Zobaczyć całe morze w kropli - wywiad z Rafałem Milachem

"Najważniejsze jest opowiadanie o człowieku. To co ma do siebie również zmiana czy transformacja to burzenie stereotypów, kanonów, klisz do których jesteśmy przyzwyczajeni. Sam się z tym konfrontuję. Wyjeżdżam do Rosji z pewnymi kliszami w głowie i jadę tam po to, żeby je potwierdzić albo obalić. To jest dla mnie wartością nadrzędną" - mówi Rafał Milach, autor wystawy "Czarne morze betonu", którą możemy oglądać w warszawskiej Yours Gallery do 16 maja 2010 roku.

Autor: Marcin Grabowiecki

19 Kwiecień 2010
Artykuł na: 23-28 minut

Marcin Grabowiecki: Jak zaczynałeś w Warszawie? Wspominałeś kiedyś, że przyjechałeś do stolicy z czarno-białymi społecznymi materiałami, takimi jak ten o rybakach zrobiony dla "Przekroju". Jak to się stało, że odnalazłeś się na komercyjnym rynku?
Rafał Milach: Nie było to takie proste, zresztą początki dla nikogo nie są łatwe. Rzeczywiście w momencie, w którym znalazłem się w Warszawie w swoim portfolio miałem same czarno-białe zdjęcia. To było kilka społecznych reportaży między innymi o Śląsku, o rybakach. Ten ostatni materiał już się opublikował w "Przekroju", zanim przyjechałem do Warszawy. Później redakcja z Krakowa przeniosła się do Warszawy i zmienił się kompletnie profil pisma. Również ja musiałem zmienić swoje myślenie. Chyba miałem więcej szczęścia, niż rozumu, bo znałem w "Przekroju" Marka Szczepańskiego. To była pierwsza redakcja, która mnie przygarnęła. Z niej dostałem pierwsze zlecenia w Warszawie. Z czasem to się zagęściło i zacząłem w miarę regularnie dla nich pracować. Szybko sobie zdałem sprawę z tego, że to co miałem w swoim portfolio to może funkcjonować jako moje autorskie projekty, natomiast to co chce robić na rynku komercyjnym musi wyglądać zupełnie inaczej. Przez ostatnie siedem lat musiałem się nauczyć pewnych rzeczy od podstaw. Dotyczy to głównie portretu, którego robiłem bardzo mało na początku. Teraz stanowi on 95% moich zleceń komercyjnych. Od czasu do czasu udaje mi się sprzedawać większe materiały, czy reportaże, natomiast zdecydowana większość mojej pracy to są zlecenia portretowe. To jest oczywiście wszystko praca w kolorze, na cyfrze, na czas itd...

Zobacz wszystkie zdjęcia (19)

W takim razie jak udaje ci się łączyć działalność komercyjną z autorską?
To jest wszystko kwestia priorytetów. Zależy to od tego jaki sobie chcesz wyznaczyć standard, ile chcesz zarabiać pieniędzy, jaką satysfakcję sprawiają ci zlecenia komercyjne, a ile chcesz poświęcać czasu swoim autorskim projektom. Dla mnie ważne jest to, żeby mieć swoje rzeczy, które robię tylko i wyłącznie dla siebie, gdzie za wszystko od początku do końca jestem odpowiedzialny, zarówno w przypadku sukcesu jak i porażki. To mi daje duży luz psychiczny. Wiadomo, że takie projekty nie są dochodowe, dlatego cieszę się, że mam też zlecenia komercyjne: gazetowe, czy reklamowe, na których zarabiam pieniądze, żeby wydać je na autorskie projekty. Wydaje mi się, że tak funkcjonuje większość fotografów. Jestem przekonany że to jest kwestia zachowania balansu, umiejętności przeskakiwania w odpowiednim momencie we właściwy rejon fotografii. Na razie to mi się udaje. Jedno na drugie ma wpływ. To nie jest tak, że zlecenia komercyjne są kompletnie bezwartościowe. Czasami zdarzają sie naprawdę fajne zlecenia, wymagające szybkiej reakcji na to co się dzieje, znalezienia kontaktu z konkretnym człowiekiem. Na takich rzeczach też się uczysz i możesz przenieść je na to co robisz dla siebie.

Jeśli mówimy o działalności komercyjnej to cały czas jest to głównie współpraca z prasą, czy realizujesz też reklamowe zlecenia?
Zlecenia reklamowe zdarzają się od czasu do czasu, jednak głównie pracuję dla prasy. Ostatnio zrobiłem kampanię reklamową i dobrze się przy niej bawiłem. Klient oczekiwał moich zdjęć. Wiedział, że takich zdjęć może się spodziewać, więc mi zlecił to zadanie i to było bardzo przyjemne. Bardzo często jest tak, że klient ma jakieś tam wyobrażenie na temat koncepcji wizualnej i tego co może zrobić fotograf, natomiast nie zawsze to się musi pokrywać z tym, co ten fotograf potrafi i w czym czuje się najlepiej. Wtedy pojawiają się problemy. Póki co to większość moich zleceń to są zlecenia prasowe, chociaż te proporcje zaczynają się powoli zmieniać, tak jak zmienia się rynek. Staram się zawsze mieć kilka alternatyw na zarobienie pieniędzy. To może być prasa, reklama, nauka w szkole, sprzedaż odbitki lub warsztaty. Staram się jak najbardziej to różnicować, żeby nie być uzależnionym tylko od jednego rodzaju klienta. Ważne jest dla mnie poczucie niezależności.

Właśnie - uczysz w szkole. Co uważasz na temat dużej liczby szkół fotograficznych w Polsce? Moim zdaniem jest ich dużo więcej, niż potrzeba.
Myślę, że problem jest z rekrutacją do nich. Większość szkół fotograficznych, które mamy na naszym rynku to są szkoły komercyjne. I niestety rządzą się one trochę innymi prawami, niż państwowe placówki czy nawet szkoły komercyjne, które mają już renomę i ludziom naprawdę zależy, żeby tam się dostać, żeby trzymać poziom. Pewnie gdyby była jedna szkoła fotograficzna, gdzie byłaby solidna rekrutacja, to ludzie mieliby poczucie, że rzeczywiście płacą za coś wyjątkowego. Teraz rozmienia się to wszystko na drobne.

fot. Rafał Milach

To rzeczywiście rozmienia się trochę na drobne, brakuje jednego silnego ośrodka, a cały czas powstają nowe.
To jest paradoks. Teoretycznie poziom powinien wzrastać, bo jest konkurencja, natomiast z mojego dwuletniego doświadczenia w Akademii Fotografii wnioskuję, że poziom mniej więcej jest taki sam. W moim przypadku wygląda to tak, że prowadzę zajęcia dla kilku studentów. Pozostałych kilkadziesiąt, bądź się znalazła tam przez przypadek, bądź sama nie wie czego chce. To co mogą sobie wyciągnąć z tego co próbuję im przekazać - to już jest ich sprawa. Z poziomem na razie nie jest dobrze, co nie znaczy, że nie ma zdolnych ludzi, bo tacy się zdarzają. Przykład Instytutu Fotografii Kreatywnej w Opawie pokazuje, że nie tylko początkujący fotografowie mogą iść do szkoły. Tam idą fotografowie z dwudziestoletnim stażem, tacy jak Andrzej Kramarz czy Mariusz Forecki. To nie są tylko ludzie, którzy skończyli maturę i nagle sobie wymyślili fotografię. Tęsknię za taką szkołą, gdzie poziom byłby wyśrubowany. Myślę, ze wtedy również wykładowcy mieliby dużo większa satysfakcję z nauczania. W takiej sytuacji edukacja odbywa się na zasadzie wymiany, a nie tylko przekazywania wiedzy.

Chciałbym cię zapytać o projekt, który prezentujesz z Yours Gallery. Jak znalazłeś miejsca, które odwiedziłeś, jak się przygotowywałeś do produkcji? Jak pracowałes na miejscu. Byłeś sam, czy z kimś? Ile czasu tam spędziłeś?
Cały projekt powstał w dwa tygodnie. To chyba jeden z najkrótszych projektów jakie zrobiłem. Pierwszy raz w życiu pracowałem z fixerem, czyli przewodnikiem. Wiedziałem, że będę miał mało czasu, z związku z czym będę potrzebował kierowcy i kogoś kto będzie mi pomagał w organizacji na miejscu. Przed wyjazdem mniej więcej wiedziałem co chcę sfotografować. Miałem kręgosłup, taki klucz według którego będę chciał coś tam budować. Wiedziałem wokół jakich motywów będę krążył - wokół morza, które było pretekstem do tego tematu. Kiedy przyjechałem na miejsce zaczęły się pojawiać rzeczy, których się nie spodziewałem przed wyjazdem. Oprócz tego znałem projekty innych fotografów o morzu czarnym.

Andrzeja Kramarza...
Na przykład jego, Vanessy Winship czy kilku innych fotografów. Morze Czarne jest dosyć popularnym tematem. Poza podstawowymi rzeczami to nie wiedziałem dużo o morzu czarnym i wybrzeżu. Nie za wiele wiedziałem też o samej Ukrainie. Wiedziałem o tym, że jest to dla niej okres przemian i za rok będą wybory. Nie było mi to potrzebne do tego typu materiału, bo cały temat nie jest polityczny, a raczej społeczny. Natomiast nietrudno było wyczuć to napięcie związane z tym konkretnym czasem.

Według mnie z tego cyklu emanuje nostalgiczna atmosfera. Mówiłeś, że chciałeś w nim ukazać przemiany - moim zdaniem ich tam nie widać. Widzę za to twoje osobiste spojrzenie na pewne miejsce, na pewien klimat. Wydaje się, że tym materiałem odchodzisz od tradycyjnego dokumentu?
Wydaje mi się, że w pewnym sensie te zdjęcia są bardzo klasyczne. Na pewno nie jest to klasyczny sposób budowania narracji - reporterski. Te zdjęcia działają jako pojedyncze obrazy. Nie opowiadają o miejscach, raczej sprzedają pewne wrażenie, atmosferę. Mówiąc o przemianach nie chodziło mi o to, że sfotografuję limuzynę albo nowoczesny samochód na tle sowieckiego bloku. Dla mnie ten materiał jest o ludziach, nawet jak ich nie ma na zdjęciach. Czas, w którym byłem to był czas niepewności. Ludzie oczekiwali, że coś się zmieni, a tak naprawdę nic się nie zmieniło. Wynik ostatnich wyborów doskonale to pokazał. Wydaje mi sie, że to fajnie zagrało z tym co tam zilustrowałem, bo skupiłem się na postsowieckiej transformacji, przekształceniu tego pejzażu, czy to są bloki czy betonowe plaże. To pokazuje moim zdaniem jak Ukraina wygląda współcześnie. To jest moja impresja na temat tego kraju. Teraz znowu obserwujemy na Ukrainie zwrot w stronę wschodu i w stronę przeszłości. Może wynika to z tego, że ludzie czuli się w jakiś sposób bezpiecznie z tym co znali.

Użyłeś słowa "impresja". Wydaje mi się, że nad twoimi zdjęciami unosi się nastrój tęsknoty. Widoczny jest on również w "Znikającym cyrku" i "Młodej Rosji". Czy jest coś za czym ty sam tęsknisz?
To są chyba takie ogólnoludzkie odruchy, reakcje, czy tęsknoty. Większość z nas coś wspomina. Trzydziestolatkowie wspominają pozytywnie czasy dzieciństwa. Starsi ludzie wspominają to jak mieli po dwadzieścia lat. Jest to sentymentalne, ale nie sama sentymentalność czy tęsknota jest dla mnie najważniejsza. Dla mnie interesujący jest proces, to kim było się wcześniej, a kim się jest teraz, ta transformacja. Jeżeli miejsce albo człowiek łączy w sobie elementy teraźniejszości i tego czym/ kim się było to wydaje mi się to ciekawe Interesuje mnie moment zmiany i konfrontacji z tym co było.

fot. Rafał Milach

Nie będę pytał o nagrody, bo mówisz że nie są dla Ciebie najważniejsze. Natomiast zapytam o rzecz, która mnie zaciekawiła ostatnio. Wspominałeś, że priorytetowy dla ciebie projekt o młodej Rosji wysyłałeś na różne konkursy i żałowałeś, że w żadnym z nich nie dostał on nagrody. W takim razie co jest dla ciebie najważniejsze?
Nie robię fotografii po to, żeby dostawać nagrody. Nie mówię, że to mnie kompletnie nie rusza, bo wiadomo, że posyłanie zdjęć na konkurs to jest część tego całego interesu. To jest tak samo jak z publikacją czy inną ekspozycją prac. Z jednej strony nie jest to ważne, a z drugiej strony trzeba się z tym pogodzić, że to jest część całego procesu. Nikt z nas nie robi zdjęć do szuflady. Większość twórców robi coś, żeby pokazać to światu. Czy to jest nagroda, czy to jest wystawa, czy publikacja, czy prezentacja autorska - jest to pewien sposób ekspozycji i promocji tego materiału.

Tak, ale czy te wszystkie rzeczy są na równym poziomie, czy jest coś co jest ważniejsze?
Są rzeczy które się idealnie nadają na pewien rodzaj konkursów, inne rzeczy super sprawdzą się w książce i myślę, że takim projektem jest projekt rosyjski. Wydaje mi się, że nie jest to projekt konkursowy, tylko raczej wystawowy i książkowy. Oczywiście, jeżeli dostałby jakąś nagrodę to zawsze to jest miłe. To nie jest tak, że nagrody są złe, natomiast jeżeli robi się coś tylko po to, żeby dostać nagrodę to myślę, że nie tędy droga. W moim przypadku na pewno nie tak to wygląda. Jeżeli mielibyśmy wartość tego co robimy opierać na nagrodach to jest strasznie cienka czerwona linia, bo konkursy to są strasznie subiektywne rzeczy. W jednym roku dostajesz nagrodę, w drugim nie dostajesz i jeżeli buduje się swoją wartość tylko na tym, jakie nagrody się dostało to wtedy bardzo szybko można zwariować.

Tak, to prawda. W takim razie co dla Ciebie ma znaczenie przy projekcie o Rosji? Poza tym, że wydasz książkę, zrobisz wystawę, itp. Do czego dążysz swoją fotografią?
Najważniejsze jest opowiadanie o człowieku. To co ma do siebie również zmiana czy transformacja to burzenie stereotypów, kanonów, klisz do których jesteśmy przyzwyczajeni. Sam się z tym konfrontuję. Wyjeżdżam do Rosji z pewnymi kliszami w głowie i jadę tam po to, żeby je potwierdzić albo obalić. To jest dla mnie wartością nadrzędną. Oczywiście myślę również, że fajnie jakbym to opublikował, pokazał, ale najważniejszy pozostaje sam proces. W przypadku projektu długoterminowego relacje z ludźmi to jest bezcenna rzecz. Ci ludzie już dawno przestali być tylko bohaterami moich zdjęć, stali się dobrymi znajomymi, czasami nawet przyjaciółmi. To dla mnie jest bardzo ważne. Gdzieś głęboko wierzę w to, że jeżeli uda się dotrzeć do drugiego człowieka i to będzie szczere, bezpretensjonalne, nieudawane, to wtedy jest duża szansa, że ten konkretny człowiek, którego fotografuję, będzie zrozumiały dla szerszej grupy ludzi, dla odbiorców. Bo oni nie będą identyfikować tej osoby właśnie z tym konkretnym bohaterem, z konkretnym miejscem tylko to będzie miało uniwersalny przekaz. To co dla mnie jest najważniejsze to, żeby ludzie mogli się odnieść do moich bohaterów, żeby się mogli z nimi utożsamić. Najprostszy przykład: z czym kojarzy ci się Rosja?

Morze wódki...
Wódka, bałałajka, biały niedźwiedź, Putin, matrioszka i plac czerwony. Ponadto Rosjanie nie lubią Polaków i Czeczenów.

Bardzo trudno uciec od schematów.
Tak i jedziesz tam i oczywiście jest ta wódka, są matrioszki, jest Putin i jest plac czerwony, ale jest jeszcze masa innych rzeczy. Nie twierdzę, że to co pokazuję, to jest całościowa prawda o czymś, o kimś. To jest drobny fragment czegoś co gdzieś tam mnie zainteresowało. Im bardziej to będzie komunikatywne dla innych tym lepiej dla tego materiału.

fot. Rafał Milach

Wydaje mi się, że jedyny sposób to opowiadać przez pryzmat autorski. Nie sposób pokazać czegoś w sposób całościowy i obiektywny.
Zgadza się. Wilk zarzucał Kapuścińskiemu, że tak naprawdę przejechał się po Rosji i nic nie zobaczył. On z kolei uważa, że zobaczył dużo. Po części zgadzam się z podejściem, które mówi, że możesz zobaczyć całe morze w kropli, jak w soczewce. W przypadku Rosji to jest tak rozległy temat, że trzeba by dwa życia spędzić, żeby naprawdę jakoś dotknąć tego, żeby się nie ślizgać tylko po powierzchni.

Sputnik, kolektyw w którym działasz zdobył grant z Norweskiego Mechanizmu Finansowego.
Nie chciałbym zapeszać, bo ten projekt jeszcze się nie zaczął. Rzeczywiście dostaliśmy kolejny grant. Cieszę się, bo Sputnik jest grupą, która istnieje od projektu do projektu. Mamy szczęście, że nieprzerwanie od czterech lat robimy jakieś projekty. Teraz będziemy robić kolejny, tym razem o Islandii. Więcej nie chcę mówić, bo ten projekt jest na razie w bardzo wstępnej fazie. W 2011 roku będzie odsłona.

Wybierasz się na Islandię?
Tak, tak, wybieram się za miesiąc. Na razie na dwa tygodnie.

Będziesz pracować sam?
Przy ukraińskim projekcie pracowałem z fixerem. Zrobiłem kilka projektów z innymi fotografami wspólnie i doszedłem do wniosku, że chyba jestem zbyt dużym indywidualistą, żeby pracować w zespole nad jednym tematem. Teraz też pracujemy nad jednym tematem, natomiast każdy wybiera sobie jakąś część i realizuje ja samodzielnie. W naszym przypadku kolektywna praca jest częścią składową indywidualnych prac. I to też ma swoje fajne strony. Czasami pojawiają się naprawdę rozległe tematy, które ciężko zrealizować przez pół roku czy przez rok. I to jest jedyne rozwiązanie, ale też ciekawe doświadczenie, bo robienie zdjęć to jest jedno, później dochodzi do tego koordynacja projektu, wystaw, publikacji albumowej itd, ale to już jest osobna historia.

Zgadza się. Simon Roberts pisał, ze fotografowanie zajmuje bardzo mały procent czasu, reszta to są przygotowania, zdobywanie funduszy.
Fotografowanie jest taką najprzyjemniejszą rzeczą w tym całym procesie. To jest takie postawienie kropki nad "i". Cały proces, który musi zajść przed, albo po zrobieniu zdjęć. Robienie zdjęcia to spijanie śmietanki, natomiast tą całą czarną robotę też trzeba wykonać. Dobrze jak ma się do tego ludzi, którzy mogą się tym zająć. Fotografowie bardzo rzadko mają zdolności organizacyjne i to pokazał nasz pierwszy projekt, który zrobiliśmy razem - "Na granicy". Okupiliśmy to sporymi nerwami, mimo, że udało się zorganizować ponad 15 wystaw w sześciu różnych krajach, wydać książkę - ten projekt naprawdę zaistniał. Przy islandzkim projekcie będziemy mieli Marzenę Michałek - nasz skarb sputnikowy, która będzie się zajmowała koordynacją tego projektu i która z naszą pomocą napisała ten grant i dzięki niej będziemy robić ten projekt.

Powinien być ktoś kto pomaga fotografom coś takiego napisać, rozliczyć i zrealizować, bo czasami ciężko jest się skupić na formalnościach.
Różni fotografowie mają różne predyspozycje. Większość tych, których znam to są ludzie, którzy żyją w chaosie. Jest kilka takich osobników. którzy są dobrze zorganizowani. Natura twórcza jest naturą chaotyczną przeważnie, chociaż nie można generalizować.

fot. Rafał Milach

Jaki sprzęt zabierasz na autorskie projekty?
Mamiyę 7 z obiektywem 65 mm i 43mm. To wszystko.

Statyw?
Statyw zabieram zawsze, natomiast wykorzystuję go w małym procencie sytuacji. Na wszystkie zdjęcia z Rosji, to tych ze statywu jest może z 10 na 90, które sie znajdą w książce.

Lampa?
Czasami używam lampy, ale bardzo rzadko. Na Ukrainie dwa razy jej użyłem. Nie jest to jednak lampa wykorzystywana w taki sposób w jaki pracuję przy komercyjnych zleceniach. Może dlatego, że chce wyraźnie rozgraniczyć swoją pracę zarobkową od swoich autorskich rzeczy. Poza tym fizycznie taka żonglerka zbyt dużą ilością sprzętu to nie jest moja mocna strona. Jak mam dwa obiektywy to już się zaczynam gubić, a co dopiero jakbym miał jeszcze jakiś dodatkowy aparat. Czasami mi się zdarza, że mam kilka aparatów i wtedy to już mam z nimi duży problem.

Rafał Milach, urodzony w Gliwicach (1978). Po zakończeniu studiów na wydziale grafiki ASP w Katowicach (2002) oraz Instytucie Twórczej Fotografii w Czeskiej Opawie (2003) przenosi się do Warszawy gdzie współpracuje z czołowymi polskimi tygodnikami Newsweek Polska, Przekrój i Polityka. W 2006 r. Rafał zostaje członkiem austriackiej agencji Anzenberger. Jego fotografie publikuje Time, Newsweek, GQ, D de Repubblica, Courrier International, L'espresso, Die Zeit. Równolegle ze zleceniami prasowymi Rafał pracuje nad swoimi projektami autorskimi "Szare", "Znikający Cyrk", "Młoda Rosja", "Czarne Morze betonu", które wystawiane są na najważniejszych międzynarodowych festiwalach fotograficznych Photoespana, Look3, Fotoweek DC, Backlight oraz w Museum of Modern Art MoCA Shanghai. W 2007 roku Rafał bierze udział w prestiżowych warsztatach Joop Swart Mastercalss organizowanych przez fundację World Press Photo w Amsterdamie. Jego prace nagradzone zostały w konkursach World Press Photo oraz Pictures of the Year International. Rafał jest współzałożycielem kolektywu fotografów Sputnik Photos.

Więcej fotogafii Milacha znajdziecie na stronie: www.rafalmilach.com.

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy nawet próbowałem."
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy...
O poszukiwaniu sprzętu idealnego, pogoni za jakością, współczesnych realiach rynkowych i o tym czy średni format może zastąpić profesjonalną kamerę filmową, rozmawiamy z Maciejem Taichmanem -...
51
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (3)