Japonii w maju bieżącego roku.

Zacznijmy od końca

fot. Wojtek Wieteska, Kyoto 3, 2019

10 lipca 2020 roku otwieram nową wystawę pod tytułem: FLIGHT 101 TO PARADISE w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie. Potrwa do września i będzie prezentowana w Galerii Europa - Daleki Wschód, na dwóch piętrach, na łącznej powierzchni 500 metrów kwadratowych. Ten szczególny pokaz będzie obejmował 29 lat; jedną epokę Heisei panowania cesarza Akihito; koniec XX i początek XXI wieku, schyłek analogu (część fotografii pochodzi z negatywów czarno białych i kolorowych) i początek cyfry (fotografie z matrycy 14-milionowej) i wreszcie pełny rozkwit obrazu z matrycy średnioformatowej (51,4 milionów pikseli).

Nie mogę zdradzić wszystkich szczegółów, ale jeden zasadniczy tak. Na I piętrze Galerii pokażę fotografie wielkoformatowe, które zrobiłem aparatem Fujifilm GFX 50R. Jestem po pierwszych próbnych wydrukach, widziałem je na żywo w przestrzeni wystawienniczej. Dlatego mam spokój i pełną świadomość każdego centymetra kwadratowego odbitki wykonanej na moim ulubionym papierze FujiFlex Crystal Archive. Mogę opisać swoje doświadczenia od pierwszego kontaktu wzrokowego z GFX 50R do ostatniego odczucia wizualnego gotowej fotografii na nim wykonanej.

Ciało

To nie była miłość od pierwszego spojrzenia. Zanim zabrałem GFX-a na 27 dni do Japonii, testowałem go przez 3 miesiące. Był też nieoczekiwany zwrot w stronę S-ki, ale ten tylko przekonał mnie o słuszności podziału na przeznaczenie studyjne i terenowe deklarowane przez producenta.

Wygląd aparatu ma dla mnie znaczenie: w końcu jestem fotografem. GFX50R nie jest typu „dress up”. To zdecydowanie „low dress”, czyli nie rzuca się w oczy. Jest dyskretny w swoim prostym, klasycznym kroju. Retro ergonomia w użyciu sprawdza się świetnie: aparat dobrze leży w ręku. Nie jest ani za duży ani za mały. Szczególną cechę odkryłem w trakcie 724 godzin spędzonych non stop w kraju nie tylko kwitnącej wiśni. To proporcjonalność rozkładu wagi do wielkości. Zdarzyło mi się pracować z aparatami dwa razy mniejszymi, które ważyły tyle samo. W połowie dnia bolał mnie nadgarstek. Możliwość personalizacji przycisków finalizuje moje poczucie komfortu użytkowania. Więcej mi nie potrzeba. Minimalizm w czasach wzmożonej konsumpcji jest dla mnie trafiony w punkt! W zasadzie mogłoby nie być nawet pokrętła kompensacji ekspozycji, ale czepiam się.

Serce

Tyle o body. Przejdźmy do serca, czyli do matrycy. 51,4 milionów pikseli na powierzchni 43,8 x 32,9 mm to gwarancja bycia w I lidze. Przyjemność gry wśród najlepszych mobilizuje do wytężonej pracy twórczej. W przypadku mojego projektu FLIGHT 101 TO PARADISE, to także nowe otwarcie wyobraźni kreatywnej. Mogę wymyślać nowe meritum, czyli nowe treści, bo tylko te są w świecie „wszystko już było” istotą działań artystycznych. W praktyce oznacza to wiele doznań i wyzwań. Jednym z nich jest koniec prymatu formatu.

fot. Wojtek Wieteska, Warszawa, 2019

fot. Wojtek Wieteska, Warszawa, Detal 1, 2019

fot. Wojtek Wieteska, Warszawa, Detal 2, 2019

fot. Wojtek Wieteska, Warszawa, Detal 3, 2019

Zapomnijmy o tym jedynym do którego nas przykuli producenci, legendzie małego obrazka 24 x 36 mm; kwadratu 6x6 cm, prostokąta 6 x 4,5 cm itd. Tak, jak w świecie projektowania graficznego, nośników outdoorowych i internetu zniknęły klasyczne A4, A3, B1, na rzecz ruchomych ram responsywnych - tak w fotografii bądźmy twórcami własnego canvas. Naszej kanwy do naszych wizualnych opowieści.

Ale by stało się to możliwe, by można było wycinać na różne sposoby swoje kadry, obraz musi pochodzić z odpowiedniej wielkości matrycy. Więcej, ten obraz musi być homogeniczny na całej powierzchni. Żegnaj winietowanie, beczułkowanie, rozostrzenie krawędziowe i inne skutki niedoskonałości!

Oko

Serce w fotografii potrzebuje oka. Obiektywy systemu GFX to kolejny składnik całego systemu. Testowałem wszystkie. Mam swoje ulubione, które zabrałem do Japonii i które sprawdziły się w codziennej pracy. Nie jestem ortodoksem i bawią mnie klasyfikacje typu: wyłącznie do krajobrazu, idealny do portretu, do wnętrz, do architektury. Robi mi się zimno na samą myśl o tych ograniczeniach, od razu odechciewa się fotografować. Obiektyw pokazuje na czym koncentrujemy naszą uwagę. Czasami chcę być blisko osoby, którą fotografuję ale jednocześnie widzieć dużo i szeroko. Czasami odwrotnie: z daleka widzę bardzo bliski plan, fragment, wycinek.

fot. Wojtek Wieteska, Tokyo 2, 2019

fot. Wojtek Wieteska, Tokyo 2, Detal, 2019

W Japonii miałem cztery obiektywy: 23 mm f/4, 32-64 mm f/4, 45 mm f/2,8 i 120 mm f/4 Macro. Każdy miał swoje zadanie do wykonania. Zoom sprawdził się doskonale 30 kwietnia, gdy cesarz Akihito abdykował. W ostatnim dniu przyjmował delegacje, które sunęły w czarnych limuzynach, w równych odstępach. Tłum japończyków sekundował im wokół murów Pałacu. Telewizje i fotoreporterzy kłębili się pod przezroczystymi foliami. Nieprzerwanie padał deszcz. Bez parasolki nie miałem ochoty na zmianę obiektywu. Zoomowałem w całym przedziale zastanawiając się czy „uszczelniony” to tylko sformułowanie kosmetyczne. Po kilku godzinach kąpieli wszystko dalej działało.

Oczywiście wnętrza japońskie, z przesuwanymi ściankami i matami tatami to wymarzona przestrzeń dla szerokokątnego 23 mm. Ale minimalna odległość ostrzenia 38 centymetrów prowokuje też do bliskich planów. Nieraz zdarzyło mi się zatrzymać na krawędzi osłony przeciwsłonecznej.

Gdybym miał zabrać ze sobą jeden obiektyw to byłby to… nie, nie 45mm (czyli odpowiednik 35mm dla małego obrazka). Często chodziłem z nim wieczorem do restauracji, ale gdy już zaspokoiłem swój głód przyglądałem się w zbliżeniu kawałkom ryb i skorupiaków morskich. Obiektyw 120 mm makro stał się tym samym moim ulubionym okiem. A ponieważ najczęściej fotografowałem przy przysłonie f/4 to analiza detalu dania była wnikliwa w tej szczupłej głębi ostrości. O linię trzeba dbać szczególnie w sytuacjach wzmożonego apetytu wizualnego. Od detalu mogłem jednym ruchem przejść do totalu. Krajobraz z okien pędzącego Shinkansen’a przy 1/4000 sekundy był nieporuszony.

fot. Wojtek Wieteska, Kyoto 4, 2019

I jeszcze plastyka obrazu czyli to, co jest odczuciem nie zmierzonym bo subiektywnym, ale realnym, bo widzialnym. Ten aspekt jest w GFX50R taki, że nie wyobrażam sobie powrotu do fotografowania mniejszą matrycą. To duża ulga bo wreszcie mogę być w jednym systemie, a nie żonglować pomiędzy kilkoma. Czas temu wybrałem świadomie szkołę filmową, a nie cyrkową. Wolę fotografować akrobacje niż je uprawiać... Poza tym nigdy nie zamierzałem prowadzić muzeum z własnym sprzętem. Dlatego, wszystko na czym dotychczas pracowałem oddaję sukcesywnie “w dobre ręce”.

Co tkwi w materii pliku

Ostatnim najważniejszym dla mnie aspektem systemu GFX jest gama możliwości interpretacyjnych plików RAF. Po ich otwarciu w ulubionym “wywoływaczu” mogę - w bardzo szerokim paśmie kolorów, kontrastów, nasyceniu i wszelkich innych suwaków potencjalnych możliwości - dokonać mojej autorskiej, a nie presetowej, finalnej ekspozycji fotografii. Nie mówię o efektach specjalnych tylko o tym, co tkwi w samej materii pliku. Coś, co jest nieporównywalnie pojemniejsze niż zapamiętane przeze mnie dolne i górne odcinki krzywych charakterystycznych różnych negatywów barwnych i czarno białych, które badałem przez dwa lata na wydziale operatorskim Łódzkiej Filmówki na zajęciach z materiałów światłoczułych. Przypomniała mi się ciemnia z żółto-zieloną żarówką i pluskiem utrwalacza w kuwecie. Ale to było dawno, bo w XX wieku!

fot. Wojtek Wieteska, Tokyo 5, 2019

fot. Wojtek Wieteska, Tokyo 5, Detal, 2019

Tymczasem kończę ten tekst w wieku XXI, w leżaku, w Łazienkach Królewskich. Piękne poranne światło końca sierpnia. Liście poprześwietlane, trawa soczyście nasycona, niebo jasnobłękitne z białą smugą po samolocie odrzutowym. Wizualizuję te walory zanim je sfotografuję. Dziś mam obiektyw GF 250 mm f/4 R LW OIS WR, z telekonwerterem GF 1.4X TC WR. Na statywie! Nie używałem go od kilku lat. Ale mam głowicę filmową, która płynnie działa.

Panoramuję i piszę.

Piszę i panoramuję.

Fotografuję i filmuję.

Bo muszę koniecznie doprecyzować i napisać, że w Japonii poza wykonaniem 10 tysięcy zdjęć - nakręciłem bardzo wiele ujęć filmowych. One także będą do obejrzenia na wystawie FLIGHT 101 TO PARADISE. Odlot już za niecały rok.

Zapraszam.

Sylwetka autora

Wojtek Wieteska - komponując zdjęcia prowadzi konwersacje, konstruuje powieści oraz szkicuje eseje. Jak twierdzi, to lepsze niż pisanie, bo fotografie są szybsze od słów. Studiował na Wydziale Operatorskim i Realizacji TV w PWSFTviT w Łodzi a także historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Sorbona IV w Paryżu. W 2015 roku obronił doktorat z dziedziny sztuk wizualnych. Ma 17-letnie doświadczenie jako uniwersytecki wykładowca. Fotografuje od 13 roku życia, a jego cykle były wystawiane m.in. w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha (Kraków), Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (Warszawa), Yours Gallery (Warszawa), Warszawski Fotoplastikon, Galeria Atlas Sztuki (Łódź), Muzeum Powstania Warszawskiego i Leica 6x7 Gallery Warszawa.

(fot. okładkowa: Wojtek Wieteska, Tokio, 2019)

Materiał powstał we współpracy z firmą Fujifilm

{$in-article-newsletter}
Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
9
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
24
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (6)