Olympus OM-D E-M5 II - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe

Tuż przed oficjalną premierą dosłownie przez kilka chwil mieliśmy w rękach egzemplarz najnowszego bezlusterkowca serii Olympus OM-D. Przedstawiamy Wam wrażenia z kontaktu z gorącym jeszcze E-M5 II oraz pierwsze zdjęcia przykładowe.

Autor: Michał Sułkiewicz

5 Luty 2015
Artykuł na: 6-9 minut

Na następcę modelu Olympus OM-D E-M5 czekaliśmy prawie równo trzy lata. Nie będzie przesadą powiedzieć, że pierwszy OM-D zmienił postrzeganie bezlusterkowców, dzięki niemu bezlusterkowce zaczęły być narzędziami do poważniejszych roboty fotograficznej. Oczywiście wersja II nie wywoła już takiej rewolucji, ale na pewno taki upgrade był bardzo oczekiwany. Tym bardziej, że nie jest to tylko kosmetyka.

To co rzuca się w oczy przede wszystkim gdy bierzemy do ręki OM-D E-M5 II, to całkowicie przeprojektowana ergonomia. Właściwie nie zmieniło się tylko umiejscowienie podstawowych przycisków, które muszą być w danym miejscu ze względu na ergonomię. Nowy układ przycisków od razu skojarzy się z modelem Olympus OM-D E-M1. To jest naturalne - producent unifikuje ergonomię w całej linii swoich produktów. Mamy, więc teraz znany układ z przełącznikiem 1/2 zmieniającym funkcje pokręteł. Ogólnie przycisków przybyło - jest ich nawet o 3-4 więcej, w zależności jak liczymy. Warto wspomnieć, że pojawił się bardzo wygodny przycisk przy obiektywie.

Większość przycisków jest programowalnych, ale - co cieszy - mają wstępnie zaprogramowane i oznaczone funkcje. Niestety nadal nie mamy oznaczeń na wybieraku krzyżowym. Trzeba zaznaczyć, że w szczegółach ergonomia różni się od tej z E-M1. Jednak starzy użytkownicy E-M5 też będą musieli się przyzwyczaić. Mamy więc do czynienia z nową koncepcją sterowania, ale w nowym stylu. Na pewno po większym bracie E-M5 II odziedziczył przycisk włączania umieszczony na górze, po prawej stronie wizjera i - nowość! - gniazdo synchronizacji PC na przedniej ściance, oraz przycisk blokady pokrętła programów PASM. Aparat otrzymał także złącze WiFi.

E-M5 II to jednak krok do przodu w konstrukcji topowych modeli Olympusa. Przede wszystkim dostajemy nowe mocowanie odchylanego ekranu. Teraz jest on umieszczony na jednym zawiasie z lewej strony (podobnie jak w aparatach Canona). Co prawda teraz odchylenie ekranu trwa dłużej (dwa ruchy - odchylenie i obrócenie), ale za to zyskujemy możliwość zdjęć typu selfie, dostajemy większy kąt obrotu, a także możemy zamknąć ekran w pozycji szkłem do korpusu zabezpieczając go przed uszkodzeniem w transporcie. A więc, więcej zysków niż strat. Sam ekran o rozdzielczości 1 370 000 pikseli jest znacząco lepszy niż w oryginalnym OM-D. Nie ma denerwującej zielonkawej poświaty, kolory są bardziej nasycone, a kontrast lepszy. To samo dotyczy wizjera elektronicznego, który ma obecnie rozdzielczość 2,36 miliona punktów i sprawia wrażenie o wiele większego. Jego użyteczność znacznie się poprawiła.

Za prawdziwą rewolucję można uznać rezygnację z dodatkowego złącza do lampy błyskowej, które znajdowało się pod stopką w aparatach Olympusa. To był dosyć upierdliwy wynalazek. Utrudniał zakładanie lampy, a także wymagał dodatkowej zaślepki, która dość szybko się gubiła. Teraz ten problem zniknął. Wreszcie!

Warto w tym momencie wspomnieć o wykończeniu. Jak zwykle w przypadku Olympusa wykonanie aparatu jest na najwyższym poziomie. Większość materiałów w wersji czarnej jest matowa i przypomina wykończenie jakie otrzymała liftingowana wersja E-M5 Elite Black. Pokrętła otrzymały dyskretne srebrne obwódki, a grip lepiej trzymające tworzywo. Ten ostatni został także bardziej wyprofilowany, więc już teraz nie będzie konieczności montowania dodatkowego gripa na przykład podczas pracy w rękawiczkach. Przeprojektowano także muszlę oczną, która wygląda na bardziej trwałą niż ta w oryginalnym modelu, ale chyba nie jest tak niezniszczalna jak E-M1. Zobaczymy jak sprawdzi się w teście.

Zobacz wszystkie zdjęcia (3)

Niewielkim zmianom uległo menu aparatu i polegają one głównie na dodaniu pozycji obsługujących dodatkowe funkcje. Użytkownicy poprzednich modeli OM-D będą się tu czuli jak w domu. Warto tylko wspomnieć o dodatkowych filtrach artystycznych i wyciągnięciu funkcji składania zdjęć w jedno na pokrętło PASM. To ukłon w stronę mediów społecznościowych.

Przy tak krótkim kontakcie z aparatem nie będziemy silić się na ocenę osiągów nowego modelu. Na pewno nie są gorsze niż poprzednika, ale na ile lepsze pokaże pełen test. Nie mieliśmy też warunków do przetestowania nowej funkcji wielokrotnej ekspozycji High Res Shot pozwalającej na zrobienie zdjęcia w rozdzielczości 40 Mp. Na jej ocenę również musimy poczekać do pełnego testu.

Podsumowując Olympus OM-D EM5 II zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Nie jest to lifting. To właściwie zupełnie nowy aparat dzielący jedynie podstawowe funkcje ze swoim poprzednikiem. Na pewno dla wielu użytkowników systemu i aparatów Olympusa, będzie to nowy przedmiot pożądania.

Na następnej stronie zapraszamy do obejrzenia kilku zdjęć przykładowych na różnych ISO. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie zostały zrobione z ręki, a więc można również ocenić działanie stabilizacji obrazu.

Na następnej stronie znajdziecie zdjęcia przykładowe wykonane aparatem Olympus OM-D EM5 II

Poprzednia

1

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica Q3 43 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Leica Q3 43 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Po latach próśb, na rynku ląduje wreszcie Leica Q w wersji z obiektywem standardowym. Sprawdzamy, co ma do zaoferowania zestaw, na który tylu czekało.
16
Hover Air X1 - dron inny, niż wszystkie [TEST]
Hover Air X1 - dron inny, niż wszystkie [TEST]
Hover to dron zamykający esencję ujęć lotniczych w najprostszej możliwej formie, którą można obsługiwać bez żadnego kontrolera i która chce zmienić nasze myślenie o dronach....
23
Nikon Z6 III - test aparatu
Nikon Z6 III - test aparatu
Trzecia generacja Nikona Z6 ma już niewiele wspólnego z poprzednikiem. Czy nowy korpus ma szansę zdobyć szturmem rynek? Sprawdzamy jego potencjał…
61
Powiązane artykuły