Obiektywy
Canon zapowiada 3 nowe obiektywy do filmu i fotografii
Dlaczego Hasselblad X1D? Zapytaliśmy o to jednego z najlepszych polskich portrecistów, który porzucił niedawno „mały obrazek”, na rzecz poręcznego „średniaka”. Jego opinię konfrontujemy z bezdusznymi, laboratoryjnymi wynikami pomiarów DxO.
Partnerem publikacji jest Hasselblad Polska
Tak naprawdę to właśnie średni format nauczył mnie fotografować. Moim pierwszym aparatem był Pentacon SIX TL. Potem pojawiły się Rolleiflexy i właśnie Hasselblady. Nigdy nie zależało mi na szybkości fotografowania - od początku mojej przygody z fotografią, reporterski świat był poza mną. Nie znaczy to, że małym obrazkiem nie da się zrobić interesującego portretu, sesji mody itp. Oczywiście, że się da, ale średni format, przynajmniej dla mnie, w dwóch aspektach zdecydowanie wygrywa z małym obrazkiem.
Po pierwsze wspomniana prędkość, a właściwie powolność, która daje spokój fotografowania. Wielu fotografów uważa to pewnie za podstawową wadę, ale dla mnie to wielki atut w tym pędzącym i wciąż przyspieszającym świecie. Ta łatwość i szybkość fotografowania spowodowała, że wkradł się w nie ogrom beznadziejnej nonszalancji i przypadkowości. Zatem średni format może być też rodzajem wyróżnika. Oczywiście aparat nie zrobi zdjęcia za fotografa, ale jeśli sprosta on zadaniu to zdjęcie może być inne, wyróżniające się.
fot. Jacek Poremba
Coś o czym i ja trochę zapomniałem. Kiedy przeskoczyłem z analoga na aparat cyfrowy, był to mały obrazek. Wtedy nie lubiłem tych pierwszych cyfrowych średnioformatowych przystawek - drogie, wielkie, zupełnie nieużyteczne na czułościach powyżej ISO 100. Postęp techniczny pozwolił połączyć odkrywany przeze mnie świat cyfrowy ze zdobytym już doświadczeniem analogowym i kiedy wziąłem do ręki Hasselblada X1D, natychmiast, po kilku zdjęciach obudziły się w mej podświadomości jakże przyjemne i twórcze wspomnienia. W plastyce obrazów z tego aparatu jest coś co trudno mi opisać, to coś niewątpliwie przywołuje mi fotografię nie tylko średnio, ale i wielkoformatową - tak, jakby nostalgia bez pardonu wdarła się w odhumanizowany świat cyfrowy...
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
Stosunkowo niewielkie wymiary sprawiają, że mam go prawie cały czas przy sobie i choć nie jestem orędownikiem nieustającego dokumentowania otaczającej mnie rzeczywistości, to kiedy przychodzi taka rzadka chwila, że spotykam energię osoby lub przestrzeni, które chcę utrwalić fotograficznie, mogę to natychmiast zrobić i robię to tym aparatem.
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
No i jeszcze coś, co może nie dla wszystkich ma znaczenie - niezwykłe możliwości tego aparatu są pięknie obudowane. To chyba naturalne, że uwielbiamy się otaczać pięknymi przedmiotami, a takim niewątpliwie jest ten aparat! To wszystko, co w nim wewnętrzne i zewnętrzne powoduje, że pracując nim wyglądam na podejrzanie zadowolonego (śmiech). Ale czy równie podejrzana byłaby radość na mej twarzy gdy wsiadłbym do wymarzonego Porsche 911 z lat 60-tych, lub z tegoż samego okresu przepięknego Volvo P1800?
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
fot. Jacek Poremba
Od momentu premiery, do dnia wprowadzenia aparatu Hasselbad X1D na rynek upłynęło niemal pół roku. W tym czasie nikt nie wiedział czego tak naprawdę będzie można się po nim spodziewać. Pierwszy średnioformatowy bezlusterkowiec z wiadomych względów zelektryzował środowisko fotograficzne, a zainteresowanie fotografów podsycały oryginalne wzornictwo i kompaktowe gabaryty konstrukcji.
Podczas prezentacji na targach Photokina przedprodukcyjny model zrobił na nas niemałe wrażenie. Wówczas nie znaliśmy jednak odpowiedzi na pytanie najważniejsze: czy jakością dostarczanego obrazu zadowoli wymagających profesjonalistów? Pomiary laboratoryjne według procedury DxO naszym zdaniem najlepiej, bo bezstronnie i na twardych danych obnażają osiągi zastosowanego sensora. Jak więc X1D wypadł w studio?
Na początek kilka słów o samej procedurze. DxO to założone w 2006 roku francuskie laboratorium zajmujące się testowaniem sprzętu fotograficznego oraz produkcją software'u do edycji zdjęć. Powstało z myślą o szczegółowym sprawdzaniu osiągów matryc nowych jeszcze wtedy aparatów cyfrowych i w ciągu ponad dekady funkcjonowania ustanowiło standard, który w procesie ewaluacji wykorzystują zarówno producenci, jak i liczne zajmujące się recenzowaniem aparatów wydawnictwa na całym świecie (Fotopolis.pl dysponuje jedynym w Polsce laboratorium na licencji DxO). Gwarancją spójności i wiarygodności francuskich testów jest stała, powtarzalna procedura oraz fakt, że właściwości matryc sprawdzane są na podstawie nieprzetworzonych plików RAW z aparatów.
Gdy aparat trafił na testy do naszej redakcji, szybko okazało się, że w jeśli chodzi o jakości obrazu nowy Hasselblad nie ma sobie równych - pod względem reprodukcji kolorów, szczegółowości zdjęć i pracy na wysokich czułościach sprawdzał się najlepiej z aparatów testowanych według naszej skróconej procedury testowej. W międzyczasie pojawiły się oficjalne wyniki z centrali DxO, zobaczmy więc co pokazują testy przeprowadzone w największym laboratorium DxO w Boulogne-Billancourt we Francji.
Wynik 102 punktów (najlepszy w historii testów aparatów DxO) był tylko potwierdzeniem naszych wstępnych spostrzeżeń. Czy jednak matryca modelu X1D ma do zaoferowania dużo więcej niż przekraczające kolejne bariery, coraz doskonalsze matryce wysoko-rozdzielczych aparatów małoobrazkowych?
Porównując najlepiej oceniane aparaty w rankingu DxO zauważymy, że niemal pod każdym względem matryca Hasselblada X1D notuje lepsze wyniki. W przypadku modelu Canon 5Ds R różnice są kolosalne (zarówno pod względem zakresu dynamicznego, jak i precyzji odwzorowania kolorów), w najnowszych modelach pokroju Sony A7R III czy Nikona D850 - pozornie niewielkie. Trzeba jednak pamiętać, że na końcową ocenę, a także rzeczywiste fotograficzne rezultaty składa się całe spektrum możliwości sensora, a także sposób jego oprogramowania przez producenta. A ten w przypadku aparatu Hasselblada jest niemal wzorowy.
Wracając do testów zauważamy, że choć fenomenalne, wyniki matrycy pod względem zakresu dynamicznego (14,7 EV), rozpiętości tonalnej (10.1 bitów) oraz ilości zbieranych informacji o kolorze (26,2 bitów) nie różnią się drastycznie od tych, oferowanych przez wspomniane wyżej topowe pełne klatki. Kluczem do lepszej jakości obrazu jest tu jednak fizyczny rozmiar matrycy, a jednocześnie większy rozmiar pojedynczych pikseli, które sprawiają, że sensor znacznie lepiej radzi sobie z pracą w wymagających warunkach oświetleniowych - większe fotodiody najzwyczajniej w świecie zbierają więcej padającego na matrycę światła.
Efekty zauważymy oceniając wykresy SNR (stosunek sygnału do szumu) poszczególnych aparatów. Przy bazowej czułości ISO 100 Hasselblad notuje wyniki wyższe niż konkurencyjne aparaty na czułościach ISO 32 i 50. Gdy porównamy rezultaty uzyskiwane na tych samych wartościach ISO zauważymy, że różnice sięgają już ponad 2 dB. Wyniki te utrzymują się w niemal całym zakresie czułości matrycy i mają widoczne przełożenie na rzeczywistość.
Oglądając zdjęcia z Hasselblada X1D zauważymy, że cyfrowe ziarno jest wyjątkowo drobne, a swoją strukturą przypomina to, które pamiętamy z materiałów analogowych. Co jednak najważniejsze, jego charakter i intensywność w bardzo niewielkim stopniu wpływają na szczegółowość zdjęć, nawet na wysokich czułościach. Rezultaty te imponują tym bardziej, że natywny zakres czułości matrycy modelu X1D kończy się na ISO 3200. Nie bez powodu w teście DxO bezlusterkowego Hasselblada okrzyknięto najlepszym aparatem do pracy w słabym świetle (wyniki w kategorii Low-Light ISO).
Hasselblad X1D jest jednak szczególny z jeszcze jednego względu. Tradycyjne aparaty średnioformatowe zawsze były domeną profesjonalistów pracujących w kontrolowanych warunkach oświetleniowych, zazwyczaj w studiu, na statywie, z armią asystentów gotowych do pomocy. Ich gabaryty zniechęcały do wypadów w teren czy pracy w trudnych do przewidzenia warunkach. Oferowały jednak migawki centralne, które pozwalały na pełną synchronizację z błyskiem w pełnym zakresie dostępnych czasów naświetlania - rzecz kluczową dla zawodowców pracujących ze sztucznym oświetleniem przy sesjach i projektach komercyjnych. Bo co z tego, że podobne efekty możemy uzyskać zwykłymi lustrzankami błyskając w trybie HSS, gdy spadek natężenia światła zmusza nas do wykorzystania wyższych czułości, a w efekcie do pogodzenia się z gorszą jakością zdjęć.
Najnowszy bezlusterkowiec nie różni się pod tym względem od swojego starszego rodzeństwa, a jednocześnie jest tak kompaktowy iż nie chce się wierzyć, że mamy do czynienia ze średnim formatem. Łącząc to wszystko z pierwszorzędnymi wynikami sensora, otrzymujemy niespotykaną dotąd w tym segmencie swobodę pracy, która otwiera przed użytkownikami nowe możliwości, a także sprawia, że aparat staje się dużo bardziej atrakcyjnym narzędziem w oczach fotografów stających przed dylematem zakupu profesjonalnego body.
Polecamy wiosenną promocję Hasselblada X1D - teraz z obiektywem 45mm gratis! Więcej informacji na 6x7.com.pl.