Wydarzenia
Melchior Wańkowicz. Fotoreporter - wystawa nieznanego dorobku reportera literackiego
77%
Druga generacja najmniejszej lustrzanki na rynku wprowadza szereg usprawnień, dzięki którym ma szansę sprostać oczekiwaniom nawet bardziej wymagających fotoamatorów. Sprawdzamy, jak radzi sobie w praktyce!
Jak chyba każdy współczesny aparat, nowy Canon oferuje szereg funkcji dodatkowych, z których najważniejszą jest chyba łączność bezprzewodowa. Aby ułatwić z niej korzystanie, producent wzbogacił obudowę o dedykowany przycisk, co uważamy za duże i oszczędzające sporo czasu udogodnienie.
Po jego wciśnięciu, możemy zdecydować w jaki sposób chcemy ich używać. Tu, jak zwykle w przypadku Canona otrzymujemy szeroki wachlarz funkcji - oprócz parowania ze smartfonem, otrzymujemy także możliwość przesłania zdjęcia na inny aparat, zdalnej kontroli z poziomu komputera (program EOS Utility), bezpośredniej publikacji w mediach społecznościowych czy przesłanie ich do drukarki.
W teście skupiliśmy się jednak na najważniejszym dla wszystkich aspekcie, czyli współpracy ze smartfonem. Samo parowanie urządzeń przebiega bez zarzutu, denerwuje jednak fakt, że aplikacja, korzystając ze standardowej łączności Wi-Fi wymusza włączenie modułu bluetooth w smartfonie, co przy dłuższym użytkowaniu drenuje baterię urządzenia mobilnego. Moduł Wi-Fi nie jest przy tym wykorzystywany do przesyłania zdjęć na bieżąco, zaraz po ich wykonaniu tak, jak oferują chociażby aparaty Nikona czy Fujifilm.
Nie można jednak narzekać na samo działanie aplikacji mobilnej. Podgląd obrazu jest płynny, a my możemy kontrolować większość ustawień aparatu (z pomocą smartfona otrzymujemy m.in. dostęp do pozycji prezentowanych w menu podręcznym aparatu), niestety ciągle problem stanowi zdalna kontrola nad autofokusem, co jest wytykane przez nas właściwie w przypadku każdego testu. Jest coraz lepiej, ale nadal próba zablokowania ostrości w określonym punkcie wiąże się niekiedy z koniecznością odczekania kilku sekund, co skutecznie zniechęca do pracy z aplikacją.
Bardzo dobrze wypada jednak kwestia przeglądania i transferu zdjęć. Zdjęcia wczytują się błyskawicznie i są opatrzone podstawowymi danymi EXIF, co ułatwia orientację w materiale. Co chyba jednak najważniejsze, w przypadku chęci przesłania zdjęć na smartfona, możemy zaznaczyć kilka zdjęć jednocześnie. Zdjęcia możemy przesyłać w oryginalnych rozmiarach, lub pomniejszone do 2 Mp, co w zupełności wystarczy na potrzeby mediów społecznościowych, a przy tym nie nadwyręży pamięci smartfona.
Aparat oferuje także tryb filtrów artystycznych, którego implementacja w dobie Instagrama i setek aplikacji do obróbki zdjęć kolejny raz nas zadziwia i przywołuje na myśl lata świetności amatorskich kompaktów. Choć efekty mogą spodobać się zupełnie początkującym, większość użytkowników z pewnością bardziej doceniłaby coś na wzór funkcji symulacji filmów oferowanych przez Fujifilm.
Filtry artystyczne aparatu Canon EOS 200D
Otrzymujemy także znaną już chociażby z modelu EOS M5 funkcję Creative Auto, która pomóc ma w uzyskaniu zamierzonych efektów początkującym poprzez przypisanie ustawień ostrości, ekspozycji, kontrastu, nasycenia czy tinty do ikonek z boku ekranu. Zupełnym amatorom może ona przypaść do gustu, ale raczej nie będzie nazbyt często wykorzystywana. Początkujący chętniej skorzystają zapewne z trybu auto, a osoby które starają się fotografować świadomie będą chciały nauczyć się właściwych zależności między ustawieniami parametrów ekspozycji, a efektami na zdjęciach niż bawić się zestawem ikonek.
Warto też wspomnieć o trybie “przewodnika”, który ma pomóc w obsłudze aparatu zupełnie początkującym i ułatwić im uzyskanie pożądanych efektów bez znajomości podstaw fotografowania. Zawsze lepiej jednak je znać, gdyż na tym przecież polega świadome fotografowanie, czyż nie?