Wydarzenia
Pamięć teatru. Polska fotografia teatralna od początku istnienia do dziś - ruszyła wirtualna wystawa
Przypadek. Pracowałam jako fotoedytorka w nieistniejącym już magazynie „Pozytyw”, gdy właściciel Yours Gallery Tomasz Gudzowaty przejął ten tytuł i przeorganizował redakcję. Zostałam dyrektorką artystyczną i w związku z odświeżeniem formuły magazynu miałam znaleźć materiał, który zostanie nie tylko opublikowany w papierze, ale też pokazany na wystawie.
W Muzeum Wymiaru Sprawiedliwości w Sydney wyszperałam mug-shoty z lat 20. i 30., czyli zdjęcia policyjne wykonane na szklanych płytach aparatem 4x5 cala. Fotografie były dość ciekawe i historycznie i estetycznie, może dlatego wystawa cieszyła się ogromną popularnością nie tylko w środowisku fotograficznym.
Ten materiał był dla mnie niezwykle interesujący. Byłam wtedy pod silnym wpływem książki Larry’ego Sultana pt. „Evidence”, poruszającej m.in. kwestię kontekstowości. Portrety australijskich więźniów powstały jako dowód, były elementem dokumentacji policyjnej, po latach trafiły do muzeum, a jeszcze później na wystawę i do magazynów o sztuce. Fascynował mnie ich odbiór w zależności od zmieniającego się kontekstu i czasu.
Maja Kaszkur i Tomasz Gudzowaty podczas pracy nad edycją materiału "Sala bokserska Garrdio" (u góry). Projekt "Gamers" Pawła Bownika na wystawie w Yours Gallery w 2009 roku (na dole).
Wcześniej też trochę zajmowałam się cudzymi pracami. Już na studiach pomagałam koleżankom i kolegom edytować projekty i rozkminiać tematy, których się podejmowali. Lubię dyskusje, pracę z kimś wokół zdjęć, szczególnie w duecie i zastanawianie się, jak opowiedzieć historię, jak wskazać problem. Nie postanowiłam sobie, że będę kuratorką, po prostu to co robiłam już wcześniej tak się rozwinęło. Oczywiście są momenty, gdy myślę, że stworzyłam sobie więzienie, do którego przez całe życie dokładam cegiełki. Ale do tej pory tego nie żałuję.
Bo czasem czuję się uwięziona w oczekiwaniach wobec mnie. Kuratorzy mają bardzo różne podejście do pracy z artystami, ja wypracowałam sobie swój styl. Wiele osób ciągle nie rozumie roli kuratora albo nie potrafi do końca wejść w relację z nim. Większość, często ze względu na koszty, stara się robić wszystko samemu, nie zdając sobie sprawy z tego, co mogliby osiągnąć współpracując z kuratorem. A ja jestem pewna, że gdy dochodzi do zderzenia dwóch osobowości, obie strony mogą z tego wynieść coś bardzo ciekawego.
Może „więzienie” to nie jest właściwe słowo na określenie tej sytuacji, kojarzy się pejoratywnie, od razu przychodzi na myśl, że skądś nie możesz się wydostać. A tak nie jest. Pracując z artystami zanurzam się w ich światach. Chcę rozumieć więcej, chcę poznać więcej, generalnie jako człowiek, nie koniecznie jako kurator, czy ktokolwiek związany z fotografią czy sztuką. Po prostu chcę znaleźć odpowiedzi na podstawowe pytania.
Wystawa Agaty Grzybowskiej "9 bram, z powrotem ani jednej" podczas FFWRS w 2018 roku, Centrum Sopot. Fot. Grzegorz Wełnicki
Czuję się dogłębnie zbudowana i zainspirowana tematami podejmowanymi przez artystów i sposobami obserwacji rzeczywistości. To ma wpływ na moją postawę wobec świata. Bez tego prawdopodobnie często inaczej bym patrzyła na wiele rzeczy. W drugą stronę działa to podobnie. Mam wkład w czyjąś pracę, sprawia mi przyjemność, gdy kogoś zainspiruję podsuwając jakąś książkę czy film, które być może zmienią tylko kierunek działania, czasem zaś ostateczny wydźwięk pracy.
Jednak praca kuratora, którego określam często szarą eminencją, ma swoją drugą stronę. Tą mroczną. Angażuję się emocjonalnie, pociąga mnie czyjeś widzenie świata, przekładanie czyjejś wizji na obraz, czy projekt i jednocześnie całkowicie pochłania to moją pulę kreatywności i energii. Wpadam w to i nie zostawiam nic dla siebie.
Na tym polega paradoks roli kuratora. Oczywiście są ludzie, którzy z łatwością potrafią łączyć takie rzeczy, jednocześnie skupiać się i pracować nad swoimi pracami i dodatkowo zajmować się w różny sposób cudzymi. Być może to jest jakaś cecha osobowościowa, być może niedostatecznie opanowałam umiejętność zachowania higieny pomiędzy różnymi rzeczami. Mam taką kompulsywnie niepodzielną uwagę, ale nie obwiniam świata, czy kogokolwiek za taki stan.
Od lat w sposób czynny nie fotografuję, choć myślenie o projektach w ogóle mnie nie opuszcza. Obserwuję świat, zastanawiam się w jaki sposób bym go przedstawiła, ale to się nie materializuje, jest niewypowiedziane, niedokończone, ma formę luźnej myśli, kolejnego wątku. Wydaje mi się, że zostawiam to na później, choć zdaję sobie sprawę, że to źle działa na te pomysły, bo je porzucam i w międzyczasie się zmieniam. To się tak nie dzieje, że któregoś dnia wezmę aparat do ręki i zrealizuję swoje wszystkie pomysły.
Mam silną potrzebę twórczości, od czasu podstawówki robię kolarze i drobne rysunki, ale ma to charakter hobbystyczny. Po prostu lubię to robić. To jest jak z piciem kawy, nie możesz się bez niej obyć, jest twoim rytuałem, lubisz ją pić, ale nic z tego nie wynika niesamowitego. Nie otwierasz sklepu z kawami, nie masz plantacji kawy, choć jest obecna i ważna w twoim życiu.
Wystawa Huberta Humki podczas FFWRS w 2022 roku kuratorowana przez Maję Kaszkur, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie
Dwubiegunowa, oczywiście w cudzysłowie. Z jednej strony potrafię być dosyć autorytarna, co próbuję w sobie przygasić, dlatego że przede wszystkim zależy mi na tym, żeby artysta był zadowolony ze swojej pracy. Żeby wypowiedział, to co chciał i tak jak chciał. A ja po prostu jestem suflerem, ale też trochę prowokatorem. Wytykam błędy ortograficzne w pracy, nie pozwalam osiąść na laurach. Czuwam, żeby artysta zbyt szybko nie myślał, że coś jest skończone, bo mamy w sobie trochę takiego lenistwa.
Nakręcamy się nawzajem intelektualnie, energetycznie, być może spowoduje to rozwój pracy, ale to jest trochę takie moje życzenie. Z drugiej strony potrafię być niezwykle wycofana i zgadzać się na większość propozycji, których często nie uważam za trafne. Ale to też wynika z tego, że zależy mi na tym, żeby artysta mówił swoim głosem. To nie może być mój głos, nie chcę niczego narzucać.
Te skrajności są dla mnie trudne, do absurdu wręcz. Rzadko pracuję z osobami początkującymi. Mam swój bagaż wiedzy, który wydaje mi się oczywisty i nie potrafię się już wczuć w postać będącą na początku drogi, która jeszcze nie rozumie, gdzie chciałaby pójść i o co jej chodzi. Branie odpowiedzialności za czyjś rozwój jest trudną rzeczą. Z kolei dojrzałym artystą może kierować pycha, bardziej będzie chciał mi coś udowodnić, niż ze mną pracować. To bywa dla mnie prowokujące intelektualnie.
Najciekawszy jest dla mnie ktoś, kto jest partnerem do dialogu na bardzo różnych poziomach. Od rozmawiania o fotografii, sztuce, po jakieś elementy kulturowe czy historyczne, co zazwyczaj przeplata się w pracach, kiedy porusza się jakiś temat. Są ludzie, z którymi pracuje mi się fantastycznie ze względu na to, że być może interesuje nas coś całkiem podobnego. Mamy inne spojrzenie, ale w tym momencie życia te same sprawy są dla nas ważne, zadajemy sobie podobne pytania.
Są ludzie, którzy sami świetnie potrafią edytować sobie prace i rzeczywiście są w tym dobrzy. Nie potrzebują mnie za bardzo, aczkolwiek chcą żebym spojrzała na to co robią z dystansem. Liczą się z moim zdaniem i doświadczeniem wystawienniczym, oczekują feedbacku, dialogu. Sama praca nie potrzebuje mnie tak bardzo, być może artysta bardziej. Chce się odbić we mnie, żebym zainteresowała się tym, co robi, potrzebuje jakiegoś takiego mojego wrzucenia kamienia do wody. Żeby coś sobie poukładać, żeby o czymś zdecydować, żeby coś jeszcze raz przemyśleć.
Wystawa Kacpra Kowalskiego podczas FFWRS W 2022 roku kuratorowana przez Maję Kaszkur, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie
Jest taki typ artysty, który z kolei oczekuje ode mnie załatwienia za niego sprawy. Dostaję worek z czymkolwiek, worek zdjęć, pomysłów, wątków i mam coś z tym zrobić. Nie przepadam za tym. Ale przyglądam się temu uważnie i wchodzę w to pod warunkiem, że rzeczywiście ktoś ma coś do powiedzenia, ma jakąś obserwację, choć nie do końca potrafi ją nazwać projektem.
Gdy pracuję z kimś jeszcze niepewnym, kto ma wiele wątków i pomysłów, kluczowe jest dla mnie, czy ta osoba potrzebuje dialogu z kimś mającym osobowość i określoną postawę wobec świata. To jest bardzo osobista relacja, zderzenie osobowości, gdzie zarówno z pracy artysty jak i kuratora nie można wykluczyć gestu artystycznego, czyli tego osobistego dotknięcia swoich obserwacji w sposób metaforyczny.
Lubię obserwować jak rzeczy powstają i jak się rozwijają. W pracy z ludźmi proces jest absolutnie moim najbardziej ulubionym zajęciem i czasem spędzonym z artystą. Ciekawi mnie, co go prowokuje, co jest przypadkiem, jak interpretuje obrazem swoje spostrzeżenia, co jest ważne. Nawet jeśli mnóstwo z tych rzeczy jest absolutnie zakulisowe i nie będzie tego widać na wystawie, to jakby ten proces rozwoju i tego, że mogę w tym uczestniczyć, z całej tej pracy kuratorskiej jest dla mnie najbardziej pociągający i pochłaniający.
Pamiętasz burzę po tym, jak Olga Tokarczuk powiedziała, że dobra literatura jest nie dla wszystkich? No więc nie określam sobie tego, nie targetuję ludzi, nie traktuję siebie jako sprzedawcy. Czuję ogromną odpowiedzialność wobec prac, które pokazujemy podczas festiwalu. One mogą się podobać lub nie. Ktoś może się nie zgadzać z konkluzjami, kogoś może coś irytować, coś może być niezauważone albo niezrozumiane, odrzucone, bądź zinterpretowane w dziwny sposób, który nie był zamierzony. Jest to jednak osobista wypowiedź na jakiś temat.
Populizm jest absolutnie antyedukacyjny i też niszczący, dlatego naginanie wyboru prac do tego, żeby wszystkim się podobały, żeby były łagodne, jest sprzeczne z ideą sztuki, wystaw i fotografii. Jednocześnie taki radykalizm odwracania się plecami do tak zwanych wszystkich, moim zdaniem nie jest produktywny i nie jest też edukacyjny.
Przedstawiając w Sopocie określony zestaw prac, chcę się skomunikować z widzem, sprowokować go do zastanowienia się. Ale też nie od razu, z pewnymi rzeczami trzeba odbiorcę zostawić, żeby mógł je zweryfikować później, gdy wróci do domu. Dlatego myślę, że rzeczy trudne albo zbyt ciche, za delikatne lub zbyt złożone są warte pokazania, wypowiedzenia, nazwania obrazem, instalacją, czy wystawą właśnie. Sztuka jest czymś ulotnym i czystym, nie chcę zgubić jej esencji sprzedając za wszelką cenę czegoś powszechnego i popularnego.
Maja Kaszkur. Fot. Łukasz Sokół
Jest wpisane w pracę prawie każdego kuratora. Mogę się mylić, zdaję sobie sprawę jak niewiele dzieli mnie od błędu, którego mogę nawet nie zauważyć. A ten mały błąd może spowodować lawinę, którą zauważę zbyt późno albo wcale. Z drugiej strony ryzyko jest nęcące. Nie wiem, czy potrafiłabym się tak zaangażować, wręcz zatracić w tej pracy, gdyby to ryzyko było małe albo znikome. Więc ryzykowne jest nie tylko to, co wyjdzie na zewnątrz, ale też to, co się stanie ze mną.
Specyfiką sopockiego festiwalu jest to, że większość prac rozwija się niemalże do końca, do momentu, aż trzeba im nadać tytuł i przygotować opis na wystawę. Do ostatniej chwili szukam też hasła festiwalu i staram się pozbierać w jakąś całość to, co mówią do mnie artyści, nazwać to co widzę, znaleźć wspólny mianownik.
Hasłem 7. edycji był „Dyskomfort”, 8. - „Fenomen”. „Dyskomfort” był trochę odpowiedzią artystów na pandemię. Zauważyłam wtedy, że to uczucie towarzyszyło rezydentom, ale i artystom realizującym premierowe prace. Świat był w szczególnym momencie, wszyscy czuli niepewność na każdym poziomie swojego życia i to się odbijało w pracach. „Fenomen” korespondował z ważnością wypowiedzi - szukaniem czegoś więcej, wyżej, mówienia o czymś wyjątkowym, ale też potrzebie oparcia, odwoływania się do “absolutów”.
Hasłem 9. Edycji FFWRS będzie „Żródło” czyli początek, prolog, powód. Aspekt początku inspiruje artystów, których zaprosiłam w tym roku do współpracy. Co istotne, nie chodzi o źródło zaspokajające poszukiwania, prowadzące do łatwego rozwiązania. Ale wręcz odwrotnie, „źródło” prowokuje dyskusję. To pytanie - “dlaczego właśnie tak”, “skąd”, próbując zrozumieć “po co”.
Maja Kaszkur - niezależna kuratorka, fotoedytorka, projektantka wystaw, pracuje z artystami nad ich długoterminowymi projektami. Przez 4 lata była główną kuratorką w Yours Gallery w Warszawie, przez wiele lat pracowała przy projektach fotograficznych Tomasza Gudzowatego, laureata World Press Photo, Photographer of the Year International, IPA, Black & White Spider Awards. Od 2016 roku jest główną kuratorką Festiwalu Fotograficznego w Ramach Sopotu