Konkurs im. Krzysztofa Millera 2020 - zobacz najlepsze fotoreportaże roku

Właśnie poznaliśmy wyniki konkursu im. Krzysztofa Millera „Odwaga patrzenia”. Główną nagrodę zdobywa projekt z jednej strony aktualny, a z drugiej uniwersalny, ale wszystkie finałowe cykle zachwycają. Zobaczcie prace tegorocznych zwycięzców.

Skomentuj Kopiuj link
Posłuchaj
00:00

Konkurs im. Krzysztofa Millera już od 3 lat nagradza najlepsze polskie fotoreportaże i dokumenty. W tym roku otworzył się także na twórców zza granicy, co pozwoliło widocznie poszerzyć tematykę konkursu. Zresztą laureatem nagrody głównej został właśnie obcokrajowiec, a edycja okazała się rekordową pod względem nadesłanych zgłoszeń.

- Dostaliśmy aż 370 fotoreportaży! To zupełnie rekordowa liczba - mówi przewodnicząca jury, Beata Łyżwa-Sokół. - Ogromne znaczenie miało dla nas to, że materiały zostały zrealizowane przez miejscowych autorów. Mieliśmy zatem szansę zobaczyć mocne historie, realizowane przez dłuższy czas, a nie powierzchowne serie zdjęć zrobione podczas wypadu na wakacje.

Grand Prix konkursu im. Krzysztofa Millera

Pierwszą nagrodę w konkursie jury przyznało Irańczykowi Karimowi Mottaghi’emu za projekt Block 65, który przygląda się temu jak epidemia koronawirusa wpłynęła na obrzędy pochówków, związane z religią. Pełen projekt wraz z opisem i notą biograficzną autora znajdziecie w poniższej galerii.

fot. Karim Mottaghi, Blok 65Z powodu niepodjęcia w stosownym czasie działań zapobiegawczych przez odpowiedzialne instytucje i organizacje, rozpowszechnienie koronawirusa w Iranie uległo od marca zdecydowanemu zwiększeniu. Koronawirus nieustannie pochłania kolejne ofiary we wszystkich większych prowincjach i miastach kraju. Sposób organizowania obrzędów pogrzebowych i pochówków ofiar pandemii jest w każdym rejonie inny, w zależności od istniejących tradycji i kulturowych form. W ramach kultury prowincji azerskiej, ludzie przywiązują większą wagę do sprawowania obrzędów pogrzebowych aktywnie w nich uczestnicząc. Biorąc jednak pod uwagę ryzyko szybkiego rozprzestrzenienia się koronawirusa, obrzędy pochówków odbywają się nawet wbrew przyjętym normom kulturowym, bez obecności krewnych zmarłej osoby lub zazwyczaj przy niewielkiej ich liczbie. Pogrzeb ofiar koronawirusa jest zazwyczaj skrócony i dramatyczny w swoim przebiegu. Bacznie obserwowałem poszczególne etapy kąpieli, ubierania, obrzędów pogrzebowych, brałem w nich również bezpośredni udział i rejestrowałem je fotograficznie przez 16 dni, od 7 do 21 kwietnia 2020. Kiedy z takich czy innych powodów fotografowanie nie było możliwe, rejestrowałem zapisy wideo. Na cmentarzu Vadi-Rahmat, największej nekropolii w północno-zachodnim Iranie, nie wydzielono konkretnej części przeznaczonej na pochówek ofiar koronawirusa, a rodziny mogły je ustalić we własnym zakresie. „Blok 65” jest częściej wykorzystywany od innych części cmentarza i tam pochowana jest większość zmarłych. Ponieważ większość ofiar koronawirusa pochodzi z klas niższych i średnich, „Blok 65” cmentarza staje się coraz bardziej zatłoczony i jest systematycznie powiększany. „Blok 65” jest bardziej oddalony i tańszy od innych części cmentarza i tam właśnie rozgrywa się najbardziej dramatyczna część historii koronawirusa. Wwidziałem tam scenę, w której syn jednej z ofiar przesyłał na żywo obraz wideo grobu swojego zmarłego ojca, łącząc się przy tym z innymi członkami rodziny, którzy nie mogli uczestniczyć w pogrzebie.Karim Mottaghi (1966). Pochodzi z Tabriz w Iranie. Magister fotografii, wykładowca akademicki i dokumentalista. Tłumacz książek: Beauty in Photography (Robert Adams), Kafka and Photography (Carolin Duttlinger), Tete A Tete (Henri Cartier-Bresson), Beauty in Photography (Robert Adams), Photospeak (Gilles Mora), The Visual Dictionary of Photography (David Prakel), Undertanding a Photograph (John Berger), The Minimalist Photographer (Steve Johnson), A World History of Photography (Naomi Rosenblum) i kompilator książki piktoriali fotograficznych (the Lake Urmia): BiAban fot. Karim Mottaghi, Blok 65Z powodu niepodjęcia w stosownym czasie działań zapobiegawczych przez odpowiedzialne instytucje i organizacje, rozpowszechnienie koronawirusa w Iranie uległo od marca zdecydowanemu zwiększeniu. Koronawirus nieustannie pochłania kolejne ofiary we wszystkich większych prowincjach i miastach kraju. Sposób organizowania obrzędów pogrzebowych i pochówków ofiar pandemii jest w każdym rejonie inny, w zależności od istniejących tradycji i kulturowych form. W ramach kultury prowincji azerskiej, ludzie przywiązują większą wagę do sprawowania obrzędów pogrzebowych aktywnie w nich uczestnicząc. Biorąc jednak pod uwagę ryzyko szybkiego rozprzestrzenienia się koronawirusa, obrzędy pochówków odbywają się nawet wbrew przyjętym normom kulturowym, bez obecności krewnych zmarłej osoby lub zazwyczaj przy niewielkiej ich liczbie. Pogrzeb ofiar koronawirusa jest zazwyczaj skrócony i dramatyczny w swoim przebiegu. Bacznie obserwowałem poszczególne etapy kąpieli, ubierania, obrzędów pogrzebowych, brałem w nich również bezpośredni udział i rejestrowałem je fotograficznie przez 16 dni, od 7 do 21 kwietnia 2020. Kiedy z takich czy innych powodów fotografowanie nie było możliwe, rejestrowałem zapisy wideo. Na cmentarzu Vadi-Rahmat, największej nekropolii w północno-zachodnim Iranie, nie wydzielono konkretnej części przeznaczonej na pochówek ofiar koronawirusa, a rodziny mogły je ustalić we własnym zakresie. „Blok 65” jest częściej wykorzystywany od innych części cmentarza i tam pochowana jest większość zmarłych. Ponieważ większość ofiar koronawirusa pochodzi z klas niższych i średnich, „Blok 65” cmentarza staje się coraz bardziej zatłoczony i jest systematycznie powiększany. „Blok 65” jest bardziej oddalony i tańszy od innych części cmentarza i tam właśnie rozgrywa się najbardziej dramatyczna część historii koronawirusa. Wwidziałem tam scenę, w której syn jednej z ofiar przesyłał na żywo obraz wideo grobu swojego zmarłego ojca, łącząc się przy tym z innymi członkami rodziny, którzy nie mogli uczestniczyć w pogrzebie.Karim Mottaghi (1966). Pochodzi z Tabriz w Iranie. Magister fotografii, wykładowca akademicki i dokumentalista. Tłumacz książek: Beauty in Photography (Robert Adams), Kafka and Photography (Carolin Duttlinger), Tete A Tete (Henri Cartier-Bresson), Beauty in Photography (Robert Adams), Photospeak (Gilles Mora), The Visual Dictionary of Photography (David Prakel), Undertanding a Photograph (John Berger), The Minimalist Photographer (Steve Johnson), A World History of Photography (Naomi Rosenblum) i kompilator książki piktoriali fotograficznych (the Lake Urmia): BiAban fot. Karim Mottaghi, Blok 65Z powodu niepodjęcia w stosownym czasie działań zapobiegawczych przez odpowiedzialne instytucje i organizacje, rozpowszechnienie koronawirusa w Iranie uległo od marca zdecydowanemu zwiększeniu. Koronawirus nieustannie pochłania kolejne ofiary we wszystkich większych prowincjach i miastach kraju. Sposób organizowania obrzędów pogrzebowych i pochówków ofiar pandemii jest w każdym rejonie inny, w zależności od istniejących tradycji i kulturowych form. W ramach kultury prowincji azerskiej, ludzie przywiązują większą wagę do sprawowania obrzędów pogrzebowych aktywnie w nich uczestnicząc. Biorąc jednak pod uwagę ryzyko szybkiego rozprzestrzenienia się koronawirusa, obrzędy pochówków odbywają się nawet wbrew przyjętym normom kulturowym, bez obecności krewnych zmarłej osoby lub zazwyczaj przy niewielkiej ich liczbie. Pogrzeb ofiar koronawirusa jest zazwyczaj skrócony i dramatyczny w swoim przebiegu. Bacznie obserwowałem poszczególne etapy kąpieli, ubierania, obrzędów pogrzebowych, brałem w nich również bezpośredni udział i rejestrowałem je fotograficznie przez 16 dni, od 7 do 21 kwietnia 2020. Kiedy z takich czy innych powodów fotografowanie nie było możliwe, rejestrowałem zapisy wideo. Na cmentarzu Vadi-Rahmat, największej nekropolii w północno-zachodnim Iranie, nie wydzielono konkretnej części przeznaczonej na pochówek ofiar koronawirusa, a rodziny mogły je ustalić we własnym zakresie. „Blok 65” jest częściej wykorzystywany od innych części cmentarza i tam pochowana jest większość zmarłych. Ponieważ większość ofiar koronawirusa pochodzi z klas niższych i średnich, „Blok 65” cmentarza staje się coraz bardziej zatłoczony i jest systematycznie powiększany. „Blok 65” jest bardziej oddalony i tańszy od innych części cmentarza i tam właśnie rozgrywa się najbardziej dramatyczna część historii koronawirusa. Wwidziałem tam scenę, w której syn jednej z ofiar przesyłał na żywo obraz wideo grobu swojego zmarłego ojca, łącząc się przy tym z innymi członkami rodziny, którzy nie mogli uczestniczyć w pogrzebie.Karim Mottaghi (1966). Pochodzi z Tabriz w Iranie. Magister fotografii, wykładowca akademicki i dokumentalista. Tłumacz książek: Beauty in Photography (Robert Adams), Kafka and Photography (Carolin Duttlinger), Tete A Tete (Henri Cartier-Bresson), Beauty in Photography (Robert Adams), Photospeak (Gilles Mora), The Visual Dictionary of Photography (David Prakel), Undertanding a Photograph (John Berger), The Minimalist Photographer (Steve Johnson), A World History of Photography (Naomi Rosenblum) i kompilator książki piktoriali fotograficznych (the Lake Urmia): BiAban fot. Karim Mottaghi, Blok 65Z powodu niepodjęcia w stosownym czasie działań zapobiegawczych przez odpowiedzialne instytucje i organizacje, rozpowszechnienie koronawirusa w Iranie uległo od marca zdecydowanemu zwiększeniu. Koronawirus nieustannie pochłania kolejne ofiary we wszystkich większych prowincjach i miastach kraju. Sposób organizowania obrzędów pogrzebowych i pochówków ofiar pandemii jest w każdym rejonie inny, w zależności od istniejących tradycji i kulturowych form. W ramach kultury prowincji azerskiej, ludzie przywiązują większą wagę do sprawowania obrzędów pogrzebowych aktywnie w nich uczestnicząc. Biorąc jednak pod uwagę ryzyko szybkiego rozprzestrzenienia się koronawirusa, obrzędy pochówków odbywają się nawet wbrew przyjętym normom kulturowym, bez obecności krewnych zmarłej osoby lub zazwyczaj przy niewielkiej ich liczbie. Pogrzeb ofiar koronawirusa jest zazwyczaj skrócony i dramatyczny w swoim przebiegu. Bacznie obserwowałem poszczególne etapy kąpieli, ubierania, obrzędów pogrzebowych, brałem w nich również bezpośredni udział i rejestrowałem je fotograficznie przez 16 dni, od 7 do 21 kwietnia 2020. Kiedy z takich czy innych powodów fotografowanie nie było możliwe, rejestrowałem zapisy wideo. Na cmentarzu Vadi-Rahmat, największej nekropolii w północno-zachodnim Iranie, nie wydzielono konkretnej części przeznaczonej na pochówek ofiar koronawirusa, a rodziny mogły je ustalić we własnym zakresie. „Blok 65” jest częściej wykorzystywany od innych części cmentarza i tam pochowana jest większość zmarłych. Ponieważ większość ofiar koronawirusa pochodzi z klas niższych i średnich, „Blok 65” cmentarza staje się coraz bardziej zatłoczony i jest systematycznie powiększany. „Blok 65” jest bardziej oddalony i tańszy od innych części cmentarza i tam właśnie rozgrywa się najbardziej dramatyczna część historii koronawirusa. Wwidziałem tam scenę, w której syn jednej z ofiar przesyłał na żywo obraz wideo grobu swojego zmarłego ojca, łącząc się przy tym z innymi członkami rodziny, którzy nie mogli uczestniczyć w pogrzebie.Karim Mottaghi (1966). Pochodzi z Tabriz w Iranie. Magister fotografii, wykładowca akademicki i dokumentalista. Tłumacz książek: Beauty in Photography (Robert Adams), Kafka and Photography (Carolin Duttlinger), Tete A Tete (Henri Cartier-Bresson), Beauty in Photography (Robert Adams), Photospeak (Gilles Mora), The Visual Dictionary of Photography (David Prakel), Undertanding a Photograph (John Berger), The Minimalist Photographer (Steve Johnson), A World History of Photography (Naomi Rosenblum) i kompilator książki piktoriali fotograficznych (the Lake Urmia): BiAban

 - W 2020 roku z powodu pandemii niemalże każdy z nas znalazł się w nowej, nieznanej rzeczywistości, którą do dziś trudno jest nam oswoić. Więcej rozmawialiśmy na tematy, dotąd uznawane za tabu, nie podejmowane w towarzystwie, a już na pewno pomijane w mediach społecznościowych, gdzie jak nam się wydawało wszystko zostało już opowiedziane i pokazane, a fotografia, zajęła najważniejsze miejsce. Przecież bez zdjęcia nic się nie zdarza, nie liczy się żadna informacja, a wpis nie dostanie lajków. Fotografia zaświadcza, że jesteśmy na wakacjach na końcu świata, że policja użyła pałek teleskopowych podczas protestu Strajku Kobiet, że komuś urodziło się dziecko, a kot wykonał skok roku pod sufit. Historie z życia wzięte, nie odwracamy od nich wzroku, co najwyżej ich nie zauważyliśmy, za szybko scrollując ekran telefonu. Ale fotografia zaświadcza również, a według wielu przede wszystkim, że każdy z nas umrze. I o tym już trudniej mówić, a co dopiero opowiadać na zdjęciach. - komentuje Beata Łyżwa-Sokół.

- Laureat trzeciej edycji Konkursu im. Krzysztofa Millera zrealizował materiał, który nie tylko wymagał odwagi patrzenia, ale również odwagi pokazania innym tego, co zobaczył. Jego zdjęcia, przypominające kadry z futurystycznego filmu, niestety nie są fikcją. Można ich nie oglądać kolejny raz, jednak myśli nie przestają wokół nich krążyć. Bliżej nie dało się już podejść - powiedziałby Krzysztof Miller oglądając fotografie zwycięzcy. - uzasadnia.

Nagroda Fundacji „Gazety Wyborczej”

fot. Jędrzej NowickiMasowe protesty w Białorusi wybuchły 9 sierpnia 2020 roku zaraz po tym jak białoruski reżim ogłosił wstępne wyniki wyborów prezydenckich. Według władz wygrał je z przewagą 80% głosów Aleksander Łukaszenka. Prezydent rządzi krajem od niemal 3 dekad. Wchodzące w dorosłość nowe pokolenie mocno osadzone w świecie internetu, kryzys gospodarczy i polityczny, postępująca erozja autorytarnego systemu doprowadziły do największych w historii protestów białoruskiego społeczeństwa. W nocy 9 i 10 sierpnia tłumy Białorusinów i Białorusinek wyszły na ulice w całym kraju. Reżim zareagował falą przemocy i represji.Jędrzej Nowicki -  Fotoreporter, dokumentalista. Przez ostatnie 7 lat współpracował głównie z Gazetą Wyborczą, dla której obsługiwał wszystkie najważniejsze wydarzenia w Polsce i wiele ważnych tematów międzynarodowych. W swojej pracy skupia się na problemach wykluczenia społecznego, praw człowieka, solidarności i niesprawiedliwości. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie. Pracował w Polsce, Białorusi, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Serbii, Izraelu, Tanzanii, Palestynie czy Iraku. fot. Jędrzej NowickiMasowe protesty w Białorusi wybuchły 9 sierpnia 2020 roku zaraz po tym jak białoruski reżim ogłosił wstępne wyniki wyborów prezydenckich. Według władz wygrał je z przewagą 80% głosów Aleksander Łukaszenka. Prezydent rządzi krajem od niemal 3 dekad. Wchodzące w dorosłość nowe pokolenie mocno osadzone w świecie internetu, kryzys gospodarczy i polityczny, postępująca erozja autorytarnego systemu doprowadziły do największych w historii protestów białoruskiego społeczeństwa. W nocy 9 i 10 sierpnia tłumy Białorusinów i Białorusinek wyszły na ulice w całym kraju. Reżim zareagował falą przemocy i represji.Jędrzej Nowicki -  Fotoreporter, dokumentalista. Przez ostatnie 7 lat współpracował głównie z Gazetą Wyborczą, dla której obsługiwał wszystkie najważniejsze wydarzenia w Polsce i wiele ważnych tematów międzynarodowych. W swojej pracy skupia się na problemach wykluczenia społecznego, praw człowieka, solidarności i niesprawiedliwości. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie. Pracował w Polsce, Białorusi, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Serbii, Izraelu, Tanzanii, Palestynie czy Iraku. fot. Jędrzej NowickiMasowe protesty w Białorusi wybuchły 9 sierpnia 2020 roku zaraz po tym jak białoruski reżim ogłosił wstępne wyniki wyborów prezydenckich. Według władz wygrał je z przewagą 80% głosów Aleksander Łukaszenka. Prezydent rządzi krajem od niemal 3 dekad. Wchodzące w dorosłość nowe pokolenie mocno osadzone w świecie internetu, kryzys gospodarczy i polityczny, postępująca erozja autorytarnego systemu doprowadziły do największych w historii protestów białoruskiego społeczeństwa. W nocy 9 i 10 sierpnia tłumy Białorusinów i Białorusinek wyszły na ulice w całym kraju. Reżim zareagował falą przemocy i represji.Jędrzej Nowicki -  Fotoreporter, dokumentalista. Przez ostatnie 7 lat współpracował głównie z Gazetą Wyborczą, dla której obsługiwał wszystkie najważniejsze wydarzenia w Polsce i wiele ważnych tematów międzynarodowych. W swojej pracy skupia się na problemach wykluczenia społecznego, praw człowieka, solidarności i niesprawiedliwości. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie. Pracował w Polsce, Białorusi, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Serbii, Izraelu, Tanzanii, Palestynie czy Iraku. fot. Jędrzej NowickiMasowe protesty w Białorusi wybuchły 9 sierpnia 2020 roku zaraz po tym jak białoruski reżim ogłosił wstępne wyniki wyborów prezydenckich. Według władz wygrał je z przewagą 80% głosów Aleksander Łukaszenka. Prezydent rządzi krajem od niemal 3 dekad. Wchodzące w dorosłość nowe pokolenie mocno osadzone w świecie internetu, kryzys gospodarczy i polityczny, postępująca erozja autorytarnego systemu doprowadziły do największych w historii protestów białoruskiego społeczeństwa. W nocy 9 i 10 sierpnia tłumy Białorusinów i Białorusinek wyszły na ulice w całym kraju. Reżim zareagował falą przemocy i represji.Jędrzej Nowicki -  Fotoreporter, dokumentalista. Przez ostatnie 7 lat współpracował głównie z Gazetą Wyborczą, dla której obsługiwał wszystkie najważniejsze wydarzenia w Polsce i wiele ważnych tematów międzynarodowych. W swojej pracy skupia się na problemach wykluczenia społecznego, praw człowieka, solidarności i niesprawiedliwości. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie. Pracował w Polsce, Białorusi, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Serbii, Izraelu, Tanzanii, Palestynie czy Iraku.
 

Oprócz nagrody głównej, osobną nagrodę, w kategorii „Wolność, solidarność, tolerancja” przyznała także Fundacja „Gazety Wyborczej”. Jej laureatem został Jędrzej Nowicki z projektem dokumentującym protesty na Białorusi.

Reportaże finalistów

W galerii zwycięzców znalazł się także 6 cykli fotograficznych tegorocznych finalistów. Podobnie jak w przypadku zwycięzców, pełne projekty wraz z opisami znajdziecie w osobnych galeriach.

Alexey Malgavko

fot. Alexey Malgavko Uminur Kuczukowa (61) mogła pójść lata temu na emeryturę, jednak wciąż uczy w niegdyś tętniącej życiem szkole w powoli wymierającej rosyjskiej wsi. Jej jedynym uczniem jest obecnie 9-letni chłopiec. Kiedy wyjedzie w przyszłym roku, szkoła zostanie zamknięta. Podobnie jak tysiące innych wsi rozsianych po całej Rosji, odległa syberyjska wioska wyludniła się po zamknięciu lokalnego kołchozu, co było efektem załamania się radzieckiego systemu gospodarki planowej. Zaczęło brakować pracy. Ludzie uciekali z wioski całymi grupami. W swoim świetlanym okresie, jaki przypadał na lata 70., szkoła podstawowa w Sibiliakowie  miała cztery klasy i po ok. 18 uczniów w każdej z nich. We wsi żyło wówczas 550 mieszkańców. Kuczukowa przepracowała w szkole 42 lata. Dzisiaj, w sąsiedztwie jej domu stoją ze wszystkich stron opuszczone domy. Liczba ludności skurczyła się do 39 osób, a jedynym uczniem w szkole jest  Rawił Iżmuhametow. Kuczukowa kupiła dom w mieście Tara położonym od wioski o jakieś 50 kilometrów (30 mil). Pod koniec roku szkolnego, kiedy tylko uzna, że Iżmuhametow jest wystarczająco duży, by jeżdzić na lekcje do sąsiedniej wioski, chce się przenieść z mężem do domu w Tarze, by tam spędzić emeryturę. Do najbliższej szkoły trzeba będzie się wtedy dostać podróżując pół godziny łodzią po wzburzonych wodach rzeki Irtysz, a potem jeszcze dwadzieścia minut szkolnym autobusem. Rodzice  Iżmuhametowa są rolnikami i mają swoje zwierzęta gospodarskie, ale nie chcą, by ich syn po dorośnięciu został na wsi. „Nasze najstarsze dzieci mieszkają w mieście, i jest nam z tym dobrze”, mówi  Dinar Iżmuhametowa (48). „Teraz szkoła będzie stała pusta i nikomu niepotrzebna, jak we wszystkich wioskach naokoło, podczas gdy ludzie w mieście nie mogą znaleźć miejsca w przedszkolu dla swoich dzieci i od momentu ich urodzin są w kolejce do miejsca”. Nawet kiedy ona sama przeprowadzi się wreszcie do Tary, nie zostawi swojej przeszłości za sobą. „Tu są pochowani moi rodzice, tu jest cząstka mojego życia. Tu będziemy spędzali każdy dzień pamięci o przodkach, tak jak inni, którzy przyjeżdżają wspominać tych, którzy odeszli... Będziemy przyjeżdżali po to, by zajmować się ich grobami”. fot. Alexey Malgavko Uminur Kuczukowa (61) mogła pójść lata temu na emeryturę, jednak wciąż uczy w niegdyś tętniącej życiem szkole w powoli wymierającej rosyjskiej wsi. Jej jedynym uczniem jest obecnie 9-letni chłopiec. Kiedy wyjedzie w przyszłym roku, szkoła zostanie zamknięta. Podobnie jak tysiące innych wsi rozsianych po całej Rosji, odległa syberyjska wioska wyludniła się po zamknięciu lokalnego kołchozu, co było efektem załamania się radzieckiego systemu gospodarki planowej. Zaczęło brakować pracy. Ludzie uciekali z wioski całymi grupami. W swoim świetlanym okresie, jaki przypadał na lata 70., szkoła podstawowa w Sibiliakowie  miała cztery klasy i po ok. 18 uczniów w każdej z nich. We wsi żyło wówczas 550 mieszkańców. Kuczukowa przepracowała w szkole 42 lata. Dzisiaj, w sąsiedztwie jej domu stoją ze wszystkich stron opuszczone domy. Liczba ludności skurczyła się do 39 osób, a jedynym uczniem w szkole jest  Rawił Iżmuhametow. Kuczukowa kupiła dom w mieście Tara położonym od wioski o jakieś 50 kilometrów (30 mil). Pod koniec roku szkolnego, kiedy tylko uzna, że Iżmuhametow jest wystarczająco duży, by jeżdzić na lekcje do sąsiedniej wioski, chce się przenieść z mężem do domu w Tarze, by tam spędzić emeryturę. Do najbliższej szkoły trzeba będzie się wtedy dostać podróżując pół godziny łodzią po wzburzonych wodach rzeki Irtysz, a potem jeszcze dwadzieścia minut szkolnym autobusem. Rodzice  Iżmuhametowa są rolnikami i mają swoje zwierzęta gospodarskie, ale nie chcą, by ich syn po dorośnięciu został na wsi. „Nasze najstarsze dzieci mieszkają w mieście, i jest nam z tym dobrze”, mówi  Dinar Iżmuhametowa (48). „Teraz szkoła będzie stała pusta i nikomu niepotrzebna, jak we wszystkich wioskach naokoło, podczas gdy ludzie w mieście nie mogą znaleźć miejsca w przedszkolu dla swoich dzieci i od momentu ich urodzin są w kolejce do miejsca”. Nawet kiedy ona sama przeprowadzi się wreszcie do Tary, nie zostawi swojej przeszłości za sobą. „Tu są pochowani moi rodzice, tu jest cząstka mojego życia. Tu będziemy spędzali każdy dzień pamięci o przodkach, tak jak inni, którzy przyjeżdżają wspominać tych, którzy odeszli... Będziemy przyjeżdżali po to, by zajmować się ich grobami”. fot. Alexey Malgavko Uminur Kuczukowa (61) mogła pójść lata temu na emeryturę, jednak wciąż uczy w niegdyś tętniącej życiem szkole w powoli wymierającej rosyjskiej wsi. Jej jedynym uczniem jest obecnie 9-letni chłopiec. Kiedy wyjedzie w przyszłym roku, szkoła zostanie zamknięta. Podobnie jak tysiące innych wsi rozsianych po całej Rosji, odległa syberyjska wioska wyludniła się po zamknięciu lokalnego kołchozu, co było efektem załamania się radzieckiego systemu gospodarki planowej. Zaczęło brakować pracy. Ludzie uciekali z wioski całymi grupami. W swoim świetlanym okresie, jaki przypadał na lata 70., szkoła podstawowa w Sibiliakowie  miała cztery klasy i po ok. 18 uczniów w każdej z nich. We wsi żyło wówczas 550 mieszkańców. Kuczukowa przepracowała w szkole 42 lata. Dzisiaj, w sąsiedztwie jej domu stoją ze wszystkich stron opuszczone domy. Liczba ludności skurczyła się do 39 osób, a jedynym uczniem w szkole jest  Rawił Iżmuhametow. Kuczukowa kupiła dom w mieście Tara położonym od wioski o jakieś 50 kilometrów (30 mil). Pod koniec roku szkolnego, kiedy tylko uzna, że Iżmuhametow jest wystarczająco duży, by jeżdzić na lekcje do sąsiedniej wioski, chce się przenieść z mężem do domu w Tarze, by tam spędzić emeryturę. Do najbliższej szkoły trzeba będzie się wtedy dostać podróżując pół godziny łodzią po wzburzonych wodach rzeki Irtysz, a potem jeszcze dwadzieścia minut szkolnym autobusem. Rodzice  Iżmuhametowa są rolnikami i mają swoje zwierzęta gospodarskie, ale nie chcą, by ich syn po dorośnięciu został na wsi. „Nasze najstarsze dzieci mieszkają w mieście, i jest nam z tym dobrze”, mówi  Dinar Iżmuhametowa (48). „Teraz szkoła będzie stała pusta i nikomu niepotrzebna, jak we wszystkich wioskach naokoło, podczas gdy ludzie w mieście nie mogą znaleźć miejsca w przedszkolu dla swoich dzieci i od momentu ich urodzin są w kolejce do miejsca”. Nawet kiedy ona sama przeprowadzi się wreszcie do Tary, nie zostawi swojej przeszłości za sobą. „Tu są pochowani moi rodzice, tu jest cząstka mojego życia. Tu będziemy spędzali każdy dzień pamięci o przodkach, tak jak inni, którzy przyjeżdżają wspominać tych, którzy odeszli... Będziemy przyjeżdżali po to, by zajmować się ich grobami”. fot. Alexey Malgavko Uminur Kuczukowa (61) mogła pójść lata temu na emeryturę, jednak wciąż uczy w niegdyś tętniącej życiem szkole w powoli wymierającej rosyjskiej wsi. Jej jedynym uczniem jest obecnie 9-letni chłopiec. Kiedy wyjedzie w przyszłym roku, szkoła zostanie zamknięta. Podobnie jak tysiące innych wsi rozsianych po całej Rosji, odległa syberyjska wioska wyludniła się po zamknięciu lokalnego kołchozu, co było efektem załamania się radzieckiego systemu gospodarki planowej. Zaczęło brakować pracy. Ludzie uciekali z wioski całymi grupami. W swoim świetlanym okresie, jaki przypadał na lata 70., szkoła podstawowa w Sibiliakowie  miała cztery klasy i po ok. 18 uczniów w każdej z nich. We wsi żyło wówczas 550 mieszkańców. Kuczukowa przepracowała w szkole 42 lata. Dzisiaj, w sąsiedztwie jej domu stoją ze wszystkich stron opuszczone domy. Liczba ludności skurczyła się do 39 osób, a jedynym uczniem w szkole jest  Rawił Iżmuhametow. Kuczukowa kupiła dom w mieście Tara położonym od wioski o jakieś 50 kilometrów (30 mil). Pod koniec roku szkolnego, kiedy tylko uzna, że Iżmuhametow jest wystarczająco duży, by jeżdzić na lekcje do sąsiedniej wioski, chce się przenieść z mężem do domu w Tarze, by tam spędzić emeryturę. Do najbliższej szkoły trzeba będzie się wtedy dostać podróżując pół godziny łodzią po wzburzonych wodach rzeki Irtysz, a potem jeszcze dwadzieścia minut szkolnym autobusem. Rodzice  Iżmuhametowa są rolnikami i mają swoje zwierzęta gospodarskie, ale nie chcą, by ich syn po dorośnięciu został na wsi. „Nasze najstarsze dzieci mieszkają w mieście, i jest nam z tym dobrze”, mówi  Dinar Iżmuhametowa (48). „Teraz szkoła będzie stała pusta i nikomu niepotrzebna, jak we wszystkich wioskach naokoło, podczas gdy ludzie w mieście nie mogą znaleźć miejsca w przedszkolu dla swoich dzieci i od momentu ich urodzin są w kolejce do miejsca”. Nawet kiedy ona sama przeprowadzi się wreszcie do Tary, nie zostawi swojej przeszłości za sobą. „Tu są pochowani moi rodzice, tu jest cząstka mojego życia. Tu będziemy spędzali każdy dzień pamięci o przodkach, tak jak inni, którzy przyjeżdżają wspominać tych, którzy odeszli... Będziemy przyjeżdżali po to, by zajmować się ich grobami”.

Anna Maria Hartman-Ksycińska

fot. Anna Maria Hartman-Ksycińska, z serii To jest rzecz wtórna „A potem jest taki moment, taki przerażający, przełomowy moment, który tak naprawdę nie jest momentem, tylko procesem, kiedy uświadamiasz sobie, że twoja przepustka niewinności zaczyna wygasać. I teraz to świat patrzy na ciebie. (…) Musisz się stworzyć od początku.” – napisała Julia, 19 lat. „To jest rzecz wtórna” to projekt dokumentalny o młodych ludziach z Rzeszowa realizowany od wiosny 2019 roku. Przyglądam się grupie przyjaciół u progu dorosłości. Spędzają czas ze sobą, rozmawiają, inspirują się wzajemnie, eksperymentują na różnych polach. Czasem, korzystając z przywileju młodości, bawią się wesoło. Często jednak demonstracyjna brawura przykrywa smutek, niepewność, poczucie braku oparcia. Rekompensują to tworząc silne więzy wewnątrz grupy, w której mają możliwość czułego, pozbawionego erotycznego podtekstu przytulenia się, ale także przymiarki do pierwszych związków partnerskich, niekoniecznie heteroseksualnych. Tożsamość jest procesem ciągłego stawania się, nie drogą do celu. Sposób ubierania się, poglądy, orientacja seksualna podlegają ewolucji, ale na każdym etapie tej drogi potrzebne jest bezpieczeństwo i poczucie akceptacji; wsparcie grupy zastępuje brak zrozumienia w szkole, czy rodzinie. Poznałam ich kilkanaście miesięcy temu. Grupę kolorowo ubranej młodzieży z ostatnich klas liceum. Stopniowo zaufali mi i pozwolili się fotografować. Nie było to oczywiste. W mieście w południowo-wschodniej Polsce prowokujące stroje, kolorowe włosy, biżuteria u obojga płci, próby zdefiniowania preferencji seksualnych stanowią wyraźne przekroczenie akceptowalnych standardów socjalnych, zarówno z punktu widzenia szkoły, jak i rodziców. Ile wolności zostawiamy młodym ludziom? Czy ułatwiamy im wejście w dorosłość? Czym są stereotypy i jak zgubny mogą mieć wpływ na nastolatków? Czy tożsamość musi być przedmiotem debaty politycznej? Zadaję sobie to pytanie codziennie. Julia – to moja córka.Anna Hartman Ksycińska, doktor nauk medycznych, specjalista pediatrii i anestezjolog, od kilku lat na równi z medycyną pasjonuje ją fotografia. Aktualnie mieszka w Rzeszowie. Interesuje ją fotoreportaż i dokument, przede wszystkim dotyczący szeroko pojętych praw człowieka, jego miejsca w społeczeństwie i związku człowieka z naturą.
Absolwentka programu mentorskiego Sputnik Photos 2019/2020. Aktualnie pracuje nad pierwszą książka fotograficzną „To jest rzecz wtórna”. fot. Anna Maria Hartman-Ksycińska, z serii To jest rzecz wtórna „A potem jest taki moment, taki przerażający, przełomowy moment, który tak naprawdę nie jest momentem, tylko procesem, kiedy uświadamiasz sobie, że twoja przepustka niewinności zaczyna wygasać. I teraz to świat patrzy na ciebie. (…) Musisz się stworzyć od początku.” – napisała Julia, 19 lat. „To jest rzecz wtórna” to projekt dokumentalny o młodych ludziach z Rzeszowa realizowany od wiosny 2019 roku. Przyglądam się grupie przyjaciół u progu dorosłości. Spędzają czas ze sobą, rozmawiają, inspirują się wzajemnie, eksperymentują na różnych polach. Czasem, korzystając z przywileju młodości, bawią się wesoło. Często jednak demonstracyjna brawura przykrywa smutek, niepewność, poczucie braku oparcia. Rekompensują to tworząc silne więzy wewnątrz grupy, w której mają możliwość czułego, pozbawionego erotycznego podtekstu przytulenia się, ale także przymiarki do pierwszych związków partnerskich, niekoniecznie heteroseksualnych. Tożsamość jest procesem ciągłego stawania się, nie drogą do celu. Sposób ubierania się, poglądy, orientacja seksualna podlegają ewolucji, ale na każdym etapie tej drogi potrzebne jest bezpieczeństwo i poczucie akceptacji; wsparcie grupy zastępuje brak zrozumienia w szkole, czy rodzinie. Poznałam ich kilkanaście miesięcy temu. Grupę kolorowo ubranej młodzieży z ostatnich klas liceum. Stopniowo zaufali mi i pozwolili się fotografować. Nie było to oczywiste. W mieście w południowo-wschodniej Polsce prowokujące stroje, kolorowe włosy, biżuteria u obojga płci, próby zdefiniowania preferencji seksualnych stanowią wyraźne przekroczenie akceptowalnych standardów socjalnych, zarówno z punktu widzenia szkoły, jak i rodziców. Ile wolności zostawiamy młodym ludziom? Czy ułatwiamy im wejście w dorosłość? Czym są stereotypy i jak zgubny mogą mieć wpływ na nastolatków? Czy tożsamość musi być przedmiotem debaty politycznej? Zadaję sobie to pytanie codziennie. Julia – to moja córka.Anna Hartman Ksycińska, doktor nauk medycznych, specjalista pediatrii i anestezjolog, od kilku lat na równi z medycyną pasjonuje ją fotografia. Aktualnie mieszka w Rzeszowie. Interesuje ją fotoreportaż i dokument, przede wszystkim dotyczący szeroko pojętych praw człowieka, jego miejsca w społeczeństwie i związku człowieka z naturą.
Absolwentka programu mentorskiego Sputnik Photos 2019/2020. Aktualnie pracuje nad pierwszą książka fotograficzną „To jest rzecz wtórna”. fot. Anna Maria Hartman-Ksycińska, z serii To jest rzecz wtórna „A potem jest taki moment, taki przerażający, przełomowy moment, który tak naprawdę nie jest momentem, tylko procesem, kiedy uświadamiasz sobie, że twoja przepustka niewinności zaczyna wygasać. I teraz to świat patrzy na ciebie. (…) Musisz się stworzyć od początku.” – napisała Julia, 19 lat. „To jest rzecz wtórna” to projekt dokumentalny o młodych ludziach z Rzeszowa realizowany od wiosny 2019 roku. Przyglądam się grupie przyjaciół u progu dorosłości. Spędzają czas ze sobą, rozmawiają, inspirują się wzajemnie, eksperymentują na różnych polach. Czasem, korzystając z przywileju młodości, bawią się wesoło. Często jednak demonstracyjna brawura przykrywa smutek, niepewność, poczucie braku oparcia. Rekompensują to tworząc silne więzy wewnątrz grupy, w której mają możliwość czułego, pozbawionego erotycznego podtekstu przytulenia się, ale także przymiarki do pierwszych związków partnerskich, niekoniecznie heteroseksualnych. Tożsamość jest procesem ciągłego stawania się, nie drogą do celu. Sposób ubierania się, poglądy, orientacja seksualna podlegają ewolucji, ale na każdym etapie tej drogi potrzebne jest bezpieczeństwo i poczucie akceptacji; wsparcie grupy zastępuje brak zrozumienia w szkole, czy rodzinie. Poznałam ich kilkanaście miesięcy temu. Grupę kolorowo ubranej młodzieży z ostatnich klas liceum. Stopniowo zaufali mi i pozwolili się fotografować. Nie było to oczywiste. W mieście w południowo-wschodniej Polsce prowokujące stroje, kolorowe włosy, biżuteria u obojga płci, próby zdefiniowania preferencji seksualnych stanowią wyraźne przekroczenie akceptowalnych standardów socjalnych, zarówno z punktu widzenia szkoły, jak i rodziców. Ile wolności zostawiamy młodym ludziom? Czy ułatwiamy im wejście w dorosłość? Czym są stereotypy i jak zgubny mogą mieć wpływ na nastolatków? Czy tożsamość musi być przedmiotem debaty politycznej? Zadaję sobie to pytanie codziennie. Julia – to moja córka.Anna Hartman Ksycińska, doktor nauk medycznych, specjalista pediatrii i anestezjolog, od kilku lat na równi z medycyną pasjonuje ją fotografia. Aktualnie mieszka w Rzeszowie. Interesuje ją fotoreportaż i dokument, przede wszystkim dotyczący szeroko pojętych praw człowieka, jego miejsca w społeczeństwie i związku człowieka z naturą.
Absolwentka programu mentorskiego Sputnik Photos 2019/2020. Aktualnie pracuje nad pierwszą książka fotograficzną „To jest rzecz wtórna”. fot. Anna Maria Hartman-Ksycińska, z serii To jest rzecz wtórna „A potem jest taki moment, taki przerażający, przełomowy moment, który tak naprawdę nie jest momentem, tylko procesem, kiedy uświadamiasz sobie, że twoja przepustka niewinności zaczyna wygasać. I teraz to świat patrzy na ciebie. (…) Musisz się stworzyć od początku.” – napisała Julia, 19 lat. „To jest rzecz wtórna” to projekt dokumentalny o młodych ludziach z Rzeszowa realizowany od wiosny 2019 roku. Przyglądam się grupie przyjaciół u progu dorosłości. Spędzają czas ze sobą, rozmawiają, inspirują się wzajemnie, eksperymentują na różnych polach. Czasem, korzystając z przywileju młodości, bawią się wesoło. Często jednak demonstracyjna brawura przykrywa smutek, niepewność, poczucie braku oparcia. Rekompensują to tworząc silne więzy wewnątrz grupy, w której mają możliwość czułego, pozbawionego erotycznego podtekstu przytulenia się, ale także przymiarki do pierwszych związków partnerskich, niekoniecznie heteroseksualnych. Tożsamość jest procesem ciągłego stawania się, nie drogą do celu. Sposób ubierania się, poglądy, orientacja seksualna podlegają ewolucji, ale na każdym etapie tej drogi potrzebne jest bezpieczeństwo i poczucie akceptacji; wsparcie grupy zastępuje brak zrozumienia w szkole, czy rodzinie. Poznałam ich kilkanaście miesięcy temu. Grupę kolorowo ubranej młodzieży z ostatnich klas liceum. Stopniowo zaufali mi i pozwolili się fotografować. Nie było to oczywiste. W mieście w południowo-wschodniej Polsce prowokujące stroje, kolorowe włosy, biżuteria u obojga płci, próby zdefiniowania preferencji seksualnych stanowią wyraźne przekroczenie akceptowalnych standardów socjalnych, zarówno z punktu widzenia szkoły, jak i rodziców. Ile wolności zostawiamy młodym ludziom? Czy ułatwiamy im wejście w dorosłość? Czym są stereotypy i jak zgubny mogą mieć wpływ na nastolatków? Czy tożsamość musi być przedmiotem debaty politycznej? Zadaję sobie to pytanie codziennie. Julia – to moja córka.Anna Hartman Ksycińska, doktor nauk medycznych, specjalista pediatrii i anestezjolog, od kilku lat na równi z medycyną pasjonuje ją fotografia. Aktualnie mieszka w Rzeszowie. Interesuje ją fotoreportaż i dokument, przede wszystkim dotyczący szeroko pojętych praw człowieka, jego miejsca w społeczeństwie i związku człowieka z naturą.
Absolwentka programu mentorskiego Sputnik Photos 2019/2020. Aktualnie pracuje nad pierwszą książka fotograficzną „To jest rzecz wtórna”.

Bernard Kwapiński

fot. Bernard Kwapiński, Happyland, Manila, FilipinyW 1995 roku władze Manili zamknęły przepełnione wysypisko śmieci, a pracujących tam ludzi przeniesiono na kawałek ziemi, który był składowiskiem odpadów żywności. Choć pozwolono zostać im jedynie na chwilę, nie opuścili tego miejsca i stworzyli jeden z największych slumsów, dający dzisiaj schronienie ponad 30. tysiącom mieszkańców. HAPPYLAND – ta oficjalna nazwa, powstała ze spontanicznie wymienionych liter w nazwie HAPILAN pochodzącej z lokalnego dialektu Visaian, a która w oryginale określała to miejsce jako ziemię cuchnącą. Historia jest zapisem zjawisk, które uznałem za najbardziej przejmujące, szczególnie tych, związanych z żyjącymi w tym nieszczęściu dziećmi.Bernard Kwapiński – fotograf z wykształcenia i zamiłowania. Absolwent Wydziału Fotografii Uniwersytetu w Dortmundzie (Visual Communication / Photography). Członek Press Club Polska oraz założyciel Fundacji Instytut Fotografii Fort, którą powołał w roku 2016 celem wspierania fotografii polskiej. Założyciel galerii fotograficznej działającej przy IFF, a także jedynej w Polsce, unikatowej czytelni fotograficznej na rzecz, której przekazał jedną z największych w kraju kolekcji książek fotograficznych. Publikował swoje prace w prasie zagranicznej i polskiej ( m.in. w National Geographic Polska) i prezentował swoje zdjęcia na portalach internetowych ( m.in. Lens Culture). Od trzech lat pracuje nad kilkoma długoterminowymi projektami, których celem będą publikacje książkowe. fot. Bernard Kwapiński, Happyland, Manila, FilipinyW 1995 roku władze Manili zamknęły przepełnione wysypisko śmieci, a pracujących tam ludzi przeniesiono na kawałek ziemi, który był składowiskiem odpadów żywności. Choć pozwolono zostać im jedynie na chwilę, nie opuścili tego miejsca i stworzyli jeden z największych slumsów, dający dzisiaj schronienie ponad 30. tysiącom mieszkańców. HAPPYLAND – ta oficjalna nazwa, powstała ze spontanicznie wymienionych liter w nazwie HAPILAN pochodzącej z lokalnego dialektu Visaian, a która w oryginale określała to miejsce jako ziemię cuchnącą. Historia jest zapisem zjawisk, które uznałem za najbardziej przejmujące, szczególnie tych, związanych z żyjącymi w tym nieszczęściu dziećmi.Bernard Kwapiński – fotograf z wykształcenia i zamiłowania. Absolwent Wydziału Fotografii Uniwersytetu w Dortmundzie (Visual Communication / Photography). Członek Press Club Polska oraz założyciel Fundacji Instytut Fotografii Fort, którą powołał w roku 2016 celem wspierania fotografii polskiej. Założyciel galerii fotograficznej działającej przy IFF, a także jedynej w Polsce, unikatowej czytelni fotograficznej na rzecz, której przekazał jedną z największych w kraju kolekcji książek fotograficznych. Publikował swoje prace w prasie zagranicznej i polskiej ( m.in. w National Geographic Polska) i prezentował swoje zdjęcia na portalach internetowych ( m.in. Lens Culture). Od trzech lat pracuje nad kilkoma długoterminowymi projektami, których celem będą publikacje książkowe. fot. Bernard Kwapiński, Happyland, Manila, FilipinyW 1995 roku władze Manili zamknęły przepełnione wysypisko śmieci, a pracujących tam ludzi przeniesiono na kawałek ziemi, który był składowiskiem odpadów żywności. Choć pozwolono zostać im jedynie na chwilę, nie opuścili tego miejsca i stworzyli jeden z największych slumsów, dający dzisiaj schronienie ponad 30. tysiącom mieszkańców. HAPPYLAND – ta oficjalna nazwa, powstała ze spontanicznie wymienionych liter w nazwie HAPILAN pochodzącej z lokalnego dialektu Visaian, a która w oryginale określała to miejsce jako ziemię cuchnącą. Historia jest zapisem zjawisk, które uznałem za najbardziej przejmujące, szczególnie tych, związanych z żyjącymi w tym nieszczęściu dziećmi.Bernard Kwapiński – fotograf z wykształcenia i zamiłowania. Absolwent Wydziału Fotografii Uniwersytetu w Dortmundzie (Visual Communication / Photography). Członek Press Club Polska oraz założyciel Fundacji Instytut Fotografii Fort, którą powołał w roku 2016 celem wspierania fotografii polskiej. Założyciel galerii fotograficznej działającej przy IFF, a także jedynej w Polsce, unikatowej czytelni fotograficznej na rzecz, której przekazał jedną z największych w kraju kolekcji książek fotograficznych. Publikował swoje prace w prasie zagranicznej i polskiej ( m.in. w National Geographic Polska) i prezentował swoje zdjęcia na portalach internetowych ( m.in. Lens Culture). Od trzech lat pracuje nad kilkoma długoterminowymi projektami, których celem będą publikacje książkowe. fot. Bernard Kwapiński, Happyland, Manila, FilipinyW 1995 roku władze Manili zamknęły przepełnione wysypisko śmieci, a pracujących tam ludzi przeniesiono na kawałek ziemi, który był składowiskiem odpadów żywności. Choć pozwolono zostać im jedynie na chwilę, nie opuścili tego miejsca i stworzyli jeden z największych slumsów, dający dzisiaj schronienie ponad 30. tysiącom mieszkańców. HAPPYLAND – ta oficjalna nazwa, powstała ze spontanicznie wymienionych liter w nazwie HAPILAN pochodzącej z lokalnego dialektu Visaian, a która w oryginale określała to miejsce jako ziemię cuchnącą. Historia jest zapisem zjawisk, które uznałem za najbardziej przejmujące, szczególnie tych, związanych z żyjącymi w tym nieszczęściu dziećmi.Bernard Kwapiński – fotograf z wykształcenia i zamiłowania. Absolwent Wydziału Fotografii Uniwersytetu w Dortmundzie (Visual Communication / Photography). Członek Press Club Polska oraz założyciel Fundacji Instytut Fotografii Fort, którą powołał w roku 2016 celem wspierania fotografii polskiej. Założyciel galerii fotograficznej działającej przy IFF, a także jedynej w Polsce, unikatowej czytelni fotograficznej na rzecz, której przekazał jedną z największych w kraju kolekcji książek fotograficznych. Publikował swoje prace w prasie zagranicznej i polskiej ( m.in. w National Geographic Polska) i prezentował swoje zdjęcia na portalach internetowych ( m.in. Lens Culture). Od trzech lat pracuje nad kilkoma długoterminowymi projektami, których celem będą publikacje książkowe.

Chris Mozyro

fot. Chris Mozyro, Black Lives MatterBlack Lives Matter to międzynarodowy ruch na rzecz praw człowieka, wywodzący się ze społeczności afroamerykańskiej, który prowadzi kampanie przeciwko przemocy i systemowemu rasizmowi wobec Czarnych. BLM regularnie organizuje protesty przeciwko brutalności policji i zabójstwom Czarnych przez policję, a także szerszym kwestiom, takim jak profilowanie rasowe i nierówność rasowa w systemie sądownictwa karnego Stanów Zjednoczonych. Ruch powrócił na pierwsze strony gazet i zyskał dalsze międzynarodowe zainteresowanie podczas globalnych protestów po śmierci George'a Floyda w 2020 roku w Minneapolis w Minnesocie. Floyd zmarł po aresztowaniu za rzekome wykorzystywanie fałszywych pieniędzy do kupowania papierosów. Biały policjant klęczał na jego szyi przez osiem minut i 46 sekund, co doprowadziło do jego śmierci. Wydarzenia związane z aresztowaniem, śmiercią i działaniami funkcjonariuszy doprowadziły do międzynarodowych protestów Black Lives Matter, wezwań do reformy policji i ustawodawstwa dotyczącego nierówności rasowych. Protesty wybuchły i trwają od tego czasu w wielu miastach USA, Australii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zdjęcia te wykonano 6 czerwca 2020 roku podczas londyńskiego protestu. Znalazłem się w centrum protestów, doświadczając całej gamy ludzkich emocji i obserwując niecodzienne zachowanie. Fakt, że protest miał miejsce podczas pandemii Covid-19, sprawia, że wydarzenie to jest jeszcze bardziej znaczące. Około godziny 23:00, po wielu godzinach stania w wściekłym tłumie, zabrano mnie na policyjne śledztwo. Oficer przesłuchał mnie i sprawdził dowód. W końcu udało mi się wyjechać, ale odradzono mi powrót do centrum miasta w ciągu 24 godzin, ponieważ groziłoby to aresztowaniem.Chris Mozyro - Chociaż obecnie mieszka w Londynie, urodził się i wychował na Litwie. Po ukończeniu polskiej szkoły podstawowej, ukończył z dyplomem Zawodowe Centrum Technologii i Biznesu w Wilnie. Praktykowanie kickboxingu we wczesnych latach pomogło mu rozwinąć dyscyplinę i odporność. Obie te cechy przydają mu się obecnie w karierze fotografa.Szybko odkrył, że fotografia jest fantastycznym sposobem na uchwycenie szerokiej gamy ludzkich emocji, i że ten temat wydaje mu się niezwykle pociągający. Wiedząc, że jego były nauczyciel jest zapalonym fotografem z dużym doświadczeniem, poprosił go o mentoring. W styczniu 2019 roku Chris wziął udział w swoich pierwszych warsztatach fotograficznych zorganizowanych przez Mariusza Śmiejeka, założyciela All Media Academy w Londynie. Wkrótce potem, uczestniczył w trzech kolejnych przedsięwzięciach tego typu, w tym w warsztatach wyjazdowych na Sycylii. Niedługo potem miał szczęście zostać zaproszony do Warszawy przez Szeroki Kadr na przegląd portfolio fotograficznego.Jego twórczość została dostrzeżona przez Szeroki Kadr i opublikowana w EYEphoto Magazine. W tym roku znalazł się także w półfinale konkursu URBAN 2020 Photo Awards. fot. Chris Mozyro, Black Lives MatterBlack Lives Matter to międzynarodowy ruch na rzecz praw człowieka, wywodzący się ze społeczności afroamerykańskiej, który prowadzi kampanie przeciwko przemocy i systemowemu rasizmowi wobec Czarnych. BLM regularnie organizuje protesty przeciwko brutalności policji i zabójstwom Czarnych przez policję, a także szerszym kwestiom, takim jak profilowanie rasowe i nierówność rasowa w systemie sądownictwa karnego Stanów Zjednoczonych. Ruch powrócił na pierwsze strony gazet i zyskał dalsze międzynarodowe zainteresowanie podczas globalnych protestów po śmierci George'a Floyda w 2020 roku w Minneapolis w Minnesocie. Floyd zmarł po aresztowaniu za rzekome wykorzystywanie fałszywych pieniędzy do kupowania papierosów. Biały policjant klęczał na jego szyi przez osiem minut i 46 sekund, co doprowadziło do jego śmierci. Wydarzenia związane z aresztowaniem, śmiercią i działaniami funkcjonariuszy doprowadziły do międzynarodowych protestów Black Lives Matter, wezwań do reformy policji i ustawodawstwa dotyczącego nierówności rasowych. Protesty wybuchły i trwają od tego czasu w wielu miastach USA, Australii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zdjęcia te wykonano 6 czerwca 2020 roku podczas londyńskiego protestu. Znalazłem się w centrum protestów, doświadczając całej gamy ludzkich emocji i obserwując niecodzienne zachowanie. Fakt, że protest miał miejsce podczas pandemii Covid-19, sprawia, że wydarzenie to jest jeszcze bardziej znaczące. Około godziny 23:00, po wielu godzinach stania w wściekłym tłumie, zabrano mnie na policyjne śledztwo. Oficer przesłuchał mnie i sprawdził dowód. W końcu udało mi się wyjechać, ale odradzono mi powrót do centrum miasta w ciągu 24 godzin, ponieważ groziłoby to aresztowaniem.Chris Mozyro - Chociaż obecnie mieszka w Londynie, urodził się i wychował na Litwie. Po ukończeniu polskiej szkoły podstawowej, ukończył z dyplomem Zawodowe Centrum Technologii i Biznesu w Wilnie. Praktykowanie kickboxingu we wczesnych latach pomogło mu rozwinąć dyscyplinę i odporność. Obie te cechy przydają mu się obecnie w karierze fotografa.Szybko odkrył, że fotografia jest fantastycznym sposobem na uchwycenie szerokiej gamy ludzkich emocji, i że ten temat wydaje mu się niezwykle pociągający. Wiedząc, że jego były nauczyciel jest zapalonym fotografem z dużym doświadczeniem, poprosił go o mentoring. W styczniu 2019 roku Chris wziął udział w swoich pierwszych warsztatach fotograficznych zorganizowanych przez Mariusza Śmiejeka, założyciela All Media Academy w Londynie. Wkrótce potem, uczestniczył w trzech kolejnych przedsięwzięciach tego typu, w tym w warsztatach wyjazdowych na Sycylii. Niedługo potem miał szczęście zostać zaproszony do Warszawy przez Szeroki Kadr na przegląd portfolio fotograficznego.Jego twórczość została dostrzeżona przez Szeroki Kadr i opublikowana w EYEphoto Magazine. W tym roku znalazł się także w półfinale konkursu URBAN 2020 Photo Awards. fot. Chris Mozyro, Black Lives MatterBlack Lives Matter to międzynarodowy ruch na rzecz praw człowieka, wywodzący się ze społeczności afroamerykańskiej, który prowadzi kampanie przeciwko przemocy i systemowemu rasizmowi wobec Czarnych. BLM regularnie organizuje protesty przeciwko brutalności policji i zabójstwom Czarnych przez policję, a także szerszym kwestiom, takim jak profilowanie rasowe i nierówność rasowa w systemie sądownictwa karnego Stanów Zjednoczonych. Ruch powrócił na pierwsze strony gazet i zyskał dalsze międzynarodowe zainteresowanie podczas globalnych protestów po śmierci George'a Floyda w 2020 roku w Minneapolis w Minnesocie. Floyd zmarł po aresztowaniu za rzekome wykorzystywanie fałszywych pieniędzy do kupowania papierosów. Biały policjant klęczał na jego szyi przez osiem minut i 46 sekund, co doprowadziło do jego śmierci. Wydarzenia związane z aresztowaniem, śmiercią i działaniami funkcjonariuszy doprowadziły do międzynarodowych protestów Black Lives Matter, wezwań do reformy policji i ustawodawstwa dotyczącego nierówności rasowych. Protesty wybuchły i trwają od tego czasu w wielu miastach USA, Australii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zdjęcia te wykonano 6 czerwca 2020 roku podczas londyńskiego protestu. Znalazłem się w centrum protestów, doświadczając całej gamy ludzkich emocji i obserwując niecodzienne zachowanie. Fakt, że protest miał miejsce podczas pandemii Covid-19, sprawia, że wydarzenie to jest jeszcze bardziej znaczące. Około godziny 23:00, po wielu godzinach stania w wściekłym tłumie, zabrano mnie na policyjne śledztwo. Oficer przesłuchał mnie i sprawdził dowód. W końcu udało mi się wyjechać, ale odradzono mi powrót do centrum miasta w ciągu 24 godzin, ponieważ groziłoby to aresztowaniem.Chris Mozyro - Chociaż obecnie mieszka w Londynie, urodził się i wychował na Litwie. Po ukończeniu polskiej szkoły podstawowej, ukończył z dyplomem Zawodowe Centrum Technologii i Biznesu w Wilnie. Praktykowanie kickboxingu we wczesnych latach pomogło mu rozwinąć dyscyplinę i odporność. Obie te cechy przydają mu się obecnie w karierze fotografa.Szybko odkrył, że fotografia jest fantastycznym sposobem na uchwycenie szerokiej gamy ludzkich emocji, i że ten temat wydaje mu się niezwykle pociągający. Wiedząc, że jego były nauczyciel jest zapalonym fotografem z dużym doświadczeniem, poprosił go o mentoring. W styczniu 2019 roku Chris wziął udział w swoich pierwszych warsztatach fotograficznych zorganizowanych przez Mariusza Śmiejeka, założyciela All Media Academy w Londynie. Wkrótce potem, uczestniczył w trzech kolejnych przedsięwzięciach tego typu, w tym w warsztatach wyjazdowych na Sycylii. Niedługo potem miał szczęście zostać zaproszony do Warszawy przez Szeroki Kadr na przegląd portfolio fotograficznego.Jego twórczość została dostrzeżona przez Szeroki Kadr i opublikowana w EYEphoto Magazine. W tym roku znalazł się także w półfinale konkursu URBAN 2020 Photo Awards. fot. Chris Mozyro, Black Lives MatterBlack Lives Matter to międzynarodowy ruch na rzecz praw człowieka, wywodzący się ze społeczności afroamerykańskiej, który prowadzi kampanie przeciwko przemocy i systemowemu rasizmowi wobec Czarnych. BLM regularnie organizuje protesty przeciwko brutalności policji i zabójstwom Czarnych przez policję, a także szerszym kwestiom, takim jak profilowanie rasowe i nierówność rasowa w systemie sądownictwa karnego Stanów Zjednoczonych. Ruch powrócił na pierwsze strony gazet i zyskał dalsze międzynarodowe zainteresowanie podczas globalnych protestów po śmierci George'a Floyda w 2020 roku w Minneapolis w Minnesocie. Floyd zmarł po aresztowaniu za rzekome wykorzystywanie fałszywych pieniędzy do kupowania papierosów. Biały policjant klęczał na jego szyi przez osiem minut i 46 sekund, co doprowadziło do jego śmierci. Wydarzenia związane z aresztowaniem, śmiercią i działaniami funkcjonariuszy doprowadziły do międzynarodowych protestów Black Lives Matter, wezwań do reformy policji i ustawodawstwa dotyczącego nierówności rasowych. Protesty wybuchły i trwają od tego czasu w wielu miastach USA, Australii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zdjęcia te wykonano 6 czerwca 2020 roku podczas londyńskiego protestu. Znalazłem się w centrum protestów, doświadczając całej gamy ludzkich emocji i obserwując niecodzienne zachowanie. Fakt, że protest miał miejsce podczas pandemii Covid-19, sprawia, że wydarzenie to jest jeszcze bardziej znaczące. Około godziny 23:00, po wielu godzinach stania w wściekłym tłumie, zabrano mnie na policyjne śledztwo. Oficer przesłuchał mnie i sprawdził dowód. W końcu udało mi się wyjechać, ale odradzono mi powrót do centrum miasta w ciągu 24 godzin, ponieważ groziłoby to aresztowaniem.Chris Mozyro - Chociaż obecnie mieszka w Londynie, urodził się i wychował na Litwie. Po ukończeniu polskiej szkoły podstawowej, ukończył z dyplomem Zawodowe Centrum Technologii i Biznesu w Wilnie. Praktykowanie kickboxingu we wczesnych latach pomogło mu rozwinąć dyscyplinę i odporność. Obie te cechy przydają mu się obecnie w karierze fotografa.Szybko odkrył, że fotografia jest fantastycznym sposobem na uchwycenie szerokiej gamy ludzkich emocji, i że ten temat wydaje mu się niezwykle pociągający. Wiedząc, że jego były nauczyciel jest zapalonym fotografem z dużym doświadczeniem, poprosił go o mentoring. W styczniu 2019 roku Chris wziął udział w swoich pierwszych warsztatach fotograficznych zorganizowanych przez Mariusza Śmiejeka, założyciela All Media Academy w Londynie. Wkrótce potem, uczestniczył w trzech kolejnych przedsięwzięciach tego typu, w tym w warsztatach wyjazdowych na Sycylii. Niedługo potem miał szczęście zostać zaproszony do Warszawy przez Szeroki Kadr na przegląd portfolio fotograficznego.Jego twórczość została dostrzeżona przez Szeroki Kadr i opublikowana w EYEphoto Magazine. W tym roku znalazł się także w półfinale konkursu URBAN 2020 Photo Awards.

Maciej Jaźwiecki

fot. Maciej JaźwieckiFotoreportaż opowiada o codziennym wysiłku pracowników służby zdrowia, walczących na pierwszej linii frontu z Covid19 oraz o pacjentach, których tak jak tysiące chorych na całym świecie, wirus skazał na samotność. Zdjęcia powstały w trakcie kilkunastu dni, w maju 2020 r., w dwóch największych szpitalach jednoimiennych w Polsce, w Szpitalu MSWiA w Warszawie oraz w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. W czasie kiedy realizowałem ten projekt, wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja nie odbyły się, a w ciągu całego miesiąca (maja) odnotowano w Polsce prawie 11 tysięcy nowych przypadków zachorowań na Covid19. Dziś (21.10.2020) po raz pierwszy od początku pandemii dobowy przyrost zakażeń przekroczył w Polsce próg 10 tysięcy.Maciej Jaźwiecki (ur. 1988), fotograf dokumentalny i fotoreporter, na co dzień związany z redakcją „Gazety Wyborczej”, gdzie wcześniej pracował jako fotoedytor. Absolwent Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Studium Reportażu przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Od kilku lat prowadzi zajęcia z fotografii prasowej na Wydziale Dziennikarstwa SWPS. Jego zdjęcia były publikowane w mediach polskich i zagranicznych (m.in. The New York Times, The Washington Post, The Guardian, Dagen Nyheter, Gazeta Wyborcza, Tygodnik Powszechny, Polityka, Newsweek). W 2017 roku otrzymał stypendium artystyczne m. st. Warszawy. Jako recenzent uczestniczył w przeglądach portfolio na międzynarodowych festiwalach fotograficznych (Miesiąc Fotografii w Krakowie, Fotofestiwal w Łodzi, Les Recontres d’Arles, Visa pour l’image). fot. Maciej JaźwieckiFotoreportaż opowiada o codziennym wysiłku pracowników służby zdrowia, walczących na pierwszej linii frontu z Covid19 oraz o pacjentach, których tak jak tysiące chorych na całym świecie, wirus skazał na samotność. Zdjęcia powstały w trakcie kilkunastu dni, w maju 2020 r., w dwóch największych szpitalach jednoimiennych w Polsce, w Szpitalu MSWiA w Warszawie oraz w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. W czasie kiedy realizowałem ten projekt, wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja nie odbyły się, a w ciągu całego miesiąca (maja) odnotowano w Polsce prawie 11 tysięcy nowych przypadków zachorowań na Covid19. Dziś (21.10.2020) po raz pierwszy od początku pandemii dobowy przyrost zakażeń przekroczył w Polsce próg 10 tysięcy.Maciej Jaźwiecki (ur. 1988), fotograf dokumentalny i fotoreporter, na co dzień związany z redakcją „Gazety Wyborczej”, gdzie wcześniej pracował jako fotoedytor. Absolwent Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Studium Reportażu przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Od kilku lat prowadzi zajęcia z fotografii prasowej na Wydziale Dziennikarstwa SWPS. Jego zdjęcia były publikowane w mediach polskich i zagranicznych (m.in. The New York Times, The Washington Post, The Guardian, Dagen Nyheter, Gazeta Wyborcza, Tygodnik Powszechny, Polityka, Newsweek). W 2017 roku otrzymał stypendium artystyczne m. st. Warszawy. Jako recenzent uczestniczył w przeglądach portfolio na międzynarodowych festiwalach fotograficznych (Miesiąc Fotografii w Krakowie, Fotofestiwal w Łodzi, Les Recontres d’Arles, Visa pour l’image). fot. Maciej JaźwieckiFotoreportaż opowiada o codziennym wysiłku pracowników służby zdrowia, walczących na pierwszej linii frontu z Covid19 oraz o pacjentach, których tak jak tysiące chorych na całym świecie, wirus skazał na samotność. Zdjęcia powstały w trakcie kilkunastu dni, w maju 2020 r., w dwóch największych szpitalach jednoimiennych w Polsce, w Szpitalu MSWiA w Warszawie oraz w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. W czasie kiedy realizowałem ten projekt, wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja nie odbyły się, a w ciągu całego miesiąca (maja) odnotowano w Polsce prawie 11 tysięcy nowych przypadków zachorowań na Covid19. Dziś (21.10.2020) po raz pierwszy od początku pandemii dobowy przyrost zakażeń przekroczył w Polsce próg 10 tysięcy.Maciej Jaźwiecki (ur. 1988), fotograf dokumentalny i fotoreporter, na co dzień związany z redakcją „Gazety Wyborczej”, gdzie wcześniej pracował jako fotoedytor. Absolwent Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Studium Reportażu przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Od kilku lat prowadzi zajęcia z fotografii prasowej na Wydziale Dziennikarstwa SWPS. Jego zdjęcia były publikowane w mediach polskich i zagranicznych (m.in. The New York Times, The Washington Post, The Guardian, Dagen Nyheter, Gazeta Wyborcza, Tygodnik Powszechny, Polityka, Newsweek). W 2017 roku otrzymał stypendium artystyczne m. st. Warszawy. Jako recenzent uczestniczył w przeglądach portfolio na międzynarodowych festiwalach fotograficznych (Miesiąc Fotografii w Krakowie, Fotofestiwal w Łodzi, Les Recontres d’Arles, Visa pour l’image). fot. Maciej JaźwieckiFotoreportaż opowiada o codziennym wysiłku pracowników służby zdrowia, walczących na pierwszej linii frontu z Covid19 oraz o pacjentach, których tak jak tysiące chorych na całym świecie, wirus skazał na samotność. Zdjęcia powstały w trakcie kilkunastu dni, w maju 2020 r., w dwóch największych szpitalach jednoimiennych w Polsce, w Szpitalu MSWiA w Warszawie oraz w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. W czasie kiedy realizowałem ten projekt, wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja nie odbyły się, a w ciągu całego miesiąca (maja) odnotowano w Polsce prawie 11 tysięcy nowych przypadków zachorowań na Covid19. Dziś (21.10.2020) po raz pierwszy od początku pandemii dobowy przyrost zakażeń przekroczył w Polsce próg 10 tysięcy.Maciej Jaźwiecki (ur. 1988), fotograf dokumentalny i fotoreporter, na co dzień związany z redakcją „Gazety Wyborczej”, gdzie wcześniej pracował jako fotoedytor. Absolwent Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Studium Reportażu przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Od kilku lat prowadzi zajęcia z fotografii prasowej na Wydziale Dziennikarstwa SWPS. Jego zdjęcia były publikowane w mediach polskich i zagranicznych (m.in. The New York Times, The Washington Post, The Guardian, Dagen Nyheter, Gazeta Wyborcza, Tygodnik Powszechny, Polityka, Newsweek). W 2017 roku otrzymał stypendium artystyczne m. st. Warszawy. Jako recenzent uczestniczył w przeglądach portfolio na międzynarodowych festiwalach fotograficznych (Miesiąc Fotografii w Krakowie, Fotofestiwal w Łodzi, Les Recontres d’Arles, Visa pour l’image).

Natalia Ershova

fot. Natalia Ershova, Podróż na skraj pokojuBohaterami mojego projektu są ludzie, którzy prawie nigdy nie wychodzą z domu. Wielu z nich pracuje w domu, inni są sponsorowani przez krewnych. To bardzo różni ludzie, ale łączy ich jedno - żyją w Internecie. Niektórzy z nich mają wielu przyjaciół, ale komunikują się z nimi tylko online. A niektórzy z nich są po prostu współczesnymi pustelnikami. Robiłam zdjęcia moim bohaterom w ich mieszkaniach, z ich zwierzętami i ulubionymi przedmiotami. Pytałam też każdego z nich: „Dlaczego prowadzisz taki styl życia? ” Obecnie większość ludzi w taki czy inny sposób polega na dostępie do Internetu; a moi bohaterowie prezentują przesadzoną wersję uzależnienia od Internetu i izolacji społecznej. Myślę, że wraz z rozwojem Internetu jest to bardzo szeroka tendencja, zwłaszcza w dużych miastach, w których tempo życia jest szybkie, a ilość mieszkańców i nagromadzonego przez nich stresu zbyt wielka.Urodziłam się w 1988 roku. Ukończyłam Rosyjski Państwowy Uniwersytet Humanistyczny ze specjalizacją w dziennikarstwie. W latach 2016-2017 uczyłam się w prywatnej szkole Jeleny Suchowiejewej i Wiktora Czmiela. Od 2018 do 2020 studiowałam w ICA, a od 2019 do 2020 roku w DocDocDoc. fot. Natalia Ershova, Podróż na skraj pokojuBohaterami mojego projektu są ludzie, którzy prawie nigdy nie wychodzą z domu. Wielu z nich pracuje w domu, inni są sponsorowani przez krewnych. To bardzo różni ludzie, ale łączy ich jedno - żyją w Internecie. Niektórzy z nich mają wielu przyjaciół, ale komunikują się z nimi tylko online. A niektórzy z nich są po prostu współczesnymi pustelnikami. Robiłam zdjęcia moim bohaterom w ich mieszkaniach, z ich zwierzętami i ulubionymi przedmiotami. Pytałam też każdego z nich: „Dlaczego prowadzisz taki styl życia? ” Obecnie większość ludzi w taki czy inny sposób polega na dostępie do Internetu; a moi bohaterowie prezentują przesadzoną wersję uzależnienia od Internetu i izolacji społecznej. Myślę, że wraz z rozwojem Internetu jest to bardzo szeroka tendencja, zwłaszcza w dużych miastach, w których tempo życia jest szybkie, a ilość mieszkańców i nagromadzonego przez nich stresu zbyt wielka.Urodziłam się w 1988 roku. Ukończyłam Rosyjski Państwowy Uniwersytet Humanistyczny ze specjalizacją w dziennikarstwie. W latach 2016-2017 uczyłam się w prywatnej szkole Jeleny Suchowiejewej i Wiktora Czmiela. Od 2018 do 2020 studiowałam w ICA, a od 2019 do 2020 roku w DocDocDoc. fot. Natalia Ershova, Podróż na skraj pokojuBohaterami mojego projektu są ludzie, którzy prawie nigdy nie wychodzą z domu. Wielu z nich pracuje w domu, inni są sponsorowani przez krewnych. To bardzo różni ludzie, ale łączy ich jedno - żyją w Internecie. Niektórzy z nich mają wielu przyjaciół, ale komunikują się z nimi tylko online. A niektórzy z nich są po prostu współczesnymi pustelnikami. Robiłam zdjęcia moim bohaterom w ich mieszkaniach, z ich zwierzętami i ulubionymi przedmiotami. Pytałam też każdego z nich: „Dlaczego prowadzisz taki styl życia? ” Obecnie większość ludzi w taki czy inny sposób polega na dostępie do Internetu; a moi bohaterowie prezentują przesadzoną wersję uzależnienia od Internetu i izolacji społecznej. Myślę, że wraz z rozwojem Internetu jest to bardzo szeroka tendencja, zwłaszcza w dużych miastach, w których tempo życia jest szybkie, a ilość mieszkańców i nagromadzonego przez nich stresu zbyt wielka.Urodziłam się w 1988 roku. Ukończyłam Rosyjski Państwowy Uniwersytet Humanistyczny ze specjalizacją w dziennikarstwie. W latach 2016-2017 uczyłam się w prywatnej szkole Jeleny Suchowiejewej i Wiktora Czmiela. Od 2018 do 2020 studiowałam w ICA, a od 2019 do 2020 roku w DocDocDoc. fot. Natalia Ershova, Podróż na skraj pokojuBohaterami mojego projektu są ludzie, którzy prawie nigdy nie wychodzą z domu. Wielu z nich pracuje w domu, inni są sponsorowani przez krewnych. To bardzo różni ludzie, ale łączy ich jedno - żyją w Internecie. Niektórzy z nich mają wielu przyjaciół, ale komunikują się z nimi tylko online. A niektórzy z nich są po prostu współczesnymi pustelnikami. Robiłam zdjęcia moim bohaterom w ich mieszkaniach, z ich zwierzętami i ulubionymi przedmiotami. Pytałam też każdego z nich: „Dlaczego prowadzisz taki styl życia? ” Obecnie większość ludzi w taki czy inny sposób polega na dostępie do Internetu; a moi bohaterowie prezentują przesadzoną wersję uzależnienia od Internetu i izolacji społecznej. Myślę, że wraz z rozwojem Internetu jest to bardzo szeroka tendencja, zwłaszcza w dużych miastach, w których tempo życia jest szybkie, a ilość mieszkańców i nagromadzonego przez nich stresu zbyt wielka.Urodziłam się w 1988 roku. Ukończyłam Rosyjski Państwowy Uniwersytet Humanistyczny ze specjalizacją w dziennikarstwie. W latach 2016-2017 uczyłam się w prywatnej szkole Jeleny Suchowiejewej i Wiktora Czmiela. Od 2018 do 2020 studiowałam w ICA, a od 2019 do 2020 roku w DocDocDoc.

Konkurs im. Krzysztofa Millera

Redakcja „Gazety Wyborczej" ustanowiła Nagrodę im. Krzysztofa Millera za odwagę patrzenia w 2018 r. Do pierwszej edycji konkursu fotograficznego na najlepszy materiał roku zgłoszono 300 prac, czyli blisko 5 tysięcy zdjęć. Jego zwyciężczynią została Anna Liminowicz nagrodzona za fotoreportaż „Między blokami" o związku dwóch kobiet. Opublikował go „Duży Format", a później "The New York Times". Laureatem drugiej edycji konkursu był Alessio Paduano, stale współpracujący z redakcjami "Corriere della Sera, la Repubblica", "The Guardian", "Newsweek", i "Time". Pochodzący z Neapolu fotograf został nagrodzony za fotoreportaż „Współczesne niewolnictwo: zagubione córki Nigerii". 

Konkurs upamiętnia wybitnego fotografa Krzysztofa Millera (1962-2016), legendę fotoreportażu wojennego i autora wielu znanych zdjęć. W ciągu ponad 25 lat fotografował on niemal wszystkie konflikty zbrojne na świecie oraz wydarzenia historyczne. Robił zdjęcia m.in. w Afganistanie, Czeczenii, Afryce. Dokumentował przewrót w Rumunii, wojny w Gruzji i Bośni, trzęsienie ziemi w Iranie, Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji. W 2000 roku był jurorem World Press Photo. Autor książek „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego" (Wydawnictwo Znak, 2013) oraz „Fotografie, które nie zmieniły świata" (Wydawnictwo Agora, 2017). Krzysztof Miller związany był z „Gazetą Wyborczą" od początku jej istnienia, został jednym z pierwszych pięciu fotoreporterów zatrudnionych w redakcji dziennika. Przez wiele lat razem z Wojciechem Jagielskim tworzył relacjonujący konflikty zbrojne reporterski duet.

Więcej informacji znajdziecie na stronie wyborcza.pl.

(fot. okładkowa: Karim Mottaghi, z cyklu "Block 65" / Grand Prix Konkursu im. Krzysztofa Millera 2020)

Komentarze
Przeczytaj także
Zobacz więcej z tagiem: fotografia reportażowa
logo logo
Magazyny
Zamów