“Fotografia to moje zajęcie” - wywiad z Tadeuszem Rolke

Z aparatem pracuje od 75 lat, ale ani myśli odwieszać go na kołek. O ostatnich projektach, pomysłach na kolejne cykle i o kobietach z Tadeuszem Rolke rozmawia Monika Szewczyk.

Autor: Monika Szewczyk-Wittek

24 Maj 2019
Artykuł na: 9-16 minut

Jestem po lekturze książki „Tadeusz Rolke. Moja namiętność” - wywiadu-rzeki autorstwa Małgorzaty Purzyńskiej. Imponująca historia. Czy wie Pan, jak została przyjęta przez Czytelników?

Było dużo kontrowersji związanych ze zdjęciem na okładce.

Naga kobieta przytula się do Pana. Postrzeganie kobiet się zmieniło?

Przeze mnie nie, ale przez społeczeństwo tak. Feminizm spowodował antyreakcję, ale na tym Pani się lepiej zna niż ja. Mój stosunek do kobiet jest zawsze pozytywny. Chociaż przez kobiety wiele w życiu wycierpiałem.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Pokazywał Pan przecież akty kobiece wcześniej. Skąd zatem to oburzenie?

Nie pojawiły się do tej pory na okładce książki. W sumie robiłem bardzo mało prawdziwych aktów.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że wpadłam w pułapkę. Większość wywiadów, rozmów z Panem rozpoczyna się od pytań dotyczących fotografii kobiet. A to jest tylko fragment Pana dorobku.

To są takie uogólnienia, które się przyklejają i tak już zostaje. Mówią o mnie „fotograf mody”, ale też „prekursor fotografii reportażowej”. Nieprawda. Jestem jednym z ludzi, którzy dość wcześnie zajęli się fotoreportażem, ale nie byłem prekursorem. Tutaj należy wspomnieć chociażby tygodnik Świat i jego zespół: Jana Kosidowskiego, Władysława Sławnego czy Wiesława Prażucha.

Rzeczywiście jest dużo fotografii kobiet w moim archiwum, ale część z nich to są prywatne zdjęcia, jak choćby słynne ujęcie na Chmielnej z Eustachym Kossakowskim na skuterze. To było dokumentowanie życia.

Ta fotografia przypomina mi w pewnym sensie zdjęcie, które Wojciech Plewiński zrobił Krzysztofowi Komedzie z żoną. Bardzo prywatna sytuacja. Mieliście Panowie w tamtym czasie otwartą drogę do świata kultury, bo byliście jej częścią.

W ten czas mało się działo. Wernisaży, wydarzeń kulturalnych, na których zbierali się ludzie, było kilkanaście w trakcie miesiąca. Było zdecydowanie mniej imprez, mniej fotografów i mniej ludzi oryginalnych, nietypowych niż dzisiaj. Na wernisaż w Galerii Krzywe Koło cieszyłem się już na tydzień wcześniej.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Ja z kolei usłyszałam kiedyś od jednej dokumentalistki, że w latach 80. i 90. XX wieku można było spotkać i fotografować prawdziwe osobowości. Teraz jej zdaniem mało jest ciekawych osób.

Najgorzej jest chyba w polityce. Natomiast środowiska artystyczne dostarczają indywidualności i jest to przestrzeń do znakomitych portretów.

Mówił Pan, że rzadko fotografował politykę. Pomyślałam o Chrisie Niedenthalu, który ostatnio wrócił do dokumentowania sytuacji politycznej w Polsce. Pan nie ma takiej potrzeby?

Zupełnie nie. Przyjechałem do Polski w stanie wojennym, gdy wszyscy wyjeżdżali lub chcieli wyjeżdżać. Zawsze byłem indywidualistą. Nie rzuciłem się na fotografowanie internowanych, strajków, plakatów antyrządowych, rozpędzanych demonstracji. Może z jednym wyjątkiem. Ale mnie ten stan wojenny nie kręcił. Przeżyłem wojnę, bombardowania Warszawy, wywózkę po powstaniu warszawskim. Dwukrotnie omal nie straciłem życia. W porównaniu z hukiem bomb nad Warszawą stan wojenny nie był dla mnie wydarzeniem. Ale to znakomicie, że Chris wrócił do fotografowania bieżących wydarzeń. Widziałem jego ostatnią wystawę w ratuszu miejskim w Gdańsku. Czuje się zawodowego fotografa w tych zdjęciach.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Jak długo zna się Pan z Chrisem Niedenthalem?

Poznaliśmy się, gdy wpadłem na pomysł projektu „Sąsiadka”, czyli w 2001 roku. Zaproponowałem mu współpracę i on się natychmiast zgodził. Projekt miał swoją wystawę w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Wtedy też zaczęła się nasza przyjaźń.

Jest to przyjaźń podszyta żartem. Panowie lubią żartować.

Tak. Chris ma świetne poczucie humoru. Ja też nie należę do sztywniaków.

Wspólnie podjęliście Panowie temat trudny, pogromu Żydów w Jedwabnem w 1941 roku. Temat bardzo ważny i bardzo polityczny. Do kultury żydowskiej odnosi się Pan także w projekcie „Tu byliśmy”.

Tak. Proszę pamiętać, że zrealizowałem też materiał „Lekcja pamięci”, którego wystawa odbyła się w Żydowskim Instytucie Historycznym w 2016 roku. Projekt ten został zainspirowany przez książkę Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów Mirosława Tryczyka. Wraz z Markiem Gryglem pojechałem do szesnastu miast i z każdego miejsca ostatecznie wybrałem jedno zdjęcie.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Do kogo kieruje Pan projekty i wystawy związane z pamięcią o Zagładzie?

Najchętniej do tych, którzy na nie przychodzą. Niestety to przekonywanie przekonanych. Ale jeśli chociaż jedną osobę o innych poglądach uda się przekonać, jeśli zrozumie, że wśród Polaków byli także tacy, którzy mordowali Żydów, to to mi wystarczy. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tych projektach. To jest moja sprawa fotograficzna.

Był taki moment, gdy na nowo się Pan odsłonił publiczności. Chyba wszystko zaczęło się od filmu „Dziennik z Podróży” Piotra Stasika. Kulminacją wydaje się być książka Małgorzaty Purzyńskiej. Z czego wynika taka potrzeba odsłonięcia się i odpowiadania na nawet bardzo prywatne pytania?

Miałem i mam potrzebę opowiedzenia o sobie. Nie jestem człowiekiem skrytym. Oczekuję tego samego od innych ludzi. Jestem humanistą i szalenie interesują mnie losy ludzkie, sprawy damsko-męskie. Jak powstawał pomysł książki, powiedziałem sobie, że będzie w niej dużo prawdy.

Byłem kiedyś w Belgradzie. Nie chciałem robić programu turystycznego i zwiedzać miasta. Usiadłem w ulicznej kawiarni i celowałem teleobiektywem w ludzi. Ze dwie godziny. Zrobiłem może 36 klatek, z czego miałem ze dwa dobre ujęcia. Obserwowałem dwie osoby, które rozmawiały. Patrzyłem na nich i zastanawiałem się, jak się potoczą sprawy. Interesuje mnie życie innych. Podobno jestem też plotkarzem.

A kto tak twierdzi?

No, są tacy moi koledzy (śmiech). Nie znam dokładnie definicji, ale rzeczywiście lubię porozmawiać o ludziach.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Czy jest takie pytanie, które ze strony wywiadującej Pana Małgorzaty Purzyńskiej nie padło, a powinno się pojawić, by dopełnić opowieść o Panu?

W tej książce trudno było więcej zmieścić. Mnie by się przydał jeszcze jeden album, gdzie dałbym głównie zdjęcia niepublikowane, które może nie miałyby wielkiego programu czy koncepcji. W zdjęciach miałbym coś więcej do powiedzenia.

W ostatnim czasie zrealizował Pan kilka ciekawych projektów jak choćby ten, który był wynikiem rezydencji artystycznej „W ramach Sopotu”.

Dwa lata wcześniej dostałem zaproszenie z Teatru Wielkiego Opery Narodowej do zrealizowania dla nich kalendarza z moimi fotografiami. Zapoznałem się z przestrzeniami w operze i spytano mnie, czego potrzebuję. Odpowiedziałem: dwóch tancerek. Rok później do współpracy zaprosiła mnie opera w Białymstoku. Oni sami zaproponowali mi jedną, konkretną aktorkę. Później był Sopot. Nie trudno zgadnąć, że znów pracowałem z dwiema tancerkami.

Podobno był Pan najciężej pracującym fotografem zaproszonym na rezydencję do Sopotu.

Koledzy troszkę tam chyba imprezowali. Ja przyjechałem pracować. To jest dla mnie wielka przyjemność. Imprezowanie już raczej nie.

Jak został przyjęty Pana projekt?

Wie Pani, ten rodzaj zdjęć jest niedoceniany. To jest taki rodzaj fotografii trudny do zdefiniowania.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska 

Czy fotografia potrzebuje definicji?

Okazuje się, że ci, co o niej piszą, chyba potrzebują tych definicji. Ta fotografia nie jest komentowana, bo nie ma zaplecza ideologicznego.

A czy były takie sytuacje, gdy podniósł Pan aparat do oka, ale nie zrobił Pan zdjęcia?

Pamiętam dwie sytuacje, gdy widziałem zdjęcie, ale nie zrobiłem. Byłem zbyt blisko. Krępowałem się.

Kiedyś usłyszałam od jednego fotografa, że najlepsze są te zdjęcia, których nigdy nie zrobimy. Pamięta Pan taką sytuację, gdy uciekła Panu scena?

Tak. Oczywiście z czasem to się rozmywa. Do tego się podchodzi trochę jak do kobiety, której się nie miało. Kiedyś to odpuszcza, ale męczy bardzo długo.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska

Planuje Pan kolejne projekty?

Tak. Właśnie zakończyłem jeden projekt pt. „Hin und zurück” („Tam i z powrotem”) dla Fujifilm,  który właśnie prezentowany jest w Galerii LeGuern. To była moja inicjatywa i bardzo szybko zaakceptowana przez Fujifilm. Wracam do miejsc dla mnie ważnych, lub takich, które mają znaczenie dla mojej historii.

Jakie to miejsca?

W czasie powstania warszawskiego przebywałem na Sadybie i gdy została zajęta przez Niemców, ludność została przeniesiona do Portu Zachodniego. Tam wsiedliśmy w pociąg i dojechaliśmy do Pruszkowa. Stamtąd do Niemiec na roboty przymusowe. Pierwsze zdjęcie z tego materiału to obóz w Pruszkowie. W pewnym sensie to dokumentacja tego, co się ze mną działo od 3 września 1944 roku do 2 kwietnia 1945 roku.

Z jakimi uczuciami wiązało się fotografowanie tych wspomnień?

Do wielu miejsc wróciłem już wcześniej, ale nie z powodu realizacji projektu, tylko z czystej ciekawości. Teraz musiałem to potraktować jako fotograf i jako człowiek obarczony pamięcią. Szukałem motywów bardziej dosłownych lub bardziej metaforycznych, by usprawiedliwić miejsce i fotografie w projekcie i na wystawie. Każde zdjęcie ma swój opis. Sama fotografia nie oddałaby w pełni mojej intencji. Zapraszam na wystawę.

To jedyny cykl, nad którym Pan pracuje?

Dzisiaj też oglądałem miejsca do kolejnego projektu związanego z kobietami. Kobiety w pewnych przestrzeniach. Ważna jest kobieta i to, gdzie jest. Więcej nie zdradzę.

To też Pana autorska koncepcja?

Tak.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska 

W Domu Spotkań z Historią w Warszawie możemy oglądać wybór fotografii warszawskich z Pana archiwum. Słyszałam, że to frekwencyjny hit.

Widziałem, co się działo na wernisażu. Ludzie na ulicy stali. Fotografia jednak czyni cuda.

Mówił Pan, że nie jest tylko fotografem aktu, ani fotografem mody, ani prekursorem reportażu. Jaka więc fotografia teraz Pana interesuje?

Jednak fotografia kobiet, ale najważniejszym moim tematem jest „Tu byliśmy”.

Czego poszukuje Pan w swoich autorskich projektach o kobietach?

Estetyki, której jestem wierny. Rozebrałem kiedyś kobiety w Muzeum Narodowym w Warszawie i ustawiłem je pod obrazami. Powstały bardzo ciekawe fotografie.

Padają pytania: Dlaczego?

Padają, ale to są na ogół najbanalniejsze pytania. Jednak żaden krytyk nie napisał o projekcie.

fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska 

Jest takie pytanie, które często się pojawia, ale zastanawiam się, czy odpowiedź na nie się nie zmienia. Czym jest dla Pana fotografia?

W pewnych momentach jest terapią. A poza tym, to moje zajęcie.

Przyglądam się Panu w trakcie opowieści o fotografii i Pan się ciągle uśmiecha.

Jak przychodzi kilkaset osób na mój wernisaż, to ja się bardzo cieszę. Więcej, ja ich kocham.

Dziękuję za rozmowę

 

Niniejszy wywiad ukazał się w majowym wydaniu magazynu Digital Camera Polska, który na ponad 20 stronach przybliża życie i twórczość Tadeusza Rolke. Najnowszy numer z darmową wysyłką możecie zamówić pod adresem ulubionykiosk.pl.

Skopiuj link

Autor: Monika Szewczyk-Wittek

Fotoedytorka, kuratorka i autorka tekstów o fotografii. Pomysłodawczyni przedsięwzięć promujących fotografię. Współtwórczyni projektu Wszyscy Jesteśmy Fotografami. Kierowała projektem Cyfrowy TR – procesem archiwizacji i digitalizacji zbiorów TR Warszawa. Współzałożycielka agencji Napo Images. Współkuratorka archiwum Pawła Pierścińskiego. Prowadzi zajęcia z fotoedycji i etyki fotografii na Uniwersytecie Warszawskim. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Instytutu Pileckiego w Berlinie. W 2021 roku ukazała się jej pierwsza książka “Jedyne. Nieopowiedziane historie polskich fotografek”.

Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
19
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
Jacek Poremba: W portrecie chodzi o pewną energię, wybuch, który nastąpi. Albo nie.
"Śladowy zarys sesji portretowej mam w głowie. Natomiast co później powstanie, jest wynikiem tu i teraz, dziania się". Z Jackiem Porembą rozmawia Beata Łyżwa-Sokół
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (9)