“Nie chcę produkować obrazów, które dostaną dużo lajków na Instagramie” - Rozmowa z Rafałem Milachem

O nowych projektach i wielopłaszczyznowych narracjach, w których mierzy się z problemami współczesnego świata, z pierwszym Polakiem zaproszonym do Magnum Photos rozmawia Marcin Grabowiecki.

Autor: Marcin Grabowiecki

15 Marzec 2019
Artykuł na: 23-28 minut

Propaganda to temat, wokół którego koncentrują się Twoje ostatnie projekty. Przeczuwałeś, co stanie się w Polsce?

Zaczynając pracę nad „Odmową” w 2010 roku, nie przypuszczałem, że tematy, które realizuję na Białorusi, będę kiedykolwiek rozpatrywał w kontekście Polski. Minęło kilka lat i okazało się, że bardzo się myliłem. Propaganda nie jest wyłączną domeną Białorusi, Azerbejdżanu czy innych współczesnych autokracji byłego bloku wschodniego, chociaż taka myśl byłaby bardzo wygodna.

Twoje nowe projekty są mocno związane z aktualną sytuacją polityczną. Czy to jest kierunek, w którym chcesz podążać? Nigdy nie byłeś tak blisko polityki jak w publikacjach „Prawie każda róża na barierkach przy Sejmie” czy „Pressident”.

Rzeczywiście, nigdy polityka w takim bezpośrednim wymiarze nie była mi szczególnie bliska. Szczerze mówiąc, w dalszym ciągu nie jest to domena, której chciałbym poświęcać szczególną uwagę. Interesujące są jej konsekwencje społeczne i to, w jaki sposób możemy ją kształtować jako obywatele. Żyjemy w czasach, w których świat stracił neutralność, został pozbawiony obszarów, które istnieją bez kontekstów politycznych.

fot. Rafał Milach

Nie wszyscy artyści chcą się jednak angażować. Jedni zajmują głos w bieżących sprawach, a inni izolują się, twierdząc, że domeną sztuki nie jest komentowanie aktualnej sytuacji politycznej.

Ja należę do tej pierwszej grupy. Uważam wręcz, że zadaniem artystów jest komentowanie bieżącej sytuacji. To może mieć różny wymiar, od aktywizmu po używanie języka wizualnego jako komentarza obecnej kondycji świata. Mam wrażenie, że okres, który mógł wydawać się relatywnie spokojny, przynajmniej z naszej polskiej perspektywy należy do przeszłości.

Ty udzielasz się obywatelsko, chodząc na marsze, ale wydajesz też publikacje. Czy książka może być narzędziem oporu, symbolicznym gestem sprzeciwu?

Myślę, że raczej tym drugim. „Prawie każda róża...” jest chyba najbardziej polityczną książką, jaką do tej pory zrobiłem. To bardziej manifest niż publikacja fotograficzna, bo same zdjęcia nie są w niej specjalnie istotne. Typologia białych róż zatkniętych na policyjnych barierkach, która jednocześnie rekonstruuje płot ustawiony wokół Sejmu podczas protestów w sprawie reformy sądownictwa w 2017 roku. Tym wydawnictwem po niemal 10-letniej przerwie, kiedy pracowałem jako fotograf prasowy, polityka wróciła do mojej fotografii.

Ale w innej formie…

Częściowo, ponieważ oprócz takich epizodów jak „Prawie każda róża...” fotografuję różne protesty i demonstracje. Traktuję te zdjęcia jako dokumentację, która być może stanie się kiedyś źródłem do dalszych opracowań.

fot. Rafał Milach

Moim zdaniem podstawowa różnica jest taka, że wtedy te fotografie służyły ilustracji, a teraz są elementem konceptualnej układanki.

Język, z którego korzystam, w dużej mierze posługuje się metaforą, jest niedosłowny i nieprzedstawiający. Sytuacje, które wymagają bycia w odpowiednim miejscu i czasie, instynktownej, szybkiej reakcji, najczęściej nie stwarzają przestrzeni na taki sposób opowiadania. Od czasu do czasu zdarzają się jednak momenty, kiedy udaje się wyłuskać z nurtu wydarzeń element, który ma w sobie potencjał metaforyczny. Uważam, że kwiaty na barierkach policyjnych go mają. Biała róża, czyli symbol zapożyczony od antyfaszystowskiej, działającej w nazistowskich Niemczech organizacji Weiss Rose, w prosty, ale nie oczywisty sposób buduje ostrzeżenie przed rosnącym w siłę prawicowym populizmem.

Metafora jest też czymś, co pojawia się w zinie „Pressident”, który również oparty jest na wyrazistym koncepcie, chociaż wykorzystujesz w nim zdjęcia, których nie jesteś autorem.

Te dwa cykle mają ze sobą dużo wspólnego. Obydwa są układami typologicznymi, posługują się detalem i posiłkują tekstem. Fragmenty zdjęć, z których składa się zin „Pressident”, zostały zaczerpnięte z folderów reklamowych dystrybuowanych przez Centra im. Hejdara Alijewa - instytucję, która buduje kult byłego prezydenta Azerbejdżanu. Warto dodać, że kraj ten jest opresyjną dyktaturą, która nie stwarza żadnej przestrzeni na krytykę czy kontestację władzy. A jeżeli taka się pojawia, jest brutalnie pacyfikowana.

Na obrazie widzimy ręce przyciskające różnego rodzaju, przeważnie czerwone, guziki. Informacja, że są to dłonie obecnego prezydenta Azerbejdżanu, który otwiera linie produkcyjne różnych zakładów przemysłowych nie pojawia się jednak w publikacji. Dlatego zdjęcia mogą być czytane na kilku poziomach. Gest przyciskania guzika jest uniwersalnym symbolem kontroli i władzy, ale może też ilustrować napięcia nuklearne między Koreą Północną a Stanami Zjednoczonymi, które miały miejsce w 2016 roku, czyli wtedy, kiedy zin powstawał. Ciekawe jest dla mnie to, w jaki sposób można manipulować obrazem i kontekstem. To właśnie robi z nami propaganda: manipuluje naszą percepcją.

fot. Rafał Milach

To, co mówisz o manipulacji, przypomina mi sytuację z Twoim projektem „Zwycięzcy”. Brałeś pod uwagę, że może być inaczej odbierany na Białorusi i w zachodniej Europie. Ale z tego, co wiem, odbiór był podobny, nawet na Białorusi: fotograf z „Zachodu” krytykuje białoruską propagandę sukcesu. Mimo chęci, aby projekt był dwuznaczny, wpadł na jeden tor interpretacyjny.

Wynika to bezpośrednio z problemu dystrybucji obrazu w prasie. Moim założeniem było stworzenie neutralnego komunikatu, który można by interpretować w zależności od tła, na którym się znajduje. Ponieważ obrazy nie istnieją w próżni, a ich odbiór często wiąże się z szerszym kontekstem, cykl „The Winners” miał tak właśnie funkcjonować. Mógł być materiałem krytycznym lub afirmującym białoruski reżim w zależności od tego, czy publikacja miała miejsce na Białorusi, czy poza jej granicami. Eksperyment się nie udał, ponieważ dysproporcja między obiegiem w prasie zachodnioeuropejskiej i białoruskiej została zdecydowanie zachwiana na korzyść tej pierwszej.

Wydaje mi się, że w tym przypadku chodzi też o szukanie referencji, sprawdzanie, w jakim kontekście te zdjęcia pojawiły się wcześniej.

Zgadza się. Materiał pojawił się najpierw prasie zachodniej, gdzie zyskał wydźwięk zdecydowanie krytyczny, a dopiero potem pojawiły się publikacje na Białorusi. Nie było mowy o innym odczytaniu cyklu.

Podobnie było z „Gazetą Polską”, która chyba nie doczytała, o czym jest Twoja wystawa „Odmowa” i jakie prace się na niej znajdują.

Tak, to kolejny przykład manipulacji kontekstem. „Gazeta Polska” anonsując na swoich łamach finisaż mojej wystawy, pominęła jej krytyczny wymiar. Krytyczny wobec wartości, które gazeta promuje.

Może nie dostrzegła.

Może redaktorzy nie dostrzegli, może zignorowali - tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Można to potraktować jako niewinne ogłoszenie w dziale kultura, chociaż ciężko zignorować wyraźny, polityczny profil „Gazety Polskiej”.

fot. Rafał Milach

„Pressident” ukazał się w związku z katowicką odsłoną „Odmowy”, która miała miejsce w Galerii Szara. Projekt będzie się rozrastał?

Z każdą kolejną odsłoną wystawy pojawiają się nowe wątki. Dla Galerii Szara opracowałem archiwum propagandowych folderów z Azerbejdżanu. W sopockim PGS-ie pojawiły się dwa nowe cykle: „Pole widzenia” (2018), czyli rekonstrukcje instruktażowych gablot wojskowych znalezionych w Odessie oraz fotografie i projekcje wideo z cyklu „Formowanie” (2018), poświęconego masowym układom gimnastycznym wykonywanym przez organizacje sokolskie w Pradze. W Sopocie pojawił się również egzemplarz „Gazety Polskiej”. „Odmowa” to stale rosnąca kolekcja gestów, które komentują różne modele manipulacji, kontroli z politycznym tłem. Każda praca zawieszona jest pomiędzy fizjologicznym zaburzeniem percepcji oraz napięciem pomiędzy nieprzedstawiającym obrazem, a towarzyszącym mu kontekstem.

Mam wrażenie, że nastąpił u Ciebie zwrot w kierunku abstrakcji.

Moje wcześniejsze projekty rzeczywiście były bardziej figuratywne. Przede wszystkim interesuje mnie tworzenie komunikatu. Język wizualny jest narzędziem, które dobieram do tego, co chcę powiedzieć. Jeżeli historia wymaga języka dokumentalnego, to używam go. Jeżeli uznam, że istotę problemu lepiej odda bardziej zakamuflowany i abstrakcyjny język, to nie mam z tym problemu.

Nie masz wrażenia, że Twoje projekty stają się przez to bardziej hermetyczne?

Być może stają się bardziej niszowe, ale mam wrażenie, że nie potrzebujemy kolejnych reprodukcji. Kwestionowanie porządku wizualnego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, jest dla mnie istotne. Z tego względu sięgam po różne rozwiązania. Mam świadomość, że przyzwyczaiłem moich odbiorców do pewnego kanonu wizualnego, dlatego kwestionowanie tego porządku sprawia mi dużą przyjemność. Nie robię tego z czystej przekory, staram się unikać automatyzmu. Nie chcę produkować obrazów, które będą dostawały dużo lajków na Instagramie.

fot. Rafał Milach

Najtrudniejsze może być to zderzenie atrakcyjnej wizualnie formy z trudną, poważną treścią.

To jest kolejny aspekt, który jest dla mnie niezwykle ważny - kamuflaż. Ostatnio byłem jurorem w konkursie dla młodych fotoreporterów, organizowanym przez prestiżową instytucję. Około 30% nadesłanych prac poruszało temat migracji, uchodźców z Bliskiego Wschodu, którzy od greckich wysp po północne rewiry Europy odbywali podróż. Pierwszy materiał obejrzałem z zainteresowaniem. Kilka kolejnych historii, które się po nim pojawiły, były identycznie skonstruowane, operowały tym samym językiem, nawet niektóre kadry były podobne. Miałem wrażenie, że nadesłał je jeden autor. Historia, chociaż poruszała ważny temat, wizualnie się zdewaluowała przez swoją powtarzalność. I nie chodzi mi tu o jakiś szczególny indywidualizm wypowiedzi, ale o świadomość obrazów, które już nas otaczają, budują tło, z którego możemy korzystać, niekoniecznie je reprodukując. Dlatego istotne jest dla mnie ciągłe odzwyczajanie i zmuszanie widza do zachowania czujności.

Inny przykład to reprodukowanie przedstawień brutalności i przemocy, które znamy np. z wystaw World Press Photo. Z jednej strony historie komunikują o dramatycznych wydarzeniach, z drugiej strony korzystają z bardzo konkretnego, dość przewidywalnego wizualnego formatu, który moim zdaniem, jakkolwiek cynicznie to nie zabrzmi, znieczula odbiorcę. Fotografia jest bardzo szerokim medium, a sztuki wizualne jeszcze szerszym, więc tych narzędzi mamy naprawdę dużo, żeby angażować odbiorcę na różnych poziomach.

W zeszłym roku dostałeś kilka prestiżowych nominacji. Najwięcej zamieszania przyniosło chyba zaproszenie do agencji Magnum, chociaż nie mniej ciekawa jest moim zdaniem nominacja do nagrody Deutsche Börse Photography Foundation Prize czy Paszportów Polityki.

Wyróżnienia są przyjemne i chociaż nie są ostatecznym celem pracy, to cieszę się, że np. dzięki nominacji do Deutsche Börse Photography Foundation Prize problem, który poruszam w „Odmowie”, zyskał sporą widzialność. Podobnie jest z Magnum. To duża i ważna instytucja, która jest rozpoznawalna poza fotograficznym gettem. Dociera do bardzo wielu ludzi, wspiera fotografów w ich działaniach, jest potężną platformą dystrybucji. Moje ostatnie działania odbiegają nieco od profilu agencji, ale to sprawia, że moja obecność w Magnum jest dla mnie tym bardziej intrygująca. Nominacja do Paszportów Polityki była o tyle ciekawa, że fotografia nie pojawia się zbyt często w kategorii „Sztuki wizualne”.

fot. Rafał Milach

Przestałeś fotografować w Polsce na zlecenie, a jednocześnie zacząłeś realizować projekt artystyczny o Polsce…

Tak, od mniej więcej 4 lat przestałem realizować zlecenia prasowe, a przynajmniej zdecydowanie ograniczyłem ich liczbę. Praca nad autorskimi projektami i wykłady na dwóch uczelniach zmniejszyły moje zasoby czasowe. Dzięki temu otworzyła się przestrzeń do realizacji tematów w Polsce, praca na miejscu przestała kojarzyć mi się z pracą na zlecenie.

W zeszłym roku zacząłem fotografować i filmować warszawskie przedmieścia, skupiając się na krajobrazowej i architektonicznej transformacji. Ponieważ rzecz dzieje się na przedmieściach, przekornie nazwałem go „Centrum”. To taki architektoniczny czyściec, chociaż czasem przypomina estetyczne piekło, którego obserwacja jest fascynująca, hipnotyczna niemal. Ta przestrzeń jest w ciągłym ruchu, jest permanentnie tymczasowa. Powstała specjalna strona projekt - centrum.pl, gdzie można zobaczyć krótkie sekwencje wideo i galerie ze zdjęciami. To będzie kolejne rosnące archiwum. W tym roku partnerem projektu zostało Fujifilm Polska, które udostępniło mi sprzęt.

Fujifilm został też mecenasem Programu Mentorskiego Sputnik Photos. Na czym polega wsparcie?

Fujifilm wspiera nasze publikacje, działania promocyjne, wystawy, które są związane z pracą studentów w ramach programu. Oprócz tego studenci mogą testować sprzęt Fujifilm. Przez 8 lat funkcjonowania programu wypracowaliśmy pewną strukturę, która sprawdzała się do tej pory, natomiast odnieśliśmy wrażenie, że przy nieco większym nakładzie finansowym jesteśmy w stanie zwiększyć zasięg i widzialność studenckich realizacji, tym bardziej, że podczas Programu Mentorskiego powstaje sporo naprawdę dobrych projektów. Mam wrażenie, że jest to obopólna korzyść.

fot. Rafał Milach

Edukacja jest ważną częścią Twojej pracy. Niedawno rozpocząłeś wykłady na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Prowadzę zajęcia z fotografii na wydziale operatorskim. Paradoksalnie jest jej tam dużo więcej niż na uczelni czysto fotograficznej, którą jest Instytut Twórczej Fotografii w Opawie. To jest dla mnie ciekawe przepięcie. W Katowicach pracuję z przyszłymi filmowcami, którzy, mogłoby się wydawać, inaczej myślą o zdjęciach niż fotografowie. Z drugiej strony moje doświadczenia z książką fotograficzną, która działa sekwencją obrazów, ma pewną linearność i strukturę podobnie jak film, mogą być użyteczne dla operatorów. Fotograficzna Opawa, filmowe Katowice i sprofilowany warsztat mistrzowski Programu Mentorskiego Sputnik Photos - to ciekawa kombinacja, która daje mi możliwość testowania różnych edukacyjnych modeli.

Sputnik ma nową członkinię, Karolinę Gembarę. Co nowego wniosła do kolektywu?

Karolina jest świetną fotografką, zaangażowaną społecznie w różne inicjatywy aktywistyczne, jest doktorantką SWPS. Pomimo tego, że jest absolwentką pierwszej edycji Programu Mentorskiego, czyli poniekąd naszą wychowanką, mam wrażenie, że wniosła spory powiew świeżości do myślenia o projektach, które obecnie realizujemy. Tym bardziej, że zaczęliśmy pracować nad nową realizacją o Polsce i Karolina jest jego częścią. Obecnie w Gdańskiej Galerii Miejskiej (do 6 kwietnia 2019 roku, przyp. red.) można oglądać pierwszą odsłonę projektu, który roboczo nazwaliśmy „Geometria wyobraźni”. Obok prac węgierskiego artysty Petera Puklusa oraz innych fotografów Sputnika można zobaczyć moją i Karoliny pracę wideo („Seeding”, 2018), która jest dokumentacją performansu rekonstruującego odpalenie rac dymnych podczas Czarnego Protestu, który miał miejsce w marcu 2018 roku w Warszawie. Z niecierpliwością czekam na kolejne prace Karoliny, która szykuje się do wydania swojej kolejnej monograficznej publikacji.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
19
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (9)