Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Świat wysokooktanowych silników i stylowych supermodelek zderza się w spektakularny sposób za sprawą najnowszej książki Craiga McDeana "Manual". Trudno się dziwić: to były mechanik samochodowy, który od dziecka uwielbiał sporty motorowe i jednocześnie jedna z ważniejszych postaci fotografii mody i reklamy. W połowie lat 90., na początku swojej kariery, McDean znalazł się w centrum medialnej burzy wokół tzw. stylu "heroin chic". Ówczesny dyrektor artystyczny Vogue’a, Charles Churchward, powiedział dla The New York Times: "Testem dla wszystkich tych młodych fotografów będzie to, czy uda im się odnaleźć na nowo. Myślę, że Craig McDean jest świetnym fotografem, ale czy będzie potrafił ewoluować?" Ponad 20 lat później nikt już nie ma co do tego wątpliwości, i wydaje się, że jego pozycja w branży nigdy nie była silniejsza.
Jako dziecko zawsze interesowałem się sztukami wizualnymi. Absolutnie nie wiedziałem jeszcze, że będę fotografem, ale naprawdę interesowało mnie kino, grafika, malarstwo. Mój ojciec miał w domu aparat fotograficzny i robił zdjęcia - nie był żadnym artystą, ale ta fotografia po prostu towarzyszyła mi całą młodość. Nigdy nie okazywałem specjalnego zainteresowania fotografią. Tak naprawdę bardziej pociągały mnie moda i projektowanie. Jako dziecko robiłem czasem portrety, przede wszystkim kierowców motocrossowych. Często nosiłem ze sobą aparat, ale głównie po to by, dokumentować codzienne życie.
Tak. Miałem całe stosy ulubionego wówczas magazynu National Geographic, i możecie mi nie wierzyć, ale autentycznie myślałem o zostaniu fotografem wojennym. Imponowali mi tacy ludzie jak Robert Capa i reporterzy, którzy pracowali w strefach konfliktu. Oglądałem dużo zdjęć - głównie była to fotografia przyrody i podróżnicza - bardzo się tym wtedy interesowałem. Równolegle wciągała mnie jednak moda, byłem więc rozdarty. Studiowałem magazyny fotograficzne, nawet jeden francuski, nazwy dziś już nie pamiętam. Jestem dość "techniczny" i zawsze chcę wiedzieć jakim aparatem i jakim obiektywem zrobiono dane zdjęcia, czy nakręcono film. Jest taka strona www.shotonwhat.com, na której można znaleźć informacje o każdym filmie, który został nakręcony, oraz o tym jakiej kamery i jakich obiektywów użyto.
Dorastałem jeżdżąc na motocrossowych motorach wyścigowych. Musiałem naprawiać i udoskonalać swój motor bez przerwy, więc było to dla mnie zupełnie naturalne. Ojciec załatwił mi weekendową pracę jako mechanik w warsztacie swojego przyjaciela. Skończyłem pracując tam na pełen etat. Zdałem sobie jednak sprawę, że garaż w Cheshire, nie jest miejscem, w którym chcę spędzić resztę życia. Zająłem się fotografią i filmem, ale miłość do motoryzacji, do tej kultury, została we mnie na zawsze. Zresztą kiedy przyjechałem do Ameryki, chciałem ścigać się jako kierowca - tak to się zaczęło.
Studiowałem fotografię w Blackpool, podróżowałem w kółko do Londynu i Manchesteru. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy to ma sens, czy te studia w jakikolwiek sposób mogą mi jeszcze pomóc. Robisz dyplom, wyjeżdżasz... a potem co? Wokół było wtedy wielu fotografów, jak Javier Vallhonrat, Nick Knight, Paolo Berti, którzy robili niesamowite rzeczy, moim zdaniem zupełnie przełomowe.
Napisałem do Nicka i pojechałem do niego kilka razy do Londynu. Spotkałem go w Johno’s Darkroom Johna Driscolla (który niestety niedawno zmarł), by przyglądać się jak drukuje swoje zdjęcia. Potem po prostu wciąż go nękałem, podobnie jego agenta a nawet żonę, Charlotte! W końcu zgodził się bym czasem mu asystował, przyglądał się jego pracy. Jeździłem więc w kółko do Londynu i wracałem do Blackpool, gdzie pomieszkiwałem w jednoosobowej klitce. W zasadzie nie chodziłem już na zajęcia. Niespodziewanie Nick zaproponował mi bym zamieszkał wraz z nim w domu architekta Davida Chipperfielda. Bez zastanowienia przeprowadziłem się więc do Londynu. Nick był dla mnie świetnym nauczycielem, do dziś jest też serdecznym przyjacielem. To nie było po prostu asystowanie, był wtedy moim mentorem!
Miałem sporo szczęścia, ponieważ Nick Knight został fotoedytorem magazynu i-D, więc zlecał mi wykonanie kilku portretów. Jednym z pierwszych, jakie zrealizowałem, był portret pisarza JG Ballarda. Następnie pojechałem na Ibizę, aby zrobić sesję z zespołem Happy Mondays dla i-D. W tamtym czasie pracowałem głównie dla nich i robiłem mniejsze zlecenia jako freelancer. Pamiętam, że interesowałem się sztukami walki i chciałem zrobić coś na temat kobiecego boksu. Zrobiłem reportaż o kobietach bokserach, który też opublikowali. Później zaczęły się okładki płyt: dla Courtney Pine, wielu muzyków jazzowych, itd. Wtedy dzięki nim utrzymywałem się na powierzchni, dziś raczej bym z tego nie wyżył!
Jednym z pierwszych dużych zleceń była kampania dla Jil Sander. Znałem dyrektora artystycznego marki, również Nick pracował dla Jil, także praca nad stworzeniem czegoś wyjątkowego była znacznie ułatwiona. Sesję realizowaliśmy w Paryżu, i to było naprawdę coś! To był mój "Biały Album Beatlesów". O tych zdjęciach mówiło się w branży. Po publikacji w The New York Times, rozkręciła się głośna dyskusja o nurcie “heroin chic”. Za chwilę pojawiły się kolejne zlecenia, w tym duża kampania dla Calvin Klein. Co drugi tydzień latałem do Nowego Jorku. Rozpocząłem też stałą współpracę z Harper’s Bazaar i choć nigdy nie chciałem się tam przeprowadzać, spędzałem tam mnóstwo czasu - Nowy Jork po prostu stał się moim miejscem pracy. Nigdy nie podjąłem świadomej decyzji o przeprowadzce. Przez dwa lata mieszkałem w Japonii, i tak, to była świadoma decyzja.
O tak! Byłem zafascynowany japońskim projektowaniem, designerami takimi jak Rei Kawakubo i Yohji Yamamoto, a także całą tą dekonstrukcją, która wówczas trwała. Kochałem sztuki walki, i kochałem Japonię. Coraz częściej jeździłem tam do pracy, więc uznałem, że warto się tam na jakiś czas przenieść. Poza tym byłem już trochę zmęczony Londynem i Nowym Jorkiem i chciałem po prostu doświadczyć czegoś nowego. Po ośmiu latach w Londynie przyszedł czas, by pójść dalej.
Przede wszystkim jestem bardzo zorganizowany. To nie jest tak, że wchodzę do studia i improwizuję, czekając z zaciekawieniem co się wydarzy. Oczywiście dziś na planie czuję się już swobodniej, dobrze jest mieć otwartą głowę, ale zawsze mam też kilka gotowych pomysłów, które konsultuję z zespołem kreatywnym klienta. Sesje są zaplanowane z miesięcznym wyprzedzeniem. Bardzo poważnie podchodzę do castingu modelek i modeli, kompletowania zespołu fryzjerów i makijażystów. Wszyscy otrzymują referencje, mamy wspólny mood board, którego się trzymamy. Oczywiście inspiracje pochodzą często z małych rzeczy. To jedna kreacja na pokazie na którym byliśmy ostatnio, film, który obejrzeliśmy... cokolwiek. Ale kluczem do sukcesu są ludzie, których mam wokół siebie, naprawdę dobry zespół asystentów, którzy są wyjątkowi, z którymi rozumiem się bez słów. Używam zawsze tego samego aparatu na tym samym statywie, ale czasem mam na planie nawet 15 źródeł światła, i wspólnie musimy upichcić tę miksturę.
Chyba tak. Jestem ciekaw wszystkiego, co mnie otacza, więc nieustannie szukam wokół inspiracji. Przyjmuję mnóstwo informacji. Gdy jestem w nowych miejscach, lubię spacerować i po prostu chłonąć. Wymyślanie przychodzi mi łatwo, ponieważ wciąż szukam i bombarduję sam siebie inspiracjami. Oczywiście czasem jest trudniej i nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wtedy trzeba się skupić, sięgnąć głębiej, skorzystać ze zdobytej wiedzy. Oczywiście podejmuję też złe decyzje, brnę w coś co po prostu nie wychodzi, ale to też ma wartość, też czegoś Cię uczy. Kosztuje Cię to sporo nerwów i stresu, ale z niepowodzeń też coś wynosisz.
Prawdopodobnie od 1993 do 2019 roku. Nawet gdy książka była już składana, wciąż jeszcze dorabiałem jakieś zdjęcia, można więc powiedzieć, że to przekrój całej mojej kariery. Inspiracją był dla mnie mój dobry przyjaciel Ben Gorham, który prowadzi firmę Byredo. Zapytał mnie, czy nie chciałbym stworzyć z nim linii torebek inspirowanych zdjęciami samochodów, które zrobiłem. Przekopałem się przez archiwum i zacząłem przeglądać stare zdjęcia samochodów, których nigdy nie publikowałem, a które dałem mu jako inspirację do stworzenia torebek. Zacząłem też fotografować samochody ponownie. Magazyn AnOther zapytał czy w takim razie nie chciałbym zrobić sesji z samochodami i dziewczynami.
Sfotografowałem własne samochody i ich detale. Rozłożyłem zdjęcia i zacząłem się im przyglądać. Pomyślałam, że całkiem interesujące mogłoby być połączenie ich ze starymi zdjęciami z Harper’s Bazaar i kampanii reklamowych - wyrwanymi z kontekstu, umieszczonymi obok samochodów. Dzięki temu zobaczyłem je zupełnie na nowo, ich odbiór stał się zupełnie inny. Mam przyjaciela Douga Lloyda, który jest dyrektorem artystycznym, i zaczęliśmy się tym bawić - ustawiać samochody i łączyć je w pary. Bardzo podobało mi się to jak wyglądały wizualnie pozbawione oryginalnego kontekstu. Książka rosła i rosła. Poskładanie jej do kupy zajęło około roku.
Na to wygląda! Po prostu spacerowałem rano po moim studio, przeglądałem i grupowałem zdjęcia samochodów. Potem fotografowałem kilka tłoków czy innych interesujących detali. Oczywiście nie wszystkie zdjęcia, które robiłem trafiły do książki. Podobnie było z moją pierwszą książką o szybkich samochodach. Nigdy nie robiłem tych zdjęć z myślą o książce. Miałem w tym czasie co najmniej trzy pomysły na inny album, ale pomyślałem: "To jest coś, co kocham. Kocham samochody, modę i zdjęcia... wystarczy to wszystko połączyć".
Tak, jestem z niej bardzo zadowolony. A zawsze jestem największym krytykiem swojej pracy. Nie chciałem zrobić kolejnego albumu z najlepszymi modowymi zdjęciami, który kładzie się na stoliku kawowym. Nie chce patrzeć na moją pracę w ten sposób... z resztą nie potrafiłbym chyba wybrać swoich najlepszych zdjęć w karierze. To nie jest coś, co mnie teraz interesuje. Więc jestem zadowolony z tego, co udało nam się zrobić.
Szybkości, mody, dreszczy...
Zdjęcia do książki robiłem głównie na Mamiyi 67. Kiedy fotografowałem samochody, wszyscy fotografowie podchodzili do mnie i mówili: “Co Ty wyprawiasz? Czemu tak sobie komplikujesz życie?” Ale ja chciałem mieć ten ruch i wrażenie, że samochody ożywają, chciałem, żeby oddawały to co wtedy czułem. Kiedy stoisz na pasie dragsterów, gdy startują czujesz, że ziemia się trzęsie. Chciałem sportretować to uczucie drżenia, więc fotografowałem przy 1/30 sekundy, a czasem nawet 1/8 s.Również modelki fotografowałem w ruchu, ale tak naprawdę myślę, że te samochody są bardziej "żywe" w książce niż dziewczyny.
Używam korpusu Mamiya RZ67 Pro II z przystawką P65+; czasami używam też ścianki Phase One IQ100, gdy chcę użyć wyższego ISO. Zawsze używam ogniskowych od 75 mm w górę. Mój ulubiony obiektyw to prawdopodobnie 127 mm. Myślę, że jest to genialne szkło, i to nim robię najwięcej zdjęć mody. Ostatnio testowałam korpus Mamiya XF z IQ4 150. Jeśli chodzi o mały obrazek 35 mm, przesiadłem się z Canona i teraz używam aparatów Nikon. Z wiekiem również mój wzrok słabnie, więc manualne ustawianie ostrość na RZ też staje się dla mnie coraz trudniejsze, zwłaszcza gdy fotografuję w słońcu. Rzecz w tym, że czas synchronizacji z błyskiem Mamiyi RZ to 1/400 sekundy a w aparatach małoobrazkowych najwyżej 1/200 sekundy. Gdy fotografuję dynamiczny ruch jest to dla mnie ważne.
Mam od tego trzech speców. Pracy jest tak dużo, że jeden dom postprodukcyjny już nie wystarczy. Używam Gloss Studio w Stanach, którego właścicielem jest Raja (kiedyś prowadził Coloredge). Brian Dowling z BDI robi wszystkie moje wydruki. Jest jeszcze kilka innych domów postprodukcyjnych, z którymi pracowałem, ale odkąd pracuję na cyfrze Gloss jest moim głównym partnerem. Lubię przyjść do labu i przyjrzeć się wydrukom. Niektóre rzeczy robię sam w domu. Mam stację retuszu, z której korzystam wraz z Nickiem, retuszerem, który jest na miejscu. Zwłaszcza przy zdjęciach beauty, które wymagają naprawdę dużo pracy i muszą być po prostu perfekcyjne.
Obecnie najchętniej zajmuję się pejzażami. Na Święta Bożego Narodzenia wybrałem się do Kambodży, głównie by robić zdjęcia. Byłem też na Kubie. Bardziej pociąga mnie obecnie fotografowanie miejsc i ludzi. Chyba zamknąłem rozdział z fotografią motoryzacyjną wraz z tą książką. Chciałbym zrobić jeszcze jeden album o martwych naturach...
Po prostu bądź indywidualistą, i nigdy nie próbuj nikogo naśladować. Myślę, że to najlepsza rada, jaką możesz komuś dać. Nigdy nie próbowałem niczego kopiować. Poza tym… najlepsi zawsze potrafią ukryć co ich kształtuje!
Urodził się w Middlewich, niedaleko Manchesteru, w 1964 roku. Obecnie mieszka w Nowym Jorku. Zanim rozpoczął studia fotograficzne pracował jako mechanik. Rzucił naukę w Mid Cheshire College, by przenieść się do Londynu i praktykować jako asystent Nicka Knighta. Zaczynał od edytoriali dla magazynów takich jak i-D i The Face, ale niebawem pojawiły się pierwsze zlecenia komercyjne dla projektantów mody. Jego kampania dla Calvina Kleina wywołała burzę, która zapowiadała nadejście ery heroinowego szyku (heroin chic). Pod koniec 2019 r. ukazała się jego najnowsza książka "Manual" - tętniąca życiem i fascynująca mieszanka zdjęć klasycznych samochodów wyścigowych i słynnych modelek. Więcej zdjęć na www.instagram.com/craigmcdeanstudio
Wywiad ukazał się w magazynie Digital Camera Polska.