Zaprezentowany 9 września Nikon ZR to najpoważniejsza konkurencja dla kamer Sony FX, jaką do tej pory widzieliśmy. Kompaktowy, świetnie wyposażony i bardzo agresywnie wyceniony może stać się małą rewolucją - zarówno dla twórców poruszających się w obszarze jednoosobowych produkcji wideo jak i dla samego Nikona, kierując do systemu Z napływ nowych użytkowników i pozycjonując linię Z Cinema na rynku produkcji profesjonalnych.
Po zeszłorocznym, strategicznym przejęciu marki RED, japoński producent chce przywrócić jej świetność i zamienić zdobyty know-how w dużo bardziej wszechstronną linię kamer filmowych, które w ramach jednego systemu pozwalałyby przejść całą karierę filmowego twórcy - od początkującego „twórcy contentu” aż po operatora pracującego przy wysokobudżetowych produkcjach kinowych i reklamowych.

Pierwszym, ale z pewnością nie ostatnim krokiem w tym kierunku jest właśnie Nikon ZR - kompaktowa kamerka pełnoklatkowa, która mimo vlogerskiej, przypominającej model Sony ZV-E1 formy, upakowana jest imponującymi możliwościami rejestracji, z formatem R3D NE (RAW) i zapisem 6K 60 kl./s na czele. Ile w tym jednak marketingu a ile naprawdę użytecznych funkcji, które realnie przełożą się na możliwości pracy? Modelowi ZR mieliśmy już okazję przyjrzeć się w praktyce i choć był to model przedprodukcyjny, z którego nie możemy pokazywać materiału, to mamy już kilka istotnych wniosków na temat tego czym jest a czym nie jest nowa kamera Nikona.

Nie będzie to bardzo szczegółowa analiza specyfikacji (tym zajmiemy się w przypadku ewentualnego testu, a o trybach zapisu możecie poczytać w powyższym newsie), zamiast tego skupię się tutaj na elementach bezpośrednio wpływających na sposób pracy.
Konstrukcja to killer segmentu amatorskiego. Zawodowców może jednak trochę ograniczać
Tak naprawdę wszystko sprowadza się tu do wyborów konstrukcyjnych, podjętych przez inżynierów. Nikon ZR jest fantastycznie kompaktowy i dobrze przemyślany w zakresie realizacji typu content creation, obejmującej zarówno bardziej ambitne vlogi jak i produkcje komercyjne dla klientów indywidualnych, ale nie jest to korpus bardzo rozbudowany.
Na pokładzie znajdujemy dwa pokrętła i joystick AF ale raptem trzy przyciski, toteż bardziej wymagający twórcy nie uzyskają tu tak błyskawicznego dostępu do wszystkich funkcji, jak w bardziej zaawansowanych kamerach. Przyciski 1-3 możemy personalizować, ale zawsze kosztem jakiejś funkcjonalności. Mimo wszystko na potrzeby półprofesjonalne powinno wystarczyć, a dostęp do głównych ustawień otrzymamy poprzez szybkie menu dotykowe wyświetlane na ekranie, co i tak będzie wygodniejsze w przypadku pracy na gimbalu.
Nie liczcie jednak na to, że dwoma ruchami błyskawicznie zmienicie nastawy ISO, ekspozycji, balansu bieli, sposobu zapisu czy trybu AF. Tutaj klikania będzie po prostu nieco więcej. Nie otrzymujemy nawet przycisku bezpośrednio kierującego do głównego menu - do niego również przechodzimy przez wstępne odpalenie menu pomocniczego.

Doskonale natomiast prezentuje się sam duży, 4-calowy ekran LCD w formacie 16:9, który posiada bardzo dużą rodzielczość 3,7 Mp i który według producenta osiąga jasność 1000 nitów i odwzorowuje gamut P3. W praktyce ekran okazuje się naprawdę jasny (choć nie mieliśmy okazji sprawdzić jak wygląda to w pełnym słońcu) i jest na tyle duży, że większość osób, do których kierowana jest kamera będzie w stanie obejść się bez pomocy zewnętrznego monitora. Trudno przecenić wygodę takiego rozwiązanie.
Również rozmieszczenie funkcji dotykowych na ekranie wydaje się wygodne i dobrze przemyślane, choć to po prostu układ zaczerpnięty z najnowszych bezlusterkowców systemu Z - prawdopodobnie można by go jeszcze nieco dopracować pod kątem pracy wideo (poszczególne ikony są np. nieco małe i na szybko nie zawsze łatwo w nie trafić). Mimo wszystko ekran, to zdecydowanie rzecz, która wyróżnia konstrukcję na tle całego tego segmentu. Szkoda natomiast, że ekran nie odchyla się również w osi góra-dół - podpięcie czegokolwiek do portów z boku aparatu ogranicza możliwość pochylania otwartego ekranu, co mocno utrudni używanie go w sytuacjach gdy filmujemy z bardzo niskiego lub wysokiego kąta.

W odróżnieniu od modeli Sony i Canon, korpus Nikona nie posiada też gwintów, które pozwalałyby na bezpośrednie mocowanie akcesoriów. O ile więc urządzenie zostało wyposażone w cyfrową stopkę i pozwala na bezpośrednie podłączenie do niej m.in. interfejsów audio, to producent nie ma w ofercie zintegrowanego z nimi uchwytu, jak w przypadku konkurencji. W przypadku chęci stworzenia nieco bardziej rozbudowanego zestawu nie obejdziemy się więc bez dodatkowej klatki operatorskiej, doboru uchwytu i wydania kroci na zewnętrzny interfejs dźwiękowy.
Takie potrzeby z założenia ograniczać ma wbudowany, zaawansowany mikrofon z technologią Nokia OZO, który w oparciu o kilka kapsuł pozwala na dość swobodne sterowanie charakterystyką mikrofonu. Możemy więc rejestrować dźwięk dookólnie, wyłącznie z boków lub z przodu i z tyłu, lub też tak, jak w przypadku mikrofonów kierunkowych typu shotgun - w dodatku w dwóch zakresach, uzyskując mniej lub bardziej ukierunkowane zbieranie dźwięku. W parze z wewnętrzną rejestracją 32-bit float, przy której unikniemy większości przesterów, uzyskujemy więc naprawdę duże możliwości kreacji w pakiecie bazowym.

Na potrzeby produkcji amatorskich i semi pro z pewnością wystarczy, jednak na przykład dokumentaliści prawdopodobnie woleliby zobaczyć tutaj uchwyt, do którego łatwo podepną ulubiony profesjonalny mikrofon (lub mikrofony) i który jednocześnie zniwelowałby potrzebę korzystania z klatki.
Nikon ZR zawstydza ofertę Sony. Dopóki nie spojrzymy na dostępność optyki
Podobnie wygląda to jeśli chodzi o rozmiar i cenę finalnego zestawu. Nikon ZR jest fantastycznie kompaktowy i doskonale wyceniony (9999 zł), ale jednocześnie w systemie Z nieco brakuje obecnie obiektywów, które idealnie nadawałyby się do pracy z tego typu konstrukcją.
Mamy co prawda stałki f/1.8 i f/1.4, ale poza modelami 35 mm f/1.4 i 50 mm f/1.4 to obiektywy dość drogie. Nie ma też żadnej stałki naprawdę dobrze celującej w potrzeby vlogerów, a jedyne jasne, stosunkowo dobrze wycenione i względnie kompaktowe zoomy to Tamron 28-75 mm f/2.8 G2 ( i jego przepakowana wersja w postaci modelu Nikkor Z 28-75 mm f/2.8) oraz nowy Tamron 16-30 mm f/2.8 Di III VXD G2 (lepsza i tańsza alternatywa dla natywnego Nikkora Z 17-28 mm).
To naprawdę dobre obiektywy, ale póki co brakuje tu chociażby spójnej gabarytowo i optycznie oraz przystępnej cenowo serii filmowo-fotograficznych stałek, jaką w konkurencyjnych systemach oferują m.in. obiektywy Lumix S czy Samyang V-AF. W pewien sposób zniechęci to z pewnością także bardziej zaawansowanych twórców, którym spójność jest potrzebna do wygodnego przepinania w systemach follow focus czy podczas pracy na gimbalu (choć ich potrzeby w większości zaspokoi prawdopodobnie zoom Nikkor Z 28-135 mm f/4 PZ).
Wideo RAW - brzmi fajnie, ale nie będziecie z tego korzystać

Czy jednak zaawansowani filmowcy mają czego szukać w Nikonie ZR? Głównym przekazem, jaki przebija się z informacji prasowych jest wewnętrzny zapis 6K 60 kl./s w zaczerpniętym z RED-a formacie R3D NE (RAW), który zaoferuje doskonałą swobodę w postprodukcji i który pozwoli na idealną integrację materiału w produkcjach wykorzystujących również profesjonalne kamery (choć ze względu na ograniczenia matrycy, w odróżnieniu od kamer RED, tutaj jest to zapis 12-bitowy, finalny obrazek nie odbiegać ma widocznie jakością i elastycznością). Mamy też zapis N-RAW i ProRes RAW HQ.
W praktyce jednak będzie to funkcja wykorzystywana raczej rzadko, zarówno przez profesjonalistów, jak i amatorów chcących uzyskać bezprecedensową jakość nagrań. A wszystko rozbija się o rozmiar plików i możliwości zapisu.

Minuta materiału RAW w jakości 6K i najbardziej powszechnych klatkażach 24/25 kl/s zajmie około 12 GB. Nieco lepiej będzie to wyglądać w przypadku jakości 4K lub formatu N-Log (ok. 6 GB na minutę). Biorąc pod uwagę realia pracy wideo, na realizację pojedynczego zlecenia w formacie RAW (+/- 1,5 godziny nagranego materiału) będzie nam potrzebne od 500 GB do 1 TB przestrzeni. A w przypadku rejestracji 50/60 kl./s dwa razy więcej.
Nikon ZR nie pozwala na rejestrację na zewnętrznym dysku SSD, a producent na chwilę obecną nie mówi nic o kompatybilności z zewnętrznymi rekorderami typu Atomos Ninja. Zostaje nam więc standardowe nagrywanie na pojemnych i kosztownych kartach CFExpress, ale to tylko jeden z elementów układanki. Poza tym, musimy wyposażyć się także w odpowiednio pojemne dyski i stację roboczą, która uciągnie tego typu workflow. A takimi zwykle nie dysponują twórcy stawiający pierwsze kroki na polu produkcji komercyjnych.
W końcu, bardziej wymagająca pracę utrudni także slot CFExpress / microSD umieszczony na spodzie aparatu pod klapką baterii. W wysokich rozdzielczościach możemy wiec zapomnieć o zapisie symultanicznym, a ewentualna wymiana karty będzie mało wygodna w przypadku pracy na gimbalu, statywie czy rigu.
W przypadku Nikona ZR większość twórców będzie więc głównie poruszać się w obrębie standardowych nagrań H.265 czy ewentualnie ProRes HQ (które swoją drogą ważą tyle co N-RAW). Przy czym możliwości te i tak prezentują się świetnie, obejmując pełnoklatkowy zapis do 5,6K z prędkością 60 kl./s, 4K do 120 kl./s (powyżej 60 kl./s crop 1.5x) i Full HD do 240 kl./s (crop powyżej 120 kl./s), a do tego podwójne bazowe czułości (ISO 800 i ISO 6400), profil Log i możliwość ładowania własnych profili LUT. Mamy też bardzo dobrze działający autofokus i wspomniane udogodnienia w postaci ekranu czy 32-bitowej rejestracji dźwięku.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o kwestii wydajności baterii czy ewentualnego przegrzewania. Producent twierdzi, że Nikon ZR pozwala na ciągłą rejestrację materiału 6K RAW przez 125 minut, ale to wyniki podane dla zewnętrznego źródła zasilania (model ZR możemy zasilać przez USB-C) i pomiarów z otwartym monitorem. W przypadku wewnętrznej baterii, zapis wideo ma być możliwy przez około 95 minut (do wyczerpania baterii), ale to z kolei osiągi podane dla zapisu H.265 8-bit 4:2:0. Możemy się spodziewać, że przy wewnętrznym zapisie RAW akumulator będzie bardzo szybko drenowany; podobnie zapewne w przypadku zwykłego zapisu ProRes HQ 422.

Producent twierdzi też, że mimo braku aktywnego chłodzenia, kamera świetnie odprowadza ciepło i się nie przegrzewa, ale i tutaj warto by było poczekać na pierwsze testy w realnych scenariuszach pracy, obejmujących chociażby wspomniany zapis ProRes HQ czy nawet H.265 10-bit 4:2:2. Twórcy korzystający z modelu przedprodukcyjnego informowali m.in., że mocno nagrzewają się w nim karty CFExpress.
Pierwsze wnioski
Zasadniczo, nowego Nikona ZR należy więc traktować jako to, czym wydaje się na pierwszy rzut oka. To przede wszystkim zgrabna kamera pełnoklatkowa segmentu entry-level, kierowana głównie do vlogerów i tzw. twórców kontentu, którzy w swojej pracy rzadko kiedy wychodzą poza jakość 4K i którzy nie mają w zwyczaju rigowania tego typu konstrukcji do rozmiarów profesjonalnych kinowych zestawów. I pod tym kątem ma szansę sprawdzić się naprawdę świetnie, gdyż w rekordowo niskiej cenie oferuje większe możliwości zarówno od modelu ZV-E1, jak i Sony FX2 oraz FX3 (z wyjątkiem wsparcia dla szkieł anamorficznych, które trafiło niedawno do FX3 w ramach aktualizacji firmware’u oraz mniejszego cropa w 4K 120 kl./s) i od razu po wyjęciu z pudełka oferuje pakiet gotowy do pracy, bez konieczności dokupowania osobnych akcesoriów w postaci monitora czy mikrofonu. (Bezpośredniemu porównaniu z kamerami FX3 i EOS C50 poświęcimy zresztą osobny artykuł, który już niebawem pojawi się na naszej stronie).

O ile więc ograniczenia nie stanowi dla Was aktualna dostępność szkieł w systemie Z, Nikon ZR to bardzo poważna propozycja w temacie pierwszej kamery do pracy komercyjnej, obok której trudno przejść obojętnie i która powinna zaspokoić doskonałą większość potrzeb wymienionych wyżej twórców.
Dla bardziej zaawansowanych filmowców Nikon ZR może z kolei stanowić ciekawe uzupełnienie większego zestawu i być używany jako zapasowa kamera w sytuacjach wymagających większej mobilności czy mocowania w trudnych miejscach. Z racji ograniczeń konstrukcyjnych trudno może być jednak wykorzystywać go jako główną kamerę. Bez możliwości synchronizacji średnio sprawdzi się też zapewne w środowiskach wielokamerowych.

Warto natomiast pamiętać, że to dopiero pierwsze nowe urządzenie w serii Z Cinema i większość wspomnianych ograniczeń z pewnością jest zamierzona. Jestem gotów się założyć, że w niedługim czasie zobaczymy kolejny model - także pełnoklatkowy - który będzie lepiej przygotowany do bardziej wymagających produkcji i ukierunkowany na rywalizację z kamerami pokroju Sony FX6 czy EOS C80, co - jeśli producent zamierza dalej utrzymać równie agresywną politykę cenową - może zupełnie zmienić obraz rynku.