Temat miesiąca

Fotografia podwodna

“Najpierw trzeba stać się dobrym nurkiem”. O fotografii podwodnej rozmawiamy z Wojtkiem Męczyńskim

Autor: Maciej Luśtyk

18 Czerwiec 2019
Artykuł na: 29-37 minut

O ściganiu wielorybów na Tonga, systematyce pracy z obudową podwodną i trudnościach, jakie napotkamy z aparatem pod powierzchnią rozmawiamy z fotografem podwodnym i przewodnikiem nurkowym, Wojtkiem Męczyńskim.

Rok temu fotografowałeś humbaki na Tonga. Zdjęcia mieliśmy okazję oglądać m.in. podczas wystawy na targach Film Video Foto. Wiem, że było to dla ciebie coś zupełnie nowego, bo do tej pory skupiałeś się raczej na podwodnej fotografii makro. Skąd nagle pomysł by zająć się fauną większego kalibru?

Jak z wieloma rzeczami w życiu, stało się to trochę przez przypadek. To nie tak, że nie miałem do tej pory obiektywu szerokokątnego. Szkło 7-14 mm to jeden z głównych obiektywów, jakich używam. Generalnie jednak interesuje mnie przede wszystkim świat mikro stworów i fotografuję je właściwie od początku mojej przygody z nurkowaniem, czyli od 2006 roku. Natomiast jako człowiek otwarty chciałem się rozwijać również na innych polach fotografii podwodnej. Gdy nadarzyła się okazja, by pojechać na Tonga w roli asystenta operatora kamery, długo się nie zastanawiałem.

Jak różni się przygotowanie do tego typu zdjęć? Musiałeś nauczyć się czegoś nowego?

O fotografii podwodnej trzeba powiedzieć to, że fotografując z bardzo bliska pozbywamy się podstawowego problemu jakim jest woda, a konkretnie duża ilość czegoś co unosi się w wodzie. Ta nigdy nie jest w stu procentach przejrzysta. Oczywiście są takie miejsca jak podwodne jaskinie - Cenoty w Meksyku czy Silfra na Islandii - gdzie woda jest krystalicznie czysta, ale co do zasady zwykle fotografujemy w miejscach, gdzie jest dużo piachu, planktonu, lub innych cząsteczek. Dojeżdżając z obiektywem do ślimaka czy krewetki ten tzw. backscatter, czyli odbicie światła błyskowego od drobinek znajdujących się w wodzie praktycznie eliminujemy. Tak więc zdjęcia makro okazują się dużo łatwiejsze do wykonania niż np. podwodne krajobrazy. Z kolei podczas fotografowania dużej fauny mamy odmienny problem - światła sztucznego praktycznie w tym wypadku zastosować się nie da.

fot. Wojtek Męczyński

Obiekty znajdują się zbyt daleko?

Wpływ na to ma mieszanina powodów. Po pierwsze nie da się w pojedynkę zastosować takiego światła, które umożliwiłoby oświetlenie 15-metrowego obiektu. Po drugie dochodzą kwestie praktyczne. Wskakiwanie raz po raz do wody - bo tak wygląda fotografowanie wielorybów -  jest wyczerpujące. Opór spowodowany szeroko rozstawionymi ramionami lamp na obudowie podwodnej byłby nie do zniesienia.

Wracając jeszcze do samego wyjazdu, opowiem ci, że na Tonga wybrałem się z filmowcem podwodnym Andrzejem Misiukiem. On wykonywał tam ujęcia do swoich przyszłych produkcji, a cały wyjazd zaplanował 2 lata wcześniej, bo z takim wyprzedzeniem trzeba wyjazdy na Tonga planować. Ja sam wracam tam dopiero w 2021 roku, a rozmawiamy o tym w roku 2019.

To wynik dużego obłożenia czy niewielkiej liczby organizatorów?

Po troszę jednego i drugiego. Z jednej strony niewielu jest operatorów, którzy mają licencję, by zabierać turystów na otwarte wody Tonga. Tych firm jest około 20 i nawet jeśli założymy, że każda z nich posiada dwie łodzie to i tak nigdy obydwie nie są jednocześnie na morzu. Poza tym to nieduże łódki, zabierające na pokład od 6 do 8 osób. Jeśli to wszystko przemnożymy, okaże się, że możliwości manewru robi się niewiele.

fot. Wojtek Męczyński

Wspomniałeś o pozwoleniach. Czy rozpoczynając przygodę z fotografią podwodną musimy starać się o jakieś licencje?

Wszystko zapewnia organizator. To on dostaje od Króla Tonga zezwolenie na organizowanie tego typu wypraw.

We wpisie na blogu pisałeś, że pierwszą sytuację z wielorybami fotografowałeś z wyłączonym aparatem. Czy pod wodą łatwo zapomnieć o właściwym ustawieniu sprzętu?

Tak było, to prawda (śmiech). To właśnie po części efekt tego, że tak duże stworzenia fotografowałem po raz pierwszy. To zupełnie coś innego niż świat makro, w którym czuję się bezpiecznie. Stres jest dużo większy, zaczynamy kwestionować swoje umiejętności, zastanawiamy się czy sprzęt podoła zadaniu. Mimo tego, że do tego wyjazdu bardzo dobrze przygotowałem się od strony sprzętowej i koncepcyjnej, miałem pełną głowę pomysłów i wiedziałem jakie kadry chciałbym zdobyć, trudno było do końca wyciszyć emocje.

Sama sytuacja była też dosyć trudna pod względem fotograficznym. Była to tzw. pogoń, gdzie samce w ramach zalotów potrafią gonić samice od kilkudziesięciu minut nawet do kilku dni. Zbliżenie się w tym czasie do wielorybów to bardzo skomplikowana operacja. Łódka podpływa z dużą prędkością do grupy wielorybów pod kątem 45 stopni, lekko ją wyprzedzając. Następnie skipper momentalnie zatrzymuje łódź, a my na łeb na szyję wskakujemy do wody i co sił w płetwach płyniemy do tej grupy rozpędzonych podwodnych lokomotyw. Taka sytuacja przytrafiła się nam na wyjeździe tylko raz i to właśnie pierwszego dnia.

fot. Wojtek Męczyński

Wskakując do wody sprawdziłem aparat, widziałem obraz w wizjerze, jednak po zanurzeniu fotografowałem z tak zwanego biodra, licząc na to, że szeroki kąt pozwoli zmieścić w kadrze całe zajście. Okazało się jednak, że w mojej starej obudowie przełącznik on/off działał dosyć luźno i prawdopodobnie przełączyło go uderzenie o taflę wody. Ja natomiast byłem tak skupiony na wciskaniu spustu, że zupełnie nie zwróciłem na to uwagi. Nie mam ani jednego zdjęcia z tej wyjątkowej sytuacji. Od tamtej pory zawsze starałem się patrzeć się w wizjer.

Czy samo fotografowanie pod wodą wymaga dodatkowego przeszkolenia? Każdy kto liznął nurkowania będzie sobie w stanie poradzić ze sprzętem fotograficznym?

Każdy kto nurkuje poradzi sobie z prostym aparatem i prostymi zdjęciami, od których nie będzie wymagał niczego wielkiego. Jeśli chcemy wejść na wyższy poziom i poważnie podejść do tematu, moja rada jest taka, żeby najpierw stać się dobrym nurkiem. Wpierw trzeba poświęcić wiele godzin na ogarnięcie pod wodą samego siebie. Przede wszystkim trzeba nauczyć się utrzymywać pod wodą odpowiednią pływalność. Stabilność da nam dwie rzeczy. Po pierwsze będziemy bezpieczni dla świata, który nas otacza i dla samych siebie, a po drugie pozwoli skoncentrować się na kadrowaniu i w konsekwencji pozwoli robić lepsze zdjęcia.

Polecałbyś zaczynać więc od mniejszych aparatów, jak odporne kompakty i dopiero później inwestować w bardziej zaawansowany sprzęt?

Zdecydowanie tak. Polecam używanie niedużych aparatów, które nie stają się kolejnym elementem, nad którym musimy nauczyć się zapanować. Mały aparat w podwodnej obudowie możemy schować do kieszeni kamizelki (lub do niej przypiąć), zapomnieć o nim, gdy ogarniamy sprawy nurkowe i sięgnąć po niego dopiero wtedy, gdy ze wszystkim innym już się uporamy i czujemy się swobodnie. Natomiast jeśli komuś w tej zdjęciowej przygodzie zaczyna brakować jakości, rozumie już na czym to wszystko polega i ma swoje pomysły na to, co chciałby pod wodą fotografować, to polecałbym od razu przeskoczyć o 2-3 kroki w górę.

fot. Wojtek Męczyński

Dlaczego?

Zwykle ludzie, którzy fotografują pod wodą, robią to stosunkowo rzadko. Mamy mało takich osób jak Alex Mustard, który praktycznie nie wychodzi z wody. Nawet jak mieszkamy nad wodą, problematyczne okazują się kwestie logistyczne. Poza tym, pod wodą możemy przebywać tylko ograniczoną ilość czasu. Czekanie na to, aż nasza pasja rozwinie się na tyle, by po kolei przeskakiwać kolejne etapy sprzętu fotograficznego to moim zdaniem strata czasu.

Ja sam straciłem około dwóch lat przez takie podejście. Kiedyś fotografowałem z lampami wideo. Wydawało mi się, że w równym stopniu co fotografowaniem będę zainteresowany tworzeniem filmów. W przypadku makro jako tako się to sprawdziło, bo byłem blisko fotografowanych obiektów, natomiast tego typu światło nigdy nie będzie miało takiej jasności i charakteru co ostre, mocne światło błyskowe.

Nie oznacza to, że tego żałuję, ale jakby ktoś miał ochotę posłuchać kogoś, kto przeszedł całą tę drogę, to radzę odpuścić. Idźcie od razu w porządne flesze i aparat docelowego systemu, jakiego chcecie używać. Nie musi być to od razu topowa puszka danego producenta, ale jak już decydujemy się na jakiś system i zbieramy do niego szkła, to dużo łatwiej później nam zmienić korpus.

Od początku swojej przygody fotografujesz w obudowie podwodnej?

Właściwie tak, ale nie od razu aparatem systemowym. Gdy zaczynałem, dostępność odpornych, wodoszczelnych kompaktów była niewielka. Fotografowałem więc zwykłym kompaktem w podwodnej obudowie, z wewnętrznym fleszem i małym dyfuzorkiem. Potem dołożyłem do tego prostą zewnętrzną lampę błyskową, wyzwalaną przez fotocelę. Działało to bardzo sprawnie, ale chciałem lepszej jakości.

fot. Wojtek Męczyński

Do przesiadki zmotywowało mnie przede wszystkim oglądanie zdjęć innych osób i zastanawianie się dlaczego do jasnej cholery moje zdjęcia nie są choć zbliżonej jakości. Dzisiaj wiem już jak dużo czasu i poświecenia trzeba włożyć, żeby wykonać pod wodą dobre zdjęcie.

Fotografujesz Olympusem. Czy pod wodą, gdzie jest raczej ciemno matryca Mikro Cztery Trzecie jest wystarczająca?

Jak najbardziej. Dla mnie ten system to złoty środek. Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się specjalnie, ile więcej mogłaby mi zaoferować pełna klatka, bo system ten wybrałem z powodu gabarytów. Zwykle fotografuję daleko od Polski, dużo siedzę w samolocie i niewielki rozmiar systemu ma dla mnie niebagatelne znaczenie. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę obiektywy, które są nieporównywalnie mniejsze od ich pełnoklatkowych odpowiedników.

Zabierasz ze sobą dużo sprzętu?

Niestety tak to już jest, że jak masz obiektywy, to zawsze wydaje ci się, że może wszystkie się do czegoś przydadzą. Potem, na wyjeździe zwykle okazuje się, że 90% kadrów robisz jednym szkłem. W moim wypadku jest to M.Zuiko 60 mm f/2.8 Macro. Rewelacyjny obiektyw zarówno nad, jak i pod wodą. Do tego jest kilkukrotnie mniejszy od obiektywów makro do pełnej klatki.

fot. Wojtek Męczyński

Poza tym, mniejszy aparat to też mniejsza obudowa, co ma znaczenie przynajmniej w kilku przypadkach. Po pierwsze na miejsce nurkowanie musisz dojść lub dojechać. Mój zestaw do nurkowania razem z aparatem Olympus OM-D E-M1 Mark II, akcesoriami itp. waży 12 kg. Zestaw mojego kolegi, który fotografuje Canonem 5D Mark IV waży już 21 kg. Dlatego ludzie fotografujący pełną klatką zwykle wynajmują do noszenia tragarzy, bo zwyczajnie sami nie dają rady. Zabawnie jest patrzeć na fotografa, który nie jest w stanie nieść swojego sprzętu, ale z drugiej strony potem ten człowiek, będąc już w wodzie, przez kolejne 70-80 minut musi trzymać ten aparat w rękach. Aparat, który nawet mimo kompensatorów pływalności szybko zaczyna robić się bardzo ciężki.

Oczywiście to też kwestia indywidualnych preferencji. Jedni wolą jak aparat ucieka im do góry, inni odwrotnie - gdy jest ujemnie pływalny, czyli lekko ciągnie w dół. Ja należę do tej drugiej grupy,  wolę podnosić aparat niż ściągać go na dół. Jest wiele systemów kompensacji pływalności. Najtańszy to taka skompresowana pianka, trochę droższe są ramiona wypełnione powietrzem ze stałą wypornością. Najbardziej wypasiona wersja to ramiona z regulacją ilości powietrza, ale to już bardzo droga zabawa.

Dlaczego w ogóle obudowy podwodne są takie drogie?

Należałoby zapytać producentów, ale myślę, że łatwo to zrozumieć przyglądając im się z bliska. Używam obudowy Nauticam, która do niedawna była najwyższym modelem do systemu Mikro Cztery Trzecie. Wystarczy spojrzeć, jak doskonale dopasowana jest do aparatu. Prawie nie ma tam wolnego miejsca. Niebagatelne znaczenie ma też technologia i myśl inżynierska - wygodne umieszczenie tych wszystkich dźwigni tak, byśmy mieli dostęp do pełnego wachlarza funkcji. W tej obudowie jestem w stanie pod wodą zrobić z aparatem wszystko to, co na powierzchni, nawet personalizować przyciski.

fot. Wojtek Męczyński

Do tego dochodzi też opcjonalna elektronika. Rzeczą, którą polecam każdemu, kogo na nią stać i których obudowa na nią pozwala jest system vacuum, dzięki któremu odsysamy z obudowy powietrze i monitorujemy jej szczelność. Tutaj mała rada. Nawet gdy zapomnicie zabrać na wyjazd specjalnej pompki, powietrze z obudowy można wypompować ustami, więc nie panikujcie. Dzięki temu systemowi, po zamknięciu obudowy, dioda informuje mnie czy nie doszło do rozszczelnienia. Kosztuje niemało, ale zapewnia nam pełny spokój podczas fotografowania. Według mnie to najlepsza inwestycja, jaką można zrobić. Co ważne, system ten można przekładać z obudowy na obudowę w ramach jednego systemu.

Czy obudowy różnych producentów bardzo różnią się między sobą?

Nie różnią się od siebie dramatycznie pod względem funkcjonalności. Głównie ceną i certyfikacją głębokości. Z moją obudową mógłbym teoretycznie zejść aż na 100 metrów, ale są i takie certyfikowane do 30 czy 60 metrów. Chodzi też o wzornictwo i preferencje. Na przykład firma Isotta robi przepiękne czerwone obudowy - to ich znak rozpoznawczy. Swój sprzęt zobaczysz z daleka. Bardzo popularna wśród profesjonalistów jest też firma Subal. Zaletą tych obudów są zintegrowane kule do montowania ramion z lampami. W sytuacjach gdy chcemy, by nasz zestaw był jak najmniejszy, żeby na przykład wjechać obiektywem w jakąś małą dziurkę, może się to okazać bardzo przydatne.

Chodzi też o sposób przeniesienia kontroli, na przykład sposobu zwalniania spustu migawki. W Nauticamie mam cyngiel, który oferuje zdecydowanie większą wygodę niż konieczność przełożenia ręki i wciskania spustu od góry tak, jak robimy to podczas fotografowania na powierzchni. Tym bardziej, że często fotografujemy w rękawiczkach.

fot. Wojtek Męczyński

Do tego dochodzi kwestia wytrzymałości. Firma Ikelite do niedawna robiła jeszcze obudowy z polipropylenu. Były lekkie, ale narażone na uszkodzenia mechaniczne. Weźmy prosty przykład. Po nurkowaniu zwykle wrzucamy nasz sprzęt do beczki ze słodką wodą. Wystarczy, że nie spojrzymy, lub w głupi sposób położymy w niej aparat. Biorąc pod uwagę, że w wyprawie bierze udział i robi to samo nawet kilkanaście osób, łatwo możemy w ten sposób narazić sprzęt na uszkodzenie.

Jak dbać o obudowę?

Po każdym nurkowaniu, o ile to możliwe, obudowę należy wypłukać w słodkiej wodzie. Jeśli taka nie jest dostępna, to lepiej nawet trzymać ją w wodzie słonej niż pozwolić jej wyschnąć. Gdy już będziemy mieli dostęp do słodkiej wody, należy bardzo solidnie ją wypłukać, dotykając wszystkich pokręteł i kontrolerów. Trzeba poruszyć każdym elementem, by wydobyć z zakamarków zalegającą sól.

Zawsze też należy wycierać obudowę do sucha. Możemy w tym celu użyć też sprężonego powietrza. Są centra nurkowe, które dbają o fotografów podwodnych i mają takie sprężarki na wyposażeniu. Warto tylko pamiętać, by nie robić tego z bliskiej odległości, bo wtedy możemy bardziej zaszkodzić niż sobie pomóc. W każdym z tych miejsc jest uszczelka i na pewno nie pomoże gdy wdmuchasz pod nią piasek lub kryształki soli. Trzeba też pamiętać, by przy wycieraniu nie korzystać z byle jakiego ręcznika czy szmaty, bo mogą znajdować się na nich drobinki piasku, które porysują nam sprzęt - szczególnie ważne w przypadku portów chroniących nasze obiektywy.

A co z uszczelkami? One też wymagają specjalnego traktowania?

Tak, po każdym otwarciu obudowy powinniśmy je wyjąć, sprawdzić palcami i przesmarować niewielką ilością silikonu dostarczonego przez producenta.

fot. Wojtek Męczyński

Czy na rynku znajdziemy obudowy do większości aparatów czy tylko do topowych korpusów?

Jest duży wybór. Jeśli jednak myślimy o prostszych aparatach, warto sięgać po firmy, które same produkują obudowy do swoich aparatów. Świetnym tego przykładem jest właśnie Olympus. Pełen wachlarz obudów do większości modeli. Do tego bogata oferta akcesoriów. Weźmy na przykład model Tough TG-6. Byłem zaskoczony ilością opcjonalnych gadżecików, dostępnych do tego aparatu. Mam zresztą ochotę zabrać go na nurkowanie do Egiptu, gdzie przyda się jako dodatkowy aparat.

Miałeś okazję fotografować w obudowie Olympus?

Tak, ale tylko aparatami z serii Pen. To świetny sprzęt dla kogoś kto dopiero zaczyna. Przede wszystkim te obudowy są naprawdę lekkie i oferują doskonały stosunek jakości do ceny.

fot. Wojtek Męczyński

Jak przygotowujesz się do wyjazdów? Masz jakieś rady, które mogłyby ustrzec kogoś przed błędami początkującego?

Po pierwsze warto zabierać tylko ten sprzęt, którego na pewno będziemy używać. Po to żeby się nie męczyć i nie stresować na lotnisku. Robiłem w swoim życiu bardzo dużo dziwnych rzeczy po to, żeby przedostać się przez check-in. Jeździłem na przykład w środku lata w kurtkach z ogromnymi kieszeniami, chowając w nich obiektywy i lampy błyskowe, udając że jestem zmarźluchem, który nie toleruje klimatyzacji w samolocie.

Zawsze też trzeba wszystko przed wyjazdem dokładnie sprawdzić. Nigdy nie zakładaj, że sprzęt będzie działał tak dobrze jak na ostatnim wyjeździe. Rzeczy potrafią się psuć leżąc na półce. To o tyle ważne, że wiele z tych elementów jest niedostępnych w miejscach, do których jeździmy. Bo o ile padną nam akumulatory do lampy, to zawsze gdzieś dostaniemy zwykłe baterie, ale jeśli strzeli nam światłowód synchronizujący błysk to w małej wiosce w Azji raczej go nie dokupimy. Dlatego też w przypadku kluczowych elementów warto - o ile to możliwe - brać ze sobą zapas. Podczas jednego wyjazdu padła mi lampa błyskowa i nie byłem w stanie jej dokupić mimo, że byliśmy na Bali - miejscu dobrze zaopatrzonym, nakierowanym na turystów. Na szczęście stało się to na dwa dni przed końcem wyjazdu więc jakoś to przecierpiałem.

fot. Wojtek Męczyński

Warto też dobrze dobrać grupę, z którą nurkujemy. Kwestia umiejętności to jedno, ale niedobrze też gdy grupa pomieszana jest pod względem tego, co chce się robić pod wodą. Bo jeśli mamy grupę, która po prostu chce sobie ponurkować i popatrzeć, ale jest wśród nich jeden wariat z aparatem, który nastawia się na robienie zdjęć, to on zawsze tę grupę będzie opóźniał. Sam też nie będzie miał tyle czasu, żeby na spokojnie zająć się fotografowaniem. Więc albo się dostosowujemy i traktujemy fotografowanie po macoszemu, albo szukamy grup stricte fotograficznych.

Na co nie warto się porywać na początku przygody z fotografią podwodną?

Na pewno nie warto przeceniać swoich umiejętności. Najpierw nauczmy się robić proste, przyzwoite pod względem jakości zdjęcia. Zrozumiemy na czym ten rodzaj fotografii polega, poznamy swoje słabe strony i kierunki, w których powinniśmy się rozwijać. Pamiętajmy też, by nie robić zdjęć w sposób, który ingeruje w przyrodę bądź stwarza niebezpieczeństwo dla innych nurkujących. Trzeba zostawiać po sobie tylko bąbelki.

No właśnie. Czy fotografowanie pod wodą niesie za sobą jakieś niebezpieczeństwo? Już samo nurkowanie jest dosyć wymagającą czynnością. Czy aparat nie sprawia, że poświęcasz mniej uwagi kwestiom bezpieczeństwa?

Powiem tak - nie wolno mniej skupiać się na nurkowaniu. To podobne zagrożenie jak rozmowa przez komórkę podczas prowadzenia samochodu. Idąc pod wodę z aparatem nie możemy zapomnieć, że jesteśmy w środowisku zupełnie dla nas obcym. Musimy więc ściśle kontrolować czas przez jaki przebywamy pod wodą, ilość gazu w butli i tzw. czas bezdekompresyjny po to, by pozostać w limitach nurkowania rekreacyjnego. Nie będę wchodził w szczegóły, ale nurkowanie rekreacyjne to taki rodzaj nurkowania, które możesz przerwać w dowolnym momencie i powoli wynurzyć się na powierzchnię, nie robiąc sobie krzywdy. Jeśli przekroczymy te limity wejdziemy na teren nurkowania dekompresyjnego, co będzie oznaczało, że będziemy musieli wynurzać się dużo wolniej, odbywając obowiązkowe przystanki po drodze.

fot. Wojtek Męczyński 

Jakie kierunki polecałbyś na początek przygody z fotografią podwodną? Czy w Polsce są na to w ogóle warunki?

Jeśli ktoś przede wszystkim nurkuje w Polsce, to wcale nie oznacza, że nie będzie w stanie zrobić dobrych zdjęć. Znam wiele osób, które robią doskonałe zdjęcia w polskich wodach. Jest to oczywiście trudniejsze, bo woda jest mniej przejrzysta, ale da się znaleźć wiele bardzo fajnych rzeczy. Na przykład malutkie stwory, których w Polsce prawie nikt nie fotografuje.

Co do miejsc, w Polsce mamy dwa bardzo fajne spoty - Koparki i Zakrzówek, czyli dwa zalane wodą kamieniołomy. Bardzo fajne do fotografowania szerokim kątem. Dalej, warto przejechać się nad Morze Śródziemne, które w Polsce z jakichś powodów jest mocno niedoceniane. To absolutnie fantastyczne miejsce. Mamy tam zarówno ślimaki nagoskrzelne, jak i wielkie ławice ryb czy wraki. Do tego świetną przejrzystość.

fot. Wojtek Męczyński

Jeśli jednak mamy pieniądze, zdecydowanie warto wybrać się do Azji. To miejsce gdzie pięknych raf jest najwięcej na świecie. Malezja, Filipiny, Indonezja. Można tam obecnie w miarę sprawnie dojechać i stosunkowo niedrogo nurkować.

A jak wygląda kwestia organizatorów. Lepiej szukać grup na miejscu czy korzystać z polskich biur podróży?

Przez to, że sam organizowałem już trochę wypraw, to źle się czuję gdy mój wyjazd na zdjęcia organizowany jest przez kogoś innego, bo mam poczucie utraty kontroli, co oczywiście nie jest do końca prawdą. Natomiast jest co najmniej kilka polskich biur podróży wyspecjalizowanych w wyjazdach dla nurków i serdecznie je polecam. Szczególnie jeśli ktoś ma problemy z językami obcymi. Nic wtedy nas na miejscu nie zaskoczy. Mamy Najlepsze Nurkowania w Łodzi i Activtour we Wrocławiu. Jest też warszawska firma Dive Away - bardziej ekskluzywna, nastawiona na dalsze wyjazdy. Zdecydowanie jest więc z czego wybierać, gdy jeszcze nie jesteśmy z tematem obeznani na tyle, by poradzić sobie ze wszystkim samemu.

Do zobaczenia pod wodą!

Sylwetka autora

Wojtek Męczyński - fotograf podwodny, przewodnik nurkowy, organizator nurkowych wypraw. Fotografuje przede wszystkim podczas podróży. Niekoniecznie tych dalekich. Interesuje go przede wszystkim świat mikrostworzeń, niewidocznych gołym okiem, W 2018 roku odbył dwie podróże, podczas których fotografował największych mieszkańców oceanu - walenie i rekiny wielorybie. Jego zdjęcia prezentowane były m.in. przez National Geographic Traveler Polska oraz magazyn Podróże.

Pasjonat Olympus. Współpracuje ze światową organizacją pozarządową The Ocean Agency. Angażuje się w ochronę środowiska morskiego i raf koralowych, przekazując swoje fotografie do The Coral Reef Image Bank. Jego wystawa Wieloryby z Królestwa Tonga prezentowana była na przełomie stycznia i lutego br. w siedleckiej Galerii Fotografii FOKUS. Od 6 czerwca do końca sierpnia prezentowana jest w Muzeum w Brodnicy, a 40 różnorodnych podwodnych fotografii pokazywanych jest w najdłuższej w Polsce plenerowej galerii w Wojnowie w ramach Wojnowskiego Festiwalu Fotografii, który potrwa do końca września 2019 r.

Więcej zdjęć fotografa znajdziecie na profilu @wojtek_meczynski w serwisie Instagram.

Materiał powstał we współpracy z firmą Olympus.

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (3)