Temat miesiąca

Zarabiaj na fotografii

Michał Massa Mąsior o rynku komercyjnym: „Jest dobrze, ale nie beznadziejnie"

Autor: Redakcja Fotopolis

25 Listopad 2018
Artykuł na: 6-9 minut

Rynek fotografii w Polsce się powiększa. I choć firmy wydają coraz więcej pieniędzy na reklamowanie swoich produktów, zarabianie na robieniu zdjęć wciąż nie jest łatwym kawałkiem chleba. Spróbujmy zastanowić się, dlaczego.

Zaczynając przygodę z fotografią miałem kilka marzeń. Wiązały się one przede wszystkim z podnoszeniem umiejętności, pozyskiwaniem ciekawych zleceń i wykonywaniem zdjęć, które będą zapadać w pamięć. Jednak i znacznie bardziej przyziemne, chłopięce pragnienia. Gdzieś zobaczyłem Hasselblada, ktoś opowiedział mi o Leice. Podglądałem mistrzów oglądając dokumenty i raczkujące wówczas kanały YouTube.

Oczywiście, że chciałem pracować dobrym, lepszym i coraz lepszym sprzętem. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie i do dzisiaj robi system oświetleniowy Briese Lichttechnik. Kiedyś, przy okazji, odwiedziłem studia Briese w Hamburgu. Kiedy zaprezentowano mi sprzęt i skomentowałem jego dość wygórowaną cenę, uzyskałem piękną ripostę od pana Briese: „Wiesz, to zależy od Twoich klientów”.

Mad Lips - edytorial dla Lounge Magazyn, fot. Michał Massa Mąsior

W gruncie rzeczy nie da się tego prościej i grzeczniej powiedzieć. 99 procent zarabiających na fotografowaniu boryka się z problemem ilości klientów. A chyba jeszcze większy odsetek „pstrykaczy” (bez urazy, nie mogę używać wiecznie określenia fotograf, bo przestaje to brzmieć), ma kłopot z konkurencją cenową. Jeszcze kilka lat temu można było usłyszeć „Panie, za tyle to ja sam sobie kupie aparat i to zrobię”. Na szczęście takich mistrzów ubyło. Większość z nich już kupiła aparat fotograficzny i zorientowała się, że samo posiadanie go nie gwarantuje jakości. Wciąż jednak wielu klientów nie rozumie, co składa się na cenę usługi fotograficznej.

Pewnie każdy z Was ma na końcu języka dziesiątki opowieści. Ja przytoczę jedną, zupełnie świeżą i nieprzesadzoną. Pewien jegomość chciał zamówić sesję wizerunkową dla swojej marki. Poprosił o wycenę. Jako inspirację przesłał kilka świeżych, bardzo gustownych kampanii reklamowych marek premium. Oferta okazała się być dla niego zbyt wysoka i rozpoczął negocjacje. Kiedy zaczął ocierać się o próg bólu, zadano mu pytanie o jego budżet. Okazało się, że przeznaczył na sesję pięć razy mniej pieniędzy, niż widniało w ofercie. Kiedy zerwano z nim negocjacje, ze zdziwieniem zapytał, skąd wzięła się tak wysoka cena i po co w ofercie jest stylista, makijażysta, fryzjer, asystent. Zdumiony był także ceną za pozowanie modelek, które miały wziąć udział w zdjęciach. Zaproponował, że jego żona może wykonać fryzury i makijaże. Świetnie też stylizuje, a modelką przecież może być pani z recepcji, która lubi zdjęcia, ochoczo nawet pokazał jej Instagram.  Nie porównał jednak jej zdjęć do inspiracji, które przesłał na początku. Celowo nie wchodzę w bardziej zawiłe szczegóły, żeby nikogo nie obrazić. Szanuję moich klientów, w większości są bardzo świadomymi ludźmi. Wiedzą dobrze, czego oczekują, mają świetne rozeznanie w trendach. Opisany pan zwyczajnie nie rozumiał, co składa się na dobre zdjęcia. Powiela swoje błędy z poprzednich sesji, próbując wydać jak najmniej pieniędzy…

Piotr Kędzierski, dla Działu Artystycznego Onet.pl, fot. Michał Massa Mąsior

Trochę przypominają się dywagacje Andreasa Feiningera, który zapytany, czy zawsze można zrobić dobre zdjęcie, opowiedział o różnicy między amatorem a profesjonalistą. Ten pierwszy zawsze spróbuje zrobić zdjęcie, ten drugi w wielu wypadkach nie podniesie aparatu do oka, uznając, że nie ma odpowiednich warunków do fotografowania. Jak to się ma do klienta z małym budżetem? A no tak, że dobre zdjęcie nie bierze się z dotyku magicznej różdżki. W tym wypadku wielką rolę odegra praca stylisty, makijażysty, fryzjera. Umiejętne dobranie właściwych modelek, dobra atmosfera na planie zdjęciowym, właściwe warunki oświetleniowe w konkretnie dobranym plenerze albo studiu. Edycja zdjęć, retusz i przygotowanie materiałów reklamowych. To już sporo elementów. Warto może też przynajmniej wspomnieć o umiejętnościach fotografa. Jego estetyce i widzeniu. Każdy przecież patrzy inaczej. Zanim znajdziemy się w sferze zainteresowań ciekawych zleceniodawców, przechodzimy dość mozolną drogę. Podstawy, podręczniki, kursy, warsztaty, szkoły, mnogość spotkań autorskich, rozmów, przeglądów portfolio. Poszukiwanie wiedzy, inspiracji, ucieranie swoich patentów, wydeptywanie ścieżek. Pozowanie za zdjęcia, pierwsze publikacje i tak dalej, i tak dalej.

To nie ma końca. Sprzęt fotograficzny drożeje z każdym sezonem. I choć nie jest on najważniejszym elementem zdjęć, to ten lepszy jest zwyczajnie doskonalszym narzędziem. Wygodniej pracuje się tym drogim, a średnie ceny zleceń przez ostatnie kilkanaście lat raczej nie urosły, w niektórych segmentach rynku wręcz drastycznie spadły. Taksówkarze w podobnej sytuacji pewnie zablokowaliby miasto, fotografowie nie mają ani związku zawodowego, ani związku zrzeszającego, który dba o ich interesy (wiem wiem, podniesie się hejt o ZPAF, ale ten jest jednak reliktem minionych czasów).

Julia Piekiełko dla magazynu Zwierciadło, fot. Michał Massa Mąsior

Koniec biadolenia nad losem fotografów. Można żyć dziś ze swojej pasji. Społeczeństwo się bogaci, klienci wbrew pozorom mają coraz bardziej otwarte głowy. Przemysł w Polsce ma się podobno doskonale, notujemy wzrosty w gospodarce, a to pośrednio przekłada się także na ilość zleceń dla fotografów. Bardzo popularny dziś freelance daje możliwości pracy prawie na całym świecie. Barier praktycznie nie ma, a limitem są tylko nasze umiejętności fotograficzne i promocyjne. Patrząc na kolegów po fachu, marki i modele ich sprzętu, na wymyślność ich drogich toreb i plecaków, mogę śmiało pokusić się o stwierdzenie, że coraz bliżej nam do wielkiego świata.

Szczególnie jeśli porównać to z sytuacją sprzed np. piętnastu lat. Niewiele gorzej mają się sprawy pojawiających się zagranicą polskich nazwisk. Nowe pokolenie pozbawione jest już zaściankowości i strachu, że nikt z Polakiem nie będzie chciał rozmawiać. Coraz częściej oglądamy polskich artystów w zagranicznych galeriach, a i głośniej jest o komercyjnych fotografach o rodzimych imionach i nazwiskach. 

Pamiętam koniec lat osiemdziesiątych i pierwszą moją podróż z rodzicami na zachód. W jeden dzień jazdy samochodem przenieśliśmy się z brudnej, szarej, zapyziałej i smutnej Polski do kolorowego świata uśmiechniętych, korzystających z życia ludzi. Warto pamiętać, że dzisiaj te granice się zacierają. To zachód przyjeżdżający do nas często zachłystuje się Polską. I pewnie powiało huraoptymizmem, bo jeszcze w Wiśle trochę wody musi upłynąć, zanim choćby nasze zarobki dorównają zachodowi. Ale łapiemy kontakt. 

Michał Massa Mąsior

Fotograf mody i reklamy, a także bloger. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce'a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Wykładowca Krakowskich Szkół Artystycznych. Jego prace można śledzić na stronach madmassa.com

Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)