Obiektywy
Viltrox AF 28 mm f/4.5 - znamy polską cenę ultrakompaktowego „naleśnika”
Jak mieć wolne ręce podczas wędrówki, a jednocześnie szybki dostęp do aparatu? Marcin Dobas, specjalista od fotografii podróżniczej, krajobrazowej, przyrodniczej oraz podwodnej, opowiada o akcesoriach Peak Design, które wspierają go w codziennej pracy.
Wydaje mi się, że sporo używam aparatu. Albo realizuję zlecenia dla klientów, albo jeżdżę jako przewodnik-instruktor na wyjazdy fotograficzne z biurem Wyprawy Foto, odwiedzając różne egzotyczne miejsca na świecie. Mój rekord to prawie 300 dni w roku poza domem i spokojnie można przyjąć, że oprócz czasu poświęconego na przeloty reszta to dni intensywnego fotografowania. To powód, dla którego bardzo polubiłem wszelkiej maści rozwiązania ułatwiające życie. Nie do końca mam na myśli gadżety, które kupujemy i szybko zostają zapomniane, ale raczej proste rozwiązania, które powodują, że pewne problemy znikają, a my nie chcemy przestać ich używać.
Lata temu, szperając po projektach na Kickstarterze związanych z fotografią, znalazłem dość ciekawy projekt. Jak widać, przypadł on do gustu użytkownikom portalu na tyle, że w pierwszej kampanii zamiast wymaganych 10.000$ zebrano prawie 365.000$, w drugiej zaś, zamiast 100.000$ udało się uzbierać 820.000$. Może to wskazywać na fakt, że w swym zamiłowaniu do tego typu rozwiązań nie jestem odosobniony.
Ten gadżet miał pozwolić na łatwy transport i szybki dostęp do aparatu w dowolnym momencie. Zaprojektowany przez Petera Deringa prototyp okazał się być strzałem w dziesiątkę.
Fotograf podczas wędrówki czy uprawiania aktywności powinien mieć wolne ręce, ale również mieć możliwość szybkiego dostępu do aparatu. Można to porównać do dostępu do broni palnej, której nie nosimy w torbie czy plecaku, ale w odpowiedniej kaburze czy mocowaniu i gdy trzeba, sięgamy po nią w ułamku sekundy. W końcu decydujący moment w fotografii trwa na ogół krótko i nie mamy wówczas czasu na wyjmowanie aparatu z torby czy zdejmowanie dekielka z obiektywu. Coś się dzieje i momentalnie możemy zrobić zdjęcie, nawet jeśli w tym momencie wędrujemy z plecakiem.
Kolejną rzeczą, która mnie osobiście drażni i na dłuższą metę zniechęca do sięgania po aparat przy długotrwałym wysiłku czy zmęczeniu, jest sekwencja ruchów potrzebna do wyjęcia sprzętu z plecaka. Zatrzymać się, zdjąć plecak, otworzyć przedział z aparatem, wyjąć aparat, zamknąć plecak, założyć go. Tylko po to, aby po przymierzeniu się do kadru, stwierdzić, że to jednak nie to i że teraz pora schować aparat.
Osobiście tego tak nie lubię, że unikam jak ognia plecaków bez możliwości szybkiego i sprawnego dostępu do aparatu, ale nawet przy takich rozwiązaniach ciągłe wyjmowanie i chowanie aparatu jest po prostu zniechęcające. I tu z pomocą przychodzi pierwszy z gadżetów.
Peter Dering – dobrze zainwestował zebrane fundusze, założył firmę o nazwie Peak Design a prototyp prezentowany na Kickstarterze doczekał się już kolejnych ulepszonych wersji. Samo mocowanie nosi nazwę Capture i występuje w różnych wersjach. Możemy dobrać je sobie tak, aby współpracowało z dotychczas używanymi przez nas szybkozłączkami. Możemy więc używać tej samej szybkozłączki mocując aparat bezpośrednio do Capture lub do naszego statywu, bez żadnej potrzeby zmieniania płytek mocujących.
Założenie jest genialne w swej prostocie. Capture nie jest i chyba nigdy nie miał być alternatywą dla torby czy plecaka fotograficznego, tylko jest jego świetnym uzupełnieniem. Są miejsca, gdzie sprzęt musi być dokładnie opakowany i chroniony. Wspinaczka, przejście przez jaskinie czy wędrówka w trudnym terenie, gdzie nasz aparat może ulec uderzeniu czy otarciom to sytuacje, gdzie wolę mieć aparat i obiektyw zabezpieczony w torbie fotograficznej i tam Capture się nie sprawdzi, bo nie chcemy mieć aparatu na wierzchu. Bardzo często mamy jednak sytuacje, gdzie chcemy aparat mieć pod ręką niczym rewolwerowiec z dzikiego zachodu. To rzeczywiście genialne rozwiązanie dla każdego, kto w jakiś sposób działa aktywnie.
Przykładowo: jeśli jestem na trekingu, czy chodzę po górach i mam na sobie plecak ze sprzętem outdoorowym, zamiast zakładać aparat z paskiem na szyję – co jest kolejnym znienawidzonym przeze mnie niewygodnym rozwiązaniem – mogę za pomocą mocowania Capture przypiąć sprzęt foto do szelki plecaka czy pasa biodrowego. Będzie to dużo wygodniejszym rozwiązaniem. Nic mi się nie majta, nic nie lata, gdy się pochylam, nie muszę drugą ręką przytrzymywać aparatu, bo ten bardzo dokładnie przylega do ciała. Co więcej, po zakończonym fotografowaniu nie przerabiam sekwencji ruchów polegających na schowaniu aparatu do torby czy plecaka.
Jako że mój korpus i obiektywy są bardzo przyzwoicie uszczelnione, przez zdecydowaną większość czasu w terenie aparat mam przypięty do Capture. Jeśli macie delikatniejszy aparat i obawiacie się wystawiać go na deszcz, to o takich użytkownikach Peak Design również pomyślał i oferuje pokrowce PD Shell. Po drobnym przystosowaniu doskonale sprawdzały się nawet podczas naszego wyjazdu na Święto Holi w Indiach, gdzie na zmianę byliśmy oblewani wodą i posypywani kolorowymi proszkami.
Sam Capture to nic innego jak adapter i szybkozłączka. Adapter zbudowany jest z dwóch elementów skręconych ze sobą śrubami. Działa mniej więcej jak ścisk stolarski. Zakładamy go na jakiś element np. pasek od spodni, szelkę od torby fotograficznej, ramię plecaka, czy jego pas biodrowy. Następnie dokręcamy dwie śruby tak, aby sam adapter był stabilnie umocowany i gotowe. Wyposażyliśmy nasz element ubioru czy sprzętu outdoorowego w mocowanie do aparatu. Pozostaje nam tylko przykręcić szybkozłączkę do aparatu i voilà. Cały zestaw gotowy.
Producent pomyślał też o użytkownikach różnych standardów szybkozłączek statywowych. Jeśli Wasz statyw ma mocowanie Arca Swiss dostaniecie taką płytkę w zestawie z mocowaniem, jeśli statyw wyposażony jest w mocowanie RC2 to wystarczy wybrać płytkę PRO Dual Plate, która będzie pasowała i do Arca Swiss i do RC2. Jest to olbrzymie ułatwienie, bo z tą samą płytką w aparacie możemy korzystać i z Capture, i ze statywu działającego w innym standardzie.
Mamy w nim również blokadę szybkozłączki, czyli mały guziczek, który musimy wcisnąć, aby wypiąć aparat. Nie ma więc niebezpieczeństwa, że aparat przypadkowo nam wypadnie z mocowania. Na wszelki wypadek możemy też obrócić guzik o 90 stopni i całkowicie zablokować możliwość wyjęcia aparatu. Nie da się wówczas wcisnąć guzika.
Oczywiście ma znaczenie, jak duży aparat chcemy nosić w ten sposób. Jeśli używamy bezlusterkowców, możemy pozwolić sobie na więcej, niż gdy bazujemy na średnioformatowych korpusach czy lustrzankach ze zintegrowanym batterypackiem. To oczywiście kwestia indywidualna jak duży sprzęt jesteśmy w stanie zaakceptować przypięty do naszego paska od spodni.
Raczej nie będzie nam wygodnie nosić w ten sposób Canona 1D z obiektywem 600 mm. Osobiście z Capture’em używałem już chyba wszystkich korpusów OM-D z każdym z posiadanych przeze mnie obiektywów, oprócz 150-400 (na noszenie tego mam inny patent), Capture sprawdza się w tej formie bardzo dobrze. Oczywiście Im mniejszy obiektyw i im mniejszy rozmiar całego zestawu, tym łatwiej i wygodniej będzie nam to nosić przy pasku/plecaku, a sprzęt w żaden sposób nie będzie nam przeszkadzać. Dla posiadaczy większych zestawów fotograficznych pojawia się kolejny element systemu, czyli podkładka PROPAD dzięki, której możemy zamocować aparat poniżej paska w spodniach i zdecydowanie zwiększyć komfort noszenia większego aparatu z długoogniskowym obiektywem.
Samego Capture’a używam już od jakiś ośmiu lat. Zarówno na jednodniowych wypadach do lasu, jak i na kilkutygodniowych wędrówkach, gdy chcę mieć możliwość przypięcia w ten sposób aparatu do plecaka. Co więcej, jedno takie mocowanie mam na stałe przykręcone we wnętrzu samochodu, tak aby aparat mieć bezpiecznie wpięty, a jednocześnie pod ręką, gotowy do fotografowania. Również jeżdżąc Quadami czy skuterami śnieżnymi, zazwyczaj znajdzie się coś, na czym Capture da się zacisnąć tak, aby mieć wolne ręce a aparat pod ręką. Warto jednak pamiętać zwłaszcza na skuterze śnieżnym, o dość słabej amortyzacji pojazdu.
Tak mi się spodobał Capture i uważam go za tak przydatny, że przy plecaku mam zamontowane dwie sztuki – jako że zazwyczaj podróżuję z dwoma korpusami, to mając dwa aparaty na wierzchu (jeden z dłuższą ogniskową jeden z szerszym kątem), mogę mieć wolne ręce i nic nie majta mi się na żadnym pasku na szyi, a dostęp do aparatów jest błyskawiczny.
Zafascynowany mocowaniem poszukiwałem innych sprytnych rozwiązań w portfolio firmy i okazało się, że Capture to nie jedyna rzecz, którą strasznie polubiłem.
Okazuje się, że Peak Design w swej ofercie ma więcej sprytnych rozwiązań. Małych niepozornych drobiazgów bardzo ułatwiających życie. Jedną z takich rzeczy są mocowania zwane Anchor, czyli, jak to nazywam, “zaczepiki” do pasków. Jest to niewielki plastikowy guziczek na mocnej lince (jeśli mnie pamięć nie myli, z Dyneemy). BANAŁ!!
Linki “zaczepików” przeplata się przez oczka do mocowania paska w aparacie, a następnie same “zaczepiki” przypina się do mocowania w pasku. Dzięki temu zyskujemy system mocowania paska, który umożliwia nam szybkie i sprawnie odpięcie lub przypięcie paska do aparatu. “Zaczepiki” mają udźwig do 90 kg, więc bez problemu i bezpiecznie utrzymają najcięższe zestawy.
Oczywiście pojawia się pytanie, jaki to ma sens? Dla tych, którzy raz założyli pasek na aparat i nie czują potrzeby późniejszego go zdejmowania z aparatu, zestaw będzie całkowicie bezsensownym zakupem. Jeśli jednak tak jak ja, dość często zdejmujecie pasek, to rozwiązanie jest wymarzone. Nie trzeba za każdym razem wyplatać i zaplatać paska, klnąc cicho pod nosem, że coś gdzieś nie wchodzi, że zajmuje za dużo czasu, że zgubiliśmy jakąś wsuwkę. Wciskamy guziczek i wyczepiamy nasz pasek z aparatu, a na nim zostają tylko końcówki na stałe przeplecione przez korpus.
Gdy wkładam aparat w fotopułapkę, gdy nurkuję ze sprzętem i potrzebuję włożyć aparat w obudowę podwodną, gdy fotografuję ze statywu i nie chcę, żeby pasek majtał się na wietrze, gdy spaceruję po mieście i chcę aparat schować do kieszeni albo trzymać w ręku, jestem w stanie w ciągu krótkiej chwili pasek odpiąć albo zapiąć. Sam anchor spokojnie mieści się w obudowie nurkowej, więc nie mam również potrzeby odpinania końcówek, które są na stałe zamontowane w aparacie.
Jeżdżąc na Svalbard, na wyprawy fotograficzne zabieram ze sobą karabin (jednym z podstawowych wymogów jest posiadanie broni palnej do obrony koniecznej przed atakiem niedźwiedzia polarnego). Zatem w swoim podstawowym wyposażeniu przewodnika, dodatkową rzeczą jest czterotakt. Nie będzie pewnie zaskoczeniem, jeśli powiem, że ten pasek też wymieniłem na pasek od Peak Design i mocowany jest właśnie na szybkozłączkę Anchor.
Co ciekawe sama szybkozłączka do Capture’a jest również wyposażona w specjalne otworki na sznureczki i przy szybkozłączce „dynda” mi się również jeden taki „zaczepik”. Jeśli chcę zamontować mocowanie na dłoń, wypinam pasek i zostaję z samym paskiem „nadgarstkowym”, gdy chcę do obiektywu długoogniskowego zamontować pasek, żeby przełożyć go sobie przez ramię, znów w ciągu chwilki mogę pasek do obiektywu dopiąć lub odpiąć. Odpowiednio zakładając Anchory jesteśmy więc w stanie mocować pasek nie tylko do otworków przewidzianych przez producenta, ale w dowolny inny sposób, który na pewno będzie lepszym rozwiązaniem niż przypięcie paska w standardowe miejsca przewidziane przez producenta aparatu.
Peak Design ma również w ofercie paski z szybką możliwością regulacji długości. Szeroki (Slide), cieńszy (Slide Lite) i zupełnie cienki (Leash) – sprzedawane w komplecie z mocowaniami Anchor. Najszerszy dla mnie jest zdecydowanie zbyt szeroki. Natomiast cieńszy jest już OK, choć i tak szerszy niż pasek dołączony standardowo do aparatu.
Jeśli nie chcecie kupować paska możecie kupić same mocowania Anchor. Są one wykonane z myślą o stosowaniu wraz z systemowymi paskami, tak więc wystarczy na pasku zapleść mocowanie a do aparatu dołączyć “zaczepiki”, czyli te guziczki na sznureczkach i temat szybkiego dopięcia lub odpięcia paska od aparatu mamy załatwiony. Jestem wielkim fanem niewielkich, a bardzo ułatwiających życie drobiazgów i z całą pewnością Anchory do takich należą.
Obie wspomniane przeze mnie rzeczy to drobiazgi, z pozoru gadżety i z pozoru niepotrzebne, jednak jest to jedno z nielicznych lub nawet jedyne tak sprytne rozwiązanie, które w tak dużym stopniu potrafi ułatwić życie fotografowi.
Fotograf National Geographic, specjalizujący się w fotografii podróżniczej, krajobrazowej, przyrodniczej oraz podwodnej. Ukończył studia na wydziale geologii i pracuje jako ratownik górski i pilot wycieczek. Członek międzynarodowego teamu fotografów Olympus Visionaries, Ambasador Eizo oraz Peak Design. Marcin spędził z aparatem sporo czasu w takich miejscach jak Svalbard, Nowa Zelandia, Norwegia, Tajlandia, Nepal, Malezja, Szwecja, Finlandia, Grenlandia, Maroko, Egipt, czy Wielka Brytania, koncentrując się na fotografowaniu dzikiej przyrody i krajobrazów tych miejsc. Jego fotografie są publikowane w różnych miejscach Świata w magazynach, książkach i kalendarzach. dobas.art.pl, ig: @marcindobas
Więcej informacji o Peak Design znajdziecie na: peakdesign.pl, YouTube, Facebook, Instagram.
Produkty Peak Design do 27.11.2022 r. dostępne są w promocji Black Week!
Artykuł powstał we współpracy z marką Peak Design.