Magdalena Wosińska: „Od 25 lat robię jedno i to samo zdjęcie - fotografuję moje życie”.

„Nasze ciała to sztuka sama w sobie, po co je zasłaniać? Nie chcesz oglądać takich fotografii, to nie oglądaj” mówi Magdaleną Wosińską w rozmowie z Beatą Łyżwą-Sokół.

Autor: Beata Łyżwa-Sokół

16 Czerwiec 2023
Artykuł na: 9-16 minut

Przeprowadziłaś się z Katowic na stałe do USA w wieku 8 lat, bywasz czasem w Polsce?

Przyjeżdżam przynajmniej raz w roku. Teraz po śmierci mamy do kraju wrócił mój tata, więc będę częściej.

Fotografujesz rodziców, nawet w bardzo intymnych sytuacjach.

Dla mnie rodzina jest najważniejsza, nie byłoby mnie bez niej, prawda? Szukamy tematów gdzieś bardzo daleko, pędzimy po zdjęcia na drugi koniec świata, tymczasem historię mamy pod nosem, w naszym domu. Rzeczy na pozór zwyczajne wydają się nieważne, ale tak naprawdę, to one są istotne. Skończyłam 39 lat i jestem w takim momencie życia, gdy chcę jak najwięcej dowiedzieć się o moich bliskich. Ciekawi mnie skąd pochodzę, jacy byli moi krewni, jak się potoczyły nasze losy. Wierzę, że to ma ogromny wpływ na to, jaka teraz jestem, jak się czuję w życiu.

Z Mamą. Fot. Magdalena Wosińska

Patrząc na Twoje zdjęcia widzę, jak bliska łączy Was relacja, zawsze tak było?

Nie, to się zmieniło niedawno. Tata dopiero teraz traktuje mnie serio, uwierzył, że jestem dobrą fotografką, artystką. Widzi mnóstwo moich zdjęć w prasie, docenia, że fotografuję ważnych i ciekawych ludzi. W końcu zaufał mi, że to nie jest tylko dla zabawy.

A mama?

Zanim ciężko zachorowała nasze życia toczyły się w różnych kierunkach, mijałyśmy się. Nagle zaczęłam zauważać jak bardzo jesteśmy do siebie podobne, zobaczyłam w mamie siebie. Zwykle w obliczu śmiertelnej choroby dociera do nas, że jesteśmy równi, że tak wiele nas łączy. Zaczęłam się mamie przyglądać. Zawsze była silną kobietą, aż powoli, powoli zaczęła się rozpadać. Akceptowała to wszystko, co się z nią działo, co innego mogła zrobić?

Ja nie potrafiłam tego zrozumieć, nie przyjmowałam do siebie, że mama nie jest już na sto procent. Ale nie mogłam tego zmienić, ona też. Skoncentrowałyśmy się na tym, aby czas, który nam pozostał, był jak najlepszy. Zaczęłam pytać o różne rzeczy. Chciałam wiedzieć, jaka była w moim wieku, o czym wtedy myślała, jak kochała, kto był dla niej ważny, czego się bała.

Powstał cykl zdjęć, który opublikował magazyn „The New York Times”.

Mama została moją muzą. Fotografując ją miałam uczucie jakbym malowała obraz albo rzeźbiła. To co się wtedy wydarzyło między nami, relacja którą zbudowałyśmy, sprawiło, że dojrzałam jako artystka. A mama, zamiast z powodu choroby wycofać się z życia, stała się gwiazdą. Nie dość, że była dla mnie najważniejsza na świecie, to również dzięki tym zdjęciom, które zobaczyło mnóstwo ludzi, stała się kimś ważnym dla innych.

Okładka weekendowego dodatku "The New York Times"

Na tych fotografiach zanurzacie się w codzienności, przytulacie się nago, kąpiecie w wannie. Trudno było namówić mamę do takich sesji?

To było naturalne, nagość nigdy nie była dla nas tabu. Ale też nie od razu powstały takie zdjęcia. Opiekowałam się mamą przez kilka lat, często fotografowałam ją w domu. Gdy już sama nie mogła zadbać o siebie przychodziłam i szorowałam jej plecy, pielęgnowałam ciało, aż któregoś razu zapytałam, czy mogę jej zrobić zdjęcie podczas wspólnej kąpieli. „Dobrze, ale po co?” – zdziwiła się. Bo to jest piękny moment, mamo!- odpowiedziałam. Zaufała mi, rozumiała też, że to jest moja rozmowa z nią. W ten sposób mówiłyśmy sobie jak bardzo się kochamy. Słowa zastąpiły zdjęcia.

Nagość często pojawia się w Twoich pracach, wydaje się niezwykle naturalna.

Miałam szczęście, że urodziłam się w domu, gdzie ciało było po prostu ciałem. Biegaliśmy nago po podwórku, podczas wakacji na Mazurach to już była zwyczajna sprawa, tak było wygodnie. Nad jeziorem mama przebierała się pod drzewem, niczym się nie zasłaniając. Pod koniec życia mówiła podczas naszych sesji: nie starzej się, tylko się nie starzej.

Zastanawiam się, dlaczego cały czas jest w nas coś takiego, że starość jest najgorszą rzeczą na świecie. W reklamach promuje się młodość, zapominając, że starsi i ludzie w średnim wieku, wciąż są wśród nas. To ich warto gloryfikować. Fotografuję prawie nago mojego 81 letniego tatę, który totalnie siebie akceptuje. Żyjemy coraz dłużej, mam wśród przyjaciół 50 i 60 latków, którzy żyją jakby mieli 30 lat. Piją, palą, imprezują, ale równocześnie dbają o siebie, ćwiczą i to jest niesamowite.

Jeszcze tego nie znam, zbliżam się do 40. i myślę o tym czasie, że będzie piękny. Mam nadzieję, że wielość doświadczeń doprowadzi mnie do pełnej akceptacji siebie. Nie boję się zmian, nawet trudnych, wiem że to jedyna pewna rzecz i trzeba ją przyjąć.

Sesja okładkowa dla "Vogue". Fot. Magdalena Wosińska

Portretujesz siebie nago w cyklu „ The Magdalena Experience”. Nie miałaś kłopotu z tymi zdjęciami w USA?

W Ameryce jak jesteś nago, to od razu pojawia się kontekst seksualny.

W Polsce raczej też.

Mówisz serio? To dziwne w tak religijnym kraju, gdzie jest tyle kościołów i nagość pojawia się prawie na każdym obrazie, wiele rzeźb przedstawia nagie postacie. Renesans, tak podziwiany przez wszystkich, to głównie nagość. Dzieła stworzone przez Michała Anioła są nagie. Niesamowite, że w życiu nie potrafimy zaakceptować tego, co oglądamy w muzeach i o czym uczymy się w szkole. Nasze ciała to sztuka sama w sobie, po co je zasłaniać?

Autoportrety z serii „The Magdalena Experience”, które publikuję na Instagramie, są pozbawione kontekstu seksualnego. Wykonanie ich bywa dosyć trudne. Mam ujęcie z wysokiej góry pokrytej śniegiem i lodem, na innym stoję po środku rzeki albo w miejscu, gdzie wokół biegają konie. Polecam wszystkim takie doświadczenia z ciałem. To jest piękna sprawa być nago w otoczeniu natury, poczuć na całym ciele słońce, zimno, wiatr, kamienie, to jest prawdziwa wolność.

Z serii „The Magdalena Experience”

Niestety niektórzy moi narzeczeni, może pod wpływem rodziców, mieli problem z tymi zdjęciami, gdy tylko odkryli je na Instagramie. Myślę, że nie rozumieli sztuki. Nie mogłam też na nich liczyć, gdy potrzebowałam pomocy podczas sesji. Na początku trochę się tym przejmowałam, ale teraz, gdy jestem starsza, myślę sobie: to nie mój problem. ”Nie chcesz oglądać takich fotografii, to nie oglądaj!” - mówię im. To jest takie proste.

Z serii „The Magdalena Experience”

Ciągnie Cię do ludzi, bez przerwy fotografujesz przyjaciół i celebrytów.

Zawsze miałam dobry kontakt z ludźmi, mimo że przyjeżdżając do USA nie znałam języka. Z tego powodu na początku byłam nieśmiała. W wieku 14 lat zaczęłam fotografować i od tamtej pory stale jestem z ludźmi. Uwielbiam robić portrety i gadać, to najlepszy sposób, żeby się czegoś uczyć.

Rozmowa działa na mnie lepiej niż książka czy film, szybko otwiera moją głowę, porusza emocje. Jestem głodna życia, potrzebuję kolejnych doświadczeń, żeby się rozwijać. W młodości jeździłam na desce i robiłam foty moim kumplom. Mając 20 parę lat grałam w zespole metalowym, bezustannie dokumentowałam to, co robimy na scenie i poza nią. Po trzydziestce zaczęłam szukać miłości i póki co jej nie znalazłam. Przez ostatnie lata intensywniej fotografowałam rodziców. Od 25 lat robię jedno i to samo zdjęcie: fotografuję moje życie.

Helen Mirren dla "The New York Times". Fot. Magdalena Wosińska

Co robisz, gdy nie fotografujesz?

Patrzę na moje zdjęcia (śmiech)…i przygotowuję podpisy, które są dla mnie bardzo ważne. Chcę aby po latach ktoś wiedział jaki był kontekst, jaka historia stoi za każdą fotografią. Niedawno wrzuciłam na Instagram zdjęcie, gdy wstrzykuję sobie w brzuch hormony. Jakiś czas temu postanowiłam zamrozić swoje komórki jajowe. Żeby to zrobić musisz odpowiednio przygotować swój organizm, wkładasz w to mnóstwo pracy, ale czasem to nie wystarcza.

Niestety część osób nie przeczytała podpisu pod zdjęciem i pomyślała, że pokazuję narkotyki. Pod postem pojawiły się niemądre komentarze. Równocześnie wiele osób wzruszyło moje zdjęcie i osobisty tekst, zaczęli ze mną rozmawiać na ten temat. Fotografia poszerza naszą wiedzę o świecie, bywa pretekstem do ważnej rozmowy, dlatego trzeba opowiadać o tym, co się na niej dzieje.

Zdradzisz swój patent na znanych ludzi?

Lubię fotografować celebrytów. Najczęściej trafiają mi się ludzie, którzy nie cierpią sesji, więc traktuję to jako wyzwanie. Dziwi mnie, gdy ktoś ekscytuje się tym, że będę fotografowała kogoś znanego. Dla mnie to nie ma znaczenia. Nie traktuję celebrytów jakoś szczególnie. Wszyscy są dla mnie wartościowi, nikt nie jest ważniejszy. Fotografuję moją mamę jak Nicole Kidman i Nicole Kidman jak moją mamę. Nie skaczę wokół celebrytów, nie dopytuję podczas sesji, czy czegoś potrzebują, nie traktuję ich jak małych dzieci.

 

Joaquin Phoenix (z lewej) i Ben Affleck dla "The New York Times". Fot. Magdalena Wosińska

Szanuję każdego, kto stanie za moim obiektywem. Zazwyczaj przychodzę z jednym, małym aparatem, sama, bez asystenta i walizek pełnych świateł. Często fotografuję celebrytów w ich domu, szybko się zaprzyjaźniam, sporo rozmawiamy. To nie są wielkie sesje, gdzie 15 ludzi kręci się przez kilkanaście godzin wokół jednego człowieka, przez większość czasu czekając na jedzenie czy makijaż, zmieniając co chwila stylizacje. Każdy z nas ma swoje życie, nie chcemy tracić czasu. Potrafię zrobić dobry portret w 15 minut. Wiem co chcę uchwycić, rozmawiamy, oni gestykulują, ruszają się i zapominają, że robię im zdjęcia.

George Clooney. Fot. Magdalena Wosińska

Wyobrażasz sobie, że to wszystko może za Ciebie zrobić AI?

Nie, w ogóle nie. AI wyręczy nas w pewnych sprawach, przez moment niektórzy zachwycą się nią, a potem wrócą do siebie, jak do winylowych płyt. Sztuka opiera się na błędach, najciekawsze rzeczy powstają wtedy, gdy coś spieprzysz, wywrócisz. AI robi to, co ma zrobić, to jest komputer, a nie moja głowa, która zawsze znajdzie sposób na to, żeby tą samą historię opowiedzieć inaczej.

Joanna Kulig (z lewej) i Jerzy Skolimowski (z prawej). Fot. Magdalena Wosińska

Georga Clooneya, Bille Eillish, Helen Mirren i wielu, wielu innych sfotografowałaś na zamówienie. Jest ktoś, kogo sama chciałabyś sportretować?

Iggy’ego Popa! Jakoś nie mieliśmy jeszcze szansy się spotkać (śmiech). Tak widzę to zdjęcie: moje ciało z jego ciałem. That would be cool!

Skopiuj link

Autor: Beata Łyżwa-Sokół

Fotoedytorka, edukatorka, autorka tekstów o fotografii. Przez 16 lat pracowała w "Gazecie Wyborczej", w tym 6 lat jako  szefowa działu foto "Gazety Wyborczej" i Agencji Wyborcza.pl. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, Europejskiej Akademii Fotografii oraz Muzealniczych Studiów Kuratorskich w Instytucie Historii Sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Inicjatorka Konkursu im.Krzysztofa Millera na najlepszy materiał fotograficzny roku. Szczęśliwa żona i mama, niepoprawna optymistka.

Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy nawet próbowałem."
Maciej Taichman: "Jestem uzależniony od tworzenia obrazu i nie umiem od tego odejść. Parę razy...
O poszukiwaniu sprzętu idealnego, pogoni za jakością, współczesnych realiach rynkowych i o tym czy średni format może zastąpić profesjonalną kamerę filmową, rozmawiamy z Maciejem Taichmanem -...
54
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
Viviane Sassen: "Kiedy fotografuję, jestem naprawdę tu i teraz"
O jej najnowszej retrospektywie, stagnacji i rozwoju na fotograficznej drodze, a także o tym, co irytuje ją w branży modowej, rozmawiamy z jedną z najważniejszych współczesnych artystek...
22
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Odnaleźć piękno w fotografii wnętrz. Jak PION Studio zbudowało swoją pozycję na światowym rynku
Fotografował dla Hermèsa, Amour, NOBU, PURO i innych luksusowych marek oraz hoteli. O ciemnych i jasnych stronach tej branży, ulubionych aparatach oraz kulturze pracy w Polsce i na świecie...
23
Powiązane artykuły