Obiektywy
Viltrox AF 28 mm f/4.5 - znamy polską cenę ultrakompaktowego „naleśnika”
Lekkie, kompaktowe, niezłe optycznie a przy tym niedrogie - pierwsze obiektywy filmowe z napędem AF to bardzo ciekawa propozycja dla początkujących filmowców. Podczas jednej z niedawnych realizacji sprawdziliśmy, jak spisują się w praktyce.
Optyka marki Samyang do niedawna kojarzona była wyłącznie z niedrogimi obiektywami manualnymi. Od kilku lat producent z powodzeniem rozwija jednak kilka linii szkieł wyposażonych w silniki AF, a teraz bez kompleksów wchodzi również w segment wideo. Seria filmowych stałek Samyang V-AF to prawdopodobnie najciekawsza i najlepsza linia obiektywów producenta, o której jest zadziwiająco cicho.
Szybko rosnący segment wideo sprawia, że w natywnej ofercie poszczególnych systemów pojawiają się kolejne obiektywy projektowane także z myślą o skutecznej realizacji produkcji wideo. Problem w tym, że są to zwykle pojedyczne modele, które nie tworzą spójnego i użytecznego zestawu. Takie możliwości większość producentów rezerwuje dla profesjonalnych linii szkieł kinematograficznych, które pozostają poza zasięgiem internetowych twórców - szerokiej grupy użytkowników odpowiedzialnych za filmowy boom ostatnich lat.
Tę lukę zauważył i wykorzystał Samyang (który sam zresztą oferuje typowo profesjonalne obiektywy z serii Xeen). Dziś materiały wideo tworzy cała rzesza filmowców, którzy choć często działają w pojedynkę i nie pracują na profesjonalnych kamerach, to poszukują profesjonalnej jakości i wygody pracy. Wydaje się, że z takim właśnie zamysłem powstała seria Samyang V-AF, reklamowana przez producenta jako pierwsze kompaktowe obiektywy filmowe z silnikiem AF.
Jeśli mielibyśmy oceniać je wyłącznie na podstawie budowy, można by stwierdzić, że obiektywy Samyang V-AF są szkłami filmowymi tylko z nazwy. Nie znajdziemy tu charakterystycznych zębatek systemów follow focus, numerycznych oznaczeń czy bezstopniowego pierścienia przysłony, który w ostatnim czasie nieco kuriozalnie stał się wyznacznikiem profesjonalizmu. Obiektywy te są też zadziwiająco lekkie, co stoi w kontrze z ciężkimi szkłami kinematograficznymi, gdzie nawet kompaktowe modele ważą często ponad kilogram. Ale właśnie dlatego są tak wyjątkowe.
Być może narażę się niektórym tą niepopularną opinią, ale obserwując dzisiejszy rynek z przekonaniem stwierdzam, że w segmencie realizacji wideo tworzonych z użyciem aparatów bezlusterkowych, filmowe „ficzery” w większości nie są nikomu do szczęścia potrzebne. Przestańmy się oszukiwać, że przy zleceniach ogrywanych w pojedynkę ręczne ostrzenie będzie wygodniejsze i bardziej precyzyjne od współczesnych systemów AF, lub że dzięki manualnej kontroli przysłony zaczniemy tworzyć lepsze materiały. W ten sposób co najwyżej utrudnimy sobie pracę.
Większość twórców obracających się w świecie internetowych realizacji komercyjnych chciałaby po prostu dobrej optyki, która jest w stanie wykorzystać możliwości nowych aparatów, pozwalając na możliwie wydajną pracę. Najlepiej gdyby była jeszcze lekka i kompaktowa, tak by wygodnie pracowało się również na gimbalu. I takie są właśnie stałki Samyanga.
Na serię Samyang V-AF składa się w sumie 6 jasnych stałek: 20 mm T1.9 (premiera wkrótce), 24 mm T1.9, 35 mm T1.9, 45 mm T1.9, 75 mm T1.9 i 100 mm T2.3, które zachowują identyczną wagę (tylko 280 g) i wymiary (72.2 x 72.1 mm). Już samo to jest ewenementem. Na chwilę obecną podobne rozwiązanie oferuje jedynie optyka Lumix S dla systemu L-Mount. Nawet ona nie może jednak pochwalić się tak spójną konstrukcją i rozbudowaną funkcjonalnością (o tym za chwilę).
Jednakowe gabaryty to przede wszystkim szybkość i wygoda pracy - niezależnie od ogniskowej odczucie z filmowania jest takie samo, a pracując na gimbalu obiektywy możemy błyskawicznie przepinać, bez konieczności ponownego balansowania. Konstrukcja obiektywów Samyang V-AF ma jednak do zaoferowania znacznie więcej.
Choć, jak wspomniałem, obiektywy Samyanga nie posiadają typowej dla szkieł filmowych ergonomii, dzięki sprytnej konstrukcji są w stanie zaoferować wszystkie ich funkcje, a nawet więcej. Na tubusie znajdujemy jeden pierścień, który standardowo pozwala na kontrolę ostrości i, wzorem modeli kinematograficznych oferuje duży kąt obrotu 300°.
To oczywiście idzie w parze z możliwością tworzenia powtarzalnych przeostrzeń. Gdybyśmy jednak czuli niedosyt, możemy skorzystać z dedykowanego adaptera, który dzięki większemu pierścieniowi i skali odległości pozwoli na jeszcze bardziej precyzyjne ostrzenie. Co więcej, adapter jest kompatybilny ze standardowymi matte-boxami w rozmiarze 95 mm, pozwalając na wygodną współpracę z filmowymi akcesoriami.
Adapter kontroli manualnej Samyang V-AF
Oprócz tego otrzymujemy znany nam już innych konstrukcji producenta przełącznik trybów użytkownika, do którego w aplikacji Lens Manager możemy np. przypisać kontrolę przysłony. Tak więc jeśli naprawdę będziemy potrzebować tej funkcji, możemy ją przywołać jednym ruchem palca i używać głównego pierścienia do kontroli przysłony.
Wisienką na torcie jest tu jednak przycisk funkcyjny, który standardowo działa jak przycisk AF-L, blokując ostrość w danym położeniu podczas korzystania z systemu AF. Dzięki temu, w trudniejszych sytuacjach, podczas korzystania z trybu C-AF możemy łatwo zapanować nad ostrością. Co ciekawe, w przypadku ostrzenia ręcznego przywołuje on funkcję Focus Save, która automatycznie wyostrzy na ustawioną przez nas wcześniej odległość. Przyciskowi możemy przypisać też inne funkcje w aplikacji Lens Manager.
Kolejnym innowacyjnym rozwiązaniem są kontrolki tally umieszczone z przodu i z boku tubusu, które zmieniają kolor po wyzwoleniu rejestracji, informując użytkownika i filmowane osoby o tym czy aparat faktycznie zaczął nagrywać (niech pierwszy rzuci kamienień ten, kto nigdy nie „nagrał” długiego ujęcia, by później zorientować się, że aparat tak naprawdę nie filmował).
W końcu, szkła Samyang V-AF są także w pełni uszczelnione, pozwalając na komfortową prace na lokacji. Podsumowując kwestie konstrukcyjne, filmowe stałki Samyanga to zaskakująco dobre połączenie wygody z funkcjonalnością, które choć nakierowane jest na mniej wymagających twórców, to zaoferuje także komfort pracy bardziej zaawansowanym użytkownikom.
Przejdźmy do kluczowej kwestii, czyli jakości obrazu i działania systemu AF. Trzy modele z serii V-AF mieliśmy okazję wypróbować podczas realizacji wideo dla marki Polaroid (klip do obejrzenia poniżej). I muszę przyznać, że były dla mnie sporym zaskoczeniem, bo sugerując się niską ceną i brakiem długiej tradycji Samyanga w branży wideo, nie nastawiałem się na zbyt wiele.
Okazuje się, że szkła Samyang V-AF wyposażono w naprawdę przyzwoitą optykę. Są ostre już przy nominalnej wartości przysłony, cechują się dobrym kontrastem, bardzo ładnie pracują pod światło a także pozbawione są zauważalnego winietowania i dystorsji. Oferują też przyjemne, miękkie rozmycie nieostrości.
Najbardziej chyba jednak zaskakuje kwestia mikrokontrastu i wiernego oraz spójnego odwzorowania barw. Producent chwali się tym zresztą na stronie, ale cóż… Tego typu zapewnienia słyszymy właściwie przy każdej premierze obiektywu, a do tego układy optyczne szkieł V-AF do złudzenia przypominają te z tradycyjnej linii stałek producenta. Tu jednak wydają się lepiej dopracowane.
Obraz prosto z aparatu cechował się soczystymi kolorami i przyjemną tonalnością, a cała edycja sprowadziła się w zasadzie do lekkiego wyrównania poziomów ekspozycji. Początkowo myślałem, że to po prostu kwestia 10-bitowego zapisu i lepszej pracy z kolorem korpusu Sony A7 IV, którym mieliśmy okazję nagrywać materiał. Dopóki nie zobaczyłem materiału z obiektywu FE 24-70 mm f/4 ZA OSS, który wykorzystałem przy kilku ujęciach.
Choć różnica nie była drastyczna, to jednak wyjściowy "obrazek" był widocznie mniej żywy, a także wymagał większych korekcji i odstawał wyglądem od reszty materiału. Nie ma to być może dużego znaczenia w przypadku krótkich klipów, gdy jednak mamy do czynienia z większymi realizacjami i dużą liczbą ujęć, widocznie może wydłużyć to czas postprodukcji.
Szkła nie zawodzą też pod kątem systemu AF, który stanowi unikalną cechę ich konstrukcji. Zastosowane silniki krokowe STM działają bezgłośnie, szybko i płynnie, a także dobrze współpracują ze śledzącym autofokusem aparatów Sony. Praktycznie cały materiał nagrałem korzystając z systemu AF w trybie C-AF z dotykowym trackingiem i ani razu nie miałem do czynienia z sytuacją, w której obiektyw nie byłby w stanie nadążyć za systemem AF czy też się gubił.
To w dużej mierze zasługa prostej konstrukcji układu - nie ma tu ciężkich soczewek, których przesuwanie spowalniałoby działanie silnika. Być może w szybkim "fotograficznym" przeostrzaniu z planu bliskiego na daleki szkła V-AF nie będą tak skuteczne, jak modele natywne, ale w zakresie filmowania system AF spełnił w zasadzie wszystkie moje oczekiwania.
Właściwie jedyną większą „wadą”, jaką można zauważyć w serii V-AF jest delikatny breathing (zawężenia pola widzenia wraz ze zmianą ostrości). Ale i tak jest on mniej zaakcentowany niż w wielu typowych szkłach fotograficznych. Warto też wspomnieć o kwestii manualnego ostrzenia. W internetowych dyskusjach napotkałem zarzut, że szkła Samyang V-AF nie oferują pełnej liniowej kontroli ostrości. W praktyce zauważymy to jednak tylko w sytuacjach na jakie nie natrafiamy realnie w większości filmowych scenariuszy.
Jak w przypadku większości współczesnych szkieł, kąt obrotu pierścienia ostrości przekładany jest tu na ruch soczewek elektronicznie. W sytuacji gdy zaczniemy bardzo szybko poruszać pierścieniem w jedną i w drugą stronę faktycznie będziemy w stanie ten system chwilowo rozregulować, jednak jeśli ograniczymy się do pojedynczych, nawet szybkich ruchów, otrzymujemy typową liniową i powtarzalną kontrolę ostrości. Na szybkie ruchy pierścienia obiektyw reaguje co prawda z minimalnym opóźnieniem, ale to rzecz, do której można łatwo się zaadaptować.
Spotkanie z obiektywami Samyang V-AF sprawiło, że zacząłem się zastanawiać czy aby nie są one ofiarami własnego marketingu. Desygnowane do roli obiektywów filmowych, uchodzą uwadze fotografujących. Zupełnie niesłusznie. Biorąc pod uwagę budowę, cenę i możliwości to obecnie jedne z najciekawszych stałek na rynku i w każdej sytuacji wybrałbym je do pracy fotograficznej zamiast zwykłych stałek z oferty Samyanga. Są co prawda o około 30% droższe od swoich fotograficznych odpowiedników, ale wynagradzają nam to spójną charakterystyką, nieco lepszą kontrolą wad optycznych i jednakowymi gabarytami.
Szkła V-AF warto mięć na radarze także z jeszcze jednego względu. Gdyby kiedyś zamarzyło się nam wkroczyć w świat bardziej profesjonalnych produkcji, filmowe stałki Samyanga niebawem będziemy w stanie zamienić… w obiektywy anamorficzne. Podczas wrześniowych targów IBC 2023 producent pokazywał prototyp uniwersalnego adaptera anamorficznego montowanego na przednią soczewkę obiektywów. Inwestując w linię V-AF, docelowo każdy posiadany przez nas model będzie mógł pracować jak obiektyw anamorficzny przy pomocy jednego akcesorium.
Oznacza to także, że już niedługo seria Samyang V-AF powinna zostać rozbudowana o wariant z mocowaniem L-Mount (producent dołączył do tego systemu w lipcu bieżącego roku). Możliwości szkieł anamorficznych obecnie na niewiele bowiem zdadzą się użytkownikom aparatów Sony, które nie oferują trybu rejestracji w trybie open gate. Takie możliwości niemal w każdym modelu oferują jednak aparaty Panasonic Lumix, a to właśnie system, który upodobali sobie filmujący szukający jak najlepszego stosunku jakości do ceny.
Podsumowując, szkła z serii Samyang V-AF to z mojej perspektywy jedna z najlepszych inwestycji w optykę dla filmujących nie dysponujących dużym budżetem. Oferują dużą wygodę pracy z ciągłym AF, ale jednocześnie pozwalają swobodnie rozwijać się w zakresie manualnej kontroli, a docelowo będą mogły posłużyć także do realizacji nawet typowo profesjonalnych produkcji. To wszystko w cenie ok. 2500 zł za każdy z modeli. W zakresie uniwersalności, na chwilę obecną na rynku amatorskim i semi-pro trudno znaleźć dla stałek Samyanga realną konkurencję.
Więcej informacji i szczegółowe specyfikacje serii V-AF znajdziecie na stronie samyanglens.com.