Dlaczego powstał ten tekst? Odpowiedź jest w zasadzie banalna. Po pierwsze, lubię Fujifilm - to jedna z marek, która jest ze mną nieprzerwanie od dobrych kilku lat. Kiedy pojawiła się możliwość wzięcia udziału w testach, decyzja była szybka. Po drugie, ciekawość porównawcza - miałem Fujifilm X-E4.
Czy to jest aparat dla mnie? Czy byłbym w stanie go polecić innym? Czy biorąc pod uwagę, że już X-E4 ocierał się o ideał w swojej klasie, nowa puszka Fuji ma do zaoferowania coś ekstra? Coś za co warto dopłacić skądinąd niemałe pieniądze?
Budowa i wykonanie
Pierwsza myśl po wzięciu do ręki: „Ale mu się przytyło”. Fujifilm X-E5 przez dłuższą chwilę wydawał mi się cięższy zarówno od X-E4, jak i posiadanego przez ze mnie również Fujifilm X100V. Nowy aparat waży rzeczywiście więcej od poprzednika, ale grubość to akurat złudzenie. Zarówno X-E4, jak i seria X100 mają ściętą górę tylnej ścianki, w X-E5 jest ona równa, wręcz kanciasta.
Ta „kanciastość” jest jednak obłędna. Fujifilm X-E5 pod względem materiałów i wykonania jest małym dziełem sztuki. Ma retro wygląd, który doskonale podkreśla dobór materiałów i wykończenie. Nikt nie robi tego lepiej od Fujifilm.
Użytkownicy przyzwyczajeni do „guzikologii” Fujifilm nie powinni być zawiedzeni, bo pod tym względem niewiele się tu zmieniło, a jeśli już, to na plus. Otrzymujemy nareszcie grip. Trochę udawany, ale jest. Mamy też coś, co od początku szczególnie mnie interesowało - fizyczne pokrętło zmiany symulacji, które pojawiło się już m.in. w modelu X-M5.
Niewielu recenzentów o tym mówiło, ale w tym wypadku to niestety źródło irytacji. Problemem jest wizjer. Sięgając do pokrętła (nieważne czy z prawej, czy z lewej strony) przesuwamy dłoń nad czujnikiem oka, co powoduje wygaszenie podglądu. Myślę sobie: „No dobra, od czego mamy programowalne gesty ekranowe?” Bardzo lubię to rozwiązanie, więc szybko przypisuję do niego klasyczną zmianę symulacji i… Dopiero teraz się naprawdę wkurzam. Gest nie uruchamia bowiem zmiany symulacji, jak dotychczas, tylko… aktywuje fizyczne pokrętło zmiany symulacji. Zgroza. Po co zmieniać coś, co działało świetnie?
Szczęśliwie są jeszcze szybkie ustawienia Q1-Q7, do których możemy przypisać wybrane zestawy ustawień. Problem ten możemy więc obejść, szkoda jednak, że występuje.
Z innych mankamentów wymienić trzeba także dość długi czas uruchamiania i powolną reakcję na zmianę ustawień. Ale być może to kwestia aktualizacji, której nie przeprowadziłem. Same pokrętła i przyciski działają jednak świetnie. Doskonale sprawdza się także odchylany ekran LCD.
Fotografowanie
Przejdźmy jednak do sprawy najważniejszej, czyli fotografowania. Przyznam, że początkowo byłem nastawiony sceptycznie, gdyż aparat do testu otrzymałem z nowością w postaci obiektywu pancake Fujifilm XF 23 mm f/2.8. Spodziewałem się więc znacznie gorszych rezultatów niż chociażby w przypadku wyposażonego w tę samą matrycę Fujifilm X100VI.
Po kilka zdjęciach zrozumiałem, że pod względem jakości jest wybitnie. Suche testy a działanie tego aparatu w rzeczywistości, to dwie różne bajki. (zdj. nr 1 i 2) Jestem bardzo ciekawy jako to szkło wypadłoby w zestawieniu ze stałką Fujinonem 23 mm f/2 albo 33 mm f/1.4.
Jeżeli chodzi o fotografowanie, autofokus lubi czasem przestrzelić (np. w sytuacji dużego zagęszczenia obiektów), z reguły jednak X-E5 daje niesamowitą jakość obrazka, która nie zawodzi. Użyteczne będą nawet małe wycinki kadru.
Podsumowanie
Czy ten aparat wart jest niemal 7 tys. zł (prawie 8 tys. zł ze wspomnianym już Fujinonem 23 mm f/2.8). Trudne pytanie i nie będzie jednoznacznej odpowiedzi. Paradoksalnie lepszą ofertę stanowi zestaw z obiektywem, który sam kosztuje niemal 2 tys. zł.
To dużo pieniędzy, które ja osobiście chętniej przeznaczyłbym na Fujifilm X100VI . Fujifilm X-E5 będzie jednak naturalnym wyborem dla osób, które chcą mieć możliwość wymiany obiektywu i które kochają stylistykę retro. Dla wielu ten wygląd będzie wart tych pieniędzy i nie będzie dla nich miało znaczenia, że te same możliwości oferuje prawie tysiąc złotych tańszy Fujifilm X-T50.
Osobiście zakochałem się w nowej matrycy i możliwościach jakie daje. Mogąc bawić się kolorem, którego Fujifilm jest absolutnym mistrzem, dostajemy też niesamowitą jakość obrazka. To wszystko w stylowej i cudownie wykonanej formie. To aparat, który po prostu przyjemnie trzyma się w ręku.
Autor recenzji: Rafał Ozga