Canon EOS R10 i R7 - pierwsze wrażenia

Dzięki nowym korpusom system EOS R staje się bardziej kompletny. Canon R10 i R7 to modele z matrycami APS-C, ale skierowane do różnych odbiorców. Jeszcze przed premierą mogliśmy przez chwilę im się przyjrzeć. Oto wnioski!

Autor: Krzysztof Mularczyk

24 Maj 2022
Artykuł na: 9-16 minut

Canon zaprezentował dziś pierwsze bezlusterkowe korpusy systemu R oparte na matrycach APS-C - EOS R10 i EOS R7. Do tej pory w tym jeszcze młodym systemie mieliśmy do czynienia z aparatami pełnoklatkowymi (RP, R, R6, R5, R3), a na formacie APS-C bazował system EOS M. Canon miał więc w ofercie dwie niespójne linie o niekompatybilnej optyce. Wraz z dzisiejszymi nowościami kształtuje się wizja tego, jak system EOS R będzie wyglądał w najbliższej przyszłości…

Ten sam bagnet R, ale nowe obiektywy RF-S

Przed bezlusterkową rewolucją system EOS opierał się na aparatach z matrycami pełnoklatkowymi i APS-C. Wszystkie korpusy bazowały na bagnecie EF, ale dla lustrzanek z mniejszymi matrycami producent rozwijał linię EF-S, czyli niepełnoklatkowych obiektywów. Wszystko wskazuje na to, że wierne odzwierciedlenie takiego porządku będziemy mieli teraz w systemie R. Najnowsze korpusy R10 i R7 są bowiem zgodne z pełnoklatkowymi obiektywami RF, ale wraz z nimi Canon zaprezentował dwa pierwsze modele RF-S, czyli odpowiedniki lustrzankowych obiektywów EF-S.

Pierwsze obiektywy RF-S to dwa proste zoomy. Podstawowy RF-S 18-45 mm f/4.5-6.3 IS STM ma dość zwartą konstrukcję, dzięki systemowi rozsuwania przed użyciem. Drugi, czyli RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM nie jest już tak kompaktowy, ale oferuje szerszy zakres zoomu. Oba dysponują systemem stabilizacji, ale to konstrukcje typowo amatorskie, które raczej częściej zobaczymy z korpusem R10 aniżeli R7. Bo choć oba nowe aparaty mają matryce APS-C, więcej je dzieli niż łączy…

Budowa i jakość wykonania

Zaprezentowane przez Canona nowe bezlusterkowce to kontynuacja popularnych serii lustrzankowych. EOS R7 przejmuje rolę modeli 90D i 7D, natomiast EOS R10 będzie teraz następcą lustrzanek segmentu amatorskiego, takich jak 850D czy 77D. To od razu sugeruje, że te dwa nowe korpusy będą różnić się budową i możliwościami. I tak jest w rzeczywistości…

EOS R10 jest wyraźnie mniejszy i lżejszy. Po wzięciu ich do ręki od razu czuć dużo lepszą jakość wykonania R7. Jego korpus został wzmocniony aluminiową ramą i jest bardziej masywny. Natomiast R10 to klasyczna budżetowa konstrukcja, oczywiście solidnie poskładana, ale jednak “zalatująca” plastikiem. Różnice widać także w uszczelnieniach. Nie ma ich w R10, ale w siódemce są na poziomie EOS-a 90D - zabezpieczono łączenia elementów korpusu, przyciski, piankowa uszczelka zabezpiecza też komorę zasilania, częściowo zabezpieczona jest także pokrywa gniazda pamięci.

Wyraźną wyższość R7 widać także w ergonomii i przyciskach. Większy, masywniejszy korpus przekłada się na wygodniejszy grip. I choć jest on mniejszy niż w R6/R5, nadal pozwala pewnie trzymać aparat z cięższym teleobiektywem. Z kolei R10 jest korpusem mniejszym i niższym, ale uchwyt jest głęboki, a przez to dłoń wygodnie się na nim zawija.

Ciekawie prezentuje się układ przycisków. W budżetowym R10 jest dość klasyczny, choć wcale nie amatorski. Są bowiem dwa wygodne pokrętła sterujące, a do tego duży joystick, który do tej pory był zarezerwowany dla bardziej zaawansowanych konstrukcji. Do tego czterokierunkowy przełącznik i tryb filmowy na kole trybów.

Z kolei w R7 tryb filmowy połączono z włącznikiem aparatu, a na kole trybów znajdziemy 3 a nie 2 ustawienia własne. Charakterystyczny dla tego korpusu jest nowy joystick połączony z pokrętłem sterującym. Czy takie rozwiązanie jest wygodne? Na pewno do nowego układu trzeba przyzwyczaić nasz kciuk. Pierwsze wrażenie niestety nie było pozytywne - trzeba poprawić dłoń na gripie, aby kciuk mógł swobodnie obracać pokrętłem, a do tego joystick nie przylega dobrze do palca i w efekcie zamiast ruchów w bok, niechcący go wciskamy.

Gniazda i zasilanie

Oba korpusy pod gumowymi zaślepkami kryją złącza HDMI, USB, wężyka spustowego i mikrofonu. EOS R7 ma ponadto możliwość podłączenia odsłuchu, co stanowi niewątpliwą zachętę dla twórców treści filmowych. Ma też podwójne gniazdo pamięci.

Kolejne różnice dotyczą zasilania. R7 współpracuje z akumulatorem LP-E6 wykorzystywanym przez zaawansowane korpusy takie jak 5D Mark IV, czy R5/R6. Natomiast R10 jest zasilany dwa razy mniej pojemnym akumulatorem LP-E17, stosowanym w lustrzankach z trzycyfrowej serii lub bezlusterkowcach EOS M.

Wyświetlacz i wizjer

W obu nowych aparatach producent zastosował 3-calowe wyświetlacze na bocznym, w pełni obrotowym mocowaniu. Rozdzielczość panelu w R10 wynosi jednak 1.03 Mp, a w R7 1.62 Mp, co skutkuje nieco lepszą szczegółowością i kontrastem obrazu wyświetlanego na ekranie bardziej zaawansowanego modelu. Poza tym ekran w R10 jest bardziej panoramiczny, choć aktywny obszar w obu przypadkach wydaje się taki sam.

Podobne niuanse obserwujemy porównując wizjery. W obu aparatach znajdziemy OLED-y o przekątnej 0.39” i rozdzielczości 2.36 Mp. W R7 zastosowano jednak większe powiększenie 1.15x (0.95x w R10). Wizjer jest więc wygodniejszy, bo nie trzeba aż tak mocno się do niego przytulać. Jakość obrazu w obu celownikach jest za to podobna. Mimo że rozdzielczością nie zachwycają, możemy liczyć na bardzo przyjemny obraz bez smużenia i zacinania.

Autofokus, matryce i jakość obrazu

Nowe bezlusterkowce Canona są bardzo szybkie. Bez opóźnień reagują na przyciski i dotyk, doskonale zapowiada się także szybkość ostrzenia. Specyfikacja modelu R7 wskazuje na nieco lepszy autofokus i zapewne pełne testy potwierdzą, że R10 nie będzie aż tak wydajny w trybach seryjnym i ciągłym AF, jak R7. Jednak automatyczne ustawianie ostrości na scenach statycznych, czy wykrywanie twarzy wydaje się w obu aparatach działać podobne i równie szybko.

Canon EOS R10 został wyposażony w matrycę o rozdzielczości 24.2 Mp, natomiast EOS R7 w czujnik 32.5 Mp. W przypadku R7 matryca jest stabilizowana i może być zasłonięta kurtyną.

O jakości zdjęć z nowych aparatów nie możemy niestety napisać zbyt wiele. Oba korpusy, a także nowe obiektywy, które mogliśmy ocenić, były wersjami przedprodukcyjnymi. Możemy jednak pokazać zdjęcia wykonane modelem R10 oraz obiektywem 18-150 mm, jednak tylko w wersji zmniejszonej do formatu M (dłuższy bok 4000 px). Na tej podstawie tylko z grubsza można ocenić jakość obrazu, ale wydaje się, że trzyma ona bardzo dobry poziom w całym zakresie czułości. Zdjęcia zostały wykonane przy wyłączonej redukcji szumów, dlatego kolorowe ziarno zaczyna się uwidaczniać przy ISO 3200, ale rośnie dość wolno i nie wpływa mocno na ogólną szczegółowość ani kolorystykę. Natomiast nowy obiektyw 18-150 charakteryzuje się świetną ostrością w całym zakresie przysłon i zoomu. Na dokładne wnioski trzeba jednak zaczekać do pełnego testu.

Canon EOS R10 + RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM - zdjęcia przykładowe (przeskalowane)

ISO 100

ISO 200

ISO 400

ISO 800

ISO 1600

ISO 3200

ISO 6400

ISO 12800

ISO 25600

ISO 32000

ISO 100

ISO 200

ISO 400

ISO 800

ISO 1600

ISO 3200

ISO 6400

ISO 12800

ISO 25600

ISO 32000

f/3.5, 18 mm

f/5.6, 18 mm

f/8, 18 mm

f/11, 18 mm

f/6.3, 150 mm

f/8, 150 mm

f/10, 150 mm

f/16, 150 mm

Funkcje filmowe

Canon R10 i R7 mają jedne z najbardziej rozbudowanych funkcji filmowych w swoich segmentach. Model R7 może szczególnie przypaść do gustu vlogerom i twórcom przeróżnego kontentu filmowego. Zanosi się, że będzie oferował znakomitą jakość obrazu 4K 30p dzięki nadpróbkowaniu 7K oraz dawał dużą elastyczność w postprodukcji za sprawą 10-bitowego zapisu 4:2:2 i profilu Canon Log 3. Może też nagrywać 4K 60p bez cropa, choć już w postaci bardziej skompresowanej.

Ma w dodatku stabilizowaną matrycę, odsłuch, pojemny akumulator oraz odchylany na bok wyświetlacz. W połączeniu ze znakomitym autofokusem może stać się liderem segmentu, bo w tej chwili żaden korpus tej klasy nie oferuje tak dużej funkcjonalności. Obawy niesie przegrzewanie się w trakcie nagrywania, ale tu producent uspokaja - w specyfikacji podaje około godziny ciągłego zapisu 4K. Pierwsze testy wideo na pewno pokażą na co go stać.

Nieco słabszy pod tym kątem R10 również zaskakuje pozytywnie, bo w swojej klasie oferuje naprawdę wiele. Brak mu niestety stabilizacji, ale z racji lekkiego i małego korpusu można będzie posiłkować się mniejszym, a przez to tańszym gimbalem.

Jego atutem jest z pewnością wysokiej jakości zapis 4K 30p, nadpróbkowany z rozdzielczości 6K (7K w R7). Nie ma profilu CLog3, ale jest HDR PQ. Wtedy rejestrowany jest 10-bitowy sygnał 4:2:2. W takiej postaci można go też przesyłać przez HDMI. Aparat może nagrywać też w 4K z cropem i z nieco mocniejszą kompresją, ale za to z szybkością 60p. Nie zabrakło też złącza mikrofonu. Dla amatorów i początkujących twórców wideo stanowi więc naprawdę doskonałą propozycję.

Podsumowanie

EOS R7 wydaje się naprawdę dobrze skrojonym korpusem wyposażonym w stabilizowaną matrycę o całkiem wysokiej rozdzielczości, wydajny autofokus z szybkim trybem seryjnym oraz zaawansowany tryb filmowy. Na dodatek całość jest zapakowana w solidnym i ergonomicznym korpusie, obsługującym dwie karty pamięci, z dobrym wizjerem i wyświetlaczem oraz pojemnym akumulatorem na pokładzie. Tak jak 90D czy 7D, nowy R7 zainteresuje tych, którym pełnoklatkowa matryca nie jest potrzebna do szczęścia: fotografów sportu, dzikiej przyrody, a z racji rozbudowanego trybu wideo, twórcom przeróżnego kontentu filmowego.

Canon R10 to natomiast budżetowa propozycja, jeszcze nie najtańsza jak w przypadku lustrzankowej serii 1000D, ale już dla bardziej świadomych miłośników fotografii, podróży i vlogowania. Brakuje mu stabilizowanej matrycy, ale poza tym wydaje się, że ma wszystko co potrzeba, by rozpocząć kreatywną zabawę z fotografią i filmem.

Pierwszy kontakt z nowymi aparatami należy więc ocenić bardzo pozytywnie. Zaskoczyły wydajnością i uniwersalnością, ale niestety także ceną, która jeszcze niedawno była przypisana modelom klasę wyższym.

Pewien niedosyt pozostawiają też pierwsze obiektywy RF-S, bo dwa kitowe zoomy w zasadzie niczym szczególnym się nie wyróżniają. Na razie trudno im cokolwiek zarzucić, ale na starcie innowacyjnych modeli pełnoklatkowych RF było dużo więcej. Patrząc z tej perspektywy, chyba zbyt duże nadzieje wiązaliśmy z premierą modeli do APS-C. Pozostaje mieć nadzieję, że w perspektywie czasu Canon jeszcze nas zaskoczy.

Skopiuj link

Autor: Krzysztof Mularczyk

Redaktor serwisu Fotopolis.pl i magazynu Digital Camera Polska. Od 20 lat robi zdjęcia, testuje sprzęt fotograficzny i pisze o fotografii.

Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
21
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
41
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
31
Powiązane artykuły