OM System OM-1 - Wykonanie i ergonomia

Wyniki testu:
Jakość obrazu:
8
Ergonomia:
9
Cena / Jakość:
9
Wydajność:
8
Funkcjonalność:
8
Nasza ocena:

84%

Pierwszy model pod nową marką, zbudowano na solidnych fundamentach cenionego Olympusa E-M1 III. Ale czy warstwowy sensor, szybki procesor, inteligentny AF i wydajny tryb seryjny wystarczą, by przyciągnąć uwagę także użytkowników innych systemów? Sprawdźmy!

Autor: Krzysztof Mularczyk

16 Sierpień 2022
Artykuł na: 49-60 minut
Spis treści

Wykonanie i ergonomia

OM-1, choć nazwą jasno nawiązuje do czasów analogowych, wyraźnie oddala się od retro stylistyki, do której przyzwyczaił nas Olympus. Design ma bardziej “współczesny” charakter. W porównaniu do E-M1 bryła ma mniej skosów i zaokrągleń, ale to nowa muszla wizjera i oraz układ pokręteł i przycisków kreślą jego nowoczesny styl. Czyżby OM-System zmierzał w stronę stylistyki Sony? Pożyjemy, zobaczymy…

Z pewnością jest to jeszcze bardziej poręczna konstrukcja, również dlatego, że OM-1 jest od poprzednika nieco większy. Minimalnie zmieniła się wysokość i długość, ale wyraźnie czujemy zwiększoną szerokość, która przełożyła się na głębszy, a przez to wyraźnie wygodniejszy grip. To bardzo dobry krok, bo w tej klasie sprzętu, kierowanego m.in. do użytkowników teleobiektywów, anatomiczny, pewny chwyt jest niezwykle ważny.

Nowy korpus pozostaje synonimem solidności. To wręcz pancerna konstrukcja, oparta na magnezowym szkielecie i teraz jeszcze lepiej zabezpieczona przed kurzem i wilgocią. Producent informuje o uszczelnieniach klasy IP53, co wydaje się i tak bardzo ostrożną deklaracją, zważywszy na to, że na E-M1 III nawet zanurzenie w wodzie nie robiło wrażenia. 

Przyciski

Sporo emocji wśród użytkowników aparatów E-M1 wywołuje nowy układ przycisków. Wizualnie nie jest już tak efektowny, ale aparat całościowo zyskuje na ergonomii. Z pewnymi zastrzeżeniami, ale po kolei. Po pierwsze “wystające” pokrętła sterujące zastąpiono klasycznymi, wpuszczonymi w korpus. Nie będą już przypadkowo się przestawiać, ale do nowego stylu pracy trzeba się przyzwyczaić.

Trudniej będzie pogodzić się z przeprojektowaną dźwignią ustawień, która jest znacznie krótsza i odwrócona w stosunku do tej z E-M1. W rękawiczkach z pewnością nie będzie już tak wygodna. Nieco przesunięte zostały także joystick i przyciski kierunkowe, ale najważniejsze, że w końcu pojawia się przycisk AF-ON. Wielu fotografów sportu i przyrody na niego czekało.

Zaletą OM-1, którą przejął po E-M1, jest bogata oferta personalizacji. Niemal każdemu przyciskowi możemy przypisać własną funkcję, by pracować możliwie najwygodniej. Co ważne personalizacji dokonujemy osobno dla trybu foto i osobno dla wideo. 

Menu

Małą rewolucją jest nowe menu. Dobrze przemyślane i świetnie zaprojektowane pod kątem graficznym. Składa się teraz z 8 jednoekranowych zakładek: dwie z opcjami fotografowania, następnie ustawienia autofokusa, wideo, podglądu zdjęć, dwie zakładki narzędzi i ustawień aparatu oraz zakładka, w której można skompletować ustawienia własne. Każda z zakładek głównych ma po kilka tematycznych sekcji, dzięki temu do konkretnych opcji możemy trafić szybko i równie szybko całe menu wygodnie przejrzeć. Nareszcie uporządkowano zbieżne funkcje, które w E-M1 III często były rozrzucone po całym menu. 

Wyświetlacz i funkcje dotykowe

W porównaniu do E-M1 ramka wyświetlacza jest mniej panoramiczna, ale to nadal 3-calowy panel, teraz też o większej rozdzielczości wynoszącej 1.62 Mp. Daje obraz ostry i kontrastowy, ale nie w ostrym świetle. W pełnym słońcu trudno na nim dostrzec szczegóły ekspozycji i precyzyjnie kadrować. Trzeba wtedy podkręcić jasność na maksimum. A najlepiej oczywiście skorzystać z wizjera. 

Obsługa dotykiem podczas fotografowania działa bez zarzutu. Wskazywanie punktu AF czy wyzwalanie migawki nie sprawia problemów. Ograniczenia pojawiają się jednak przy korzystaniu z menu. W głównym menu dotyk jest nieaktywny, a w szybkim jedynie na pierwszym poziomie: po wybraniu funkcji nie można już dotykowo zmienić jej ustawień. Z kolei w trybie odtwarzania dotyk działa wręcz chaotycznie. Zdjęcia można przeglądać i powiększać za pomocą znanych gestów, ale responsywność jest trudna do ogarnięcia ze względu na opóźnienia i zrywy.

Nową funkcją, o której trzeba wspomnieć jest Night Vision. O tej opcji warto pamiętać podczas fotografowania w nocy. Obraz na żywo staje się wtedy jaśniejszy i pozbawiony kolorów, oraz bardziej szczegółowy, przez co dużo wygodniej kadrujemy. Trzeba tylko pamiętać, że nie będzie on zgodny z rzeczywistą ekspozycją.

Wizjer

Rozczarowanie wyświetlaczem z nawiązką rekompensuje nowy wizjer. Wykonany w technologii OLED ma rozdzielczość aż 5.7 Mp, czyli ponad dwa razy większą niż E-M1, a do tego porównywalne powiększenie o wartości 1.65x co E-M1X.

Wyświetla obraz płynnie i klarownie. Nie zacina się nawet w szybkich trybach seryjnych, a osłonięty od światła pokazuje nam rzeczywisty widok sceny. Symulacja ekspozycji jest prawidłowa, choć kolory wydają się nieco zbyt nasycone, szczególnie niebieski. Na szczęście nie ma to przełożenia na jakość fotografii.

W menu można ustawić trzy style wizjera: pełnoekranowy z ikonamy w kadrze lub “lustrzankowy”, z paskiem ustawień na dole - czarnym lub niebieskim.

Zasilanie

OM-1 zasilany jest innym akumulatorem niż E-M1. Ma większą pojemność 2280 mAh i wystarcza na około 500 zdjęć. Nie jest to dużo, ale jak na bezlusterkowca nadal przyzwoicie.

Co ważne akumulator może być ładowany przez złącze USB w aparacie bez przerywania pracy. Producent wprowadził na rynek także opcjonalną ładowarkę na dwa akumulatory, wzorem rozwiązań z reporterskich Canonów lub Nikonów, a także pionowy grip HLD-10 z dodatkową baterią.

Złącza i komunikacja bezprzewodowa

Na pokładzie OM-1 znajdziemy ten sam zestaw gniazd co w E-M1 III: USB-C, HDMI typu D, gniazdo wężyka spustowego (ø2.5 mm), a także mikrofonowe i odsłuch. Nie zabrakło również gniazda synchro do przewodowego wyzwalania błysku, które niestety nadal zaślepione jest małą nakrętką, łatwą do zgubienia po odkręceniu.

Do kompletu mamy jeszcze bezprzewodową łączność Bluetooth i Wi-Fi poprzez aplikację OI.Share. Dzięki niej można przesyłać z aparatu zdjęcia i filmy oraz zdalnie obsługiwać aparat. 

Aparat obsługuje dwie karty pamięci SD UHS-II. W menu możemy ustawić:

  • automatyczny zapis na drugiej karcie po zapełnieniu pierwszej
  • tworzenie kopi zdjęcia w innym formacie na drugiej karcie, zapis jest przerywany po zapełnieniu jednej z kart
  • tworzenie kopi zdjęcia w innym formacie na drugiej karcie, bez przerywania zapisu po zapełnieniu jednej z kart
  • tworzenie kopi zdjęcia w tym samym formacie na drugiej karcie, zapis jest przerywany po zapełnieniu jednej z kart
  • tworzenie kopi zdjęcia w tym samym formacie na drugiej karcie, bez przerywania zapisu po zapełnieniu jednej z kart

Ponadto można wskazać priorytetową kartę do zapisu materiału wideo.

Spis treści
Skopiuj link

Autor: Krzysztof Mularczyk

Redaktor serwisu Fotopolis.pl i magazynu Digital Camera Polska. Od 20 lat robi zdjęcia, testuje sprzęt fotograficzny i pisze o fotografii.

Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Leica SL3 - test praktyczny i zdjęcia przykładowe [RAW]
Ta sama niemiecka precyzja, ale teraz z 60 Mp na pokładzie, szybszym autofokusem i odchylanym wyświetlaczem. Sprawdziliśmy, jak Leica SL3 spisuje się w praktyce.
23
Canon EOS R8 - test aparatu
Canon EOS R8 - test aparatu
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena...
41
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Fujifilm X100VI - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe
Szósta generacja jednego z najbardziej oryginalnych aparatów na rynku wprowadza do serii stabilizowaną matrycę o wysokiej rozdzielczości 40 Mp. To nowe możliwości kadrowania i pracy ze...
41
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (3)