Aparaty
Ricoh GR IV oficjalnie - nową wersję ulicznego kompaktu zobaczymy już jesienią
Nowy aparat kompaktowy Fujifilm X half odrzuca utarte schematy i oferuje coś, czego jeszcze nie widzieliśmy. To interesujący powiew świeżości, ale czy producent nie podszedł do tematu zbyt ekstremalnie?
Narzekacie, że aparaty przestały być oryginalne? Japończycy mają dla was coś wyjątkowego. Fujifilm X half to aparat, który łączy charakterystyczną dziwaczność kompaktów z lat 2000 z duchem analoga, a przy tym jest także czymś zupełnie nowym. Brzmi ciekawie? Bo takie jest.
Fujifilm X half to aparat, który z założenia łączyć ma „analogowy” system obsługi z doświadczeniem fotografowania cyfrowym aparatem typu point & shoot. Otrzymujemy więc elegancką, stylizowaną obudowę z wizjerem optycznym, mocno frezowanym pokrętłem ekspozycji, możliwością fizycznej kontroli przysłony a nawet… wajchą naciągu filmu.
Aby doświadczenie fotografowania jeszcze bardziej przypominało analoga, aparat pozwala także na fotografowanie w trybie Film Mode, gdzie wybieramy jedną z 13 dostępnych symulacji filmu (do wyboru „długości 36, 54 i 72 klatki) a finalne zdjęcia zobaczymy dopiero po „wywołaniu” w aplikacji mobilnej (wraz z cyfrową stykówką). Oczywiście, po wykonaniu każdego zdjęcia będziemy musieli naciągnąć też wspomnianą wajchę.
Gdyby tego było mało, Fujifilm X half ma nam do zaoferowania jeszcze jeden twist - to aparat z pionowo umieszczoną matrycą (18 Mp, 1”), który imitować ma doświadczenie fotografowania analogowymi aparatami półklatkowymi (jak np. Pentax 17). Pionowy format ma tu jeszcze jedno zastosowanie. W trybie standardowym, po naciągnięciu wajchy przechodzimy do trybu tworzenia dyptyków, gdzie dwa wykonane po sobie kadry zostaną połączone w jeden kolaż w formacie 3:2.
Do tego otrzymujemy system AF z funkcjami śledzenia, baterię pozwalającą na wykonanie ok. 880 zdjęć, oryginalny podwójny system ekranu dotykowego oraz 18 dodatkowych filtrów efektowych (np. Light Leak czy efekt ziarna), które urozmaicić mają zabawę z aparatem. Aparat jest też naprawdę malutki, mierząc 105,8 x 64,3 x 30 mm przy wadze 240 g. Do pary z obiektywem 32 mm f/2.8 tworzy to naprawdę interesującą konstrukcję, która może stać się bardzo przyjemnym aparatem „wakacyjno-rozrywkowym”. X half jest bowiem najbardziej niezobowiązującą konstrukcją jaką widzieliśmy od lat.
Niestety w poszukiwaniu oryginalności Fujifilm w paru aspektach poszło o krok za daleko. Przede wszystkim, Fujifilm X half to aparat, który fotografuje wyłącznie w formacie JPEG. Oczywiście to również wpisywać ma się w analogowy experience, gdzie oddając rolkę filmu do wywołania otrzymujemy po prostu gotowe zdjęcia, ale w czasach gdy zapis RAW oferują nawet smartfony, to lekka przesada.
Oprócz tego, aparat nie dysponuje prawdziwą lampą błyskową, a jedynie doświetlającą sceny diodą LED i oferuje tylko zimną stopkę, nie pozwalając na podłączenie lampy zewnętrznej. I choć matryca pozwala na podkręcenie czułości do ISO 12800, przy niewielkim sensorze i braku prawdziwej lampy raczej nie mamy co liczyć na ładnie wyglądające zdjęcie w słabym świetle.
W końcu, najbardziej zaskakujący element nowej konstrukcji, czyli cena. Jeszcze przed premierą komentujący na forach żartowali z producenta, przekręcając slogan „Half the size, twice the story” na „Half the size, twice the price”. I jak widać mieli rację. W proponowanym przez producenta pułapie cenowym może być bowiem bardzo trudno zainteresować odbiorców z pokolenia Z, do których głównie kierowana jest ta konstrukcja.
Na rynku europejskim Fujifilm X half zadebiutować ma w połowie czerwca w cenie 829 euro, czyli ok. 3500 zł. Dokładnej polskiej ceny jeszcze nie znamy.
Więcej informacji o aparacie znajdziecie na stronie fujifilm-x.com.