Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
92%
Fujifilm X-S10 to konstrukcja, która oferuje wszystko co najlepsze z systemu X w ergonomicznym body i z ceną w zasięgu portfela amatora. Sprawdzamy czy to rzeczywiście najbardziej uniwersalna propozycja APS-C pod kątem pierwszych płatnych zleceń.
Do testu wykorzystaliśmy niedrogi obiektyw Fujinon XC 35 mm f/2 - odpowiednik budżetowej pięćdziesiątki. W końcu z dużym prawdopodobieństwem będzie to pierwsze szkło, które dołączy do standardowego zooma w torbie wielu użytkowników X-S10. Dodatkowo będziemy mogli zobaczyć jak zaczerpnięty z modelu X-T4 układ AF współpracuje z obiektywami, które nie były tworzone pod kątem wymagającej pracy. Zacznijmy jednak od początku.
W przypadku modelu Fujifilm X-S10, od momentu uruchomienia aparatu do wykonania pierwszego zdjęcia (przy włączonym systemie AF) mija dokładnie 1,15 s. Nie jest to rekordowy wynik w świecie bezlusterkowców, ale jak na tę klasę sprzętu zupełnie przyzwoity. Niestety podobnie jak miało to miejsce jeszcze w modelu X-T3, dużo dłużej trwa niestety wybudzanie aparatu z trybu uśpienia (tu pierwsze zdjęcie wykonamy dopiero po ok. 1,8 s), co sprawia, że bardziej praktyczne będzie po prostu każdorazowe wyłączanie aparatu, gdy szykuje nam się krótka przerwa w zdjęciach.
Bardzo dobrze wypada natomiast sama szybkość obsługi aparatu. Pod względem czasu reakcji nie zauważyliśmy żadnej różnicy względem modelu X-T4. Jednym słowem wszystko dzieje się błyskawicznie. Warto też zaznaczyć, że aparat momentalnie wczytuje podgląd zdjęć, nawet w przypadku szybkiej nawigacji, a 100-procentowe powiększenie uruchamiane jest właściwie w chwili wciśnięcia przycisku lub dwukrotnego dotknięcia ekranu. Nie obserwujemy żadnych widocznych opóźnień.
Z rzeczy, które nieco uprzykrzają korzystanie z aparatu należy natomiast wymienić wspomnianą już mało intuicyjną regulację parametrów w menu Q, lagi na ekranie LCD, które pojawiają się podczas wstępnego przygaszenia ekranu po kilkusekundowej bezczynności (wystarczy wcisnąć do połowy przycisk migawki, by wszystko wróciło do normy), a także pewną ślamazarność joysticka AF. Wprawdzie sprawuje się on właściwie identycznie jak w modelu X-T4, ale chcielibyśmy, żeby kontrola punktu AF była bardziej płynna - denerwuje zwłaszcza chwilowe zatrzymanie punktu podczas zmiany kierunku joysticka. Tak czy inaczej są to drobnostki, które nie rzutują na ogólną pracę aparatu.
Fujifilm X-S10 imponuje także w zakresie trybu seryjnego, którego możliwości tylko nieznacznie różnią się od modelu X-T4. Najbardziej istotną różnicą jest to, że w trybie migawki mechanicznej X-S10 fotografuje z maksymalną prędkością 8 kl./s (15 kl./s w X-T4), co i tak w większości sytuacji jest wartością zupełnie wystarczającą. W trybie migawki elektronicznej obserwujemy natomiast takie same jak w przypadku wyższego modelu opcje pełnoklatkowe zapisu z prędkością do 20 kl./s, i do 30 kl./s w trybie crop (zawężenie pola widzenia o ok. 1,25 x).
Dystans do wyższego modelu obserwujemy naturalnie w kwestii pojemności bufora, który zapełnia się dosyć szybko, ale co ciekawe - tylko w przypadku zapisu RAW. Tak wiec w przypadku serii 8 kl.s i zapisu RAW oraz RAW + JPEG bufor zapełni się po wykonaniu 16 zdjęć, co daje nam około 2 sekundy fotografowania. Jeśli jednak przełączymy się na serię JPEG otrzymamy właściwie nieograniczony bufor, co w tej klasie sprzętu jest czymś rzadko spotykanym.
Nieco gorzej jest w przypadku migawki elektronicznej i serii 20 kl./s, ale też trudno tu narzekać, bo w tym pułapie cenowym takie prędkości w ogóle nie występują. W przypadku serii JPEG po wykonaniu 25 zdjęć (ok. sekunda fotografowania) prędkość spada do ok. 10-8 kl./s i dalej możemy cieszyć się nieograniczonym buforem. W przypadku serii RAW bufor nadal zapełnia się po wykonaniu 16 zdjęć (niecała sekunda serii), co każe nam wierzyć, że jest to limit ustalony przez producenta odgórnie, a nie rzeczywiste ograniczenie sprzętowe.
Co ważne, nawet pomimo tego, że port karty pracuje jedynie w standardzie UHS-I, w przypadku szybkiej karty czas opróżniania bufora nie jest przesadnie długi i trwa on od około 4-5 sekund dla plików JPEG (cały czas można kontynuować fotografowanie serią) do ok. 15 sekund dla plików RAW (podczas zgrywania zdjęć nie jesteśmy w stanie uruchomić kolejnej serii). Tak więc X-S10 jest aparatem, którym może być trudno pracować w warunkach wymagających częstego fotografowania seriami RAW, ale w przypadku JPEG-ów nie będziemy mieć z tym najmniejszego problemu.
(Do testu wykorzystaliśmy kartę SDHC Lexar UHS-II U3)
Jedną z głównych cech, mających świadczyć o amatorskiej klasie korpusu jest migawka pracująca z najkrótszym czasem 1/4000 s (1/8000 s w większości bardziej zaawansowanych aparatów). Czy jest to realne ograniczenie? Moim zdaniem nie, zwłaszcza, że otrzymujemy też funkcję bezgłośnej (bądź też nie) migawki elektronicznej, która umożliwia fotografowanie z czasami do 1/32000 s i w przypadku której efekt rolling shutter nie jest na tyle widoczny, by wpływał na jakość zdjęć.
Dodatkowo otrzymujemy też tryb łączony, gdzie migawka elektroniczna automatycznie uruchamia się przy czasach powyżej 1/4000 s, co bardzo wygodnie pozwoli nam uporać się z ograniczeniem migawki mechanicznej, bez jednoczesnej obawy o pojawienie się na zdjęciach artefaktów podczas fotografowania migawką elektroniczną w sztucznym świetle.
Dobrze sprawdza się także tryb Auto ISO, który jest na tyle rozbudowany, by zadowolić większość użytkowników. Otrzymujemy możliwość ustawiania granicznych wartości czułości i czasów migawki, których aparat nie będzie przekraczał, a te możemy przypisać do 3 osobnych slotów, co pozwoli wygodnie przywoływać najlepsze ustawienia w zależności od sytuacji.
Szkoda jedynie, że w systemie Fujifilm cały czas nie otrzymujemy czegoś na wzór trybu priorytetów szybkości dla trybu Auto ISO, jakie oferują m.in. Canon i Sony. W zależności od ustawień pozwalają one wymusić stosowanie krótszych, lub dłuższych czasów naświetlania w ramach ustalonych widełek dla trybu Auto ISO, co umożliwia wygodne korzystanie z tego trybu w bardziej dynamicznych sytuacjach, gdzie normalnie aparat dążyłby np. do wydłużenia czasu migawki, by utrzymać możliwie niską czułość. W przypadku Fujifilm, aby aparat utrzymał krótkie czasy, musimy ręcznie „zabronić mu” schodzenia poniżej określonych wartości.
Tak czy inaczej, jak na tę klasę sprzętu tryb Auto ISO spełni oczekiwania większości osób. Dosyć skutecznie balansuje też czas ekspozycji względem wykorzystywanej ogniskowej, czułości i tego czy pracujemy z włączoną stabilizacją matrycy, choć w większości sytuacji dąży raczej do dłuższych casów i jak najniższego ISO.
W kwestii systemu AF otrzymujemy dokładnie to samo, co w modelu X-T4, czyli 425 punktów detekcji fazy, które pokrywają ok. 98% kadru. Dla wygody, siatkę możemy zawęzić do 117 punktów, a wielkość znacznika AF ustawimy za pomocą tylnego pokrętła. AF pracuje w 4 znanych nam już trybach: punktowym, strefowym (strefa 3x3, 5x5 lub 7x7 punktów), szerokim ze śledzeniem obiektu oraz trybie All, który zawiera w sobie wszystkie 3 podstawowe tryby i umożliwia przełączanie się między nimi za pomocą regulacji wielkości punktu AF. Otrzymujemy też możliwość personalizacji szybkości podążania i blokowania ostrości w ramach 5 fabrycznie zaprogramowanych i 1 banku ustawień użytkownika.
Układ punktów AF w kadrze modelu X-T3 (425 i 117 pól)
Jeżeli chodzi o skuteczność, jest bardzo dobrze. W przypadku obiektywu XC 50 mm f/2 przeostrzanie przez cały zakres trwa raptem 0,2 s, natomiast ostrzenie w jednej płaszczyźnie to około 0,12 s. Co ciekawe w przypadku X-T4 działo się to nieco szybciej (przeostrzenie z planu dalekiego na bliski obiektywem XC 50 mm trwało maksymalnie 0,15 s), ale są to mało znaczące różnice. Bardzo dobrze system AF sprawdza się także w słabym świetle - w żadnym wypadku, nawet podczas fotografowania na plaży w środku nocy aparat nie odmówił ustawienia ostrości, czasem tylko trwało to nieco dłużej, co zdaje się potwierdzać deklarowaną skuteczność do -6 EV)
C-AF, seria 8 kl./s, obiektyw Fujinon XC 35 mm f/2. Tutaj uzyskaliśmy około 90-procentową skuteczność, ale wykonaliśmy też wiele podobnych serii, w których skuteczność oscylowała na poziomie 60-70%. Wiele zależy od ustawień systemu AF i używanego obiektywu.
Jeśli zaś chodzi o tryb ciągły i śledzenie, bywa różnie. Podobnie jak w modelu X-T4 wiele zależy od ustawień i trybu pracy autofokusa. Zasadniczo aparat lepiej radzi sobie w przypadku pomiaru strefowego niż w trybie trackingu, gdzie zaznaczamy obiekt do śledzenia. Gdzieś pomiędzy wypada z kolei pomiar wielopunktowy z wykrywaniem twarzy i oka. W przypadku obiektywu XC 35 mm system śledził bardzo dobrze dopóki fotografowany obiekt nie przemieszczał się naprawdę blisko aparatu (choć sporadycznie trafiały się też nietrafione klatki na średniej odległości).
Generalnie przy dobrych ustawieniach C-AF w trybie seryjnym powinniśmy otrzymać około 70-80% ostrych zdjęć. Jak jednak pamiętamy z testu modelu X-T4, po podpięciu szybkiego zoomu XF 16-55 mm f/2.8 R LM WR, system AF oferował ponad 90-procentową skuteczność i naszym zdaniem także nieco lepiej radził sobie ze śledzeniem oczu. Wiele więc będzie zależeć od obiektywu.
A jeśli już jesteśmy przy systemach śledzenia, warto wypomnieć producentowi, że układ wykrywania twarzy i oczu nadal pozostaje w tyle za konkurencją. Choć w trybie ciągłym działa całkiem skutecznie, to lubi wykrywać twarze i oczy w przypadkowych miejscach. Ciągle też przełącza się między twarzą i okiem przez co nie wiemy, na co właściwie ostrzy. W dodatku problemy te tylko nabierają na sile w przypadku przełączenia się do trybu pojedynczego, który wydaje się nam bardziej naturalny do fotografowania portretów. Niekiedy zdarza się też, że mimo potwierdzenia ostrości, ta ustawiana jest np na usta, a nie na oko. Jednym słowem jest nieźle, ale do subtelności systemu Sony czy Canona jeszcze trochę brakuje.
Kolejną rzeczą, która dystansuje model X-S10 względem topowego X-T4 jest bateria. Żywotność akumulatora, a właściwie optymalizację poboru mocy, można tu w najlepszym razie uznać za przeciętną (jak na dzisiejsze realia). Według specyfikacji jedno ładowanie powinno nam wystarczyć na wykonanie ok. 325 zdjęć. W praktyce przekłada się to na około 3-godzinny spacer, podczas którego będziemy ze średnią częstotliwością uruchamiać aparat i fotografować. Oczywiście w przypadku fotografowania serią na jednej baterii kilkukrotnie podany wynik przebijemy, ale tak czy inaczej, żeby móc ze spokojem pójść na dłuższe zlecenie czy też zabrać aparat ze sobą w podróż należy wyposażyć się w dodatkowy akumulator, a najlepiej dwa.
W przypadku filmów bateria umożliwi nagranie ok. 40 min. materiału 4K, ale należy też brać pod uwagę, że aparat pobiera prąd także będąc w trybie „stand by”, co w rzeczywistych warunkach przełoży się na ok 25-30 min. filmowania. W przypadku Full HD będzie to natomiast ok. 1,5 godziny. Jeżeli myślicie o wykorzystaniu X-S10 do wideo, dodatkowe akumulatory będą tym bardziej potrzebne.
Aby cieszyć się możliwie najdłuższa pracą aparatu warto też pamiętać o tym, by nie pozostawiać włączonego modułu łączności bezprzewodowej, który widoczne drenuje baterię. Biorąc pod uwagę, że automatyczny transfer zdjęć poprzez aplikację i tak nie odbywa się na bieżąco podczas fotografowanie, utrzymywanie stałej łączności ze smartfonem w większości przypadków będzie zbędne.
Fujifilm X-S10 to obecnie jeden z najtańszych aparatów systemowych nowej generacji, oferujący stabilizację matrycy. Choć jej deklarowana skuteczność jest delikatnie niższa niż w modelu X-T4 (ok. 5,5-6 EV w przypadku większości obiektywów), w praktyce nie zauważyliśmy większej różnicy w jej działaniu.
Wykres skuteczność stabilizacji dla modelu X-S10 i obiektywu XC 35 mm f/2
W przypadku obiektywu 50 mm najdłuższym czasem ekspozycji, przy którym udało nam się utrzymać nieporuszone ujęcia było 1 s, choć za użyteczne osiągi należy raczej uznać 1/2 s (1-sekundowe ekspozycje udaje się utrzymać rzadko i wymaga to bardzo dobrego ustabilizowania aparatu w rękach).
Jak zwykle w przypadku aparatów Fujifilm mamy do czynienia z nieco humorzastym pomiarem światła. Choć zwykle zdjęcia są trafione w punkt, sporadycznie będą za jasne, lub za ciemne. Czasem też pomiar potrafi się gubić i w trybach preselekcji dwa wykonane po sobie zdjęcia będą mocno różnić się ekspozycją. W wielu sytuacjach trudno też zauważyć różnicę pomiędzy pomiarem matrycowym, centralnie ważonym i uśrednionym.
Przykład gubienia się systemu pomiaru światła (pomiar matrycowy). Zdjęcia wykonane jedno po drugim w trybie preselekcji przysłony i Auto ISO, z ręczną korektą ekspozycji na -1/3 EV.
Taka już natura systemu pomiaru światła producenta. Trzeba po prostu wyrobić sobie nawyk wprowadzania ręcznych korekt i obserwowania tego, co dzieje się w wizjerze. Warto jednak nadmienić, że wspomniane problemy nie są nagminne i w ogólnym rozrachunku nie wpływają znacząco na komfort pracy.
Jak zwykle w przypadku aparatów Fujifilm mamy do czynienia z bardzo dobrą, jak na segment APS-C, jakością obrazu a dobre wrażenie robi szczególnie sposób odwzorowania kolorów. Zdjęcia są kontrastowe i odpowiednio nasycone już prosto z aparatu, po prostu zazwyczaj wyglądają naprawdę atrakcyjnie jeszcze przed obróbką.
Natomiast prawdziwa magia zaczyna się dziać, gdy bawimy się profilami kolorów, czyli symulacjami filmów oferowanymi przez aparata Fujifilm. Większość profili zmienia kolorystykę i kontrast bardzo delikatnie, ale jednak na tyle, by warto było z nich korzystać i by zdjęcia nie wyglądały nudno. Prawdziwym ewenementem w tym temacie jest dla mnie najnowszy, wprowadzony wraz z modelem X-Pro3 profil Klasyczny Negatyw, który jako jedyny zachowuje się w sposób zbliżony do filmu negatywowego (widocznie odmienne efekty przy niedoświetleniu i prześwietleniu) i który w wyjątkowo przyjemny sposób odwzorowuje tony skóry. Gdyby nie to, że w niektórych sytuacjach dość mocno podbija kontrast i przesadnie rozjaśnia światła, mógłby spokojnie robić za standardowy profil kolorystyczny w aparacie. Tym bardziej, że z odwzorowaniem skóry w standardowym profilu Provia bywa różnie.
Fujifilm X-S10 dobrze radzi sobie także w słabym świetle. Oczywiście nie ma co spodziewać się efektów rodem z pełnej klatki, ale jeśli zdjęcia zamierzamy publikować w internecie, bez większych zmartwień możemy fotografować aż do czułości ISO 6400. W dodatku szum generowany przez sensor Fujifilm jest przyjemny dla oka i nie przeszkadza zbytnio także przy oglądaniu zdjęć w powiększeniu.
Warto wspomnieć także, że podobnie jak model X-T4, tak i X-S10 oferuje tryb automatycznego balansu bieli z priorytetem bieli, który będzie starał się lepiej wypoziomować kolorystykę w najtrudniejszych dla aparatu warunkach oświetleniowych (np. światła żarowego). Prawdę mówiąc i standardowy pomiar radzi sobie w tym zakresie bardzo dobrze, ale priorytet bieli da nam jednak nieco lepszy punkt wyjścia do ewentualnej dalszej edycji.