Obiektywy
Yongnuo YN 35 mm f/1.8 Z DA DSM WL - kompaktowy, jasny standard APS-C do Nikon Z z ciekawymi funkcjami
Capture One Pro 12 pojawił się na rynku już jakiś czas temu. Czy inżynierom udało się stworzyć kolejne narzędzia, które wycisną ostatnie soki z plików RAW i czy wypracowali nowe sposoby na przyśpieszenie pracy? A może pojawiły się bardziej zaawansowane opcje retuszu?
Nim zanurkujemy w obszar nowych rozwiązań, by podzielić się naszymi odczuciami, chcę udzielić naszej wersji odpowiedzi na stare pytanie Quo vadis? Od dawna mamy poczucie, że C1 zmierza w stronę Photoshopa. Wiem, to nie brzmi przekonująco. Photoshop to kombajn zapewniający niesamowite możliwości pracy nad obrazem, jest używany w wielu branżach, bynajmniej nie tylko kreatywnych.
Z punktu widzenia postproducenta, w sytuacji naszego studia zajmującego się głównie gradingiem i retuszem. Photoshop to niesamowite narzędzie, które jednak większości fotografów nie jest potrzebne. Jeśli ktoś chce tylko ustawić kolory i ewentualnie usunąć parę drobnych szczegółów, to taką funkcjonalność obecnie zapewniają dziesiątki aplikacji. Z drugiej strony możliwości manipulacji kolorem z poziomu pliku RAW są w Photoshopie mocno ograniczone. I tutaj wkracza Capture One. Phase One. Producent programu od wielu lat rozwija go w kierunku aplikacji, która będzie całkowicie samowystarczalna dla fotografów. Ponieważ jednak Capture One nie musi być tak uniwersalny jak Photoshop, to stał się zdecydowanie lepszym narzędziem do obróbki plików RAW. Tak, tak, wiem, jest też Lightroom. Nie chciałbym się tu wdawać w dyskusję, które lepszy i dlaczego. Każdy ma swoje plusy i minusy.
Wracając do rozważań - C1 jest obecnie narzędziem, które pomaga katalogować zdjęcia, organizować sesje i workflow, zapewnia najlepszy grading foto na rynku i pozwala w znikomym stopniu retuszować. Tutaj pojawia się pytanie: czy w kontekście tego, co oferuje C1, Photoshop, który dla fotografów dawniej był jedynym profesjonalnym narzędziem do obróbki jest nadal potrzebny, czy też ta lista opcji wystarcza? Nie mam wątpliwości, że z każdą kolejną edycją C1 ilość zadań, które można wykonać jedynie w Photoshopie będzie maleć. Stąd też i wniosek: Photoshop dla wielu fotografów będzie niedługo zbędnym narzędziem.
Przejdźmy teraz do omówienia wprowadzonych w C1 zmian. Kilka z nich to moim zdaniem krok w dobrym kierunku.
Dla mnie niewątpliwie jest to największa i najbardziej kreatywna nowość. Oczywiście tworzenie maski na podstawie jasności obrazu nie jest niczym nowym, ale jest to nowość w świecie wywoływarek. Może to być bardzo przydatne narzędzie w wypadku, kiedy możemy wykorzystać różnicę w jasności różnych płaszczyzn do zrobienia selekcji. Aż się prosi, aby dało się robić maski z poszczególnych kanałów, co często jest znacznie bardziej praktyczne, niemniej samo pojawienie się takiej bardziej zaawansowanej opcji maskowania może być sporym ułatwieniem w pracy. Póki co niewiele razy potrzebowałem użyć tej opcji. Zapewne muszę używać jej częściej, aby weszła mi w krew i bym mógł łatwiej wyobrażać sobie jej efekt i sięgać po nią, kiedy naprawdę będzie potrzebna.
Rysowanie gradientów masek owalnych i liniowych od wersji 12 jest dostępne jako edytowalne gradienty. We wcześniejszych wersjach nie było możliwości zmiany narysowanego gradientu. Jedyną opcją było nadpisać go nowym. Widać tu wyraźny ukłon w stronę Lightrooma, gdzie ta funkcja jest dostępna od dawna. Warto jednak podkreślić, iż w każdym momencie można też ten wektorowy gradient zamienić w bitmapę i zacząć po nim rysować pędzlem, bądź wykonywać na nim różne inne operacje.
Capture One od dawna daje możliwość budowania rozszerzeń dla swojej platformy, niemniej teraz cały system został odnowiony i rozszerzony. Ciekawe czy zyski są na tyle kuszące, aby popularne pluginy dla ekosystemu Adobe pojawiły się również w Capture One?
Phase One przez lata starał się zdominować rynek fotografii średnioformatowej, wykupując Leaf oraz Mamiyę i stosując agresywną taktykę sprzedażową. Odrodzenie się Hasselblada oraz ostatnie sukcesy Fujifilm na tym polu sprawiły, że fotografia średnioformatowa nagle stała się, może jeszcze nie tania, ale na pewno bardziej dostępna.
Capture One raczej nie słynął nigdy z kompatybilności z innymi platformami średnioformatowymi, niemniej ostatnio coś zmieniło się w zarządzie firmy, gdyż ogłoszone wszem i wobec partnerstwo z Fujifilm zakłada rozszerzoną integrację programu z aparatami zielonego giganta. Specjalnie dla aparatów Fujifilm X oraz GFX są teraz dostępne wewnątrz C1 krzywe symulujące profile autorstwa japońskiego producenta. Choć oczywiście film to film, jednak same presety są solidnie zrobione i mogą stanowić świetny punkt wyjścia do dalszych korekcji.
Nigdy nie pojmowałem jak można się chwalić zmianą szaty graficznej programu jako wielkim osiągnięciem. Rozumiem, że gdyby wcześniej był naprawdę okropny, zmiana mogłaby mieć wielki wpływ na pracę. Różnica, choć zauważalna, wydaje mi się na tyle mało istotna, że możemy ją przemilczeć.
Oczywiście, jak zawsze, ta kolejna wersja Capture One ma nowy silnik kolorystyczny, który pracuje niezauważony w tle i daje te wyjątkowe kolory. Łatwo tego nie docenić, przyjąć za oczywiste, a jednak to właśnie te kolory sprawiają, że Capture One jest bezkonkurencyjny pod względem możliwości wykonywania zdecydowanych zmian, po których obraz wciąż wygląda jak fotografia, a nie jak grafika komputerowa.
Trochę tęsknię za dniami kiedy Phase One było młodszą firmą, gotową robić odważne ruchy i nie bało się wprowadzać dużych zmian do Capture One, choćby nawet były ciut niedopracowane. Mam wrażenie, że program powoli staje się globalnie obecny i w tej wersji zabrakło mi już ducha innowacji, którego można zauważyć np. w DaVinci Resolve.
Capture One z pewnością jest liderem pod względem gradingu fotografii, ale jeśli porównamy go do programów dedykowanych gradingowi filmowemu, staje się oczywiste ile można jeszcze zrobić. Osobiście rekomendowałbym wprowadzenie możliwości mocniejszej ingerencji w kanały. Samo maskowanie, choć zdecydowanie poprawia się z wersji na wersję, wciąż jest dość toporne. Robienie masek z zakresów kolorystycznych jest mocno nieintuicyjne. Także kopiowanie ustawień między warstwami pozostawia wiele do życzenia.
Ale nie ma programu idealnego. Choć nie wyobrażam sobie obrabiania zdjęć na innej platformie w celach komercyjnych, to podczas postprodukcji swoich prywatnych zdjęć często tęsknię za prostotą i minimalizmem C1 w wersji 3.7 sprzed 12 lat. Łatwo zgubić istotę zdjęcia pracując na dziesiątkach narzędzi i palet. Nie funkcje przecież są ważne, lecz to, czy możemy osiągnąć nimi wymarzony cel.
tekst: Tomasz Kozakiewicz (House Of Retouching)