Obiektywy
Canon zapowiada 3 nowe obiektywy do filmu i fotografii
Nowy Fujifilm X-T5 rozbudowuje ulubiony korpus systemu X o 40-megapikselową matrycę z topowego modelu X-H2. To już jednak aparat adresowany do nieco innego grona użytkowników, niż wcześniej. Oto jak sprawdza się w zestawie z nowym obiektywem makro.
Premiera modelu Fujifilm X-T5 w obliczu tegorocznej odsłony aparatów z serii X-H2 była dosyć nieoczekiwana. A właściwie bardziej nieoczekiwane było to, co otrzymaliśmy. Spodziewaliśmy się bowiem, że X-T5 będzie kontynuować tradycję poręcznego, szybkiego korpusu do zawodowej pracy hybrydowej, a tymczasem otrzymaliśmy aparat o wysokiej rozdzielczości w wersji light. Pociąga to za sobą szereg konsekwencji i nakreśla nową strategię producenta.
Przede wszystkim zmienia się przeznaczenie i grupa docelowa aparatu. Od razu widać, że twórców zainteresowanych najbardziej uniwersalnymi rozwiązaniami Fujifilm stara się kierować w stronę nowego i dużo droższego modelu Fujifilm X-H2S, który będzie wymagał od fotografów znacznie większego wydatku, niż model X-T4 w dniu swojej premiery (10999 zł względem 7899 zł).
Oczywiście Fujifilm X-T5 to nadal aparat, który poradzi sobie z wieloma zadaniami, do jakich wykorzystywany był jego poprzednik (z niektórymi, dzięki większej matrycy nawet lepiej), ale jednocześnie producent ogranicza nieco atrakcyjność dla dotychczasowej grupy odbiorców poprzez zastąpienie obracanego ekranu odchylanym czy też pewne ograniczenia wydajności i trybu filmowego (o tym dalej). Dodatkowo pracę bardziej reportażową ogranicza także sam fakt dużej rozdzielczości, która błyskawicznie „pożera” miejsce na kartach pamięci i dyskach oraz wymaga większej mocy obliczeniowej w obróbce.
W końcu, wyposażenie aparatu w matrycę o rozdzielczości 40 Mp było też pretekstem do zwiększenia ceny serii X-T, choć co ciekawe, podwyżkę tę obserwujemy jedynie na rynku europejskim (na Zachodzie model X-T5 debiutuje w identycznej cenie, co X-T4). Różnicę tę można oczywiście częściowo tłumaczyć osłabieniem kursu euro w stosunku do dolara, ale gdybyśmy podobnie podeszli do japońskiego jena, to argumenty walutowe tracą podstawę - niewielką podwyżkę ceny w jenach powinno zniwelować trwające od dwóch lat osłabianie się japońskiej waluty. Fujifilm jednak zawsze płynnie dostosowywało ceny dla różnych rynków i najwyraźniej wyszło z założenia, że Europa jest gotowa za nowy model zapłacić więcej (polska cena startowa to 9500 zł).
Siłą rzeczy, nowa odsłona serii X-T celuje bardziej w fotografię komercyjną, dokumentalną, krajobrazową czy portretową a dodatkowo mamy wrażenie, że tym razem za cel bierze sobie głównie zamożnych hobbystów. Zmianę tę widać dobrze porównując chociażby kampanie promocyjne modeli X-T4 i X-T5. Użytkownikiem nie jest już zaprawiony w fotograficznym boju, wymęczony mrozem i górskim wiatrem zawodowiec a enigmatycznie nakreślony artysta. Mocno podkreślana jest też klasyczna forma aparatu, która staje w kontrze do bratniego, bo wykorzystującego te same podzespoły, ale pozycjonowanego wyżej modelu X-H2.
W tym miejscu pojawiają się kluczowe pytania, na które postaramy się odpowiedzieć. Fujifilm X-T5 w dniu swojej premiery na polskim rynku jest tylko o 500 zł tańszy od modelu X-H2. Czy wiec osoby zainteresowane matrycą APS-C o wysokiej rozdzielczości nie zrobią lepiej dokładając nieco więcej do wyższego modelu? Co tracimy decydując się na tańszy model? No i w końcu, kto w zasadzie powinien zainteresować się nowym X-T5?
Jak już wspomnieliśmy, ważnym elementem konstrukcji jest jej ergonomia. Otrzymujemy tu ten sam, nawiązujący do aparatów analogowych, oparty o szereg górnych pokręteł system obsługi, co we wcześniejszych odsłonach serii X-T. To kultura pracy, która sprawia dużą przyjemność z fotografowania i która jest jedyna w swoim rodzaju, ale jednak nie tak wygodna w pracy zawodowej jak bardziej uniwersalna i „znajoma” systematyka obsługi wyższych korpusów Fujifilm, oparta o pokrętło PASM.
Dobrym przykładem jest pewien mankament, który rzucił nam się w oczy podczas fotografowania w rękawiczkach - przestawiając pozycję pokrętła czułości co i rusz mimowolnie przestawialiśmy też umieszczoną pod nim dźwignię trybów fotografowania. W przypadku X-H2 problemy tego typu się nie pojawiają, gdyż dostęp do większości parametrów uzyskujemy za pomocą przycisków.
Body X-T5 to jednak konstrukcja dużo mniejsza, a przez to bardziej mobilna i poręczna. Nowe body jest o 100 g lżejsze od modelu X-H2, a przy tym znacznie szczuplejsze i oferujące dużo mniej uwydatniony grip. Ma szansę dużo lepiej sprawdzić się więc w przypadku mniej zobowiązującej pracy i prawdopodobnie będzie lepszą propozycją na aparat podróżniczy, streetowe wypady z aparatem na miasto czy wszelkie inne realizacje, przy których nie chcemy zabierać ze sobą przysłowiowej cegły.
Fujifilm X-T5 vs Fujifilm X-H2
Aparatowi nie brak przy tym odporności. To nadal magnezowy korpus, który jest dobrze uszczelniony przed działaniem czynników zewnętrznych i który poradzi sobie nawet w bardzo wymagających warunkach. Nadal oferuje też dwa sloty kart pamięci i jest naprawdę nieźle wyważony.
Pracę tego typu ułatwi też powracający z modelu X-T3 dwustronnie odchylany ekran dotykowy. Nie jest on być może tak uniwersalny jak ekran na przegubie z modeli X-T4 czy X-H2, ale będzie dużo wygodniejszy w przypadku fotografowania z trudnych kątów czy po prostu pracy w orientacji poziomej (także na statywie). Oprócz tego, X-T5 oferuje też nieznacznie, ale jednak dłuższą pracę na baterii (do 740 zdjęć w trybie Eco względem 680 zdjęć modelu X-H2 i 600 zdjęć w modelu X-T4) czym także lepiej wpisuje się w realia fotografii podróżniczej.
Właściwie jedynymi konstrukcyjnymi różnicami, pod względem których X-T5 wypada gorzej od modelu X-H2, oprócz wspomnianej kwestii ergonomii są niższa rozdzielczość wizjera (3,64 mln punktów względem 5,76 mln punktów, ale ten sam współczynnik powiększenia 0,8 x), mniej wygodny joystick oraz dostępność portów. W przypadku X-T5 nie uświadczymy osobnego złącza słuchawkowego (możliwe jest jednak monitorowanie audio przez adapter na USB-C) ani pełnowymiarowego złącza HDMI (zamiast tego port micro HDMI), co ogranicza atrakcyjność aparatu w profesjonalnych realizacjach wideo. Tak też dochodzimy do różnic software’owych.
Mimo że model X-T5 jest oparty na tej samej 40-megapikselowej matrycy i procesorze co model X-H2 i oferuje takie same możliwości trybu seryjnego (do 15 kl./s), to jednak jest względem niego ograniczony w zakresie rejestracji wideo i pojemności bufora.
Nie otrzymujemy znanych z X-H2 opcji zapisu 8K 30 kl./s czy rejestracji w standardzie ProRes HQ 422. Zamiast tego - 10-bitowy zapis 4:2:2 w rozdzielczości 6,2K (lub nadpróbkowany z tej rozdzielczości zapis 4K HQ) do 30 kl./s, w kompresji All-i, ale obarczony cropem 1,23 x. Z kolei gdy zdecydujemy się na standardowy zapis 4K (do 60 kl/.s) zapis realizowany będzie pełnoklatkowo, ale z pominięciem poszczególnych linii pikseli. I choć wizualnie różnica będzie zapewne mało zauważalna, a biorąc pod uwagę to, co oferuje aparat raczej nie powinniśmy narzekać, pod tym względem nowe body wypada jednak gorzej zarówno od modelu X-H2, jak i X-T4.
Ograniczeniem w wymagającej pracy będzie także wspomniana kwestia bufora. Podczas gdy X-H2 pozwoli nam zapisać ponad 1000 bezstratnie skompresowanych RAW-ów i ponad 400 nieskompresowanych z maksymalną prędkością migawki mechanicznej (15 kl./s), w modelu X-T5 są to już tylko 22 bezstratnie skompresowane RAW-y i 18 nieskompresowanych. Ogranicza to więc maksymalną długość serii do ok. 1,5 sekundy, a co istotne wyniki dla plików RAW bardzo nieznacznie poprawiają się przy obniżeniu prędkości serii. Jest to więc limit narzucony odgórnie, mający zniechęcić do wykorzystywania aparatu w bardziej dynamicznych realizacjach i kolejny punkt ukazujący odmienne zastosowanie od modelu X-T4 (pomiary wydajności wypadają gorzej także od tego modelu).
Co jednak ważne, X-T5 otrzymuje ten sam usprawniony system AF, co model X-H2. Już od czasu premiery wiemy, że nie radzi on sobie ze śledzeniem tak skutecznie jak układ w topowym modelu X-H2S, ale jednocześnie powinien być dużo bardziej dojrzałym systemem od tego, który pamiętamy z modelu X-T4. Jak jest w rzeczywistości?
Wrażenie robi z pewnością skuteczność, z jaką nowy autofokus rozpoznaje oczy i obiekty. Twarze i oczy wyłapywane są już z daleka (co prawda czasami w miejscach, w których ich nie ma), a ramka autofokusu automatycznie rozszerza się do śledzenia większych obiektów, jak np. samochody czy całe sylwetki. Autofokus jest też czuły i szybko ustawia ostrość nawet w słabym świetle.
Zauważyliśmy natomiast pewien mankament, który widocznie wpływa na pracę, choć może być on też spowodowany takim, a nie innym działaniem nowego obiektywu Fujinon XF 30 mm f/2.8 R LM WR Macro, który otrzymaliśmy do sprawdzenia razem z aparatem. Zestaw X-T5 + 30 mm f/2.8 miał mianowicie dość widoczny problem z celnością i poprawnym blokowaniem ostrości. Choć sam pomiar realizowany był stosunkowo szybko, a aparat potwierdzał ustawienie ostrości, na wielu zdjęciach ostrość była w pewien sposób przestrzelona. Działo się to głównie na średnich i długich dystansach ostrzenia i zazwyczaj w słabym świetle (ale nie tylko). Jednym razem zdjęcie było całe delikatnie rozostrzone, tak jakby ostrość przestawiła się poza nieskończoność, innym ustawiana była na pierwszym planie, gdy ewidentnie ostrzyliśmy na drugi. Co chyba najciekawsze, w przypadku nieco większej głębi ostrości (jak właśnie w obiektywie 30 mm f/2.8) jest to rzecz praktycznie niezauważalna podczas oglądania zdjęcia w rozmiarach ekranowych, ale dobrze widoczna w powiększeniu, co może stwarzać problemy w przypadku pracy komercyjnej.
Zdjęcie rozostrzone (ostrość ustawiana na lampę w środku kadru)
Tego typu sytuacje w korpusach Fujifilm przytrafiały nam się już wcześniej, jednak tutaj działo się to z wyraźnie większą częstotliwością. Dodatkowo osobny problem dotyczy skuteczności śledzenia oka. Choć jak już wspomnieliśmy, ramka AF celuje w oko już z naprawdę dużej odległości i skutecznie za nim podąża, finalnie na wielu zdjęciach ostrość jest nieco przestrzelona (najczęściej znajduje się przy zewnętrznej krawędzi dalszego oka) lub też ustawiana jest z przodu. Nie jest to nagminne, ale jednak się zdarza i to w dodatku również w spokojnych, typowo portretowych sytuacjach. Poniżej kilka przykładów prostych sytuacji, w których mimo potwierdzenia ostrości, autofokus w trybie C-AF nie ustawił jej skutecznie na oku.
O problemie przestrzeliwania ostrości pisaliśmy już podczas pierwszych wrażeń z modelu X-H2, toteż może być to problem bardziej złożony i dotyczyć współpracy systemu AF z nową 40-milionową matrycą czy nawet systemu stabilizacji. O podobnych problemach donoszą już też pierwsi internauci. Dopóki nie będziemy mieli okazji tego lepiej sprawdzić i porównać z innymi modelami, powstrzymamy się od wyciągania pochopnych wniosków, wygląda jednak na to, że może być potrzebna poprawka firmware'owa.
Przyjemnym zaskoczeniem jest natomiast sam nowy obiektyw Fujinon XF 30 mm f/2.8 R LM WR Macro. Oferując ekwiwalent ogniskowej 45 mm i możliwość fotografowania z minimalnej odległości 1,2 cm od obiektywu z powiększeniem 1:1 staje się on jednym z najbardziej uniwersalnych szkieł w systemie, które może być zarówno praktycznym obiektywem do codziennego fotografowania, jak i poręcznym modelem do typowych zastosowań makro.
Szkło może pochwalić się przyzwoitą ostrością, kontrastowością i praktycznie pozbawione jest widocznego problemu winietowania czy aberracji. Należy jedynie pogodzić się z faktem, że w jego przypadku raczej nie mamy co liczyć na plastykę, która sprawi, że ugną się pod nami kolana (poza fotografowaniem w zbliżeniu).
Przysłona f/2.8 zaoferuje nam podobne rezultaty jak pełnoklatkowy obiektyw f/4.8. W dodatku już po lekkim domknięciu bokeh traci kołowy charakter, pozostawiając nas z kanciastymi punktami świetlnymi. Nadal będzie to jednak ciekawy "all-arounder", zwłaszcza jeśli ktoś ma smykałkę do makro (amatorom portretu polecamy raczej jaśniejsze XF 33 mm f/2 lub XC 33 mm f/2).
Jeżeli chodzi o samą jakość obrazu, matryca 40 Mp wydaje się zachowywać identycznie jak ta, w modelu X-H2. Otrzymujemy więc niespotykaną do tej pory w segmencie APS-C szczegółowość obrazu i niezłe rezultaty w zakresie pracy w słabym świetle. Do tego ładnie wyglądające kolory prosto z aparatu i możliwość skorzystania z atrakcyjnych profili kolorystycznych w formie symulacji filmów analogowych producenta.
Bardzo dobrze działa też system stabilizacji, który pozwoli utrzymać z ręki ujęcia wykonywane przy czasach rzędu 1/4 s. Należy jedynie przygotować się na dość duży rozmiar plików i wyposażyć się w pojemną kartę pamięci - nieskompresowane RAW-y potrafią zajmować aż 100 MB.
Na chwilę obecną aparat ma w tym pułapie cenowym tylko jednego konkurenta (Sony A7R III) i z powodzeniem może być wykorzystywany nawet w typowo profesjonalnych sesjach portretowych, modowych czy komercyjnych, gdzie kładziony jest nacisk na duży rozmiar pliku. Duża rozdzielczość zostanie też ciepło przyjęta przez wszystkich, którzy noszą się z zamiarem drukowania prac w większym formacie. I to z pewnością jedna z największych zalet korpusu X-T5.
Dla kogo jest więc X-T5? Nowy korpus Fujifilm spodoba się przede wszystkim fotografom portretowym, krajobrazistom, podróżnikom, dokumentalistom i osobom realizującym różnego rodzaju projekty artystyczne. Dobrze sprawdzi się także w sesjach komercyjnych, jednak z uwagi na ergonomię i wydajność, do tego typu pracy lepiej nada się niewiele droższy model X-H2.
Fujifilm X-T5 to jednak także niewielkie wymiary, mobilność, lepsza wydajność baterii i zdecydowanie atrakcyjniejszy design. Jeśli zależy wam na lekkim sprzęcie o dużych możliwościach, z pewnością warto celować właśnie w ten model. To w końcu obecnie najmniejszy aparat na rynku wyposażony w matrycę o dużej rozdzielczości (jeśli nie liczyć leciwego już kompaktu Sony RX1R II). Na chwilę obecną poczekalibyśmy jednak z zakupem do czasu lepszego sprawdzenia wspomnianych w tekście problemów z ostrzeniem.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy aparatem Fujifilm X-T5, na standardowych ustawieniach obrazu, ze zminimalizowanym systemem odszumiania obrazu i obiektywem Fujinon XF 30 mm f/2.8 R LM WR Macro. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW do pobrania.