Ian Weldon: „Nie jestem fotografem ślubnym”

Jego fotografię (nie)ślubną odkrył i zaprezentował szerokiej publiczności sam Martin Parr. Brytyjski dokumentalista Ian Weldon mówi, że nie interesują go etykietki i udowadnia, że ma do pokazania światu o wiele więcej.

Autor: Kamila Snopek

9 Lipiec 2021
Artykuł na: 9-16 minut

- Nie jestem fotografem ślubnym, ale nim jestem. Ale nim nie jestem, jeżeli rozumiecie, co mam na myśli - rozpoczyna jeden z wywiadów Brytyjczyk. Przełamywanie schematów stało się jego fotograficzną specjalnością. Podczas ceremonii, w których uczestniczy, obraca obiektyw w przeciwną stronę niż uczyniliby to jego koledzy po fachu. Dzięki temu odziera śluby z lukrowanej otoczki i pokazuje je takimi, jakimi są w istocie, czyli - według definicji Martina Parra - „komicznymi spotkaniami rodzinnymi ze zbyt dużą ilością trunków i szalonych wydarzeń”. Skrajnie dokumentalny, ironiczny styl wypracowany podczas ślubnej działalności Weldon z powodzeniem przeszczepia na grunt innych projektów. Gdzie byłby dzisiaj jako twórca, gdyby na kilku życiowych skrzyżowaniach skręcił w inną stronę?

Biała ściana

fot. Ian Weldon

Historia Iana Weldona zaczyna się inaczej niż byśmy się spodziewali. Urodzony w angielskim Durham, po ukończeniu szkoły zaciąga się do wojska. Pracuje jako mleczarz, sprzedaje szyby, jest długodystansowym kierowcą ciężarówek, śpiewa w zespole. Szuka. Zainteresowany szeroko pojmowaną sztuką, postanawia zająć się fotografią. „Uważałem, że to fajnie brzmi” - napisze później w notce biograficznej na swojej stronie internetowej.

Zapisuje się do college’u i otwiera własne studio: na tle pomalowanej na biało ściany na tyłach domu ówczesnej partnerki przez pięć lat robi proste zdjęcia rodzinne i portretowe, ale i ta działalność w końcu go nuży. Równocześnie czyta o teorii i historii fotografii, ogląda prace klasyków; coraz bardziej pochłania go dokument. Fotografia ślubna, w której postanawia spróbować swoich sił, początkowo ma być wyłącznie sposobem na zapewnienie finansowego komfortu, który pozwoli na realizację innych projektów.

Ładne obrazki?

fot. Ian Weldon

Podejście Iana zmienia się stopniowo. - Kiedy zacząłem zagłębiać się w tematykę ślubów, okazało się, że one same mogą stać się przedmiotem projektu - opowiada. Warunek był jeden: postawić weto baśniowej, wyidealizowanej estetyce, zerwać ze wtłaczaniem każdej ceremonii w najpopularniejszy w danym momencie szablon. Perspektywa dokumentalisty, którą przyjmuje Brytyjczyk, pozwala na przedstawienie ślubu jako wydarzenia o unikalnym charakterze, osobną historię zbudowaną z autentycznych - i zarazem uniwersalnych - gestów, emocji, fragmentów prawdziwego życia.

fot. Ian Weldon

fot. Ian Weldon

Oczywiście kpiące spojrzenie Weldona nie przemawia do wszystkich klientów i twórca ma tego świadomość. - Być może moja ślubna działalność wznieci w fotografach ideę, że nie musimy podporządkowywać się i działać w obrębie przyjętych granic. I tak, być może przekona do tego również niektóre pary przygotowujące się do małżeństwa - odpowiada zapytany o to, czy jego prace mają szansę wpłynąć na postrzeganie tej gałęzi fotograficznej twórczości. - Sam przemysł ślubny jednak nigdy się nie zmieni, zawsze będzie podążał za popularnymi trendami: od kroju sukni, przez paletę barw i lokacje, po styl robienia zdjęć. Ja po prostu podchodzę do tego wszystkiego w sposób, który wydaje mi się właściwy - dodaje.

„Nie jestem fotografem ślubnym”

O tym, że jego strategia okazała się więcej niż słuszna, Ian przekonał się, gdy pewnego dnia w słuchawce telefonu usłyszał głos… Martina Parra. Wcześniej bezskutecznie pukał do drzwi różnych galerii, wciąż spotykając się z milczeniem lub odmową. Parr, mistrz ironicznego dokumentalizmu, dostrzegł w fotografii Weldona nową jakość. Owocem ich współpracy stały się wystawa i książka - obie firmowane przekornym tytułem: „I Am Not A Wedding Photographer” (2019). Komentując prace młodszego kolegi, Martin Parr stwierdził: Jeżeli spojrzycie na jego materiały promocyjne, zauważycie, że Ian lansuje się hasłem mówiącym o tym, że nie jest fotografem ślubnym. Wiem, co ma na myśli, niemniej tym sprytnym sloganem wprowadza nas błąd, bo jest najprawdziwszym fotografem ślubnym, jakiego kiedykolwiek spotkałem.

fot. Ian Weldon

Wystawa i książka odbiły się w świecie szerokim echem. Dwa lata później Ian opowiada, że chociaż same w sobie nigdy nie stanowiły jego głównego celu, cieszy go to, jak zostały wówczas przyjęte. - Wszystko to trochę mnie zaskoczyło - podsumowuje. Sukces, jak się okazało, otworzył przed nim kilkoro nowych drzwi.

Czy można fotografować ślub smartfonem?

- Lubię realizować zlecenia komercyjne podobnie jak własne projekty, włączając w to śluby. Wszystkie stanowią przestrzeń do eksploracji, szukania nowych rozwiązań, nauki. Poza tym to miłe, kiedy ktoś od czasu do czasu ci za coś zapłaci - mówi Weldon. Rozgłos towarzyszący wystawie i książce przyciągnął do niego dyrektorów artystycznych dużych firm. To na zlecenie jednej z nich brytyjski fotograf podjął się pozornie karkołomnego zadania: wybrał się na ślub uzbrojony wyłącznie w smartfon. - Myślę, że powinniśmy sięgać po medium naszych czasów i nie poddawać się nadmiernej nostalgii. Uważam, że w ten sposób dokument ściślej przystaje do rzeczywistości - twierdzi, porównując skok popularności fotografii smartfonowej do rewolucji, jaka w końcu XIX wieku wiązała się z wprowadzeniem do powszechnego użytku aparatów Kodaka („Ty naciskasz guzik, my robimy resztę”).

fot. Ian Weldon

Jego zdaniem w przyszłości po telefon sięgała będzie coraz większa liczba zawodowych fotografów i filmowców. Sam Brytyjczyk na co dzień wybiera poręczne bezlusterkowce. Fotografuje w kolorze, odrzucając czarnobiel jako „zbyt abstrakcyjną”.

Hipis, robotnik, kulturysta

Równolegle z działalnością ślubną Ian Weldon zajmuje się fotograficzną eksploracją innych „zakątków” rodzimej kultury. W centrum jego zainteresowania znajduje się brytyjski homo ludens. Pierwszy z projektów Anglika, „Festival”, to opowieść o fenomenie wielkich imprez muzycznych (rozpiętość gatunkowa jest spora: od muzyki country, przez disco, po klasycznego rock’n’rolla z lat 50.) i ich uczestnikach, „ludziach z różnych środowisk, którzy przyjeżdżają, żeby spędzić razem weekend, zapłacić za możliwość nocowania na polu, wypić nadmierne ilości zbyt drogiego alkoholu, zjeść marne jedzenie za śmiesznie wygórowaną cenę, przemoknąć i poczuć się jak hipisi przez kilka dni” - czytamy na stronie internetowej dokumentalisty. Jako fotograf festiwalowy Ian dostaje od organizatorów wolną rękę i możliwość obserwacji najważniejszego: wydarzeń, które mają miejsce poza sceną, wśród tłumu.

fot. Ian Weldon

fot. Ian Weldon

Realizowany w nieco mniejszej skali „Down the Club” poświęcony jest jednemu z brytyjskich klubów robotniczych (working men’s club) - miejsc, które powstawały w dzielnicach przemysłowych już w XIX wieku, pełniąc funkcję przestrzeni do integracji i rekreacji. W mieszczącym się niedaleko domu Weldona „The Clav” regularnie odbywają się koncerty, potańcówki i przyjęcia, ale sam klub z roku na rok zrzesza coraz mniejszą liczbę członków. - Nie wiążę z projektem żadnych planów poza tym, by stworzyć dokument przestrzeni i związanych z nią ludzi, zanim znikną - mówi fotograf.

fot. Ian Weldon

fot. Ian Weldon

To również w klubie robotniczym Ian po raz pierwszy sfotografował zawody kulturystyczne. - Byłem na siłowni, gdy jeden z trenerów wspomniał, że właśnie przygotowuje swoją dziewczynę do debiutanckiego konkursu - opowiada. Zaintrygowany ideą kulturystyki, dyscypliny - jak pisze - „zarazem śmiertelnie poważnej i zupełnie absurdalnej - w najlepszym znaczeniu tego słowa”, Weldon skorzystał z okazji. W cyklu pod tytułem „The Hench” odsłania kulisy zawodów i opowiada o ich bohaterach. - Odkryłem, że to społeczność, który naprawdę wzajemnie się wspiera i dzieli refleksjami. - Rozmawiając z zawodnikami, dowiedziałem się, że wielu z nich ma za sobą ciężkie doświadczenia, problemy psychiczne, urazy, które udało im się zwyciężyć właśnie dzięki kulturystyce.

Brutalny 2020, lepszy 2021?

Podobnie jak wielu jego kolegów po fachu, Ian Weldon musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości kryzysu pandemicznego. Na półkę trafiły rozpoczęte projekty. - Od początku 2020 roku, gdy uderzyła w nas pierwsza fala covidu, nie miałem pracy w ogóle. Wszystkie śluby odwołano, zlecenia komercyjne zamrożono - mówi. W wolnym czasie wrócił do dawnej muzycznej pasji i gry na fortepianie („to kolejna interesująca podróż, chociaż nie zanosi się na to, bym w najbliższej przyszłości wystąpił w Madison Square Garden”), zajął się także nauką filmowania i montażu („mam kilka pomysłów na krótkometrażowe filmy”).

fot. Ian Weldon

fot. Ian Weldon

W tym miejscu warto wspomnieć o jeszcze jednej sferze przed- i pandemicznej działalności Brytyjczyka: podcaście poświęconym historycznej i współczesnej fotografii, który nagrywa od 2018 roku. Weldon powtarza, że studiowanie twórczości inspirujących go artystów - Martina Parra, Bruce’a Gildena, Duane’a Michalsa, Sarah Moon, Marka Cohena, Saula Leitera, Freda Herzoga, Eve Arnold, Juliusa Shulmana i wielu innych - wywarło na niego ogromny wpływ.

- Nie chodzi o ich fotografie, ale o myśl, że do każdego zagadnienia możesz podchodzić na swój własny sposób. To było dla mnie objawieniem, bo znaczyło, że mogę sfotografować wszystko - tłumaczy. - Kiedy zainteresowałem się fotografami i ideami, którymi się kierują, zacząłem odkrywać, gdzie te idee mają swoje źródło. W rezultacie otworzył się przede mną świat sztuki i filozofii, który zmienił mnie na zawsze.

Zobacz wszystkie zdjęcia (27)

Teraz, w 2021 roku, Ian coraz śmielej wspomina o kontynuacji przerwanych cykli, zdradzając, że właśnie pracuje nad książką podsumowującą projekt „Down the Club”. A co z fotografią ślubną? - Ludzie wciąż się żenią i nie wszyscy pragną zrobić to zgodnie z aktualnym trendem czy w bajkowym stylu - odpowiada. - Mam nadzieję, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Może za dziesięć lat lub więcej pojawi się także tom drugi książki „I Am Not a Wedding Photographer”.

Więcej informacji na temat Iana Weldona i jego twórczości: ianweldon.com | instagram.com/ianjweldon | outerfocuspodcast.com

Skopiuj link

Autor: Kamila Snopek

Absolwentka archeologii i fotografii na Uniwersytecie Warszawskim, trochę archiwistka, trochę dziennikarka. Nałogowo ogląda (stare) zdjęcia i dzieli się opowieściami na ich temat; kiedyś ma nadzieję napisać o tym wszystkim książkę. W wolnym czasie lubi fotografować analogiem i wędrować po filmowych i literackich światach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Galerie
Sony World Photography Awards 2024 - Juliette Pavy fotografką roku
Sony World Photography Awards 2024 - Juliette Pavy fotografką roku
Za nami gala finałowa konkursu SWPA 2024. Główną nagrodę otrzymała Juliette Pavy, której projekt dokumentalny bada skutki kampanii przymusowej sterylizacji grenlandzkich kobiet w XX...
18
World Press Photo 2024 rozstrzygnięte - oto zdjęcie, reportaż i projekty dokumentalne roku
World Press Photo 2024 rozstrzygnięte - oto zdjęcie, reportaż i projekty dokumentalne roku
Poznaliśmy laureatów największego konkursu fotografii prasowej na świecie. W tym roku główną nagrodę zdobył Mohammed Salem za przejmujące zdjęcie dokumentujące konflikt w Strefie...
29
Prowincja jest wielowymiarowa: zabawna, piękna, a czasem zwyczajnie paskudna - Marcin Urbanowicz
Prowincja jest wielowymiarowa: zabawna, piękna, a czasem zwyczajnie paskudna - Marcin Urbanowicz
Po paru latach podróży, podczas których przemierzył tysiące kilometrów i sfotografował około 500 prowincjonalnych miejscowości, Marcin Urbanowicz kończy swoją prace nad książką fotograficzną...
25
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)