Mary Gelman: „Nie sądzę, żeby fotografia mogła coś zmienić. Mogą to zrobić ludzie”

Mary Gelman, wielokrotnie nagradzana fotografka, pracuje w Rosji, dokumentując codzienność wykluczonych w tym kraju grup społecznych. W wywiadzie opowiada nam o walce z dyskryminacją, przyjaźni i sposobach na przetrwanie w cyfrowym świecie.

Autor: Kamila Snopek

17 Luty 2023
Artykuł na: 23-28 minut

Chciałabym zacząć od gratulacji za Twój sukces w ostatniej edycji konkursu World Press Photo

Dziękuję bardzo.

Twoja historia o Minii i Tatianie pod tytułem „M+T” stała mi się bardzo bliska. Opowiesz nam o niej?

Historia Minii i Tatiany jest drugim rozdziałem mojego długoterminowego projektu poświęconego wiosce o nazwie Swietłana. Odwiedzam to miejsce od 2016 roku. Obserwowałam, jak się w sobie zakochiwali i jak wciąż na nowo budowali swoją relację, a jednocześnie pracowałam nad serią o mieszkańcach Swietłany. To wyjątkowy dom dla osób o specjalnych potrzebach, nie klinika ani placówka, ale po prostu wieś. Należy do nurtu tzw. Camphill Movement; w Rosji mamy tylko jedno takie miejsce.

fot. Mary Gelman, z projektu "M+T"

Ile osób mieszka w Swietłanie?

Około czterdziestu. Mieszkają tam od… chyba od 1994 roku, gdy zbudowano wieś. Minia żyje tu dwadzieścia lat - jest naprawdę starym mieszkańcem wioski.

Co myślisz na temat Swietłany? Jak się tu czujesz?

To dla mnie wyspa wolności, na której osoby o wyjątkowych potrzebach lub innym sposobie myślenia mogą żyć swobodnie. Mogą kochać, spacerować, przyjaźnić się. Widziałam, jak uprawiali rośliny, piekli chleb, grali w teatrze. Z powodu nadopiekuńczości rodziców czy bliskich przed przybyciem do wioski niektórzy z nich nie mogli nawet samodzielnie podnieść łyżki. W Swietłanie mogą być, kim chcą. Oczywiście, brzmi to jak marzenie. Jak społeczność ze snu, w której ludzie mogą żyć razem bez kategoryzacji - „jesteś normalny albo nienormalny, jesteś w porządku albo nie”. Tutaj niczego takiego nie ma. Próbuję czasem wyjaśnić to społeczeństwu: „to jakby członek personelu, to jakby wolontariusz”, ale w Swietłanie nigdy nie zostaniesz w ten sposób przyporządkowany. To po prostu ludzie, po prostu mieszkańcy. Nikogo nie interesują diagnozy. Ja sama nie znam diagnoz wielu z tutejszych osób.

Wróćmy na chwilę do Minii i Tatiany...

Pracowałam nad tym projektem około dwóch lat, obserwując, jak rozwijała się ich miłość. To mnie inspirowało. Minia i Tatiana to bardzo czuli ludzie, którzy naprawdę troszczą się o swoich przyjaciół, o innych i oczywiście o siebie nawzajem. Spędziłam z nimi dużo czasu i zauważyłam, że Tatiana interesuje się aparatem. Wiele razy pytała mnie: „Czy mogę zrobić zdjęcie? Czy mogę zrobić zdjęcie?” i sięgała po mój aparat. „Czy powinnam zdobyć dla niej jeden?”, pomyślałam. Kupiłam polaroida i za każdym razem, gdy odwiedzałam wioskę, dawałam jej go do użytku bez żadnej kontroli.

Czasem robiła dwadzieścia fotografii ściany, drzwi albo czegoś innego. Dwadzieścia polaroidów to całkiem sporo (śmiech). „W porządku, to Twoje artystyczne spojrzenie”, myślałam. Dawałam jej przestrzeń; to była dla niej wielka radość. Według mnie Tatiana była niesamowitą fotografką. Tworzyłyśmy zespół i właśnie tak to odczuwałam. To było bardzo interesujące uczucie, bo ja posiadam wiedzę w zakresie fotografowania, kompozycji, barwy, oświetlenia, bla bla bla... Ona nic o tym nie wiedziała. Powstało wiele ciekawych, naiwnych, intuicyjnych, poruszających obrazów. Było to inne spojrzenie na codzienność, którą obserwowałam. Postanowiłam połączyć w projekcie fotografie moje i Tatiany. Bardzo ważne było dla mnie, by oddać głos drugiemu człowiekowi, pokazać nie tylko moją perspektywę, ale połączenie głosów nas obydwu.

Czy w budowaniu opowieści o Minii i Tatianie coś sprawiało Ci szczególną trudność?

Dokumentowałam życie codzienne, które czasem bywa bardzo nudne. Minia i Tatiana to starsi ludzie, którzy spali, spacerowali, spali, rozmawiali, malowali i znów spali, spacerowali, spali… Każdy dzień miał ten sam rytm i niekiedy trudno było mi skoncentrować się na wydarzeniach albo ich emocjach. Dotykali się, całowali, przytulali; tak jak mówiłam, to bardzo czuli ludzie. Nie ukrywali tego także w sytuacjach publicznych, nie wstydzili się ani nic w tym rodzaju, w ogóle się tym nie przejmowali. Niemniej tak, najtrudniejszym zadaniem było fotografowanie rutyny. Borykałam się z tym, próbując uchwycić najważniejsze chwile czy sytuacje w relacji Minii i Tatiany, by podzielić się nimi z odbiorcami.

fot. Mary Gelman, z projektu "M+T"

Czy w pamięci została Ci któraś z tych „najważniejszych chwil”? Co to było?

Minia i Tatiana marzyli o małżeństwie, a raczej, żeby być bardziej precyzyjnym, marzyła o nim Tatiana. Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale w Rosji wielu ludzi jest pozbawionych praw i należą do nich także osoby z zespołem Downa. Oczywiście to mogło być tylko nieoficjalne małżeństwo. Przygotowaliśmy dla nich ceremonię, bo marzyli o rodzinnym świętowaniu i o wielkim weselu w wiosce. Niestety Tatiana zmarła nagle wiosną. Chorowała od dłuższego czasu i pewnego dnia odeszła z powodu koronawirusa. To był bardzo trudny okres - dla mieszkańców wioski, dla mnie i oczywiście dla Minii. Niedawno stracił matkę, a później Tatianę. Na moim biurku stoi nasze zdjęcie polaroidowe, które bardzo kocham. Byliśmy przyjaciółmi. Tatiana była kimś znacznie więcej niż tylko „tematem” projektu. Wciąż odwiedzam Swietłanę, bo mieszkają tam moi bliscy. Tęsknię za ludźmi stamtąd i za świeżą atmosferą wolności tego miejsca.

Miałam także misję, żeby zabrać Minię na cmentarz, na którym pochowano Tatianę. Pojechaliśmy tam, gdy ostatnim razem odwiedzałam wioskę. Zabraliśmy przyjaciół Minii i Tatiany i kilku wolontariuszy. To było dla niego bardzo ważne. Jak na osobę z zespołem Downa Minia jest już w podeszłym wieku - ma ponad pięćdziesiąt pięć lat - i też odejdzie. Chciałam, żeby odwiedził cmentarz przynajmniej raz, zanim umrze lub zachoruje.

Ta intymność, o której mówisz, jest wyraźnie widoczna w tym i w innych Twoich projektach. Utrzymujesz kontakt z Twoimi bohaterami po zakończeniu pracy? Tutaj, w Swietłanie, znalazłaś przyjaciół, ale czy to dla Ciebie reguła?

Tak, zazwyczaj utrzymuję kontakt z ludźmi po zakończeniu projektu, bo zbudowaliśmy relację, staliśmy się przyjaciółmi, nie bardzo bliskimi, ale wciąż przyjaciółmi. Mam różnych przyjaciół ze Swietłany, a także z projektu o przemocy domowej (You Are Mine, 2016 - przyp. redakcji) i o fatshamingu w Rosji (No Shame, 2018-2019 - przyp. redakcji). Może nie rozmawiamy ze sobą wiele na co dzień, ale czasem odnawiamy kontakt - „jak się masz?” i tak dalej.

fot. Mary Gelman, z projektu "M+T" 

Dla mnie moi bohaterowie to nie tylko „temat” cyklu, to ludzie, którzy mają własne doświadczenia. Czuję wielki szacunek dla ich decyzji, by wziąć udział w moim projekcie. Łączy nas bliska więź, którą wciąż budujemy na nowo podczas pracy nad projektem. Tę więź staram się utrzymywać z różnymi ludźmi, ale czas jest podstępny (śmiech). Niekiedy brakuje ci go dla wszystkich. Oczywiście zlecenia to trochę inna sytuacja, bo tam nie ma czasu na zbudowanie relacji.

Myślisz, że dzięki projektom wzrastasz też jako człowiek? Uczysz się od spotkanych osób?

Myślę, że najważniejszą lekcją była dla mnie ta o wrażliwości. Minia jako człowiek jest bardzo dobry i wrażliwy. Gdy on i Tatiana kłócili się - bo czasem się kłócili - ona była bardziej „ekspresyjną” stroną, a Minia delikatną i słuchającą osobą. Najważniejszą rzeczą było dla nich to, żeby słuchać siebie nawzajem i próbować znaleźć kompromis. Miłość była dla nich czymś większym. Ważne było, by czuć miłość, nie nienawiść.

Jako fotografka zrozumiałam natomiast, że praca w zespole daje interesujące możliwości. Zazwyczaj pracowałam sama – wywiad, fotografie, tekst i tak dalej. Tutaj, przy projekcie o Swietłanie, byłyśmy razem. To było fascynujące i zupełnie się tego nie spodziewałam.

Wiem, że studiowałaś wcześniej socjologię. Czy to możliwość nawiązywania relacji z ludźmi była tym, co przyciągnęło Cię również do fotografii?

Tak, socjologiczną wiedzę zabrałam do swojego zawodowego życia jako fotografki. To duża część mojej codzienności: komunikacja, rozmowy, słuchanie, szanowanie granic innych osób. Empatia. One są ważne w obydwu tych dziedzinach.

Czy myślisz, że istnieje dla Ciebie droga powrotna? Że pewnego dnia zdecydujesz się na powrót na uniwersytet?

Nie, nie jestem typem akademiczki, zdecydowanie nie. Czasem uczę ludzi fotografii, ale socjologia… Nie, nie ma mowy. Studiowałam gender studies na uniwersytecie w Sankt Petersburgu i myślałam, że może pewnego dnia chciałabym wrócić i wykładać właśnie to. Ale w tej rzeczywistości, obecnej rzeczywistości, nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Widziałam, że razem z naszym polskim fotografem, Maćkiem Nabrdalikiem, prowadziłaś warsztaty w ramach VII Academy. Czy nauczanie ludzi, jak fotografować, jest dla Ciebie łatwiejsze niż samo robienie zdjęć? Czy tych dwóch dziedzin nie da się porównać?

Czuję się w tym okej, bo uwielbiam być użyteczna dla innych. To daje mi bardzo wiele. Oczywiście coś również zabiera, ale jednocześnie powraca do mnie jako inny rodzaj energii. Kiedy nie uczę, staram się przydać w inny sposób, na przykład jako wolontariuszka; to dla mnie taki sam rodzaj działania. Ważne jest, by być użytecznym, dzielić się wiedzą i doświadczeniami, pomagać ludziom. Gdy to robię, czuję się ze sobą dobrze.

Co do warsztatów, było świetnie prowadzić je z Maćkiem, stanowiliśmy zgrany zespół.

fot. Mary Gelman, z projektu "M+T"

Jesteś idealistką? Myślisz, że fotografia naprawdę może coś zmienić na świecie?

Nie sądzę, żeby fotografia mogła coś zmienić, sądzę, że mogą zrobić to ludzie. Fotografia może służyć jako niezłe dodatkowe narzędzie do odzwierciedlania rzeczywistości, zdobywania wiedzy, doświadczania, lepszego poznania – na przykład niektórych osób albo wrażliwych grup społecznych, niewidzialnych dla  społeczeństwa.

Możemy to dostrzec w Twoich projektach. Często sięgasz po historie osób, które są dyskryminowane i wykluczane

To dlatego, że sama czuję się podobnie. Jestem osobą LGBT i odczuwam to samo każdego dnia. Wiem, co to znaczy być wykluczonym, nie mieć żadnych praw, mierzyć się z presją ze strony państwa i homofobiczną atmosferą. Znam to uczucie i dlatego rozumiem osoby, które znajdują się ze mną na jednym pokładzie. Sytuacja wygląda  identycznie w przypadku osób z zespołem Downa.

Masz poczucie, że projekty, nad którymi pracowałaś, pomogły innym osobom - i może Tobie jednocześnie?

Pomagają mi i to się liczy. Mam nadzieję, że pomagają też komuś innemu stać się bardziej empatycznym albo poszerzyć wiedzę np. o osobach z zespołem Downa. To byłoby bardzo miłe, ale nie mam pojęcia, czy tak się dzieje. Świat jest wypełniony informacją i czasem czujesz, że to, co robisz, ma bardzo małe znaczenie. Czujesz się bardzo mała. Mnóstwo informacji, mnóstwo projektów, mnóstwo obrazów, mnóstwo blogerów… To czasem bardzo dużo. Ale masz też poczucie, że może sięgasz w głąb rzeczy, głębiej niż inni. Myślisz: „Okej, być może potrafię być pomocna, bo byłam tak blisko tej sprawy”. Czuję wiele różnych emocji. Niemniej mam nadzieję, że moja fotografia pomaga pokazywać, myśleć, niszczyć uprzedzenia.

Chciałam zapytać Cię o cyfrowy świat, w którym żyjemy. Obydwie jesteśmy dzieciakami z lat 90., urodzonymi w erze analogowej i wychowanymi w erze cyfrowej. Czy Twoim zdaniem fotografom żyje się teraz łatwiej?

Łatwiej albo trudniej w jakim sensie? Rozwoju, karier, projektów?

Mam na myśli to, czy Twój głos jest dobrze słyszalny w świecie, w którym codziennie publikowane jest mnóstwo „śmieci”. Jest łatwiej czy trudniej dotrzeć do ludzi z wartościowymi treściami, używając takich narzędzi jak Instagram?

Myślę, że teraz jest to trudniejsze niż w przeszłości. Czasem czujesz się samotny, czujesz, że musisz wiedzieć wszystko: jak stworzyć projekt, jak rozmawiać z ludźmi, jak robić zdjęcia, jak to wszystko promować, jak przeprowadzić wywiad, jak napisać tekst. A to bardzo wiele jak na jedną osobę. Musisz być osobą wielu zawodów: social media managerką, producentką, fotografką, pisarką czy dziennikarką. Więc tak, czasem wydaje się, że teraz jest trudniej. Ale kiedy jesteś już „w środku” projektu, gdy szukasz informacji, krok po kroku zaczynasz czuć się w tym dobrze. Jednego dnia myślisz: to za dużo. Ale później każdego dnia posuwasz się odrobinę do przodu i powoli - albo szybciej, to zależy - dzięki strategii zaczynasz czuć, że jesteś w stanie to zrobić. Znika ta wielka presja.

Zawsze powtarzam, że musisz wsłuchiwać się w swój wewnętrzny świat, swój wewnętrzny głos. Jeżeli nie masz zbyt wiele sił, nie rób za dużo. Być może chcesz wielu rzeczy, ale nie jesteś w stanie ich osiągnąć. Słuchaj siebie; to ci bardzo pomoże. Chociaż bywa, że trudno jest słuchać siebie samego.

fot. Mary Gelman, z projektu "M+T" 

Marzysz czasem o ucieczce z tego naszego cyfrowego świata? Porzucić Instagrama, wyjechać gdzieś i robić zdjęcia, a może pracować nad książką?

Marzę! Staram się „być bardziej” w prawdziwym życiu. Czasem po prostu wyłączam Instagrama i nie otwieram go, by pobyć z psem i rodziną - moimi najbliższymi, naturą, moimi przyjaciółmi, by poczytać książkę, obejrzeć film, zrobić coś innego. To dla mnie bardzo ważne. Nie jestem osobą, która wrzuca relacje w każdej sekundzie. Bywa to trudne, bo przecież „powinieneś pozostawać w kontakcie”, bla, bla, bla… ale staram się być odpowiedzialna i czuć każdy moment mojego życia. Czy to dobra odpowiedź na Twoje pytanie?

Myślę, że tak. Mam nadzieję, że takich momentów będziesz miała bardzo wiele. Tak na marginesie – robisz też zdjęcia w życiu prywatnym czy raczej nie?

Tak, głównie telefonem, ale czasem zabieram ze sobą aparat i wychodzę robić zdjęcia na ulicach. W nowej rzeczywistości bywa to niełatwe, bo ludzie boją się wszystkiego. Niekiedy uliczne fotografowanie nie jest już dla mnie bezpieczne. Niemniej tak, uwielbiam robić zdjęcia pierwszego śniegu, nocnego życia czy codziennych czynności. Niewiele z nich robię aparatem, więcej smartfonem - to czasem lepszy rodzaj kamery.

Przechowujesz te fotografie tylko dla siebie? Czy może z myślą, że pewnego dnia chciałabyś pokazać je światu?

Trzymam je tylko dla siebie albo czasem na potrzeby relacji na Instagramie. Robię je dla siebie albo dla mojej rodziny. Nie jestem pewna, czy powinnam dzielić się niektórymi z nich, na przykład tymi głupimi (śmiech). Nie fotografuję tylko w ramach projektów; robię zdjęcia billboardów, kwiatów albo mojego psa. Głównie psa (śmiech).

Byłoby wspaniale zobaczyć pewnego dnia „inne” zdjęcia fotografów, którzy zazwyczaj koncentrują się na trudnych tematach jak konflikty zbrojne czy dyskryminacja. Zobaczyć czasem kwiaty albo psa - to nie byłoby złe. Dziękuję Ci za rozmowę!

Mary Gelman - sylwetka fotografki

Mary Gelman jest rosyjską fotografką dokumentalną i członkinią VII Photo Agency. Po uzyskaniu dyplomu w dziedzinie socjologii zajęła się fotografią, koncentrując się na tematach takich jak: wrażliwość, trauma i jej skutki, życie i ideologia alternatywnych społeczności i grup. Najważniejszą część jej procesu twórczego stanowi sięganie w głąb tematów i wchodzenie we wzajemne relacje z ludźmi – relacje, w których ważną rolę odgrywają empatia, zaufanie i zrozumienie.

Mary jest zwyciężczynią różnych konkursów, laureatką World Press Photo, Leica Oskar Barnack Award, Pictures of the Year, Portraits - Hellerau Photography Award, Istanbul Photo Awards i wielu innych. Współpracuje z redakcjami i organizacjami takimi jak „The Time”, „The New York Times”, „The Washington Post” i UNICEF.

marygelman.com | instagram.com

Skopiuj link

Autor: Kamila Snopek

Absolwentka archeologii i fotografii na Uniwersytecie Warszawskim, trochę archiwistka, trochę dziennikarka. Nałogowo ogląda (stare) zdjęcia i dzieli się opowieściami na ich temat; kiedyś ma nadzieję napisać o tym wszystkim książkę. W wolnym czasie lubi fotografować analogiem i wędrować po filmowych i literackich światach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
19
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły