Leica S3 - pierwsze wnioski i zdjęcia przykładowe

W nasze ręce, na jeden dzień, wpadł pierwszy w Polsce egzemplarz średnioformatowej lustrzanki z 64-milionowym sensorem o proporcjach 3:2. Czy po dwóch latach od oficjalnej premiery może jeszcze zainteresować zawodowych fotografów?

Autor: Maciej Zieliński

8 Październik 2020
Artykuł na: 17-22 minuty
Spis treści

Cześć S3, musisz o czymś wiedzieć. Gdy Cię nie było, sporo się zmieniło. To niby tylko dwa lata, a jednak świat cyfrowej fotografii wygląda dziś już zupełnie inaczej. Przede wszystkim w międzyczasie na boisku pojawiło się jeszcze kilku dużych chłopców. A właściwie całkiem małych, ale z równie dużymi (a nawet minimalnie większymi) matrycami.

Do tego bez luster, za to ze stabilizacją i naprawdę świetnym obrazkiem. No i rozdzielczością nawet 100 Mp... Nie, nie, spokojnie, to wcale nie musi oznaczać, że nie jesteś już potrzebna – masz wciąż naprawdę wiele do zaoferowania. Pokażmy w szczegółach z czym wchodzisz dziś do gry…

Leica S3 jest dziś sporo spóźniona, ale czy kiedykolwiek w ogóle się ścigała?

Model S3 oficjalnie zaprezentowano jeszcze podczas targów Photokina w 2018 r. Była to premiera nieco w cieniu porozumienia Leiki z Panasonikiem i Sigmą – rodził się nowy bezlusterkowy system i oczy wszystkich zwrócone były w stronę modeli S1 i S1R, które miały błyskawicznie zmienić układ sił (to czy tak się stało i dlaczego nie, to zupełnie inna historia).

Wówczas jednak lustrzanki miały się nadal świetnie: Nikon D850 czy Canon EOS 5D Mark IV były najpopularniejszymi korpusami wśród zawodowców. Kolejne dwa lata wywróciły jednak rynek do góry nogami – pojawiły się kompaktowe średnie formaty bez lustra, a do wyścigu dołączyły również Canon R i Nikon Z. Wyścigu również na rozdzielczości – mały obrazek 60 Mp w Sony za chwilę ustąpić ma podobno 90-milionowemu sensorowi Canona.

Gdzie była w tym czasie Leica? Prawda jest taka, że w tym segmencie nigdy nie miała w zasadzie konkurencji, postanowiła się więc nie spieszyć. Podobno prace nad finalnym kształtem aparatu opóźniono, by zaimplementować tryb filmowy 4K.

Po raz kolejny rynkową premierę odsunęła w czasie światowa pandemia. W efekcie pierwsze egzemplarze S3 do klientów trafiają właśnie teraz, czyli dokładnie dwa lata od oficjalnej prezentacji.

Czy na rynku jest jeszcze miejsce na średnioformatową lustrzankę za niemal 88 tys. zł? Na to pytanie najlepiej odpowie zapewne rynek, my możemy jedynie podzielić się wrażeniami z użytkowania, tego bez wątpienia ciekawego modelu.

S3 to niemiecki pancernik. Duży i ciężki, ale niektórzy to lubią

Takie opinie często słyszę właśnie od zwolenników lustrzanek, którzy „lubią czuć ciężar aparatu”. Oczywiście aparat musi być dobrze wyważony. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza dla zawodowców, którzy z aparatem w ręce spędzają wiele godzin.

Wyważenie, a ciężar to jednak dwie różne rzeczy. Być może to kwestia przyzwyczajenia, być może odwykłem od ciężkich lustrzanek, ale po całym dniu z S3 „czułem nadgarstek”.

Zestaw ze standardową stałką SUMMARIT-S 70 mm f/2,5 (ekwiwalent 50 mm dla pełnej klatki) to już ponad 2 kg metalu i szkła (2105 g z baterią i paskiem, samo body to 1260 g). A w systemie są przecież szkła większe i cięższe.

S3 wizualnie nie różni się od poprzednika, czyli modelu S (Typ 007). Korpus jest więc naprawdę duży. Jestem wrogiem przesadnej miniaturyzacji korpusów, uważam, że narzędzie pracy nie musi być zawsze małe, i nie raz krytykowałem Sony A7, ale tu joystick obsługuję końcem kciuka. Osoby obdarzone większymi dłońmi z pewnością poczują się jednak bardzo komfortowo.

Bryłę aparatu wyrzeźbiono anatomicznie, a miękko żłobione profile pozwalają intuicyjnie i pewnie oprzeć kciuk na tylnej ściance i zawinąć wszystkie palce na wyjątkowo masywnym i głębokim gripie.

Bardzo lubię też minimalistyczną, ale jak zawsze w aparatach Leica dobrze przemyślaną obsługę. Inżynierowie z Wetzlar obcinają przyciski z głową – okazuje się że wcale nie potrzebujemy kilkunastu przycisków, kierunkowych nawigatorów i piętrowych pokręteł, by aparat obsługiwać szybko i wygodnie.

Cała systematyka opiera się o cztery zgrupowane wokół ekranu płaskie klawisze (tutaj to chyba najwłaściwsze określenie). Nieoznakowane, w pierwszej chwili są niemal niewidoczne co dodaje elegancji.

Funkcje oczywiście nadajemy sami, możemy je wcisnąć raz lub przytrzymać, by trafić np. prosto do zakładki wyboru wartości ISO czy kompensacji ekspozycji. Na tylnej ściance znajdziemy jeszcze przełącznik trybu migawki (wbudowana/centralna w obiektywie) pokrętło i gumowy kierunkowy joystick.

Aparat oferuje tylko centralny punkt AF, służy więc on głównie do nawigacji po menu a wciśnięty w trybie MF działa jak klasyczny przycisk AF-ON w reporterskich modelach. Tylne pokrętło również jest „wciskalne” i pozwala na szybką zmianę trybu pracy (P,A,T,M).

Na górnym panelu umieszono drugie pokrętło sterowania, przycisk Live View i trybu filmowego a także pomocniczy wyświetlacz, prezentujący podstawowe ustawienia. W aparacie z optycznym wizjerem zdecydowanie ma to sens.

Po lewej stronie koperty wizjera znajduje się tajemnicza szybka – prawdopodobnie skrywa się pod nią moduł łączności GPS i WLAN – magnezowy pancerz mógłby zapewne skutecznie blokować sygnał i powodować kłopoty z komunikacją. 

A skoro mówimy już o wykonaniu. Czystą formalnością jest podkreślenie, że korpus wykonano z niespotykaną starannością i finezją. Solidnie uszczelniony, monolityczny, zimny i bardzo przyjemny w dotyku. Górną pokrywę odlano ze stopu magnezu, dolną z aluminium, pomiędzy nimi znajduje się nierdzewna stal.Korpus S3 naprawdę budzi respekt.

Optyczny wizjer to wielka przyjemność, ale kto spróbował celownika EVF z pełną kontrolą, do pryzmatu już nie wróci

Przyjemność, o której zdążyłem już zapomnieć. Powiększenie 0,87x, wielka wygodna muszla, i wysoki punkt oczny i przede wszystkim ten naturalny podgląd, przypomniały mi z czego fotografowie nie chcieli rezygnować, gdy na rynku pojawiały się pierwsze, mocno niedoskonałe wizjery cyfrowe.

Dziś sytuacja wygląda już jednak zgoła inaczej. Jasne panele osiągają rozdzielczości przekraczające 9 Mp, oferując podgląd bardzo naturalny i wizualizują efekt jeszcze przed wciśnięciem spustu. Wydaje mi się, że to kwestia kilku lat, gdy korzystanie z optycznego wizjera w profesjonalnej pracy będzie przejawem niepotrzebnej nonszalancji.

A wracając do S3 – wizjer wyświetla wszystkie kluczowe informacje i nawet namiastkę poziomnicy. Jedyne czego mi brakuje to wyraźnego potwierdzenia ostrości podświetlanego na matówce.

Tylny, 3-calowy ekran jest wystarczająco jasny i klarowny mimo podstawowej tylko rozdzielczości 921 tys. punktów, a do tego pokryty został wytrzymałą osłoną ze szkła Gorilla Glass. Pozwala skutecznie ocenić ostrość ujęć i wygląda na to, że nie przekłamuje ekspozycji. Niestety nie jest dotykowy.

W 2020 roku to już mały skandal, a mówiąc poważnie, responsywny panel naprawdę ułatwiłby obsługę i przede wszystkim ostrzenie w trybie podglądu na żywo. W tej chwili korzystamy z lupki i joysticka. To skuteczna i precyzyjna metoda, pod warunkiem oczywiście, że akurat nigdzie nam się nie spieszy.

Szybkość i wydajność, czyli podróż w czasie do roku 2015

Może najnowsze superwydajne konstrukcje przesadnie nas rozpuściły, ale S3 przypomina nam czasy gdy fakt, że średni format jest wolny, był oczywisty niemal tak samo, jak to, że oferuje najwyższą jakość zdjęć. Bo choć aparat startuje szybciej od średnioformatowej konkurencji bez lustra, sama praca jest już dość wymagająca.

Kuleje zwłaszcza oparty na jednym krzyżowym punkcie autofokus. X1D a zwłaszcza GFX, to nowoczesne układy: elastyczny wybór punktu AF, praca grupą, AF na dotyk i niezła praca nawet w słabym świetle.

S3 zmusza nas do pracy w reporterskim stylu „wyostrz-przekadruj”, co w przypadku pracy z oczekiwaną w końcu od średniego formatu małą głębią, oznacza spore ryzyko minięcia się z ostrością.

Hasselblad w swoich modułowych lustrzankach rozwiązał to software’owo – aparat mierzy kąt odchylenia i koryguje ostrość samodzielnie, tu takiego wsparcia nie mamy.

AF jest zaskakująco szybki i skuteczny (jak na średni format), ale tylko dopóki pracujemy w dobrym świetle. Gdy jasność sceny spada, AF zaczyna szukać, a silnik AF obiektywu piszczy przy tym tak przeraźliwie, że mamy ochotę dobić go z litości. Kultura pracy na mocne trzy z dwoma.

Prawdziwy problem pojawia się jednak w sytuacjach naprawdę ciemnych. Przy świetle świeczki, czyli ok -3 EV, AF po prostu przestaje działać. Aparat zwyczajnie nie odpowiada na żądanie.

 

Możliwe jest także ostrzenie w trybie podglądu na żywo, ale Live View w S3 działa dokładnie tak, jak w pierwszych lustrzankach. Czyli nie najlepiej. Konwencjonalna detekcja kontrastu oznacza, że obiektyw przeszukuje cały zakres, by stopniowo zawęzić obszar poszukiwań i zatrzymać się w końcu na wystarczająco kontrastowej krawędzi. I rzęzi przy tym niemiłosiernie.

Oczywiście będzie jak najbardziej użyteczny i przydatny, zwłaszcza gdy korzystamy ze statywu, ale w scenach o słabszym kontraście, lub wymagających precyzji, zalecałbym ostrzenie manualne z wykorzystaniem focus peakingu.

W trybie seryjnym zgodnie ze specyfikacją osiągamy do 3/kl.s. Wynik typowy w segmencie, choć warto zaznaczyć, że Fujifilm GFX100 z matrycą 100 Mp zapisuje do 5 kl./s. W serii wykonamy maksymalnie 5 zdjęć, później aparat łapie zadyszkę. Kolejne ujęcia wykona po 3 sekundach i pracuje już nieprzerwanie z szybkością 1 kl./s.

Opóźnienie spustu migawki (tzw. shutter lag) jest przy tym minimalne – pod tym względem S3 wypada na pewno lepiej od bezlusterkowych konstrukcji Hasselblad.

Aparat płatał nam też czasem figle. W trakcie pracy wyświetlał komunikat „bateria rozładowana”, choć dopiero włożyliśmy nową. Dziwić może też zastosowanie podwójnego slotu kart z rzadko już dziś stosowanym nośnikiem CF (UDMA 7) i SDHC UHS-II, przy czym nagrania 4K mogą być zapisywane wyłącznie na kartach UHS-I.

Zdziwimy się też zaglądając pod klapki złącz. Producent zdecydował się na złącza USB 3.0 i Sync. typu LEMO – mało uniwersalne ale bardzo solidne i wodoodporne (nie wiemy czy tak jest też i tym razem). Na szczęście dostajemy je w zestawie z aparatem.

Jakość obrazu jest świetna, dopóki nie zaczyna brakować światła

Aparat zbudowano wokół unikalnego, zaprojektowanego specjalnie dla Leiki sensora średnioformatowego CMOS o wymiarach 30 x 45 mm (Leica ProFormat). Jest fizycznie nieco mniejszy niż najnowsze czujniki Fujifilm i Hasselblad, ale nadal jego powierzchnia jest o 56% większa niż konwencjonalnej pełnej klatki.

Co w nim jednak najbardziej wyjątkowe, oferuje proporcje obrazu 3:2, czyli dokładnie takie jak większość aparatów małoobrazkowych. Dla wielu fotografów ma to duże znaczenie. A Jak spisuje się w praktyce?

Obiecywane przez producenta znakomite osiągi (w tym deklarowany zakres dynamiczny 15 EV) należałoby potwierdzić w laboratorium DxO, ale co pokazują pierwsze zdjęcia? Na pewno świetne kolory.

Sensor oprogramowano podobnie jak inne matryce producenta co w efekcie daje bardzo naturalne odwzorowanie barw, z dobrymi tonami skóry i zachowaniem przyjemnej, ciepłej tonacji również gdy fotografujemy w cieniu lub zaraz po zachodzie słońca. Pod tym względem wypada chyba nawet lepiej niż testowana przeze mnie niedawno Leica M10R z sensorem 40 Mp.

ISO 6400

ISO 12500

ISO 25000

ISO 50000

Mniej zachwyca, mówiąc najdelikatniej, kontrola szumu przy wyższych czułościach. Tyle czytałem o dużych pikselach (4,6 μm) i lepszej transmisji światła, które to mają stanowić największą przewagę nad matrycami 35 mm. Tymczasem pierwsze ślady bandingu w słabym świetle zauważymy już przy ISO 6400.

Przy ISO 12500 pasy koloru w cieniach są już wyraźnie widoczne. Granicą przyzwoitości okazuje się ISO 3200. Dla fotografów pracujących na cyfrowych ściankach to pewnie i tak świetny wynik. Dobra wiadomość: ziarno ma bardzo drobny charakter i nie degraduje szczegółów. Zła: mocno widoczny jest szum chrominancji.

Podsumowanie: Leica S3 to aparat zupełnie inny. I to jego największa zaleta.

Ten aparat nie jest ani specjalnie szybki ani wyjątkowo ergonomiczny, a gdy światła jest choć trochę mniej, przegrywa z nowoczesną pełną klatką, ale też bezpośrednią bezlusterkową konkurencją (zwłaszcza tańszym o 40 tys. zł Fujifilm GFX100 ze stabilizowaną matrycą 100 Mp).

Głównie pod względem skuteczności systemu AF, który w S3 ma bardzo ograniczoną funkcjonalność. Do tego mało użyteczny tryb Live Wiew, brak stabilizacji, skromne filmowanie, mało uniwersalne złącza i - bo nie można o tym zapomnieć - zdecydowanie zawyżona cena. Prawdę mówiąc, to aparat spóźniony nie o 2, a co najmniej o 5 lat. Wtedy „średniakom” wybaczało się naprawdę dużo.

S3 to jednocześnie korpus naprawdę wyjątkowy. To jedyna na rynku średnioformatowa lustrzanka o monolitycznej konstrukcji, z sensorem o proporcjach 3:2, olbrzymim wizjerem, który pozwala na precyzyjne i wygodne ostrzenie manualne, a także cała linia stosunkowo lekkich i przede wszystkim jasnych obiektywów (również z migawką centralną i synchronizacją do 1/1000s!). A do tego wzornictwo i wykonanie, które dla wielu fanów marki będą wystarczającym powodem, by grubo przepłacić.

S3 to prawdopodobnie ostatni model z linii i ostatnia lustrzanka Leica. Oczywiście nie dam sobie za to uciąć nawet najmniejszego palca, bo Niemcy nie raz już nas zaskoczyli, ale tego właśnie należałoby się spodziewać. Kto kupi S3?

Być może użytkownik poprzednich modeli S, który zgromadził już sporą szklarnię równie drogich szkieł, lub zawodowy fotograf, który pracuje głównie w kontrolowanym świetle, więc wyciśnie z tego sensora wszystko, co najlepsze. Bo sensor S3 lubi światło i gdy dostaje go wystarczająco dużo, potrafi odwdzięczyć się naprawdę pięknym obrazkiem.

Spis treści

Poprzednia

1

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
24
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
41
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
41
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)