Obiektywy
Sirui 40 mm T1.8 1.33X S35 AF - niedrogi anamorficzny obiektyw z... autofokusem. Czy można chcieć więcej?
Świadek minionego stulecia - powstaniec warszawski, przymusowy robotnik, stalinowski więzień i... bon vivant. Od kilkudziesięciu lat nie rozstaje się z aparatem, inspirując kolejne pokolenia artystów. Właśnie kończy 90 lat. Życie i twórczość kultowego fotografa przybliża autorka wywiadu rzeki z Tadeuszem Rolke, Małgorzata Purzyńska.
Paradoksalnie, historię życia Tadeusza Rolke zacznę od zdjęcia, którego nie ma. I nie było. Jest piąty rok wojny, jesień 1944 roku. Tadeusz Rolke stoi na polu, rozrzuca gnój, to bardzo ciężka praca dla 15-letniego chłopaka z Warszawy. Do wsi Luckenwalde, małej miejscowości w Brandenburgii, na południe od Berlina trafił jako robotnik rolny po upadku powstania warszawskiego. Pod wieczór przyjechała gospodyni, pani Gensch, patrzyła na niego i zapytała: „Co ty będziesz w życiu robił, jak jesteś taki leniwy i słaby?”. Odpowiedział: „Będę jeździł po świecie i fotografował”.
Zofia Rolke wyniosła z płonącej Warszawy tylko jedną walizkę, a w niej: trochę ubrań, pamiętnik swojego dziadka Jakuba Salingera, fotografie rodzinne oraz zdjęcia i aparat syna. To był Zeiss Ikon Baby Box Tengor - prosty aparat skrzynkowy dla dzieci bez możliwości ustawiania jakichkolwiek parametrów. Tadeusz kupił go kilka miesięcy wcześniej. Do wybuchu powstania warszawskiego zdążył zrobić nim kilkadziesiąt zdjęć: portret mamy, przyjaciela, gosposi, scenki uliczne.
W czasie wojny mieszkali z mamą, bratem i wujostwem przy Kredytowej, niedaleko od ich domu był zakład fotograficzny. Ostatni film do wywołania zaniósł na Mazowiecką dzień przed wybuchem powstania. Brał w nim udział jako harcerz. W czasie okupacji należał do Szarych Szeregów, rozwoził prasę konspiracyjną do skrzynek kontaktowych. Podziemny Biuletyn Informacyjny zawijał w niemieckie pisma Die Wehrmacht lub Der Adler i jechał tramwajem. Przeglądał je z ciekawości, bo zamieszczały znakomite zdjęcia wojenne wykonane przez fotografów Wehrmachtu, Luftwaffe i Kriegsmarine.
Wola, na zachód od Pałacu Kultury i Nauki, 1956. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Wszystko, co nastąpiło potem, w kolejnych miesiącach 1944 i 1945 roku, należy do jego wojennej epopei, drapiącej pamięci. Będzie wracał do tych miejsc w Brandenburgii i Prusach Zachodnich przez wiele lat we wspomnieniach, podróżując tam w różnych okresach życia. Kilkukrotnie śmierć zaglądała mu w oczy. W czasie powstania został ranny w udo. Przeszedł przez Fort Czerniakowski i obóz w Pruszkowie, trafił na roboty przymusowe do Niemiec, był robotnikiem rolnym i w Arbeitseinsatz (jednostka pracy), pod Grudziądzem policjant groził mu rozstrzelaniem, kopał okopy na linii frontu i rowy przeciwczołgowe, w Gdańsku przeżył radziecką ofensywę...
Wojna na wiele miesięcy rozdzieliła go z mamą, która oddała Tadziowi aparat, gdy spotkali się w marcu 1945 roku. Fotografował nim okaleczone miasto, a później odbudowę Warszawy. Poszedł na Kredytową, zrobił zdjęcie mamy i przyjaciela na tle gruzów, wśród których znalazł zwęglone pianino wujka i resztki zastawy stołowej, sfotografował napis: „Uwaga, miny”, tereny dawnego getta - morze ruin ze sterczącym w dali kościołem św. Augustyna, okaleczony ratusz na Placu Teatralnym, szkielet Prudentialu (niegdyś najwyższego budynku stolicy), na który wspiął się, by zrobić panoramę Śródmieścia, zniszczony Grób Nieznanego Żołnierza. Nie było już jego przedwojennej Warszawy: domu na Nowym Świecie, zburzonego we wrześniu 1939 roku, kamienicy przy Kredytowej, szkoły pani Chełmońskiej przy ulicy Czackiego, cyrku Staniewskich na Ordynackiej... Musiał szybko dorosnąć. W tym czasie filmy do wywołania nosił do zakładu Adama Kaczkowskiego, który mieścił się przy Nowym Świecie. Któregoś razu, gdy odbierał odbitki, właściciel spytał go: „To twoje zdjęcia? Są dobre. Fotografuj dalej!”. Były to ważne słowa zachęty dla chłopaka.
Był rok 1957, gdy Tadeusz Rolke kolejny raz przekroczył bramę więzienia. Tym razem jako fotoreporter. Powrócił do tzw. Toledo, by zrobić fotoreportaż. Teraz jednak przy ulicy Ratuszowej w Warszawie mieściło więzienie kobiece. Wszystko wyglądało jak kiedyś: wysokie, białe mury zwieńczone drutem kolczastym, brama, do której aresztowany szedł wąskim przesmykiem między wojskowymi koszarami, korytarze z białymi liniami, które stanowiły oznaczenia dla więźniów (rano wstawiali tu śmierdzący kibel, a na noc składali ubrania złożone w kostki), spacerniak, gdzie 15 minut dziennie „zażywał świeżego powietrza” i cele. Odnalazł swoją. Powstał duży cykl opublikowany w tygodniku Stolica, ponieważ po październiku w mediach zapanowało na krótko pewne rozluźnienie cenzury.
Warszawskie podwórko, 1960. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Spędził tam dziewięć miesięcy, czekając na proces. W 1952 roku był studentem historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, miał 23 lata, gdy został aresztowany i oskarżony o wrogą działalność antypaństwową - udział w nielegalnej organizacji Ruch Uniwersalistyczny. Dostał wyrok: siedem lat więzienia za usiłowanie obalenia siłą ustroju Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Pozwolono mu na krótkie widzenie z narzeczoną Wiesią, przez kraty. „Wywieźli mnie do Barczewa, ogolili łeb na łyso. A potem do Iławy. Dwa lata miałem wyjęte z życia do warunkowego zwolnienia. Byłem numerem, tym "stójcie twarzą do ściany". To musiało utkwić w podświadomości - zawahał się - pozostawić ślad, również w mojej fotografii i podejściu do życia”.
W roku 1954 roku, po wyjściu z więzienia, Rolke nie mógł wrócić na historię sztuki. Był „wrogiem ludu” pozbawionym praw obywatelskich. Zatrudnił się jako robotnik w Polskich Zakładach Optycznych na Grochowie. W fabryce istniał również dział fotograficzny, który robił zdjęcia dokumentacyjne: „(...) przodowników pracy, uroczystości komunistycznych albo pana dyrektora do legitymacji” - ironizował. Była tam ciemnia, z której korzystał po pracy. Uczył się warsztatu: wywoływania i suszenia filmów, robienia styków, kopiowania, suszenia odbitek - zawodowego ABC. I tak wrócił do fotografowania.
Rok później, dzięki poleceniu Stefana Bałuka, fotoreportera wojennego, jednego z cichociemnych, powstańca z plutonu „Agaton”, który pracował w Centralnej Agencji Fotograficznej, Rolke dostał etat fotografa w Państwowych Zakładach Foto-Przeźroczy. Robił zdjęcia instruktażowe dla szkół zawodowych. Fotografował m.in. przetwórnię odpadów z rzeźni, gorzelnię, proces produkcji mączki ziemniaczanej czy cukru. Zadania mało ciekawe, ale dobre warsztatowo.
Robotnik w Hucie Warszawa, 1960. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Miał jednak marzenie, chciał pracować w prasie. Przeglądał polskie pisma ilustrowane, robił zdjęcia, budował portfolio. Najpierw miał publikację w Świecie Młodych, potem w warszawskim tygodniku ilustrowanym Stolica, dla którego pracował od 1956 roku przez 4 lata. Miał sporo okładek, zamieszczał reportaże (w tym interwencyjne) i fotoeseje, portretował artystów i architektów, ponieważ pismo zajmowało się odbudową Warszawy.
Uznanie przyniosły już Tadeuszowi Rolke jego fotografie z drugiej połowy lat 50. Uwagę jurorów i krytyków zwróciła „Madonna cygańska”. Rolke zrobił zdjęcie w 1957 roku w taborze cygańskim pod Pruszkowem. Krążył po obozowisku, aż wszedł do jednego z wozów, w którym była młoda cyganka z dziećmi. Kobieta chciała mu powróżyć, wzięła jego rękę i powiedziała: „Jaki ty biedny, siedziałeś w więzieniu”. Natychmiast cofnął dłoń i zrobił jej zdjęcie, strzelił fleszem.
W wozie było parno, więc musiał wytrzeć obiektyw, który mu zaparował. Później wykonał jeszcze kilkanaście zdjęć w taborze. Gdy wywołał film, była to jedyna nieudana technicznie klatka i najlepsza z tych fotografii. Zdjęcie zostało wyróżnione na Ogólnopolskiej Wystawie Fotografiki Organizowanej przez ZPAF. Jeden z członków jury powiedział mu dyskretnie: „Nie mogliśmy przyznać pierwszej nagrody, bo pokazał pan jedną z mniejszości narodowych”. Rolke zajął drugie miejsce. Po opublikowaniu tego zdjęcia w prasie Wojciech Kiciński, recenzent Trybuny Ludu, okrzyknął go „cudownym dzieckiem polskiej fotografii”. „To pokazuje absurdy PRL-u” - uważa Rolke. „Nie dostałem pierwszej nagrody ze względów politycznych, a jednocześnie komplementował mnie skrajnie upolityczniony organ prasowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”. Rok później przyjęto go do Związku Polskich Artystów Fotografików, otrzymał legitymację numer 233.
Rolke nie był fotografem politycznym, choć bywało, że dostał zlecenie z redakcji, więc na niektórych jego fotografiach byli - jak mawia zgryźliwie - „ci rządcy Polski Ludowej i towarzysze radzieccy”. W 1959 roku przyleciał do Polski Nikita Chruszczow, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, który trząsł połową świata. Witał go Władysław Gomułka, pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Rolke był wówczas na lotnisku Bemowo. Jak blisko można było podejść do polityka, pokazuje jedno z jego zdjęć: Chruszczow i Gomułka suną w odkrytej limuzynie, na kolanach goździki, w tle hasła o przyjaźni narodów Związku Radzieckiego i Polski... i złoty ząb pierwszego sekretarza KPZR w półotwartych ustach.
Przylot pierwszego sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa do Warszawy. Nikita Chruszczow i pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka, lotnisko wojskowe na Bemowie, 22 lipca 1959 roku. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Jeśli już jesteśmy przy polityce, warto przywołać ważny komentarz fotografa: „Dla mojej generacji miejsce urodzenia, geografia są ważne. Wojna i stalinowskie więzienie miały znaczący wpływ na mój los. Faszyzm i komunizm zmieniły bieg życia całego pokolenia. W ustroju totalitarnym człowiek nie mógł swobodnie decydować o sobie. Wielu artystów stąd zaistniałoby inaczej, gdyby w naszej części Europy była demokracja. W PRL-u osiągnąłem tyle, ile można było, jeśli chodzi o dobre redakcje, pewną popularność i nazwisko. Na tym kończyły się możliwości”.
Bardzo dobrze obrazuje to anegdota. Na początku października 1959 roku cała Warszawa mówiła o cudzie na wieży kościoła św. Augustyna, gdzie pokazała się Matka Boska. Tysiące ludzi oglądały to zjawisko. Do Stolicy przyszła depesza z tygodnika Paris Match na nazwisko Tadeusza Rolke: „Prosimy sfotografować cud na Nowolipkach”. Naczelny wezwał go i powiedział: „Oczywiście tego nie zrobisz!”. A on już sfotografował ów cud, ale zdjęć nie mógł opublikować. „Ta sytuacja wiele mówi o PRL-u, jaki to był kraj, nawet po październikowej odwilży” - konkluduje. „Gdy w 1970 roku zostałem w Niemczech, dla mnie było już za późno. Miałem 40 lat, wtedy trudno zaczynać od nowa, a wtedy miałem świeże spojrzenie, dużo energii i mało wątpliwości”.
W roku 1960 Rolke został fotoreporterem miesięcznika Polska. Pismo miało dobre okładki, grafikę i fotografie. Istniały dwie redakcje: Polska-Wschód, odpowiedzialna za magazyn Polsza, kolportowany w ZSRR w nakładzie 300 tys. egzemplarzy, i Polska- Zachód, która wydawała rodzimą wersję językową i pięć pozostałych w nakładach po 3000 egzemplarzy. W zespole fotografów Polski byli także: Piotr Barącz, Marek Holzman, Irena Jarosińska i Eustachy Kossakowski. Rolke dużo podróżował po kraju, realizując reportaże na zlecenie pisma.
Fotograf Eustachy Kossakowski i Joanna Matylda Fiszer, 1960. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Na jego zdjęciach z tamtych lat odnajdujemy wiele znaczących postaci kultury polskiej, m.in. Władysława Bartoszewskiego, Małgorzatę Braunek, Zbigniewa Cybulskiego, Ewę Demarczyk, Kalinę Jędrusik, Idę Kamińską, Tadeusza Kantora, Alinę Szapocznikow, Beatę Tyszkiewicz, Andrzeja Wajdę. Są też, choć nieliczne, zdjęcia polityków: Władysława Gomułki, Józefa Cyrankiewicza, Aleksandra Zawadzkiego, Charles’a de Gaulle’a. Ale najbardziej znane zdjęcie Tadeusza Rolkego to fotografia prywatna, na którym są jego dziewczyna Joanna Matylda Fiszer i przyjaciel Eustachy Kossakowski, zrobiona przed kinem Atlantic na dzisiejszej ulicy Chmielnej. Rolke i Kossakowski kupili lambretty w sklepie dla górników na Śląsku, często jeździli nimi na skuterowe wycieczki z dziewczynami. Powstało wiele fotografii, lecz ta jedna stała się jedną z ikon XX wieku. „W tym zdjęciu udało mi się uchwycić ducha lat 60., a z drugiej strony jest to fotografia ponadczasowa. I to jest jedna z tajemnic fotografii” - twierdzi autor.
W latach 60. fotograf prasowy musiał być wszechstronny. Już w czasie pracy w Stolicy Tadeusz Rolke robił zdjęcia modowe podczas pokazów. A w 1960 roku, gdy dla Polski przygotowywał materiał o Modzie Polskiej, poznał jej dyrektorkę Jadwigę Grabowską i projektanta Jerzego Antkowiaka. Swoją pierwszą sesję dla nich zrealizował w Muzeum Literatury w Warszawie. Stopniowo wszedł w ten świat, pojawiały się kolejne zlecenia. Współpracował także z projektantką Barbarą Hoff, a później Grażyną Hase.
„O co chodzi w fotografii mody?” - zastanawia się. „O pewną wymianę energii między osobami: fotografem i dziewczyną. To fotograf tworzy aurę, buduje nastrój. Modelkom pozostawiałem swobodę, miały być naturalne przed obiektywem. Stylistką i wizażystką była Barbara Hoff, a modelki i modele pochodzili z grona znajomych. Moim podstawowym sprzętem był Rolleiflex, a przy dłuższych ogniskowych Pentacon Six. Sesja trwała kilka godzin, czasem cały dzień. Nie miałem swojego atelier, wnętrza robiłem u Barbary. Na sesje plenerowe jeździliśmy moim starym garbusem. Nie stosowałem wyszukanych trików i retuszu. Moim atelier był plener i światło dzienne, dziewczyny przebierały się w krzakach. To oczywiście była specyfika kraju za żelazną kurtyną, że mieliśmy tak skromne środki. W Przekroju pokazywaliśmy ubrania, które nosiły potem tysiące Polek. Mieliśmy niskie honoraria, ale nikt z nas nie myślał o pieniądzach. Nasza praca zmieniała obraz polskiej ulicy”.
Modelka Lucyna Witkowska, sesja modowa projektantki Barbary Hoff na Placu Zamkowym, 1967. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Dużo pracował z Lucy - Lucyną Witkowską, która stała się jego dziewczyną. Poznał ją, gdy była już zawodową modelką. Miała talent, świeżość, nie stosowała rutynowych sztuczek jak inne dziewczyny. Pozowała instynktownie i lubiła to robić. Możemy ją rozpoznać na wielu fotografiach modowych, zresztą w tamtych czasach modelek było kilkanaście w całym kraju.
Dla Mody Polskiej pracował blisko dekadę, dla Przekroju - trzy lata, okazjonalnie dla Ty i Ja. Ten ostatni magazyn zamieścił zdjęcia z sesji, którą Tadeusz Rolke obserwował i dokumentował w paryskim studiu Petera Knappa, gdy ten fotografował dla Elle Jean Shrimpton, zwaną Krewetką, jedną z najsłynniejszych modelek XX wieku. Powstały świetne zdjęcia, które wykraczają poza zwykłą dokumentację fotograficzną. Klimatem przypominają sceny z filmu „Powiększenie” Michelangelo Antonioniego.
Rolke fotografował prace najważniejszych polskich artystów drugiej połowy XX wieku, tworzących w nurcie modernizmu polskiego, a także ich samych. Od czasów studiów na historii sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a potem na Uniwersytecie Warszawskim znał wielu artystów i przyszłych historyków sztuki. Obracał się w kręgach skupionych wokół awangardowych galerii sztuki współczesnej, z którymi współpracował. Przyjaźnił się z Włodzimierzem Borowskim, znał Alinę Szapocznikow, Tadeusza Kantora, Henryka Stażewskiego, Edwarda Krasińskiego i wielu innych. Bywał w Galerii Krzywe Koło i w klubie Manekin, w Zachęcie, krakowskich Krzysztoforach, poznańskiej OdNowie, u Jerzego Ludwińskiego we Wrocławiu i w Galerii Foksal, z którą jest kojarzony.
Aktorka Małgorzata Braunek w swoim mieszkaniu, 1970. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
„Zaczynała się właśnie epoka konceptualizmu i my, fotografowie - wspominał - byliśmy potrzebni artystom jako świadczący usługi dokumentacji fotograficznej: Eustachy Kossakowski, Jurek Borowski i ja. Panowało powszechne mniemanie, że fotografia nie jest sztuką, lecz rzemiosłem. Prawdziwa sztuka była zarezerwowana dla malarzy, twórców przedmiotów trójwymiarowych, aranżacji przestrzeni”. Po latach okazało się jednak, że ta „dokumentacja fotograficzna”, ma nie tylko bezcenną wartość historyczną, lecz także artystyczną.
Duszna atmosfera w kraju, inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w celu stłumienia Praskiej Wiosny, antysemicka nagonka, brak możliwości rozwoju zawodowego - to wszystko spowodowało, że zaczął myśleć o wyjeździe. Dorywczo współpracował już ze szwedzkimi, fińskimi i niemieckimi pismami, mimo że było to źle widziane w gomułkowskiej Polsce.
W 1970 roku Tadeusz Rolke pojechał do Niemiec na stypendium, które otrzymał od organizacji „Akcja Znaku Pokuty”. Jej działania dokumentował w Muzeum Auschwitz-Birkenau dwa lata wcześniej. Zdjęcia pokazał na swojej pierwszej w życiu wystawie indywidualnej „Ojcowie i dzieci” w Wolfsburgu. Gdy skończyło się stypendium, został w Niemczech na całą dekadę. To był skok na głęboką wodę, był freelancerem - fotografem, fotosistą, robił zdjęcia reklamowe, reportaże i pracował dla Inter Nationes, państwowej agencji, która promowała RFN. Wykonał wtedy cykl świetnych fotografii artystów niemieckich z Nadrenii, m.in. Gerharda Richtera, Wolfa Vostella i Josepha Beuysa. Współpracował ze Sternem, Zeit-Magazin, Der Spiegel, Deutsches Allgemeine Sonntagsblatt, Brigitte, Geo i Art. Wtedy też powstały cykle fotograficzne: „Velgen” o życiu komuny hippisów, „Sycylia” i liczący kilka tysięcy zdjęć „Fischmarkt” o targu rybnym w Hamburgu. Na przełomie lat 70. i 80. fotografował festiwale teatralne w Nancy, Hamburgu, Amsterdamie, Santarcangelo i Epidauros.
W 1980 i 1981 roku Tadeusz Rolke coraz częściej przyjeżdżał do Polski, realizował materiały dla Sterna. Był m.in. na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w Gdańsku. Polska, ze względu na wydarzenia w naszym kraju, stała się ciekawa dla zachodnich mediów.
W końcu wrócił na stałe. Generał Wojciech Jaruzelski ogłosił właśnie stan wojenny, ale Tadeusz się zakochał. Poza tym chciał być blisko mamy, która wymagała opieki. Utrzymywał się ze zleceń dla niemieckich mediów (nie chcąc pracować z reżimową prasą), a w szczególności z Art, w którym zamieszczał materiały o współczesnej sztuce polskiej. Fotografował m.in. Pawła Althamera, Artura Żmijewskiego, Monikę Sosnowską, Zbigniewa Liberę, Leona Tarasewicza czy Edwarda Dwurnika. Był nieformalnym korespondentem pisma przez blisko 25 lat.
Zrobił trochę zdjęć z zajść ulicznych w czasie stanu wojennego i z pogrzebu księdza Popiełuszki, ale tematy związane z polityką nie były jego żywiołem. Fotografował środowiska artystyczne skupione wokół wystaw „Znak Krzyża”, „Niebo nowe, ziemia nowa” oraz „Światło w ciemności” organizowanych przez Janusza Boguckiego i Ninę Smolarz. Często bywał w Małej Galerii ZPAF, którą prowadził Marek Grygiel – uważał ją za jedno z ciekawszych miejsc w Warszawie, ważne dla rozwoju fotografii w Polsce oraz w Galerii Foksal prowadzonej przez Wiesława Borowskiego. Robił cykle aktów: „Beatrycze”, „Ślady–Dotyk”, „Gnioty”, „Lalki z mięsa”, „Anais”, „Bagno”, „Trzy gracje” i „Studio Rolke”.
Aktor Zbigniew Cybulski w ruinach Pałacu Kronenberga przy ulicy Królewskiej, 1962. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
Po upadku komunizmu dokumentował Polskę czasów przełomu: handel na ulicach i wszędobylskie stragany, agresywne reklamy i zapuszczone ulice, podupadłe kawiarnie, porzucone samochody, plastikową modę. Zdjęcia ułożył w cykl „Jutro będzie lepiej”. Jeździł też do Lwowa, gdy sypał się Związek Radziecki. Materiały z tych podróży opublikował we Frankfurter Allgemeine Zeitung i Zeit-Magazin.
Pod koniec lat 80. Tadeusz Rolke zainteresował się tematyką żydowską. W 1987 roku wspólnie z Jerzym Budziszewskim pracował nad cyklem o cmentarzach żydowskich, który zaprezentował na wystawie „Żywym i umarłym”. Ponad dekadę później, zainspirowany książką Opowieści chasydów Martina Bubera, zaczął fotografować dawne sztetle w Polsce i na Ukrainie. Powstał z tego duży, wieloletni cykl „Tu byliśmy”. W 2001 roku, wspólnie z Chrisem Niedenthalem, zrealizował projekt „Sąsiadka”, inspirowany dyskusją wokół Jedwabnego, która przetoczyła się przez Polskę po publikacji książki Jana Tomasza Grossa Sąsiedzi. W scenografię dawnych żydowskich miasteczek fotografowie wprowadzili wietnamską dziewczynkę, sąsiadkę Tadeusza. Cykl kończy zdjęcie osmalonych drewnianych bierwion. Pokazała go Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, a później inne muzea i instytucje w Polsce i za granicą.
Od lat 90. zaczął prezentować swoją twórczość na licznych wystawach indywidualnych i grupowych (można się doliczyć blisko stu), w tym na dużych, przekrojowych ekspozycjach: „Fotografowałem lata sześćdziesiąte i nie tylko...”, „Wszystko jest fotografią” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie czy „Studio Rolke” w krakowskim MOCAK-u, a ostatnio „Tadeusz Rolke. Fotografie warszawskie” w Domu Spotkań z Historią (jeszcze do 9 czerwca). Wykładał fotografię na Uniwersytecie Warszawskim i w szkole Mariana Schmidta. Nawiązał współpracę z Magazynem, dodatkiem do Gazety Wyborczej, zaczął publikować w polskiej prasie. Wydał kilka albumów.
Teraz rzadko już chodzi z aparatem po mieście. Pracuje w galeriach sztuki, realizuje projekty artystyczne m.in. na otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, cykle fotograficzne dla Opery Warszawskiej i Białostockiej czy serię zdjęć „Wplecione w sztukę” w Muzeum Narodowym w Warszawie i Zachęcie. Robi też zdjęcia dla prasy. Kalendarz ma zapełniony po brzegi.
Przejażdżka skuterami nad Wisłą pod Mostem Śląsko-Dąbrowskim, 1960. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta
W ciągu kilkudziesięciu lat pracy bez trudu zmieniał fotograficzne konwencje, był fotoreporterem, fotografem mody, autorem wysublimowanych portretów, aktów, zdjęć reklamowych oraz twórcą fotografii kreacyjnej. Jak pracuje? Mówi, że pomysł pojawia się po nieprzespanej nocy, czasem jakiś młody twórca podsunie mu rozwiązanie, bo Rolke nie boi się wchodzić w artystyczne konstelacje. Istotne są dla niego rozmowy z ludźmi, jego własna biografia oraz muzyka, która ukształtowała jego odczuwanie świata. Czerpie też z literatury, zwłaszcza przy ważnych tematach związanych z historią współczesną. W pracy pomaga mu intuicja. Całe życie robił zdjęcia, jak mawia, „niepotrzebne”, tylko dla siebie, fotografie, których nikt u niego nie zamówił. Są dla niego ważne, artysta ma wtedy wolność twórczą, swobodę w wyborze tematu i jego realizacji.
W wielu jego zdjęciach sprawa estetyki jest dominująca. Te fotografie nie atakują widza, są subtelne, niosą nastrój. Rolke twierdzi zresztą, że stara się otaczać pięknem i fotografuje piękno. Kobiety, sztuka, dobra kuchnia i wino to jego kolejne, obok fotografii, namiętności. W 2010 roku Tadeusz Rolke otrzymał najwyższe wyróżnienie dla twórców: Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, w 2017 roku Nagrodę im. Marii i Łukasza Hirszowiczów za całokształt twórczości artystycznej związanej z popularyzacją historii i kultury Żydów polskich, a w tym roku nagrodę w tym roku nagrodę 100-lecia ZAIKS-u.
Tekst: Małgorzata Purzyńska
Do 9 czerwca w warszawskim Domu Spotkań z Historią (ul. Karowa 20) można oglądać wystawę “Rolke. Fotografie warszawskie”, prezentującą ponad 150 związanych ze stolicą zdjęć z bogatego archiwum fotografa. To pierwsza tak duża prezentacja warszawskich zdjęć twórcy.
To przede wszystkim fotografie z początków jego kariery fotografa, z okresu, gdy w latach. 50. i 60. współpracował z pismami 'Stolica”, „Polska”, „Ty i Ja” oraz „Przekrój”. Czarno-białe fotografie o walorach poznawczych i artystycznych, zdjęcia reporterskie, portrety znanych osób (m.in. Zbigniewa Cybulskiego, Ewy Demarczyk, Kaliny Jędrusik, Tadeusza Kantora, Tadeusza Konwickiego, Aliny Szapocznikow, Małgorzata Braunek) oraz fotografie modowe. Na wystawie prezentowane są również wybrane kolorowe zdjęcia z późniejszych lat. Ekspozycję uzupełniają nagrania z autorem opowiadającym o swoich zdjęciach i wspomnieniach związanych ze stolicą. Można także zobaczyć jego pierwszy aparat - Zeiss Ikon Baby Box Tengor oraz oryginalne numery tygodnika „Stolica”, dla którego zrealizował wiele materiałów - reportaże, fotoeseje i zdjęcia okładkowe.
Więcej na temat Tadeusza Rolke i jego twórczości dowiecie się z majowego numeru Digital Camera Polska. Nowy numer możecie zamówić z darmową wysyłką pod adresem ulubionykiosk.pl.