Joel Meyerowitz „Provincetown” - ludzie tego miasta [RECENZJA]

Autor: Maciej Zieliński

15 Styczeń 2021
Artykuł na: 4-5 minut

Co się stanie gdy jeden z najsłynniejszych fotografów ulicznych zamieni niewielką Leikę na wielkoformatowy aparat 8x10 cali? Odpowiedzi szukamy w nowej książce Joela Meyerovitza.

W „Provincetown” wracamy do Cape Cod, małego portu w stanie Massachusetts u wybrzeży Atlantyku. Ale o ile „Cape Light” była książką poświęconą krajobrazom (wydana po raz pierwszy w 1978 r., niedawno wznowiona), „Provincetown” skupia się w zasadzie w całości na człowieku - to portrety rdzennych mieszkańców tej rybackiej miejscowości i letników, którzy - podobnie jak Meyerovitz - spędzają tam wakacje.

"Wielki format nie występował w ogóle w moim słowniku"

Zdjęcia powstały na początku lat 80. Meyerovitz używał aparatu 8x10" co, jak sam przyznaje, było dla niego wyzwaniem. Ale też cenną lekcją. „Jako fotograf uliczny, nie miałem żadnego doświadczenia z tego typu fotografią, wielki format nie występował w ogóle w moim słowniku. Szukałem jednak sposobu, by jeszcze dokładniej opisywać rzeczywistość. I móc tworzyć naprawdę duże odbitki. Tak więc gdy znalazłem ten wielki drewniany aparat, postanowiłem wypróbować go podczas letniego pobytu na wybrzeżu” - wspomina.

„Provincetown”, Joel Meyerowitz

Meyerowitz nie mógł wybrać lepiej. Otwarta i tolerancyjna społeczność Cape Cod (miejsce to znane było wówczas jako przyjazne osobom LGBTQ+) dostarczyła fotografowi wielu okazji do stworzenia niezwykle barwnej i różnorodnej serii portretów. Serii, która nieoczekiwanie stała się dokumentem i obrazem nastrojów panujących w tamtym czasie - atmosfery wolność, niewinności i beztroski w przeddzień kryzysu AIDS. Jak powiedział w jednym z wywiadów, "nikt nie spodziewał się wówczas tego co miało niebawem nadejść.”

Wzorował się na ówczesnych mistrzach portretu, takich jak Richard Avedon, Irving Penn czy Eugene Atget, ale od początku wiedział, że jego podejście będzie musiało być zupełnie inne. „Richie mógł pracować z modelem wiele godzin, aż do całkowitego zmęczenia. Zrobić setki ujęć w kontrolowanych warunkach studyjnych. Ja pracowałem w świetle zastanym, portretując nieznajomych napotkanych na drodze. Przeważnie miałem szansę na tylko jedno ujęcie” - wyjaśnia, i dodaje, że niecodzienność sytuacji, w której drogę zastępuje Ci fotograf wyjety żywcem z XIX wieku, sprawia, że nie sposób odmówić zapozowania.

"Provincetown" to 100 w większości nie publikowanych wcześniej zdjęć

„Provincetown”, Joel Meyerowitz

W efekcie powstaje więc niemal tysiąc klatek, spośród których w albumie znalazła się setka. Niektóre z nich widzieliśmy już w innych retrospektywnych publikacjach (cały rozdział poświęcono Cape Cod chociażby w wydanej w 2018 monografii „Where I find Myself”), znakomita większość publikowana jest jednak po raz pierwszy.

Niemal 40 lat później zdjęcia zyskują też dodatkowy, sentymentalny walor, świadomie wzmacniany jeszcze przez wydawcę. Zaprojektowany przez Duncana White'a album również swoją formą (płócienna oprawa, tłoczenia i centralnie umieszczone na okładce zdjęcie) nawiązuje niewątpliwie do klasycznych publikacji z tamtych lat.

Dla mnie, jako fana naturalnego, wielkoformatowego portretu, to zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji ubiegłego roku. Dla wszystkich fotografujących może być z kolei dobrym dowodem na to, że nie warto zamykać się na jedną tylko niszę czy dziedzinę, a fotografia powinna być nieustannym poszukiwaniem.

„Provincetown” | Joel Meyerowitz

Zobacz wszystkie zdjęcia (13)

  • Stron: 160
  • Oprawa: twarda
  • Format: 27,7 x 32,8 cm
  • Wydawnictwo: Aperture
  • Cena: 299 zł

Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie bookoff.pl.

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Kraj w kolorze ziemi. Gruyaert i jego „Morocco” [RECENZJA]
Jeżeli o stopniu fascynacji danym miejscem decydowałaby liczba poświęconych mu książek fotograficznych, Harry Gruyaert mógłby śmiało pretendować do tytułu honorowego obywatela Maroka....
7
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
Inny czas. Przeczytaliśmy nową książkę Sage Sohier [RECENZJA]
W okresie pandemicznego zawieszenia Sage Sohier otwiera na nowo swoje archiwa. Rolka po rolce przygląda się materiałom sprzed kilkudziesięciu lat, by później ułożyć z nich Passing...
15
Pyszna sesja modowa z lampą Elinchrome Five
Pyszna sesja modowa z lampą Elinchrome Five
Filip Kowalkowski odsłania kulisy pracy na planie zdjęciowym z lampą Elinchrom FIVE - plenerową głowicą akumulatorową o dużej mocy.
10
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)