Wydarzenia
Vive la Résistance! W oku patrzącego - Marta Bogdańska w IFF
Spodziewaliśmy się następcy amatorskiego G80, ujrzeliśmy zaawansowany korpus dla profesjonalistów. Specyfikacja sugeruje, że G9 ma rywalizować z topowymi modelami konkurencji, wprowadza też kilka ciekawych nowości...
Nowy model należy pozycjonować zdecydowanie wyżej niż dotychczasowe, wszechstronne, ale jednak amatorskie korpusy z najstarszej linii Lumix G. Mówiąc krótko, zaprezentowany właśnie G9 to nic innego jak GH5 dla fotografów. Producent przyznaje zresztą, że mocny akcent postawiony na filmowanie, sprawił, że w efekcie w ofercie zabrakło modelu dla zaawansowanego fotografa, dla którego najważniejsze są nadal zdjęcia. Nowy korpus ma tę lukę uzupełnić. Panasonic stworzył nową półkę w swoim fotograficznym portfolio. Swoją drogą, ciekawe, czy zobaczymy jeszcze logicznego następcę wszechstronnego i przede wszystkim niedrogiego G80. Czas pokaże.
W ramach organizowanego co dwa lata Panasonic Digital Imaging Seminar spędziliśmy kilka godzin z przedprodukcyjnym egzemplarzem aparatu. Niestety nie dostaliśmy zgody na publikację zdjęć w pełnej rozdzielczości, sporo możemy już natomiast powiedzieć o wykonaniu, ergonomii i wydajności pracy. Aparat testowaliśmy głównie z obiektywami Leica DG Vario-Elmar 100-400 mm f/4.0-6.3 ASPH Power O.I.S oraz nowym Leica 200 mm f/2.8, szersze ujęcia wykonaliśmy standardowym zoomem Panasonic Leica DG Vario-Elmarit 12-60 mm f/2.8-4 ASPH. POWER O.I.S.
Zimny, solidny magnezowy korpus G9 w niczym nie przypomina dotychczasowych konstrukcji z serii G - bardziej zasadne, nie tylko zresztą w zakresie ergonomii, wydaje się porównywanie nowego modelu, do topowego GH5. Surowa bryła z trapezową kopułką wizjera stylistycznie przypomina nieco lustrzanki Pentax. Nie jest to konstrukcja specjalnie finezyjna, ale klasyczny design ma wielu zwolenników. Jedynym smaczkiem jest czerwony pierścień okalający pokrętło trybu pracy, prawdopodobnie znak rozpoznawczy dla przyszłych modeli z tej serii. Co ciekawe, aparat nie ma też na obudowie żadnego oznaczenia numerycznego.
Uszczelniony korpus wykonano bardzo starannie. Jest zwarty i sztywny, a powierzchnie chwytne pokryto miękką gumą, która przyjemnie klei się do dłoni. Może wydawać się dość duży, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozmiar sensora, trzeba jednak pamiętać, że kompaktowość systemu Micro Cztery Trzecie wynika przede wszystkim z niewielkich rozmiarów optyki. Konkurencja, która postawiła na pełną klatkę faktycznie oferuje bardzo kompaktowe korpusy, niestety podpinamy do nich obiektywy, które nierzadko okazują się nawet większe niże te znane z systemów lustrzankowych.
Aparat trzymamy więc bardzo pewnie – nie ślizga się nawet po kilku godzinach pracy. Komfort fotografowania to jednak przede wszystkim zasługa świetnie wyprofilowanego uchwytu. Masywny i wysoki, z głębokim wcięciem na palec wskazujący sprawia, że G9 jest wygodniejszy niż niejedna zaawansowana lustrzanka. Również tylny profil daje mocne podparcie, o czym przekonaliśmy się podczas fotografowania z dłuższymi szkłami.
Jedną z ważniejszych nowości jest bez wątpienia górny wyświetlacz. Niespotykany w bezlusterkowcach, ale jakże lubiane przez fotografów. Na tylnym ekranie oraz w wizjerze możemy oczywiście wyświetlić znacznie więcej parametrów, ale to właśnie ten mały monochromatyczny panel daje najszybszy podgląd kluczowych ustawień, takich jak czas migawki, przysłona, tryb pracy czy stan baterii. Zwolennicy lustrzanek tracą właśnie kolejny argument. W słabym świetle podświetlimy go - podobnie jak w Nikonach - przesuwając sprężynującą dźwignię włącznika, okalającą spust migawki. Panasonic od konkurencji czerpie zresztą pełnymi garściami, bo np. dla astrofotografów przewidziano znane z aparatów Pentax czerwone podświetlenie (na tylnym ekranie i w wizjerze), które jest mniej jaskrawe i nie męczy tak wzroku podczas pracy w ciemności.
Obracany i odchylany ekran LCD jest nieco mniejszy niż w GH5, ale rekompensuje to świetny wizjer OLED o dużej rozdzielczości 3,6 Mp i odświeżaniu na poziomie 120 kl./s. Powiększenie 0,83x sprawia że zyskujemy naprawdę klarowny podgląd, a punkt oczny 21 mm pozwala także na wygodną pracę w okularach. Wizjer jest jasny, ale nie przekłamuje ekspozycji, wiernie oddaje też kolorystykę.
Za spustem znajdziemy, znane z GH5, trzy dedykowane przyciski: balansu bieli, czułości i korekcji ekspozycji. Środkowy ISO ma wyczuwalne wypustki co pozwala szybko zorientować się gdzie trafił nasz palec bez odrywania oka od wizjera. Tylne pokrętło jest dość mocno wysunięte na zewnątrz ale w parze z drugim, umieszczonym za, a nie pod spustem, jest całkiem wygodne. Mało wygodny jest za to przycisk filmowania, ale przynajmniej zmniejszy to ryzyko, że wciśniemy go przez przypadek. Poza tym nie jest to w końcu aparat dla filmowców.
Jak zawsze Panasonic oferuje bardzo rozwiniętą personalizację. Własne funkcje przypiszemy do 5 przycisków, a łącznie z tymi wyświetlanymi na ekranie aż do 10 programowalnych przycisków. Pochwała należy się również za umieszczoną na przedniej ściance dźwignię zmiany całego zestawu ustawień. Docenią to zwłaszcza fotografowie, którzy często zmieniają styl, lub warunki w jakich pracują. Fotograf sportu będzie więc mógł skonfigurować aparat zarówno do panningu jak i do zamrażania ruchu, a fotograf eventowy szybko przełączać się między ustawieniami do fotografowaniu w pomieszczeniach i na zewnątrz.
To, co naszym zdaniem wymaga poprawy, to mało precyzyjny joystick AF. Spełnia swoją rolę, ale jednak reaguje zbyt wolno, co już po chwili irytuje. Być może gdzieś głęboko w menu znajduje się opcja regulacji czułości. Poszukamy, gdy trafi do nas finalny egzemplarz aparatu.
Pokrętło trybu pracy, podobnie jak w zaawansowanych aparatach konkurencji, połączono z pierścieniem trybu migawki. Zabezpiecza je blokada działająca w trybie ON/OFF. Oznacza to, że nie musimy trzymać jej wciśniętej za każdym razem, gdy chcemy zmienić ustawienia. Lubimy takie rozwiązanie. Blokujemy pokrętło przed schowaniem do torby i odblokowujemy przed rozpoczęciem pracy.
Generalnie obsługa jest wygodna i intuicyjna. No, może poza podręcznym menu (Quick menu), po którym nadal nie sposób poruszać się szybko. Zdecydowanie wolimy przejrzyste menu kafelkowe.
Aparat jest gotowy do pracy z chwilą zmiany pozycji dźwigni ON/OFF. Wszelkie operacje wykonuje błyskawicznie, nie zauważyliśmy żadnych niepokojących opóźnień. Szybko reaguje również czujnik oka, choć jeszcze nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli. Czasami, fotografując dostrzeżone dynamiczne sytuacje, strzelaliśmy na ślepo wyzwalając migawkę zanim jeszcze aparat przekazał podgląd z tylnego ekranu do wizjera. Pod tym względem optyczne wizjery lustrzanek nadal mają przewagę.
Minimalny czas otwarcia migawki mechanicznej to 1/8000 s. Drobiazg, który dla wielu ma znaczenie, to wyjątkowo przyjemny dźwięk, który emituje - delikatny, niezbyt głośny trzask sprawia, że fotografowanie G9 jest jeszcze przyjemniejsze. W trybie migawki elektronicznej minimalny czas to już 1/32 000 (1/16 000 w GH5). Z funkcji tej korzystaliśmy często, fotografując na plaży z szeroko otwartą przysłoną nowego obiektywu Leica 200 mm f/2,8.
Miło zaskoczył nas też autofokus. Oparty na detekcji kontrastu system DFD świetnie radzi sobie zarówno pod ostre światło jak i w sytuacjach jego niedoboru. Nieźle wypada również tryb śledzenia, który skutecznie blokował ostrość nawet na obiektach szybko poruszających się w kierunku aparatu (w tym przypadku były to galopujące brzegiem konie). Przeglądając zdjęcia zauważamy, że ujęć nieostrych w seriach jest naprawdę niewiele, najczęściej jest to raczej przeskoczenie na tło strefowego AF, niż brak precyzji w przypadku poprawnie trafionych obiektów. Fotografując kitesurferów AF czasami uciekał na rozbijające się w tle fale. Ogólnie jest jednak naprawdę dobrze.
Aparat ma podwójny slot kart SD, co w zaawansowanych modelach wydaje się być już standardem. Możemy rozdzielić zapis rejestrując na jednej karcie zdjęcia, a na drugiej filmy, tworzyć backup w czasie rzeczywistym, lub szybko zmienić nośnik, gdy jeden się zapełni. Szkoda, że aparat nie daje możliwości rozdziału zapisu w różnych formatach – by na jednej karcie zapisywać pliki JPEG a na drugiej RAW.
W trybie migawki mechanicznej maksymalna prędkość serii to „zaledwie” 12 kl./s, zabawa zaczyna się jednak po przełączeniu aparatu w tryb migawki elektronicznej (60 kl./s w pełnej rozdzielczości). Dodatkowo korzystając z funkcji burst (4K/6K Photo), z ciągłym autofocusem rejestrujemy dłuższe (do 29 minut) serie z prędkością 30 kl./s (16 Mp) lub 60 kl./s (8 Mp). Możemy też samodzielnie skonfigurować dwa różne tryby pracy migawki (symbole I i II na pierścieniu pokrętła trybu pracy), warto też wspomnieć o możliwości ustawienia funkcji pre-burst, która pozwala rejestrować nieprzerwanie zdjęcia jeszcze przed wciśnięciem spustu migawki. Odbywa się to jednak kosztem długości serii zdjęć. Pojemność bufora jest w końcu ograniczona. W praktyce w trybie Super Hi aparat rejestruje w 2 sekundy ok. 50 ujęć, w zależności od szybkości karty i warunków. W trybach wolniejszych producent deklaruje do 600 plików JPEG i 60 RAW. Nie sprawdzaliśmy, ale nie zdarzyło się, by aparat zwolnił, lub zablokował wybrane funkcje na czas buforowania. Wydajność bez wątpienia jest mocną stroną G9.
Producent obiecuje najlepszą jakość w historii systemu. Przekonamy się o tym gdy w nasze ręce trafi finalny egzemplarz aparatu. Naszym zdaniem jakość obrazu nie ulegnie już zmianie, ale Japończycy lubią dmuchać na zimne - G9 to po prostu zbyt ważny produkt, by ryzykować. Dlatego póki co, możemy pokazać Wam jedynie zdjęcia w rozdzielczości 3 Mp.
Wygląda jednak na to, że Panasonic nie będzie miał się czego wstydzić. Pliki JPEG prosto z aparatu wyglądają po prostu świetnie. Uwagę zwraca przede wszystkim bardzo wierna reprodukcja kolorów, precyzyjny balans bieli, a także dynamika sensora – na zdjęciach wykonywanych pod ostre światło, w cieniach nadal widzimy sporo szczegółów.
Tych kilka godzin spędzonych z G9 bez wątpienia pozostawiło dobre wrażenie. Aparat wydaje się przemyślany i solidny, ergonomiczny i wygodny. Co najważniejsze, praca z nim jest po prostu przyjemna. Na rynkowy sukces decydujący wpływ będą miały zapewne pogłębione testy, oraz oczywiście cena. Polska nie jest jeszcze znana, sugerowana na rynek europejski to 7499 zł.